09-05-2014, 23:36
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09-05-2014, 23:40 przez GreenScratch.)
„Czyli po prostu chciał mnie jeszcze trochę pomęczyć, jak nie fizycznie to psychicznie, więc postanowił utrudnić mi kolejną próbę zaśnięcia. Albo po prostu się nudził, przy czym jedno nie wyklucza drugiego. Cholera, odpoczynek jest tym czego potrzebuję, a nie rozmów o mojej fatalnej przyszłości.”
Maksim bił się z myślami. A myślał o odpoczynku, którego bardzo potrzebował. Lecz coś mu mówiło, że Punchy nie pozwoli mu na to. Czarnogrzywy rozejrzał się. Jego wzrok padał po kolei, na klatki, na zabudowania, aż w końcu natrafił na ognisko. Trzy kucki siedzące na krzesłach tuż przy nim, grały w karty. Granatowy ogier przyglądał się ich rozgrywce. By po chwili odlecieć we wspomnienia, które zostały przywołane widokiem kart.
„Szczęście… szczęście nie może być wieczne. Zawsze coś się kiedyś kończy… prawda Kola? - ogier odruchowo powędrował kopytem do szyi, na której powinny być wspomnienia, uchwycone w ważnych dla niego przedmiotach. - Jedyne co mi pozostało, to wspomnienia w sercu i umyśle… nic materialnego. Zabrali mi wszystko co posiadałem, ale nie mogą odebrać tego, czego odebrać nie sposób…”
Żelaznooki rozmyślał o rodzinie. Może nie po raz pierwszy podczas swojej wędrówki, ale to był pierwszy raz, gdy naprawdę zaczęło mu jej brakować. Kopyto wciąż dociskał do miejsca, w którym powinien czuć chłód srebrnego medalionu. Nie wiedział co dzieje się teraz z jego rodziną. Był sam, a na dodatek w fatalnym stanie i położeniu. Nie mógł być nawet pewny kolejnych dni, nie mówiąc o tygodniach, czy miesiącach. Żył bolesną chwilą, która teraz… była barwiona przez bezwzględny smutek. Który wwiercał się w jego serce niczym pocisk. Pocisk, który zadawało by się, chce go zabić. Ale to było jedynie złudzenie, złudzenie obiecujące spokój i odpoczynek. Ogier szybko przegonił tę myśl. Zbyt wiele przeżył, zbyt wiele poświęcił i zbyt wiele pokonał, by teraz oddać się w objęcia wiecznej nocy. A przynajmniej nie mógł tego zrobić bez walki.
„O nie… tych myśli nienawidzę najbardziej. Można kogoś pokonać, ale nie zniszczyć. Nawet śmierć nie jest w stanie zniszczyć wszystkiego do końca, zawsze coś zostaje… zawsze.”
Ta myśl rozgrzała jego serce, serce zimne od tęsknoty i samotności. Była jeszcze nadzieja, związana z najbliższymi. Myśl, którą z całego serca, pragnął potwierdzić. Wiedział, że jest to niemożliwe, ale nadzieja była tym czego potrzebował, bardziej niż sądził.
Maksim bił się z myślami. A myślał o odpoczynku, którego bardzo potrzebował. Lecz coś mu mówiło, że Punchy nie pozwoli mu na to. Czarnogrzywy rozejrzał się. Jego wzrok padał po kolei, na klatki, na zabudowania, aż w końcu natrafił na ognisko. Trzy kucki siedzące na krzesłach tuż przy nim, grały w karty. Granatowy ogier przyglądał się ich rozgrywce. By po chwili odlecieć we wspomnienia, które zostały przywołane widokiem kart.
„Szczęście… szczęście nie może być wieczne. Zawsze coś się kiedyś kończy… prawda Kola? - ogier odruchowo powędrował kopytem do szyi, na której powinny być wspomnienia, uchwycone w ważnych dla niego przedmiotach. - Jedyne co mi pozostało, to wspomnienia w sercu i umyśle… nic materialnego. Zabrali mi wszystko co posiadałem, ale nie mogą odebrać tego, czego odebrać nie sposób…”
Żelaznooki rozmyślał o rodzinie. Może nie po raz pierwszy podczas swojej wędrówki, ale to był pierwszy raz, gdy naprawdę zaczęło mu jej brakować. Kopyto wciąż dociskał do miejsca, w którym powinien czuć chłód srebrnego medalionu. Nie wiedział co dzieje się teraz z jego rodziną. Był sam, a na dodatek w fatalnym stanie i położeniu. Nie mógł być nawet pewny kolejnych dni, nie mówiąc o tygodniach, czy miesiącach. Żył bolesną chwilą, która teraz… była barwiona przez bezwzględny smutek. Który wwiercał się w jego serce niczym pocisk. Pocisk, który zadawało by się, chce go zabić. Ale to było jedynie złudzenie, złudzenie obiecujące spokój i odpoczynek. Ogier szybko przegonił tę myśl. Zbyt wiele przeżył, zbyt wiele poświęcił i zbyt wiele pokonał, by teraz oddać się w objęcia wiecznej nocy. A przynajmniej nie mógł tego zrobić bez walki.
„O nie… tych myśli nienawidzę najbardziej. Można kogoś pokonać, ale nie zniszczyć. Nawet śmierć nie jest w stanie zniszczyć wszystkiego do końca, zawsze coś zostaje… zawsze.”
Ta myśl rozgrzała jego serce, serce zimne od tęsknoty i samotności. Była jeszcze nadzieja, związana z najbliższymi. Myśl, którą z całego serca, pragnął potwierdzić. Wiedział, że jest to niemożliwe, ale nadzieja była tym czego potrzebował, bardziej niż sądził.
I like my victims like I like my coffee... in the butt!