16-08-2014, 16:18
Napastnicy wciąż strzelali ogniem zaporowym, uniemożliwiając Blue wychylenie się nad pniakiem oraz kompletnie paraliżując w strachu jej trójnogą towarzyszkę. Młodszy kucyk zwinął się w kształt przypominający kulkę i nie zapowiadało się na to, żeby miała się gdziekolwiek ruszyć w najbliższym czasie.
Blue przepełzła do jednego z końców pniaka, wychyliła się i oddała dwa strzały.
Oba trafiły w tors dzierżącej karabin klaczy, z obu też buchnęła krew przy akompaniamencie bolesnego krzyku kucyka. Klacz przewróciła się na bok, jednym kopytem próbując zatrzymać krew wypływającą z jej ran. Róg łowczyni niewolników wciąż się świecił, a jej broń wypluwała pocisk za pociskiem, strzelając niemalże na oślep w generalnym kierunku Blue.
- Zabijcie ją, do kurwy... - wychrypiała do dwóch ogierów. W odpowiedzi środkowa sygnatura EFS zaczęła delikatnie się poruszać na kompasie Blue, raz w jedną, raz w drugą stronę, coraz szybciej i na coraz większej powierzchni kompasu.
Picky w końcu podniósł łeb od szyi swej żony, patrząc na zamek. Delikatnie zdjął z klaczy obrożę, starając się nie narobić hałasu ani nie zranić swej partnerki w jakikolwiek sposób. Gdy tylko zakończył, spojrzał jej wprost w oczy. April z powodów oczywistych nie mogła zobaczyć, co wyrażał teraz pyszczek ogiera. Jego żona pocałowała go w policzek w podziękowaniu.
Wtedy dopiero ruszył do zamka znajdującego się na szyi April. W tym czasie klacz za nim próbowała rozmasować swój kark i rozejrzeć się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
Iron wróciła do konserwacji swej broni. Prócz czyszczenia i paru szczegółów nie było tu wiele do zrobienia.
Sharp wrócił do układania skrzynek i spoglądania co chwila na horyzont, jakby w nadziei, że zwiadowcy się pojawią. Oczywiście tak się nie działo. Ogier westchnął w duchu. Przełoży skrzynki z tego wozu i uda się na śniadanie. Jeszcze tylko kilka...
Wtedy jego praca została przerwana po raz kolejny, tym razem przez Starweave.
Spojrzał na klacz i skinął głową w podziękowaniu za informacje. Nie ufał zbytnio swojemu głosowi... ale wątpił, żeby udało mu się funkcjonować cały dzień bez mówienia czegokolwiek.
Leczony bandyta jest skory do współpracy? A to coś nowego, pomyślał medyk, patrząc na klacz jednorożca. Była zaczerwieniona i chyba czymś zdenerwowana... zdecydował się nie drążyć tego tematu.
- Skończymy z tym wozem i idę coś zjeść - powiedział czysto informacyjnie do klaczy. Jego głos wciąż był pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych emocji, ale przynajmniej nie brzmiał tak grobowo jak wcześniej. Słychać było, że był z czegoś niezadowolony, ale na pewno nie załamany. Choć akurat Star może z tego wyciągnąć trochę więcej, stwierdził sam do siebie medyk. Handlarze mieli talent do zauważania szczegółów.
Żołądek Sharpa przypominał o swoim istnieniu coraz częściej, sygnalizując nadejście czasu na posiłek. Miłą rzeczą był dla ogiera fakt, że przynajmniej raz ciepły posiłek czekał na niego od razu. Nawet jeżeli nie był wysokiej jakości. Mało co na Pustkowiach jest.
Blue przepełzła do jednego z końców pniaka, wychyliła się i oddała dwa strzały.
Oba trafiły w tors dzierżącej karabin klaczy, z obu też buchnęła krew przy akompaniamencie bolesnego krzyku kucyka. Klacz przewróciła się na bok, jednym kopytem próbując zatrzymać krew wypływającą z jej ran. Róg łowczyni niewolników wciąż się świecił, a jej broń wypluwała pocisk za pociskiem, strzelając niemalże na oślep w generalnym kierunku Blue.
- Zabijcie ją, do kurwy... - wychrypiała do dwóch ogierów. W odpowiedzi środkowa sygnatura EFS zaczęła delikatnie się poruszać na kompasie Blue, raz w jedną, raz w drugą stronę, coraz szybciej i na coraz większej powierzchni kompasu.
Picky w końcu podniósł łeb od szyi swej żony, patrząc na zamek. Delikatnie zdjął z klaczy obrożę, starając się nie narobić hałasu ani nie zranić swej partnerki w jakikolwiek sposób. Gdy tylko zakończył, spojrzał jej wprost w oczy. April z powodów oczywistych nie mogła zobaczyć, co wyrażał teraz pyszczek ogiera. Jego żona pocałowała go w policzek w podziękowaniu.
Wtedy dopiero ruszył do zamka znajdującego się na szyi April. W tym czasie klacz za nim próbowała rozmasować swój kark i rozejrzeć się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
Iron wróciła do konserwacji swej broni. Prócz czyszczenia i paru szczegółów nie było tu wiele do zrobienia.
Sharp wrócił do układania skrzynek i spoglądania co chwila na horyzont, jakby w nadziei, że zwiadowcy się pojawią. Oczywiście tak się nie działo. Ogier westchnął w duchu. Przełoży skrzynki z tego wozu i uda się na śniadanie. Jeszcze tylko kilka...
Wtedy jego praca została przerwana po raz kolejny, tym razem przez Starweave.
Spojrzał na klacz i skinął głową w podziękowaniu za informacje. Nie ufał zbytnio swojemu głosowi... ale wątpił, żeby udało mu się funkcjonować cały dzień bez mówienia czegokolwiek.
Leczony bandyta jest skory do współpracy? A to coś nowego, pomyślał medyk, patrząc na klacz jednorożca. Była zaczerwieniona i chyba czymś zdenerwowana... zdecydował się nie drążyć tego tematu.
- Skończymy z tym wozem i idę coś zjeść - powiedział czysto informacyjnie do klaczy. Jego głos wciąż był pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych emocji, ale przynajmniej nie brzmiał tak grobowo jak wcześniej. Słychać było, że był z czegoś niezadowolony, ale na pewno nie załamany. Choć akurat Star może z tego wyciągnąć trochę więcej, stwierdził sam do siebie medyk. Handlarze mieli talent do zauważania szczegółów.
Żołądek Sharpa przypominał o swoim istnieniu coraz częściej, sygnalizując nadejście czasu na posiłek. Miłą rzeczą był dla ogiera fakt, że przynajmniej raz ciepły posiłek czekał na niego od razu. Nawet jeżeli nie był wysokiej jakości. Mało co na Pustkowiach jest.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.