03-09-2014, 21:13
Zapalniczka wydawała się nie działać poprawnie. Raz na jakiś czas pojawiała się mała iskierka, raz April zobaczyła nawet płomyk który zabłysnął z metalowego urządzonka, by od razu zaniknąć. Różnego rodzaju metalowe sztućce i owszem, znajdowały się w pomieszczeniu, nawet w całkiem sporych ilościach, jednakże bez źródła ciepła nie były one klaczy na wiele potrzebne.
Picky po usłyszeniu prośby tylko przełknął ślinę i spojrzał na nogę klaczy.
- Nie... ch-chyba na wylot przeszło... - powiedział niepewnie, obserwując z obrzydzeniem nową dziurę w ciele ledwo poznanej klaczy. Rana na ciele ogiera była o wiele widoczniejsza, ale wyglądało na to, że jej położenie nie sprawiało mu takich problemów z upływem krwi co klaczy.
Oboje poszukiwaczy obserwowało tajemniczą klacz ładująca pociski do broni.
- Jak w zasadzie wiemy, co czeka za tymi drzwiami? Mogą nas po prostu rozstrzelać - zapytała się żona rannego ogiera. W jej głosie słychać było niepewność i strach. Rozglądała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś.
Sharp słuchał zebry z uwagą. Czuł przy tym, jak w jego piersi rośnie niepokój. Nie chciał aby zebra odchodziła. Nie była to tylko kwestia tego, że potrzebował teraz każdego kopyta jakie tylko mógł znaleźć w tej karawanie... nie, to nie był nawet główny powód. Widział smutek i nieufność w oczach młodszego ogiera. Chciał mu jakoś pomóc i nie wiedział jak. Zebra nie dawała sobie pomóc. Ale nie mógł ot tak pozwolić mu odejść. W oczach medyka Xander na pewno mógł zobaczyć smutek bardziej niż cokolwiek innego. Sharp zdawał sobie z tego sprawę... nie za bardzo go to w tej chwili obchodziło.
- Xander... - zaczął, spokojnym, ale zawiedzionym głosem - Nikt tutaj nie próbuje ci zrobić nic złego. Byłeś do tej pory ogromną pomocą, naprawdę. Nie wiem czemu tak nam nie ufasz i nie mam żadnego prawa o to pytać - ogier westchnął, opuszczając lekko pyszczek i kręcąc nosem - Nie mam też prawa cię zatrzymywać, jeżeli faktycznie chcesz odejść... ale czy nie lepiej byłoby zostać z innymi? Samotność nie jest dobra dla nikogo, nikt tu nie życzy ci źle. Razem łatwiej jest pokonać trudności - jednorożec zatrzymał się na chwilę, patrząc zebrze prosto w oczy. Ciężko mu było dobrać w tej sytuacji słowa. Nie chciał, żeby paskowany odszedł od nich, mówił całkowicie szczerze ze wszystkim.
Odetchnął ciężko i dokończył:
- Tak, mamy zamiar pomóc tym kucykom. Nie mógłbym tak ich zostawić. - Sharp rzucił okiem w stronę Light - Bardzo byś się nam tu przydał, ale jeżeli faktycznie chcesz nas opuścić - ogier wzruszył ramionami w zrezygnowanym geście. Naprawdę nie chciał pozwolić zebrze odejść, ale jeżeli faktycznie tego chciał... nie mógł go w żaden sposób powstrzymać. To nie była armia czy niewolnictwo. Mógł tylko próbować go przekonać.
Light wciąż siedziała na zadzie, wpatrując się w zbliżające się wozy.
W odpowiedzi na pytanie Blue trójnoga próbowała się uśmiechnąć. Efektem był uśmiech pozbawiony radości, kontrastujący z emocjami wciąż obecnymi w jej oczach.
- Będę żyła... - skomentowała cicho.
Gdy Blue wspomniała o Hilo, uszy młodszej klaczy wystrzeliły do góry gdy natychmiast przeniosła ona swoją uwagę z wozów na niebieską.
- Wujek Hilo? Ci bandyci zabrali go gdzieś, ale... - zatrzymała się, patrząc zmartwionym, ale i zaintrygowanym wzrokiem na swoją wybawicielkę.
Starszy najemnik skinął głową, przyjmując lunetę z powrotem i chowając ją do torby. Napięcie na przedzie karawany wyraźnie zmalało gdy tylko oczywistym stało się, że tajemnicze kuce w oddali to wysłani wcześniej zwiadowcy. Do Star podszedł tymczasem Hilo. Ogier próbował coś dojrzeć gołym okiem, co, jak można było się domyślić, nie wyszło za dobrze.
- Gdzie ten zwiad był? - zapytał się niepewnym głosem.
Picky po usłyszeniu prośby tylko przełknął ślinę i spojrzał na nogę klaczy.
- Nie... ch-chyba na wylot przeszło... - powiedział niepewnie, obserwując z obrzydzeniem nową dziurę w ciele ledwo poznanej klaczy. Rana na ciele ogiera była o wiele widoczniejsza, ale wyglądało na to, że jej położenie nie sprawiało mu takich problemów z upływem krwi co klaczy.
Oboje poszukiwaczy obserwowało tajemniczą klacz ładująca pociski do broni.
- Jak w zasadzie wiemy, co czeka za tymi drzwiami? Mogą nas po prostu rozstrzelać - zapytała się żona rannego ogiera. W jej głosie słychać było niepewność i strach. Rozglądała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś.
Sharp słuchał zebry z uwagą. Czuł przy tym, jak w jego piersi rośnie niepokój. Nie chciał aby zebra odchodziła. Nie była to tylko kwestia tego, że potrzebował teraz każdego kopyta jakie tylko mógł znaleźć w tej karawanie... nie, to nie był nawet główny powód. Widział smutek i nieufność w oczach młodszego ogiera. Chciał mu jakoś pomóc i nie wiedział jak. Zebra nie dawała sobie pomóc. Ale nie mógł ot tak pozwolić mu odejść. W oczach medyka Xander na pewno mógł zobaczyć smutek bardziej niż cokolwiek innego. Sharp zdawał sobie z tego sprawę... nie za bardzo go to w tej chwili obchodziło.
- Xander... - zaczął, spokojnym, ale zawiedzionym głosem - Nikt tutaj nie próbuje ci zrobić nic złego. Byłeś do tej pory ogromną pomocą, naprawdę. Nie wiem czemu tak nam nie ufasz i nie mam żadnego prawa o to pytać - ogier westchnął, opuszczając lekko pyszczek i kręcąc nosem - Nie mam też prawa cię zatrzymywać, jeżeli faktycznie chcesz odejść... ale czy nie lepiej byłoby zostać z innymi? Samotność nie jest dobra dla nikogo, nikt tu nie życzy ci źle. Razem łatwiej jest pokonać trudności - jednorożec zatrzymał się na chwilę, patrząc zebrze prosto w oczy. Ciężko mu było dobrać w tej sytuacji słowa. Nie chciał, żeby paskowany odszedł od nich, mówił całkowicie szczerze ze wszystkim.
Odetchnął ciężko i dokończył:
- Tak, mamy zamiar pomóc tym kucykom. Nie mógłbym tak ich zostawić. - Sharp rzucił okiem w stronę Light - Bardzo byś się nam tu przydał, ale jeżeli faktycznie chcesz nas opuścić - ogier wzruszył ramionami w zrezygnowanym geście. Naprawdę nie chciał pozwolić zebrze odejść, ale jeżeli faktycznie tego chciał... nie mógł go w żaden sposób powstrzymać. To nie była armia czy niewolnictwo. Mógł tylko próbować go przekonać.
Light wciąż siedziała na zadzie, wpatrując się w zbliżające się wozy.
W odpowiedzi na pytanie Blue trójnoga próbowała się uśmiechnąć. Efektem był uśmiech pozbawiony radości, kontrastujący z emocjami wciąż obecnymi w jej oczach.
- Będę żyła... - skomentowała cicho.
Gdy Blue wspomniała o Hilo, uszy młodszej klaczy wystrzeliły do góry gdy natychmiast przeniosła ona swoją uwagę z wozów na niebieską.
- Wujek Hilo? Ci bandyci zabrali go gdzieś, ale... - zatrzymała się, patrząc zmartwionym, ale i zaintrygowanym wzrokiem na swoją wybawicielkę.
Starszy najemnik skinął głową, przyjmując lunetę z powrotem i chowając ją do torby. Napięcie na przedzie karawany wyraźnie zmalało gdy tylko oczywistym stało się, że tajemnicze kuce w oddali to wysłani wcześniej zwiadowcy. Do Star podszedł tymczasem Hilo. Ogier próbował coś dojrzeć gołym okiem, co, jak można było się domyślić, nie wyszło za dobrze.
- Gdzie ten zwiad był? - zapytał się niepewnym głosem.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.