22-07-2014, 18:23
Starweave już prawie zasypiała i nawet nie zareagowała na szturchnięcie Sharpa. Jej świadomość jednak nie zdążyła się jeszcze na powrót wyłączyć. Tak więc słyszała medyka, poczuła szturchnięcie i ogólnie zdała sobie sprawę z tego co się działo. „Wstawanie. Wstawanie czy to na pustkowiach, czy w Stajni, czy osadzie, wszędzie jest takie same. Do dupy.” Klacz beztrosko przeciągnęła się, wydając przy tym cichy pomruk. Kolejno otworzyła oczy próbując zmusić je do działania. Wreszcie ujrzała stojącego już na zewnątrz ogiera. Pierwsze przyszły jej do głowy te dobre wspomnienia z wczorajszego dnia, związane z medykiem. Prawdopodobnie dlatego, że było ich znacznie więcej. Uśmiechnęła się do niego, wiercąc nogami.
- Witam. Więc mamy nowy dzień. Słoneczko świeci. – Powiedziała klacz gramoląc się na zewnątrz wozu. Wcale nie było to dla niej łatwe. Sharp mógł zaobserwować, że Star nie jest przyzwyczajona do wczesnej, a tym bardziej nagłej pobudki. A już na pewno nie do rutyny panującej w karawanach, z czego łatwo można było wywnioskować, że praca w nich była jej obca. Chwilę po tym jak powiedziała „słoneczko.” Rzuciła okiem na grubą tafle chmur wysoko ponad nimi.
- Albo i nie świeci. – Powiedziała zastanawiając się przez chwilę. - Wiesz kiedyś słyszałam taką teorie, że Celestia wyłączyła słonce po apokalipsie. A potem wszystkie pozostałe przy życiu pegazy musiały rozciągnąć setki tysięcy kilometrów kabli z lampkami. Całą ich rasa aż po dzień dzisiejszy musi doglądać tych lampek, rozświetlając i wygadzając je dzień w dzień. A gdy się któraś zepsuje, występuje sztuczne zaćmienie słońca, aż do czasu kiedy ją znajdą i wymienią. I pomyśleć, że one może tam dają z siebie wszystko, a my za nic je obwiniamy. Heh. – Nie czekając na reakcję drugiego kucyka, z lekkim westchnięciem spuściła wzrok z pokrywy chmur i rozejrzała się po obozie.
- Trzeba będzie teraz te wszystkie skrzynki załadować z powrotem na wozy. Pamiętam, że poprzylepiałam kartki do każdej barykady z informacją, z którego wozu pochodzą. – Klacz klapła zadem na ziemi, przyglądając się jednej z barykad w zamyśleniu. – Zresztą nic się nie stanie jak je pomieszamy, skoro i tak wszystkie zawierają to samo. – Rzekła spoglądając na Sharpa.
- Witam. Więc mamy nowy dzień. Słoneczko świeci. – Powiedziała klacz gramoląc się na zewnątrz wozu. Wcale nie było to dla niej łatwe. Sharp mógł zaobserwować, że Star nie jest przyzwyczajona do wczesnej, a tym bardziej nagłej pobudki. A już na pewno nie do rutyny panującej w karawanach, z czego łatwo można było wywnioskować, że praca w nich była jej obca. Chwilę po tym jak powiedziała „słoneczko.” Rzuciła okiem na grubą tafle chmur wysoko ponad nimi.
- Albo i nie świeci. – Powiedziała zastanawiając się przez chwilę. - Wiesz kiedyś słyszałam taką teorie, że Celestia wyłączyła słonce po apokalipsie. A potem wszystkie pozostałe przy życiu pegazy musiały rozciągnąć setki tysięcy kilometrów kabli z lampkami. Całą ich rasa aż po dzień dzisiejszy musi doglądać tych lampek, rozświetlając i wygadzając je dzień w dzień. A gdy się któraś zepsuje, występuje sztuczne zaćmienie słońca, aż do czasu kiedy ją znajdą i wymienią. I pomyśleć, że one może tam dają z siebie wszystko, a my za nic je obwiniamy. Heh. – Nie czekając na reakcję drugiego kucyka, z lekkim westchnięciem spuściła wzrok z pokrywy chmur i rozejrzała się po obozie.
- Trzeba będzie teraz te wszystkie skrzynki załadować z powrotem na wozy. Pamiętam, że poprzylepiałam kartki do każdej barykady z informacją, z którego wozu pochodzą. – Klacz klapła zadem na ziemi, przyglądając się jednej z barykad w zamyśleniu. – Zresztą nic się nie stanie jak je pomieszamy, skoro i tak wszystkie zawierają to samo. – Rzekła spoglądając na Sharpa.