03-06-2014, 18:09
Ogier, nie czekał długo na reakcję klaczy. „Niezły numer? Szlag, czyli jednak się wyróżniam” - pomyślał, słuchając, co konspirantka ma jeszcze do powiedzenia.
- Wypuścić? I co bym zrobił? Ledwo jestem wstanie wygodnie się ułożyć, ta rozmowa jest w pewnym stopniu trudna w moim stanie. Jestem wrakiem, bez medykamentów po wyjściu z tej klatki, jestem bardziej trupem niż w niej. Heh! - Żelaznooki parsknął śmiechem. - Przynajmniej wolnym trupem. I nie martwię się o wyłącznie twoje zdrowie, ale i ich… - ogier znów spojrzał na klatki, ustawione na placu - nie zasłużyli na to. To nie jest w porządku.
„Zajęłam się nim dość dobrze… - co to na miłość Celestii może znaczyć? Zabiła go? Była by do tego zdolna, na pewno. Zabiła go… szlag to źle i dobrze zarazem. Krzyżuje to moje plany z własnokopytnym wykończeniem Puchy’ego, ale to nie jest teraz ważne, modlitwy i tak zostały wysłuchane. Przynajmniej w pewnym stopniu. Jeden problem z głowy. Smaż się w Tartarze skurwysynu.”
Kolejne słowa klaczy wyrwały go z zamyślenia. Słuchał uważnie, ale gdy skończyła, poczuł jak zimny pot występuje mu na grzbiet. Nie dał nic po sobie poznać, miał w tym wprawę, którą nabył przez te kilkanaście lat. Ukrywając swoje emocje i problemy przed rodziną, gdy był jeszcze kaleką. Nie chciał kłamać i nie miał zamiaru, ale całej prawdy powiedzieć też nie mógł. Szybko rozważał wszelkie możliwości.
- Wolałbym sobie nie zasłużyć… - mruknął, po czym kontynuował, już normalnym tonem. - Jestem jak to określił idiota, którym się zajęłaś, starym buntownikiem. A zasłużyłem sobie na własne lokum, dlatego, że wpadłem mu w oko, jeśli wiesz, o co mi chodzi - ogier cedził słowa z kwaśną miną. - Zaiste. Obecnie zajmuję się złomem, mam do tego dryg. Odnośnie sytuacji w osadzie, nie jestem w stanie Ci nic powiedzieć. Wiesz… jak tu trafiłem, troszkę się schlałem, a gdy się obudziłem byłem już tu. Wyobrażasz to sobie? Po spożyciu takiej ilości alkoholu i zgonie przy stole, budzisz się w bardzo słoneczne południe, w ciasnej klatce, odwodniona i z pękającym łbem. Słyszysz jęki potępionych i wtedy zdajesz sobie sprawę, że to twoi znajomi. Towarzysze od kielicha, których niedawno poznałaś. Kolejne kilkanaście dni, katują cię i dają dość wody oraz żarcia, byś nie umarła, a była ich zabawką. Przez długi, długi czas. Przez krótką chwilę, na samym początku... myślałem, że umieram, aż nie zdałem sobie sprawy, że to coś gorszego. W takie szambo jeszcze nigdy nie wpadłem...
Ogier wyszeptał to z lekkim rozdrażnieniem w głosie. Był zły.
- Wybacz, ale naprawdę nie jestem wstanie Ci nic powiedzieć na temat sytuacji w osadzie. Przynajmniej nie to, czego byś już nie wiedziała. Chciałbym, ale wszystko to mnie po prostu omijało i uciekałem od tego, gdy tylko mogłem.
Maksim, oparł podbródek o kopyto. Coraz bardziej zdając sobie sprawę, z tego, co działo się przez ten czas.
- Wypuścić? I co bym zrobił? Ledwo jestem wstanie wygodnie się ułożyć, ta rozmowa jest w pewnym stopniu trudna w moim stanie. Jestem wrakiem, bez medykamentów po wyjściu z tej klatki, jestem bardziej trupem niż w niej. Heh! - Żelaznooki parsknął śmiechem. - Przynajmniej wolnym trupem. I nie martwię się o wyłącznie twoje zdrowie, ale i ich… - ogier znów spojrzał na klatki, ustawione na placu - nie zasłużyli na to. To nie jest w porządku.
„Zajęłam się nim dość dobrze… - co to na miłość Celestii może znaczyć? Zabiła go? Była by do tego zdolna, na pewno. Zabiła go… szlag to źle i dobrze zarazem. Krzyżuje to moje plany z własnokopytnym wykończeniem Puchy’ego, ale to nie jest teraz ważne, modlitwy i tak zostały wysłuchane. Przynajmniej w pewnym stopniu. Jeden problem z głowy. Smaż się w Tartarze skurwysynu.”
Kolejne słowa klaczy wyrwały go z zamyślenia. Słuchał uważnie, ale gdy skończyła, poczuł jak zimny pot występuje mu na grzbiet. Nie dał nic po sobie poznać, miał w tym wprawę, którą nabył przez te kilkanaście lat. Ukrywając swoje emocje i problemy przed rodziną, gdy był jeszcze kaleką. Nie chciał kłamać i nie miał zamiaru, ale całej prawdy powiedzieć też nie mógł. Szybko rozważał wszelkie możliwości.
- Wolałbym sobie nie zasłużyć… - mruknął, po czym kontynuował, już normalnym tonem. - Jestem jak to określił idiota, którym się zajęłaś, starym buntownikiem. A zasłużyłem sobie na własne lokum, dlatego, że wpadłem mu w oko, jeśli wiesz, o co mi chodzi - ogier cedził słowa z kwaśną miną. - Zaiste. Obecnie zajmuję się złomem, mam do tego dryg. Odnośnie sytuacji w osadzie, nie jestem w stanie Ci nic powiedzieć. Wiesz… jak tu trafiłem, troszkę się schlałem, a gdy się obudziłem byłem już tu. Wyobrażasz to sobie? Po spożyciu takiej ilości alkoholu i zgonie przy stole, budzisz się w bardzo słoneczne południe, w ciasnej klatce, odwodniona i z pękającym łbem. Słyszysz jęki potępionych i wtedy zdajesz sobie sprawę, że to twoi znajomi. Towarzysze od kielicha, których niedawno poznałaś. Kolejne kilkanaście dni, katują cię i dają dość wody oraz żarcia, byś nie umarła, a była ich zabawką. Przez długi, długi czas. Przez krótką chwilę, na samym początku... myślałem, że umieram, aż nie zdałem sobie sprawy, że to coś gorszego. W takie szambo jeszcze nigdy nie wpadłem...
Ogier wyszeptał to z lekkim rozdrażnieniem w głosie. Był zły.
- Wybacz, ale naprawdę nie jestem wstanie Ci nic powiedzieć na temat sytuacji w osadzie. Przynajmniej nie to, czego byś już nie wiedziała. Chciałbym, ale wszystko to mnie po prostu omijało i uciekałem od tego, gdy tylko mogłem.
Maksim, oparł podbródek o kopyto. Coraz bardziej zdając sobie sprawę, z tego, co działo się przez ten czas.
I like my victims like I like my coffee... in the butt!