02-09-2014, 20:39
April i więźniowie nie znaleźli niczego przydatnego w szafkach. Nie było nigdzie żadnych medykamentów ani broni. Klacz znalazła trzy pociski do pistoletu leżące na stole przy okazji sprawdzania piwa. Z butelki dochodził zapach kiepskiej jakości przedwojennego piwa. Wyglądało na to, że ktoś wziął z obu tych butelek kilka obfitych łyków przed pozostawieniem ich na stole. Niedojedzone posiłki, których, jak się okazało, było na talerzach cztery, także nie wyglądały zachęcająco.
Piecyk wyglądał na sprawny. Jednorożec znał się na tym za mało, żeby stwierdzić na pewno. Niezależnie od stanu sprawności urządzenia, nie można było znaleźć nigdzie niczego nadającego się do odpalenia go.
- Musicie odpocząć - zgodził się ogier. Musieli ustalić plan, a jemu samemu w ogóle nie uśmiechało się w zasadzie samotne przewodzenie tym całym burdelem choćby przez pięć minut dłużej... ale zwiadowcy byli po całonocnej, ciężkiej misji i byli wyczerpani. Potrzebowali odpoczynku. Jak najwięcej. Karawana nie poruszała się szybko, w tej chwili nie powinno to być problemem.
Sharp wyciągnął z juków swoją starą lornetkę i spojrzał w kierunku wozów. Nie ulegało wątpliwości, że była to ich karawana, co spowodowało, że niewielki uśmiech ulgi pojawił się na pyszczku medyka. Widział, nawet przez zarysowane nieco szkło urządzenia, Star spoglądającą w ich stronę. Jeżeli nie miał do czynienia z kolejnymi 'ulepszonymi' oczami, prawie na pewno nie mogła ich rozpoznać z tej odległości. Do wymiany ognia dojść nie mogło, zwłaszcza że karawana wiedziała o tym, że zwiadowcy będą na nich czekać... Ogier zawahał się na chwilę. Nie mógł sobie przypomnieć o tym, czy im w ogóle to powiedział. A liczba obecnych się nie zgadzała. Jednorożec spojrzał na trójnogą siedzącą nieopodal. Miała ich być trójka... jednak wciąż siedzieli na otwartym terenie i czekali aż wozy do nich podjadą, co było raczej uniwersalnym sygnałem na brak wrogich zamiarów.
Rzucił okiem na leżącego jeńca, gdy Blue zaczęła o nim mówić. Nie wiedział kto to jest, ale jego przyjaciółka uważała go za bardzo złego kuca. Tyle mu wystarczyło. Skinął głową. Będą musieli go bardziej związać, rzucić na wóz i zaglądać raz na jakiś czas. Przynajmniej zanim go przesłuchają. Potem albo go będą trzymać, albo staną przed dość trudną decyzją... medyk złapał się na wychodzeniu myślami za bardzo w przód i skinął tylko głową w zgodzie z niebieską klaczą.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić, interweniował Xander, chcąc o czymś z nim pogadać. Po głosie zebry można było stwierdzić, że było to w jego uznaniu dość ważne. Sharp skinął głową Blue i odszedł z młodszym ogierem na odległość umożliwiającą rozmowę bez przeszkód. Nie było to zbyt daleko, bo też nie miał zamiaru mówić głośno.
- Co się stało? - zapytał się krótko.
- Tylko to mam - powiedział starszy najemnik, zaczynając grzebać w swoich jukach nie przerywając chodzenia. Jakimś cudem nie potknął się po drodze, a po chwili głowa ogiera wyłoniła się z torby. W pyszczku trzymał coś, co wyglądało jak zdemontowana z karabinu luneta. Podał ją klaczy, czekając aż jednorożec weźmie narzędzie w swoje pole telekinetyczne.
- Może nie lornetka, ale działa - skomentował.
Piecyk wyglądał na sprawny. Jednorożec znał się na tym za mało, żeby stwierdzić na pewno. Niezależnie od stanu sprawności urządzenia, nie można było znaleźć nigdzie niczego nadającego się do odpalenia go.
- Musicie odpocząć - zgodził się ogier. Musieli ustalić plan, a jemu samemu w ogóle nie uśmiechało się w zasadzie samotne przewodzenie tym całym burdelem choćby przez pięć minut dłużej... ale zwiadowcy byli po całonocnej, ciężkiej misji i byli wyczerpani. Potrzebowali odpoczynku. Jak najwięcej. Karawana nie poruszała się szybko, w tej chwili nie powinno to być problemem.
Sharp wyciągnął z juków swoją starą lornetkę i spojrzał w kierunku wozów. Nie ulegało wątpliwości, że była to ich karawana, co spowodowało, że niewielki uśmiech ulgi pojawił się na pyszczku medyka. Widział, nawet przez zarysowane nieco szkło urządzenia, Star spoglądającą w ich stronę. Jeżeli nie miał do czynienia z kolejnymi 'ulepszonymi' oczami, prawie na pewno nie mogła ich rozpoznać z tej odległości. Do wymiany ognia dojść nie mogło, zwłaszcza że karawana wiedziała o tym, że zwiadowcy będą na nich czekać... Ogier zawahał się na chwilę. Nie mógł sobie przypomnieć o tym, czy im w ogóle to powiedział. A liczba obecnych się nie zgadzała. Jednorożec spojrzał na trójnogą siedzącą nieopodal. Miała ich być trójka... jednak wciąż siedzieli na otwartym terenie i czekali aż wozy do nich podjadą, co było raczej uniwersalnym sygnałem na brak wrogich zamiarów.
Rzucił okiem na leżącego jeńca, gdy Blue zaczęła o nim mówić. Nie wiedział kto to jest, ale jego przyjaciółka uważała go za bardzo złego kuca. Tyle mu wystarczyło. Skinął głową. Będą musieli go bardziej związać, rzucić na wóz i zaglądać raz na jakiś czas. Przynajmniej zanim go przesłuchają. Potem albo go będą trzymać, albo staną przed dość trudną decyzją... medyk złapał się na wychodzeniu myślami za bardzo w przód i skinął tylko głową w zgodzie z niebieską klaczą.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić, interweniował Xander, chcąc o czymś z nim pogadać. Po głosie zebry można było stwierdzić, że było to w jego uznaniu dość ważne. Sharp skinął głową Blue i odszedł z młodszym ogierem na odległość umożliwiającą rozmowę bez przeszkód. Nie było to zbyt daleko, bo też nie miał zamiaru mówić głośno.
- Co się stało? - zapytał się krótko.
- Tylko to mam - powiedział starszy najemnik, zaczynając grzebać w swoich jukach nie przerywając chodzenia. Jakimś cudem nie potknął się po drodze, a po chwili głowa ogiera wyłoniła się z torby. W pyszczku trzymał coś, co wyglądało jak zdemontowana z karabinu luneta. Podał ją klaczy, czekając aż jednorożec weźmie narzędzie w swoje pole telekinetyczne.
- Może nie lornetka, ale działa - skomentował.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.