Starweave siedziała na pierwszym wozie jadącym w rzędzie. Za pomocą sowiej magii szukała ona jakiejkolwiek aktywności różnych form życia. Działo się tak niemal za każdym razem, kiedy mijali po drodze jakieś ruiny lub mniejsze zabudowy. Na szczęście nie było tego zbyt wiele. A na tę chwilę nie zapowiadało się, że będą znowu coś takiego mijać.
Klacz siedziała na zadzie rozmyślając o pewnej kwestii. Rozpatrywała możliwość zmiany kursu, lub najlepiej całkowitego ominięcia wspominanej osady. Osada jak wiedziała od Hilo została zajęta przez bandytów. Rozsądek klaczy podpowiadał, że najlepszą opcją było by się trzymać stamtąd z daleka. Zwłaszcza, że ani jej się śniło brać udział w kolejnej walce.
Starweave miała ze sobą niezłą ilość towaru i to nie byle jakiego. Teraz już wiedziała, że w skrzynkach jedzie nie tylko żywność i stare jak świat konserwy. Po raz kolejny Sharp nie wydzielił całej prawdy. I po raz kolejny klacz była z tego powodu na niego zła. Zdawała sobie także sprawę, iż obierając inny kurs, prawdopodobnie pozbyła by się dwóch największych konkurentów do jej kapsli. A kapsli na pewno było by z tego wszystkiego sporo.
Klacz myślała o tej ilości, co znacznie przyćmiewało jej kuczą naturę, którą wyniosła ze stajni. Cały czas obijało jej się w głowie, jak absurdalnie głupi był pomysł ładowania się do tamtej osady. I to razem z tym całym towarem. ”Dostaną same ładne młodziutkie klacze do ruchania, a towar rozgrabią i rozpieprzą.” Nakręcała się z minuty na minutę, jednocześnie sumując listę strat i zysków. Zmiana kursu nie była by aż taka trudna. Zwłaszcza, że po drodze musi być jeszcze nie jedno jakieś rozwidlenie.
Star jednak pamiętała to jacy okazali się być dla niej Sharp i Blue. I właściwie tylko to powstrzymywało ją od wprowadzenia swojego niecnego planu w życie. Ceniła to sobie. Wiedziała że nie zasługiwali na to. Wiedziała też, że niewiele było na pustkowiach kucyków tacy jak oni. Spędzili już w tym piekle paręnaście ładnych lat. A mimo tego wydawali się bardziej kucykowi od ciemnogranatowej. Z drugiej jednak strony mogli się tylko wydawać, co było by doskonałą przykrywką. Tę opcję Star także rozpatrywała, nastawiając się coraz bardziej pesymistycznie. Lecz mimo wszystko na razie trzymała się planu.
- Boginie... Miejcie wy mnie głupią w opiece. Co ja do cholery robię? – Powiedziała sama do siebie, spuszczając głowę i kręcąc nią przy tym lekko. Wyskoczyła z jadącego wozu z zamiarem przespacerowania się. – Doskonała robota. - Rzuciła do mijanego Brahmina, nie będąc pewna na którą głowę powinna się w tym czasie patrzeć. Szła dalej pod prąd, szybko kierując się ku ostatniego wozu.
Klacz siedziała na zadzie rozmyślając o pewnej kwestii. Rozpatrywała możliwość zmiany kursu, lub najlepiej całkowitego ominięcia wspominanej osady. Osada jak wiedziała od Hilo została zajęta przez bandytów. Rozsądek klaczy podpowiadał, że najlepszą opcją było by się trzymać stamtąd z daleka. Zwłaszcza, że ani jej się śniło brać udział w kolejnej walce.
Starweave miała ze sobą niezłą ilość towaru i to nie byle jakiego. Teraz już wiedziała, że w skrzynkach jedzie nie tylko żywność i stare jak świat konserwy. Po raz kolejny Sharp nie wydzielił całej prawdy. I po raz kolejny klacz była z tego powodu na niego zła. Zdawała sobie także sprawę, iż obierając inny kurs, prawdopodobnie pozbyła by się dwóch największych konkurentów do jej kapsli. A kapsli na pewno było by z tego wszystkiego sporo.
Klacz myślała o tej ilości, co znacznie przyćmiewało jej kuczą naturę, którą wyniosła ze stajni. Cały czas obijało jej się w głowie, jak absurdalnie głupi był pomysł ładowania się do tamtej osady. I to razem z tym całym towarem. ”Dostaną same ładne młodziutkie klacze do ruchania, a towar rozgrabią i rozpieprzą.” Nakręcała się z minuty na minutę, jednocześnie sumując listę strat i zysków. Zmiana kursu nie była by aż taka trudna. Zwłaszcza, że po drodze musi być jeszcze nie jedno jakieś rozwidlenie.
Star jednak pamiętała to jacy okazali się być dla niej Sharp i Blue. I właściwie tylko to powstrzymywało ją od wprowadzenia swojego niecnego planu w życie. Ceniła to sobie. Wiedziała że nie zasługiwali na to. Wiedziała też, że niewiele było na pustkowiach kucyków tacy jak oni. Spędzili już w tym piekle paręnaście ładnych lat. A mimo tego wydawali się bardziej kucykowi od ciemnogranatowej. Z drugiej jednak strony mogli się tylko wydawać, co było by doskonałą przykrywką. Tę opcję Star także rozpatrywała, nastawiając się coraz bardziej pesymistycznie. Lecz mimo wszystko na razie trzymała się planu.
- Boginie... Miejcie wy mnie głupią w opiece. Co ja do cholery robię? – Powiedziała sama do siebie, spuszczając głowę i kręcąc nią przy tym lekko. Wyskoczyła z jadącego wozu z zamiarem przespacerowania się. – Doskonała robota. - Rzuciła do mijanego Brahmina, nie będąc pewna na którą głowę powinna się w tym czasie patrzeć. Szła dalej pod prąd, szybko kierując się ku ostatniego wozu.