20-08-2014, 12:04
- Niewolnik! Do szeregu i odpowiadaj! - krzyknęła strażniczka, nie ruszając się ani na krok bliżej.
- J... ja - zająknęła się siedząca wciąż w rogu pomieszczenia klacz.
W pomieszczeniu rozległ się wystrzał, ogłuszając na chwilę obecne kucyki i powodując u April nieprzyjemny pisk w uchu. Po wystrzale rozległ się krzyk bólu. Krzyczał na pewno ogier.
Leżący jednorożec usłyszał i poczuł też kopyta uderzające o podłogę, gdy dzierżąca broń strażniczka weszła do środka, obchodząc trupa z pewnej odległości i docierając do rogu, w którym powinna być para zbieraczy.
- A teraz powiedzcie mi, do cholery, kto z was zabił mojego Torcha?! - wrzasnęła tak, że, nawet po wystrzale słyszanym mniej niż minutę wcześniej, uszy od tego bolały.
Maksim ewakuował się czym prędzej z wioski, pozostawiając więźniów. Według starszego ogiera, jakiekolwiek próby pomocy czy nawet zwiadu nie miały teraz szans powodzenia. Ruszył więc na wzgórze, próbując ukryć się przed wzrokiem snajpera. Na całe szczęście, okopany na dachu przedwojennego gmachu kuc wydawał się bardziej zajęty czym innym, pozwalając Maksimowi wejść na wzgórze niezauważonym, choć nie było to dla osłabionego kucyka łatwe zadanie. Szczyt wzgórza pokryty był plątaniną metalu której nikt nie kwapił się sprzątnąć, czyniąc z tego obszaru dobrą kryjówkę, ale i zdradziecką pułapkę.
- Czasem... czasem buduję rzeczy ze złomu, który nam zostaje po sortowaniu... - klacz przerwała i westchnęła ciężko, zbierając się przez chwilę na zadanie pytania.
- Czemu mi pomogłaś, Blue? - widać było, że nie wiedziała, jak do tego pytania podejść i odważyła się na najbardziej bezpośredni sposób z braku innych opcji.
Iron przy przeszukiwaniu konserw nie odnalazła ani jednej o smaku kremu sianowego.
Medyk słuchał klaczy. Przynajmniej raz miał pewność, że mówiła ona szczerze. Nie wiedział przez co musiała przejść handlarka wcześniej, żeby jej myśli od razu kroczyły takimi a nie innymi ścieżkami. Współczuł jej trochę, ale każdy na Pustkowiach niósł własny bagaż emocji i wspomnień, z którymi często nie potrafił sobie poradzić.
Kucyki czasami myślały, że medyk-jednorożec musi też być świetnym psychologiem. Nie mogło się to bardziej mijać z prawdą, ale i tak Sharp musiał czasem wysłuchiwać opowieści swoich pacjentów, którzy to często nie mieli nikogo innego do rozmowy prócz jednorożca któremu zapłacili za leczenie. Było to męczące, zwłaszcza przy dużej ilości pacjentów... ale takie przypadki zdarzały się rzadko, a ogier płacił swym własnym zdrowiem za niemożność zdobycia się na odrzucenie ich. Wysłuchiwał ich, każdego.
Widział emocje Star, których nawet nie starała się teraz ukryć. Uszy starszego kucyka powędrowały lekko w dół. Powoli wyciągnął prawe kopytko, kładąc je powoli na ramieniu klaczy. Spojrzał jej w oczy. Złość była jej sposobem radzenia sobie ze strachem. Każdy miał inne.
- Każdy się boi, Star - zaczął. Wiedział, że klacz mogła widzieć emocje w jego oczach. Nigdy nie umiał ich dobrze ukryć, dlatego unikał patrzenia kucykom prosto w oczy gdy było to konieczne - Przeprosiny przyjęte. I odwzajemnione. Masz rację, nie mam prawa trzymać informacji z dala od was... po prostu, gdyby... - zatrzymał się i spojrzał na chwilę w ziemię, po chwili wracając wzrokiem do drugiego jednorożca, zebrawszy myśli - Musimy działać. Spotkamy się ze zwiadem za kilka godzin, oby coś wiedzieli - zakończył, próbując się uśmiechnąć pocieszająco i jakoś zaprezentować, że mimo strachu jest pewny siebie i optymistyczny. Jak łatwo się było domyślić, nie wyszło to jednorożcowi zbyt dobrze.
Wracaj szybciej, Blue, pomyślał. Bez niebieskiej klaczy ta karawana nie miała szansy przetrwać tego dnia...
- J... ja - zająknęła się siedząca wciąż w rogu pomieszczenia klacz.
W pomieszczeniu rozległ się wystrzał, ogłuszając na chwilę obecne kucyki i powodując u April nieprzyjemny pisk w uchu. Po wystrzale rozległ się krzyk bólu. Krzyczał na pewno ogier.
Leżący jednorożec usłyszał i poczuł też kopyta uderzające o podłogę, gdy dzierżąca broń strażniczka weszła do środka, obchodząc trupa z pewnej odległości i docierając do rogu, w którym powinna być para zbieraczy.
- A teraz powiedzcie mi, do cholery, kto z was zabił mojego Torcha?! - wrzasnęła tak, że, nawet po wystrzale słyszanym mniej niż minutę wcześniej, uszy od tego bolały.
Maksim ewakuował się czym prędzej z wioski, pozostawiając więźniów. Według starszego ogiera, jakiekolwiek próby pomocy czy nawet zwiadu nie miały teraz szans powodzenia. Ruszył więc na wzgórze, próbując ukryć się przed wzrokiem snajpera. Na całe szczęście, okopany na dachu przedwojennego gmachu kuc wydawał się bardziej zajęty czym innym, pozwalając Maksimowi wejść na wzgórze niezauważonym, choć nie było to dla osłabionego kucyka łatwe zadanie. Szczyt wzgórza pokryty był plątaniną metalu której nikt nie kwapił się sprzątnąć, czyniąc z tego obszaru dobrą kryjówkę, ale i zdradziecką pułapkę.
- Czasem... czasem buduję rzeczy ze złomu, który nam zostaje po sortowaniu... - klacz przerwała i westchnęła ciężko, zbierając się przez chwilę na zadanie pytania.
- Czemu mi pomogłaś, Blue? - widać było, że nie wiedziała, jak do tego pytania podejść i odważyła się na najbardziej bezpośredni sposób z braku innych opcji.
Iron przy przeszukiwaniu konserw nie odnalazła ani jednej o smaku kremu sianowego.
Medyk słuchał klaczy. Przynajmniej raz miał pewność, że mówiła ona szczerze. Nie wiedział przez co musiała przejść handlarka wcześniej, żeby jej myśli od razu kroczyły takimi a nie innymi ścieżkami. Współczuł jej trochę, ale każdy na Pustkowiach niósł własny bagaż emocji i wspomnień, z którymi często nie potrafił sobie poradzić.
Kucyki czasami myślały, że medyk-jednorożec musi też być świetnym psychologiem. Nie mogło się to bardziej mijać z prawdą, ale i tak Sharp musiał czasem wysłuchiwać opowieści swoich pacjentów, którzy to często nie mieli nikogo innego do rozmowy prócz jednorożca któremu zapłacili za leczenie. Było to męczące, zwłaszcza przy dużej ilości pacjentów... ale takie przypadki zdarzały się rzadko, a ogier płacił swym własnym zdrowiem za niemożność zdobycia się na odrzucenie ich. Wysłuchiwał ich, każdego.
Widział emocje Star, których nawet nie starała się teraz ukryć. Uszy starszego kucyka powędrowały lekko w dół. Powoli wyciągnął prawe kopytko, kładąc je powoli na ramieniu klaczy. Spojrzał jej w oczy. Złość była jej sposobem radzenia sobie ze strachem. Każdy miał inne.
- Każdy się boi, Star - zaczął. Wiedział, że klacz mogła widzieć emocje w jego oczach. Nigdy nie umiał ich dobrze ukryć, dlatego unikał patrzenia kucykom prosto w oczy gdy było to konieczne - Przeprosiny przyjęte. I odwzajemnione. Masz rację, nie mam prawa trzymać informacji z dala od was... po prostu, gdyby... - zatrzymał się i spojrzał na chwilę w ziemię, po chwili wracając wzrokiem do drugiego jednorożca, zebrawszy myśli - Musimy działać. Spotkamy się ze zwiadem za kilka godzin, oby coś wiedzieli - zakończył, próbując się uśmiechnąć pocieszająco i jakoś zaprezentować, że mimo strachu jest pewny siebie i optymistyczny. Jak łatwo się było domyślić, nie wyszło to jednorożcowi zbyt dobrze.
Wracaj szybciej, Blue, pomyślał. Bez niebieskiej klaczy ta karawana nie miała szansy przetrwać tego dnia...
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.