01-09-2014, 16:16
Picky spojrzał na ranną klacz z niepokojem. Nie umiał jej pomóc, a była ona najbardziej doświadczonym kucykiem z całej ich trójki. Trzeba było zaufać jej umiejętnościom.
Zraniony jednorożec ruszył po schodach, trzymając w telekinezie nóż celem obrony własnej. Prócz potknięcia się raz czy dwa na schodach, April dotarła na dół bez szwanku.
Więźniowie znaleźli się w sporym pomieszczeniu, wyglądającym na coś w rodzaju pokoju dziennego. Po prawej stronie od klaczy znajdował się swoisty aneks kuchenny, zawierający mały piecyk, blat i nawet lodówkę, pozbawioną jednakże zasilania. Nieopodal tego zalążka kuchni znajdował się sporej wielkości stół i kilka krzeseł. Na tymże stole znajdowały się resztki niedokończonych posiłków, dwie otwarte butelki z piwem, oraz karty do gry, rozrzucone w nieładzie po całej wolnej powierzchni.
Po lewej stronie April miała dwoje drzwi położonych w odstępach od siebie, jedne drzwi znajdowały się też na wprost od schodów. EFS wciąż nie pomagał, a w dużym pokoju nie było żywej duszy.
Uśmiech na pyszczku ogiera poszerzył się w odpowiedzi na podziękowania jego przyjaciółki. Nie mógłby postąpić inaczej w żadnej sytuacji jak jej pomóc. Oboje o tym wiedzieli. Całus w policzek był pewnym zaskoczeniem dla jednorożca, ale nie zareagował.
Jego uśmiech zmalał, gdy Blue przerwała uścisk, a po jego sierści przetoczył się podmuch chłodu. Ten moment nigdy nie był przyjemny. Pora było powrócić do szarej rzeczywistości. Sharp cofnął się nieznacznie, by dać Blue miejsce na pokazanie narysowanej przed chwilą mapy i wytłumaczenie sytuacji.
Uśmiech Sharpa malał z każdą chwilą, by w końcu zniknąć kompletnie. To co usłyszał nie było dobrą wiadomością. Żadna część tego nie była dobrą wiadomością. Ogier zacisnął szczękę w geście niezadowolenia. To była istna forteca, a przynajmniej tak wynikało z tego co tu widział.
Wciąż słuchając Blue, umysł medyka zaczął analizować sytuację. Mieli o wiele za mało kucyków, żeby przypuścić frontalny atak. Do środka można było się zakraść, co też udowodnili zwiadowcy, ale w całej ich karawanie tylko ta dwójka miała jakiekolwiek doświadczenie w skradaniu się. Jednorożec był przekonany, że gdyby on miał taki wyczyn powtórzyć, to zostałby zastrzelony przez tego całego snajpera zanim w ogóle zobaczyłby to pokryte złomem wzgórze.
Spojrzał na Light, siedzącą nieopodal i wpatrującą się niewidzącym wzrokiem w dal. Niepełnosprawna była pogrążona we własnych myślach i widać było, że musiała chwilę spędzić sama. Nie, pozostawienie tej osady na pastwę losu nie było opcją w tej sytuacji. Ogier nie mógł nawet o tym myśleć. Westchnął w duchu, patrząc się na rozłożoną mapę.
Sharp skinął głową w odpowiedzi na ostatni komentarz Blue.
- Ano potrzebujemy - skomentował. Rzucił okiem na pozostałe zebrane kucyki i zebry, po czym spojrzał na niebieską wzrokiem mówiącym 'porozmawiamy o tym później'. Miał zamiar dopytać się o kilka szczegółów, jednakże zanim zdołał powiedzieć cokolwiek, przerwał mu cichy, ledwie głośniejszy od szeptu, głos trójnogiej klaczki.
- Ktoś tu idzie. - medyk rozejrzał się natychmiastowo. Faktycznie, widać było idącą po pustyni karawanę w oddali. Cztery wozy leniwie acz nieubłaganie zbliżały się do nich. Ogier westchnął z ulgą w duchu, nieomal nie robiąc tego faktycznie. Starweave jednak po nich jedzie. Za chwilę powinni tu być.
- Widzę kogoś z przodu! - krzyknął starszy z najemników, odwracając głowę w kierunku ostatniego wozu - Cztery kucyki! - dodał, kierując swą wiadomość do tymczasowego dowódcy.
Zraniony jednorożec ruszył po schodach, trzymając w telekinezie nóż celem obrony własnej. Prócz potknięcia się raz czy dwa na schodach, April dotarła na dół bez szwanku.
Więźniowie znaleźli się w sporym pomieszczeniu, wyglądającym na coś w rodzaju pokoju dziennego. Po prawej stronie od klaczy znajdował się swoisty aneks kuchenny, zawierający mały piecyk, blat i nawet lodówkę, pozbawioną jednakże zasilania. Nieopodal tego zalążka kuchni znajdował się sporej wielkości stół i kilka krzeseł. Na tymże stole znajdowały się resztki niedokończonych posiłków, dwie otwarte butelki z piwem, oraz karty do gry, rozrzucone w nieładzie po całej wolnej powierzchni.
Po lewej stronie April miała dwoje drzwi położonych w odstępach od siebie, jedne drzwi znajdowały się też na wprost od schodów. EFS wciąż nie pomagał, a w dużym pokoju nie było żywej duszy.
Uśmiech na pyszczku ogiera poszerzył się w odpowiedzi na podziękowania jego przyjaciółki. Nie mógłby postąpić inaczej w żadnej sytuacji jak jej pomóc. Oboje o tym wiedzieli. Całus w policzek był pewnym zaskoczeniem dla jednorożca, ale nie zareagował.
Jego uśmiech zmalał, gdy Blue przerwała uścisk, a po jego sierści przetoczył się podmuch chłodu. Ten moment nigdy nie był przyjemny. Pora było powrócić do szarej rzeczywistości. Sharp cofnął się nieznacznie, by dać Blue miejsce na pokazanie narysowanej przed chwilą mapy i wytłumaczenie sytuacji.
Uśmiech Sharpa malał z każdą chwilą, by w końcu zniknąć kompletnie. To co usłyszał nie było dobrą wiadomością. Żadna część tego nie była dobrą wiadomością. Ogier zacisnął szczękę w geście niezadowolenia. To była istna forteca, a przynajmniej tak wynikało z tego co tu widział.
Wciąż słuchając Blue, umysł medyka zaczął analizować sytuację. Mieli o wiele za mało kucyków, żeby przypuścić frontalny atak. Do środka można było się zakraść, co też udowodnili zwiadowcy, ale w całej ich karawanie tylko ta dwójka miała jakiekolwiek doświadczenie w skradaniu się. Jednorożec był przekonany, że gdyby on miał taki wyczyn powtórzyć, to zostałby zastrzelony przez tego całego snajpera zanim w ogóle zobaczyłby to pokryte złomem wzgórze.
Spojrzał na Light, siedzącą nieopodal i wpatrującą się niewidzącym wzrokiem w dal. Niepełnosprawna była pogrążona we własnych myślach i widać było, że musiała chwilę spędzić sama. Nie, pozostawienie tej osady na pastwę losu nie było opcją w tej sytuacji. Ogier nie mógł nawet o tym myśleć. Westchnął w duchu, patrząc się na rozłożoną mapę.
Sharp skinął głową w odpowiedzi na ostatni komentarz Blue.
- Ano potrzebujemy - skomentował. Rzucił okiem na pozostałe zebrane kucyki i zebry, po czym spojrzał na niebieską wzrokiem mówiącym 'porozmawiamy o tym później'. Miał zamiar dopytać się o kilka szczegółów, jednakże zanim zdołał powiedzieć cokolwiek, przerwał mu cichy, ledwie głośniejszy od szeptu, głos trójnogiej klaczki.
- Ktoś tu idzie. - medyk rozejrzał się natychmiastowo. Faktycznie, widać było idącą po pustyni karawanę w oddali. Cztery wozy leniwie acz nieubłaganie zbliżały się do nich. Ogier westchnął z ulgą w duchu, nieomal nie robiąc tego faktycznie. Starweave jednak po nich jedzie. Za chwilę powinni tu być.
- Widzę kogoś z przodu! - krzyknął starszy z najemników, odwracając głowę w kierunku ostatniego wozu - Cztery kucyki! - dodał, kierując swą wiadomość do tymczasowego dowódcy.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.