25-07-2014, 10:22
- Mogę chodzić... nie musisz mnie zabierać, będę cię opóźniać... Odepnij mnie tylko - powiedziała cicho klaczka, wstając powoli i pozwalając Blue szukać zamka na obroży. Na metalowej obręczy znajdował się co prawda takowy, ale wysoce wątpliwe było aby klucz który Blue miała przy sobie do niego pasował. Rozmiary zamka i tego właśnie klucz były tak różne, że gołym okiem widać było problem.
Uwięziony kucyk wstał na trzy nogi, z widoczną wprawą w posługiwaniu się jedną nogą mniej. I tak zajęło jej to więcej czasu niż w pełni sprawnej osobie, ale nie potrzeba było żadnego dalszego potwierdzenia dla jej słów: poruszać się mogła. Młodsza klacz uniosła przednie kopyto, balansując tym samym na dwóch, wskazując na łańcuch uniemożliwiający jej odsunięcie się od ściany na więcej niż niecałe trzy metry.
Na końcu łańcucha znajdowała się kłódka mocująca go do obręczy w ścianie.
Maksim zdecydował się ubrać znalezioną odzież. Kamizelka była nieprzyjemna w dotyku i nieco za ciasna na niemłodego ogiera, nieprzyjemnie też drapała go w kark, ale jej dwie kieszenie były niewątpliwymi zaletami. Ta niewielka ilość ekwipunku którą miał przy sobie bezproblemowo zmieściła się w nich.
Pozostawił za sobą magazyny, nawet te niezwykle cenne dla większości ogierów i niejednej klaczy, słusznie dochodząc do wniosku, że nie miałby jak ich przenieść.
To pozostawiło żelaznookiego przed kolejnymi drzwiami w budynku.
Kucyk otwarł je ostrożnie, przechodząc do kolejnego pomieszczenia. Nie było ono wiele większe od sypialni w której przebywał poprzednio. W przeciwieństwie do niej, nie wyglądało ono jak pomieszczenie mieszkalne. A raczej wyglądało, jakby kiedyś nim było. W tej chwili wszelkie umeblowanie jakie mogło być wcześniej użytkowane stało pod ścianami, a na środku pozostawała nienaturalnie pusta przestrzeń.
Po prawej od ogiera stało klika szaf i stolików, po lewej zaś znajdowała się kanapa, w raczej nie zachęcającym do użytkowania stanie, oraz dwa regały, wyglądające raczej na dzieła powojennego konstruktora.
Cały czas nie było tutaj żywej duszy.
Sharp bez zastanawiania się wskoczył na wóz na którym powinny spać dwie klacze. Nie miał żadnych oporów przed takim zachowaniem, jakie to często widywano u kogoś nie podróżującego z karawanami często. Prywatność była luksusem na który w podróży raczej nie można było sobie pozwolić. Dodatkowo, musiał zbudzić wszystkich, żeby nie opóźniać w dalszym ciągu ruszenia karawany dalej w trasę.
Wciąż brakowało im dwóch kucyków... a raczej kucyka i zebry, poprawił się medyk. A nawet gdyby ta dwójka powróciła do obozu cała i zdrowa w tej chwili, wciąż byłoby im daleko do stanu liczebnego sprzed ataku.
Ogier znalazł się w środku wozu. Spojrzał na dwie klacze leżące sobie wygodnie w zaduchu i chwilowo poczuł się źle z powodu konieczności przerwania im tego błogiego odpoczynku, tak rzadkiego na pustkowiach.
Potem przypomniał sobie, że przez jedną z nich o mało nie zginął dzień wcześniej, a druga była najemniczką.
- Wstawać, już ranek. Jest dużo do zrobienia - powiedział specjalnie głośno ogier. Jeżeli to nie podziała, będzie zmuszony obudzić je bardziej stanowczymi sposobami, jak własne kopyta. Wolałby tego uniknąć, z paru powodów.
Star ruszyła w stronę wozu który robił jeszcze nie tak dawno za improwizowaną salę operacyjną. Jak łatwo się domyślić, nic jej w tym nie przeszkodziło. Po drodze minęła wygasłe ognisko, które jeszcze parę godzin temu było centrum wydarzeń. W końcu weszła na wóz. Panował tam zaduch podobny jak na pozostałych. Zapach też nie należał do przyjemnych, ale nie mógł równać się z wcześniejszym smrodem, który musiała wytrzymać cała ekipa próbująca przesłuchać 'bandytę'.
Sam zainteresowany spał skulony jak najdalej od wejścia na środek lokomocji. Gdy tylko Star weszła, głowa kucyka wystrzeliła do góry jak na komendę. Więzień wpatrywał się w nią przez sekundę czy dwie, przestraszony. Po krótkiej chwili wyraz jego pyszczka nieco się uspokoił, jednak wciąż obserwował klacz stojącą w wejściu do wozu.
Uwięziony kucyk wstał na trzy nogi, z widoczną wprawą w posługiwaniu się jedną nogą mniej. I tak zajęło jej to więcej czasu niż w pełni sprawnej osobie, ale nie potrzeba było żadnego dalszego potwierdzenia dla jej słów: poruszać się mogła. Młodsza klacz uniosła przednie kopyto, balansując tym samym na dwóch, wskazując na łańcuch uniemożliwiający jej odsunięcie się od ściany na więcej niż niecałe trzy metry.
Na końcu łańcucha znajdowała się kłódka mocująca go do obręczy w ścianie.
Maksim zdecydował się ubrać znalezioną odzież. Kamizelka była nieprzyjemna w dotyku i nieco za ciasna na niemłodego ogiera, nieprzyjemnie też drapała go w kark, ale jej dwie kieszenie były niewątpliwymi zaletami. Ta niewielka ilość ekwipunku którą miał przy sobie bezproblemowo zmieściła się w nich.
Pozostawił za sobą magazyny, nawet te niezwykle cenne dla większości ogierów i niejednej klaczy, słusznie dochodząc do wniosku, że nie miałby jak ich przenieść.
To pozostawiło żelaznookiego przed kolejnymi drzwiami w budynku.
Kucyk otwarł je ostrożnie, przechodząc do kolejnego pomieszczenia. Nie było ono wiele większe od sypialni w której przebywał poprzednio. W przeciwieństwie do niej, nie wyglądało ono jak pomieszczenie mieszkalne. A raczej wyglądało, jakby kiedyś nim było. W tej chwili wszelkie umeblowanie jakie mogło być wcześniej użytkowane stało pod ścianami, a na środku pozostawała nienaturalnie pusta przestrzeń.
Po prawej od ogiera stało klika szaf i stolików, po lewej zaś znajdowała się kanapa, w raczej nie zachęcającym do użytkowania stanie, oraz dwa regały, wyglądające raczej na dzieła powojennego konstruktora.
Cały czas nie było tutaj żywej duszy.
Sharp bez zastanawiania się wskoczył na wóz na którym powinny spać dwie klacze. Nie miał żadnych oporów przed takim zachowaniem, jakie to często widywano u kogoś nie podróżującego z karawanami często. Prywatność była luksusem na który w podróży raczej nie można było sobie pozwolić. Dodatkowo, musiał zbudzić wszystkich, żeby nie opóźniać w dalszym ciągu ruszenia karawany dalej w trasę.
Wciąż brakowało im dwóch kucyków... a raczej kucyka i zebry, poprawił się medyk. A nawet gdyby ta dwójka powróciła do obozu cała i zdrowa w tej chwili, wciąż byłoby im daleko do stanu liczebnego sprzed ataku.
Ogier znalazł się w środku wozu. Spojrzał na dwie klacze leżące sobie wygodnie w zaduchu i chwilowo poczuł się źle z powodu konieczności przerwania im tego błogiego odpoczynku, tak rzadkiego na pustkowiach.
Potem przypomniał sobie, że przez jedną z nich o mało nie zginął dzień wcześniej, a druga była najemniczką.
- Wstawać, już ranek. Jest dużo do zrobienia - powiedział specjalnie głośno ogier. Jeżeli to nie podziała, będzie zmuszony obudzić je bardziej stanowczymi sposobami, jak własne kopyta. Wolałby tego uniknąć, z paru powodów.
Star ruszyła w stronę wozu który robił jeszcze nie tak dawno za improwizowaną salę operacyjną. Jak łatwo się domyślić, nic jej w tym nie przeszkodziło. Po drodze minęła wygasłe ognisko, które jeszcze parę godzin temu było centrum wydarzeń. W końcu weszła na wóz. Panował tam zaduch podobny jak na pozostałych. Zapach też nie należał do przyjemnych, ale nie mógł równać się z wcześniejszym smrodem, który musiała wytrzymać cała ekipa próbująca przesłuchać 'bandytę'.
Sam zainteresowany spał skulony jak najdalej od wejścia na środek lokomocji. Gdy tylko Star weszła, głowa kucyka wystrzeliła do góry jak na komendę. Więzień wpatrywał się w nią przez sekundę czy dwie, przestraszony. Po krótkiej chwili wyraz jego pyszczka nieco się uspokoił, jednak wciąż obserwował klacz stojącą w wejściu do wozu.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.