04-08-2014, 13:58
Klacz skinęła głową, pozwalając Blue prowadzić. Wyglądało, jakby miała przez chwilę zamiar jeszcze o coś zapytać, ale tego nie zrobiła. Blue wyszła z budynku, słysząc za sobą ciche kroki towarzyszki. Były nie do pomylenia z żadnymi innymi, oczywistym powodem ku temu był brak czwartej kończyny u młodszego kucyka.
Blue usadowiła się pod ścianą, dzierżąc w telekinezie załadowany rewolwer. Jej EFS dostarczał danych o położeniu przeciwników. Od strony przedwojennego budynku dwie czerwone kreski poruszały się powoli od lewej do prawej. Potężna grupa sygnatur na głównym placu wioski uniemożliwiała zidentyfikowanie ruchów poszczególnych jednostek. Klacz mogła usłyszeć rozmowy na placu, jednakowoż zlewały się one ze sobą, czyniąc zbieranie informacji przez uszy niemożliwym.
Była więźniarka radziła sobie z poruszaniem się całkiem nieźle. Nie wyglądało na to, aby miała się przewrócić, szła z wyraźną wprawą. Poruszała się wolniej niż pełnosprawny kucyk, ale było to zrozumiałe. Bardziej niż brak kończyny w poruszaniu się mogły przeszkadzać widoczne wyczerpanie.
Wtedy jedna z kresek na EFSie okazała się być bliżej niż Blue się zdawało. Dwójka strażników weszła w alejkę od strony przedwojennego budynku. Na początku nie zauważyli dwóch klaczy, nawet mimo świecącego pola telekinetycznego Blue. albo wzięli je za strażników. Wszak kto inny mógł tak być?
Jeden ze strażników nadepnął na linkę zostawioną wcześniej przez niebieską klacz. Ogier potknął się, a obok niego rozległo się ciche kliknięcie.
A tuż po nim huk trzeciego granatu.
Młodsza klacz pisnęła, zaskoczona i instynktownie próbowała zacząć biec w przeciwnym kierunku. Skończyło się to widowiskowym upadkiem na pyszczek, z którego jednak szybko się podniosła i kontynuowała szybki chód w stronę wskazaną przez Blue.
Ogier leżący nieopodal April na początku nie zareagował. Po chwili uniósł jednak łeb i spojrzał na granatową klacz jednorożca. Otwarł oczy. Nawet z tej odległości było widać, że są czerwone od płaczu. Musiał bardzo dobrze maskować jego odgłosy, gdyż April nie przypominała sobie słyszenia szlochającego ogiera. Picky spojrzał na nią wzrokiem pełnym smutku i zrezygnowania.
- Co za różnica? Zaraz wróci i nas zabije za próbę ucieczki - powiedział cichym, chrapliwym głosem, po czym ponownie schował pyszczek między własnymi kopytami.
Rain ruszyła w poszukiwaniu parki najemników. Po krótkim marszu dookoła obozu wiedziała, że zbliża się do swojego celu. Co ciekawe, pierwszym jej zmysłem który ośmielił się poinformować o tym nie był wzrok czy nawet słuch, lecz węch. Zapach brahminów unosił się co prawda nad całą karawaną, ale tutaj stawał się coraz bardziej intensywniejszy. Po kolejnej chwilce marszu najemniczka zobaczyła poszukiwane kucyki.
Dwójka najemników zdjęła swoje zbroje i wydawała się zajmować mutantami pociągowymi. Starszy kuc najwyraźniej dokonywał właśnie oceny stanu zdrowia przednich nóg jednego z nich, co chwilę zerkając na młodszego. Ten za to rozglądał się pustym wzrokiem, ale mimo tego pracował, czyszcząc grzbiet innego brahmina z nadwyżki pyłu i innych materiałów niepożądanych pod zapiętą uprzężą.
Iron, niechętnie bo niechętnie, ale wzięła się do wykonywania wydanego rozkazu. Zebrała materiały i wzięła się do rozpalania ogniska. Niestety, z powodu jej roztargnienia i nie zwracania uwagi na szczegóły szybko skończyło się to bolesnym oparzeniem lewego przedniego kopyta u ziemnej klaczy. Mimo tego, ognisko w końcu zaczynało żyć własnym życiem, bijąc cennym ciepłem.
Hilo wpatrywał się tylko w podłogę gdy Starweave mówiła. Komuś postronnemu mogłoby się wydać, że nie słuchał klaczy, ale ona sama wiedziała, że dokładnie przyjmuje on każde słowo. To po prostu było czuć.
Nie było z jego strony żadnej reakcji... póki Star nie zdecydowała się na położenie mu kopyta na ramieniu. Ogier natychmiast się wzdrygnął i cofnął o kilkanaście centymetrów, pozostawiając kopyto klaczy w powietrzu. Po paru sekundach jednak podniósł głowę, patrząc Star prosto w oczy. Przybliżył się z powrotem, spoglądając przepraszająco.
Na jego pyszczku widać było różne rodzaje emocji, niektóre nawet się wykluczające. Smutek, zrezygnowanie, brak nadziei, determinację, wdzięczność, strach... było ich wiele. Gdy Star wyjęła z juków jedzenie i mu podarowała, dominowało zaskoczenie.
- Dziękuję... - powiedział tylko cicho. Jeżeli chciał powiedzieć cokolwiek więcej, powstrzymał się.
Jednak gdy klacz ruszyła aby wyjść z wozu, usłyszała jak Hilo wymamrotał coś pod nosem. Słyszała, że coś powiedział, ale nie miała szans usłyszeć co.
Sharp uśmiechnął się do Rain, gdy ta żartobliwie zasalutowała i wyruszyła na poszukiwania porannej zmiany. Tuż po niej ewakuowała się Iron. Niechętnie bo niechętnie, ale wykonywała polecenia. To już jakiś początek.
Medyk spojrzał na horyzont nad barykadami. Pustynia na północy była taka jak wszędzie indziej... ale to w tamtą stronę wyruszyła Blue długie godziny temu. Ogier nie chciał tego okazywać przed resztą, ale bał się, że ich zwiadowcy już nie wrócą... wyrzucił szybko tę myśl z głowy. Nie mógł teraz pozwolić swoim myślom sparaliżować się. Nie potrafił myśleć o tym, co by zrobił, gdyby Blue faktycznie nigdy nie wróciła. Przecież mógł ją zatrzymać, nie pozwolić jej wyruszyć...
Ogier pokręcił głową, patrząc się w ziemię. Położył uszy po sobie, ponownie wpatrując się w pustynię. Po zdecydowanie zbyt długiej chwili westchnął cicho i ruszył w stronę najbliższej barykady. Miał robotę do wykonania. Trzeba było sprawdzić co jest w tych skrzynkach, a potem zapakować je na wozy. Nie możesz w tej chwili w żaden sposób jej pomóc. Musisz zająć się swoimi obowiązkami i mieć nadzieję, że sobie poradzi, próbował przekonać samego siebie medyk.
Blue usadowiła się pod ścianą, dzierżąc w telekinezie załadowany rewolwer. Jej EFS dostarczał danych o położeniu przeciwników. Od strony przedwojennego budynku dwie czerwone kreski poruszały się powoli od lewej do prawej. Potężna grupa sygnatur na głównym placu wioski uniemożliwiała zidentyfikowanie ruchów poszczególnych jednostek. Klacz mogła usłyszeć rozmowy na placu, jednakowoż zlewały się one ze sobą, czyniąc zbieranie informacji przez uszy niemożliwym.
Była więźniarka radziła sobie z poruszaniem się całkiem nieźle. Nie wyglądało na to, aby miała się przewrócić, szła z wyraźną wprawą. Poruszała się wolniej niż pełnosprawny kucyk, ale było to zrozumiałe. Bardziej niż brak kończyny w poruszaniu się mogły przeszkadzać widoczne wyczerpanie.
Wtedy jedna z kresek na EFSie okazała się być bliżej niż Blue się zdawało. Dwójka strażników weszła w alejkę od strony przedwojennego budynku. Na początku nie zauważyli dwóch klaczy, nawet mimo świecącego pola telekinetycznego Blue. albo wzięli je za strażników. Wszak kto inny mógł tak być?
Jeden ze strażników nadepnął na linkę zostawioną wcześniej przez niebieską klacz. Ogier potknął się, a obok niego rozległo się ciche kliknięcie.
A tuż po nim huk trzeciego granatu.
Młodsza klacz pisnęła, zaskoczona i instynktownie próbowała zacząć biec w przeciwnym kierunku. Skończyło się to widowiskowym upadkiem na pyszczek, z którego jednak szybko się podniosła i kontynuowała szybki chód w stronę wskazaną przez Blue.
Ogier leżący nieopodal April na początku nie zareagował. Po chwili uniósł jednak łeb i spojrzał na granatową klacz jednorożca. Otwarł oczy. Nawet z tej odległości było widać, że są czerwone od płaczu. Musiał bardzo dobrze maskować jego odgłosy, gdyż April nie przypominała sobie słyszenia szlochającego ogiera. Picky spojrzał na nią wzrokiem pełnym smutku i zrezygnowania.
- Co za różnica? Zaraz wróci i nas zabije za próbę ucieczki - powiedział cichym, chrapliwym głosem, po czym ponownie schował pyszczek między własnymi kopytami.
Rain ruszyła w poszukiwaniu parki najemników. Po krótkim marszu dookoła obozu wiedziała, że zbliża się do swojego celu. Co ciekawe, pierwszym jej zmysłem który ośmielił się poinformować o tym nie był wzrok czy nawet słuch, lecz węch. Zapach brahminów unosił się co prawda nad całą karawaną, ale tutaj stawał się coraz bardziej intensywniejszy. Po kolejnej chwilce marszu najemniczka zobaczyła poszukiwane kucyki.
Dwójka najemników zdjęła swoje zbroje i wydawała się zajmować mutantami pociągowymi. Starszy kuc najwyraźniej dokonywał właśnie oceny stanu zdrowia przednich nóg jednego z nich, co chwilę zerkając na młodszego. Ten za to rozglądał się pustym wzrokiem, ale mimo tego pracował, czyszcząc grzbiet innego brahmina z nadwyżki pyłu i innych materiałów niepożądanych pod zapiętą uprzężą.
Iron, niechętnie bo niechętnie, ale wzięła się do wykonywania wydanego rozkazu. Zebrała materiały i wzięła się do rozpalania ogniska. Niestety, z powodu jej roztargnienia i nie zwracania uwagi na szczegóły szybko skończyło się to bolesnym oparzeniem lewego przedniego kopyta u ziemnej klaczy. Mimo tego, ognisko w końcu zaczynało żyć własnym życiem, bijąc cennym ciepłem.
Hilo wpatrywał się tylko w podłogę gdy Starweave mówiła. Komuś postronnemu mogłoby się wydać, że nie słuchał klaczy, ale ona sama wiedziała, że dokładnie przyjmuje on każde słowo. To po prostu było czuć.
Nie było z jego strony żadnej reakcji... póki Star nie zdecydowała się na położenie mu kopyta na ramieniu. Ogier natychmiast się wzdrygnął i cofnął o kilkanaście centymetrów, pozostawiając kopyto klaczy w powietrzu. Po paru sekundach jednak podniósł głowę, patrząc Star prosto w oczy. Przybliżył się z powrotem, spoglądając przepraszająco.
Na jego pyszczku widać było różne rodzaje emocji, niektóre nawet się wykluczające. Smutek, zrezygnowanie, brak nadziei, determinację, wdzięczność, strach... było ich wiele. Gdy Star wyjęła z juków jedzenie i mu podarowała, dominowało zaskoczenie.
- Dziękuję... - powiedział tylko cicho. Jeżeli chciał powiedzieć cokolwiek więcej, powstrzymał się.
Jednak gdy klacz ruszyła aby wyjść z wozu, usłyszała jak Hilo wymamrotał coś pod nosem. Słyszała, że coś powiedział, ale nie miała szans usłyszeć co.
Sharp uśmiechnął się do Rain, gdy ta żartobliwie zasalutowała i wyruszyła na poszukiwania porannej zmiany. Tuż po niej ewakuowała się Iron. Niechętnie bo niechętnie, ale wykonywała polecenia. To już jakiś początek.
Medyk spojrzał na horyzont nad barykadami. Pustynia na północy była taka jak wszędzie indziej... ale to w tamtą stronę wyruszyła Blue długie godziny temu. Ogier nie chciał tego okazywać przed resztą, ale bał się, że ich zwiadowcy już nie wrócą... wyrzucił szybko tę myśl z głowy. Nie mógł teraz pozwolić swoim myślom sparaliżować się. Nie potrafił myśleć o tym, co by zrobił, gdyby Blue faktycznie nigdy nie wróciła. Przecież mógł ją zatrzymać, nie pozwolić jej wyruszyć...
Ogier pokręcił głową, patrząc się w ziemię. Położył uszy po sobie, ponownie wpatrując się w pustynię. Po zdecydowanie zbyt długiej chwili westchnął cicho i ruszył w stronę najbliższej barykady. Miał robotę do wykonania. Trzeba było sprawdzić co jest w tych skrzynkach, a potem zapakować je na wozy. Nie możesz w tej chwili w żaden sposób jej pomóc. Musisz zająć się swoimi obowiązkami i mieć nadzieję, że sobie poradzi, próbował przekonać samego siebie medyk.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.