15-09-2014, 19:19
Amity kiwnęła głową, zbliżając się do siodła i rozpoczynając ciężki proces zakładania na siebie ekwipunku. Pierwsze uprzęże założyła bez problemu, ale z dalszymi kuc ziemny miał problem. Siodła bojowe rzadko kiedy były dostosowane dobycia zakładanymi przez pojedynczego kucyka.
Picky skinął głową w geście podziękowania i wziął od klaczy resztkę mikstury leczniczej. Fiolka nie była duża, a po podzieleniu jej na dwa kuce zostawało naprawdę niewiele, ale te mikstury miały tę piękną właściwość, że pomagały nawet w niewielkich ilościach. April czuła na swojej nodze to charakterystyczne wrażenie tkanek naprawiających się pod wpływem magii, do którego żaden kucyk nie potrafił się do końca przyzwyczaić. Tak mała ilość mikstury leczniczej nie mogła pomóc całkowicie, ale zatrzymała upływ krwi i pomogła klaczy oczyścić nieco umysł.
Ogier wypił ostrożnie resztę mikstury, przedtem jednak zerkając na swój bok celem inspekcji rany. Nie mógł jednak wiele zrobić. Po upewnieniu się, że nie zmarnował ani kropli cennego płynu, ruszył by pomóc swojej żonie w zapięciu siodła bojowego.
April zapięła na sobie torbę strażnika, dając tym samym sobie miejsce na przechowywanie wszelkich drobnych rzeczy znalezionych po drodze.
Małżeństwo pokiwało głowami na jej instrukcje. Były one dość oczywiste, jeżeli chcieli to przeżyć.
Zaklęcie mapujące wraz z kompasem mówiło jasno. Musieli iść na południe, jeżeli chcieli wyjść z osady. Drogę na południe zasłaniał budynek, który jednakże dało się obejść z obu stron. Gdyby skręcili koło niego w prawo, trafiliby do centrum wioski, zakręt w lewo zaś zaprowadzi ich na zewnątrz.
Kurwa. Mać. Umysł Sharpa zatrzymał się. Nie wiedział, co teraz zrobić. Owszem, mógł to przewidzieć... ale jak mógł temu zapobiec? Działali w samoobronie, ale ile niewinnych kucyków przez to zabili?
Ogier najchętniej pobiegłby za Blue. Nie chciał tu być. Nie chciał stawiać czoła temu. Nie wiedział, czy to on bezlitośnie nie zastrzelił ojca Light... karabinem, z daleka, nie dając mu szans na poddanie się. Chciał stąd uciec. Ale nie mógł. Musiał pokazać, że jest silny. Tylko czemu musiało to stawać się coraz trudniejsze? Jako medyk, przysięgał pomagać kucykom, nie sprowadzać na nie kolejne tragedie...
Wybawienie przyszło w postaci Starweave. Klacz zbliżyła się do Sharpa, mówiąc na tyle cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. Oferowała zająć się wszystkim, pozwolić mu uciec na wóz do Blue. Nie ufał czy jego głos w tej chwili się nie załamie. Ta jedna rzecz przeważyła. Byciu lekarzem gdziekolwiek zawsze przewodziła jedna zasada, Sharp znał ją od małego. Po pierwsze, nie szkodzić. Cokolwiek by się nie działo. Teraz zaś... chciał podkulić ogon pod siebie i uciec od tego. Nie oznaczało to, że tak by zrobił, musiał się opanować... ale Star oferowała dokładnie to.
Medyk kiwnął głową w zgodzie, udając się szybkim krokiem na wóz na którym schowała się Blue.
Dotarł do niego szybko. Nie miał możliwości poprosić o pozwolenie na wejście. Mógł jedynie wejść. Niebieski kłębek nieszczęścia jaki zobaczył w środku nie zaskoczył go, ale nie umniejszyło to w żaden sposób jego reakcji. Zamrugał oczami gwałtownie, podchodząc do swej przyjaciółki.
- Nie mogliśmy wiedzieć, Blue... - zaczął, mówiąc cicho, smutnym głosem - Nie mogliśmy wiedzieć... - powtórzył, obejmując klacz najlepiej jak potrafił, dając jej wrażenie bezpieczeństwa. Sam potrzebował tego prawie tak samo jak ona.
Hilo posmutniał, nie wiedząc co odpowiedzieć małej klaczy. Objął ją za grzbiet kopytkiem i odsunął pyszczek, by móc jej odpowiedzieć.
- Światełko ty moje... Nie widziałem go od jakiegoś czasu... - wyglądało na to, że chciał powiedzieć jeszcze coś, ale wstrzymał się. Ogier mrugał szybko oczami, powstrzymując łzy. Light nie miała takich oporów. Trójnoga zapłakała cicho, wtulając się w szyję ogiera. Nie zareagowała zupełnie na słowa Star.
Zareagował za to Hilo, spoglądając klaczy prosto w oczy. Jego wzrok przeszywał Star mieszanką smutku, nienawiści, rozpaczy, pospolitego gniewu... Jedyną odpowiedzią poza tym spojrzeniem było nieznaczne pokręcenie głową w geście zaprzeczenia.
Picky skinął głową w geście podziękowania i wziął od klaczy resztkę mikstury leczniczej. Fiolka nie była duża, a po podzieleniu jej na dwa kuce zostawało naprawdę niewiele, ale te mikstury miały tę piękną właściwość, że pomagały nawet w niewielkich ilościach. April czuła na swojej nodze to charakterystyczne wrażenie tkanek naprawiających się pod wpływem magii, do którego żaden kucyk nie potrafił się do końca przyzwyczaić. Tak mała ilość mikstury leczniczej nie mogła pomóc całkowicie, ale zatrzymała upływ krwi i pomogła klaczy oczyścić nieco umysł.
Ogier wypił ostrożnie resztę mikstury, przedtem jednak zerkając na swój bok celem inspekcji rany. Nie mógł jednak wiele zrobić. Po upewnieniu się, że nie zmarnował ani kropli cennego płynu, ruszył by pomóc swojej żonie w zapięciu siodła bojowego.
April zapięła na sobie torbę strażnika, dając tym samym sobie miejsce na przechowywanie wszelkich drobnych rzeczy znalezionych po drodze.
Małżeństwo pokiwało głowami na jej instrukcje. Były one dość oczywiste, jeżeli chcieli to przeżyć.
Zaklęcie mapujące wraz z kompasem mówiło jasno. Musieli iść na południe, jeżeli chcieli wyjść z osady. Drogę na południe zasłaniał budynek, który jednakże dało się obejść z obu stron. Gdyby skręcili koło niego w prawo, trafiliby do centrum wioski, zakręt w lewo zaś zaprowadzi ich na zewnątrz.
Kurwa. Mać. Umysł Sharpa zatrzymał się. Nie wiedział, co teraz zrobić. Owszem, mógł to przewidzieć... ale jak mógł temu zapobiec? Działali w samoobronie, ale ile niewinnych kucyków przez to zabili?
Ogier najchętniej pobiegłby za Blue. Nie chciał tu być. Nie chciał stawiać czoła temu. Nie wiedział, czy to on bezlitośnie nie zastrzelił ojca Light... karabinem, z daleka, nie dając mu szans na poddanie się. Chciał stąd uciec. Ale nie mógł. Musiał pokazać, że jest silny. Tylko czemu musiało to stawać się coraz trudniejsze? Jako medyk, przysięgał pomagać kucykom, nie sprowadzać na nie kolejne tragedie...
Wybawienie przyszło w postaci Starweave. Klacz zbliżyła się do Sharpa, mówiąc na tyle cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. Oferowała zająć się wszystkim, pozwolić mu uciec na wóz do Blue. Nie ufał czy jego głos w tej chwili się nie załamie. Ta jedna rzecz przeważyła. Byciu lekarzem gdziekolwiek zawsze przewodziła jedna zasada, Sharp znał ją od małego. Po pierwsze, nie szkodzić. Cokolwiek by się nie działo. Teraz zaś... chciał podkulić ogon pod siebie i uciec od tego. Nie oznaczało to, że tak by zrobił, musiał się opanować... ale Star oferowała dokładnie to.
Medyk kiwnął głową w zgodzie, udając się szybkim krokiem na wóz na którym schowała się Blue.
Dotarł do niego szybko. Nie miał możliwości poprosić o pozwolenie na wejście. Mógł jedynie wejść. Niebieski kłębek nieszczęścia jaki zobaczył w środku nie zaskoczył go, ale nie umniejszyło to w żaden sposób jego reakcji. Zamrugał oczami gwałtownie, podchodząc do swej przyjaciółki.
- Nie mogliśmy wiedzieć, Blue... - zaczął, mówiąc cicho, smutnym głosem - Nie mogliśmy wiedzieć... - powtórzył, obejmując klacz najlepiej jak potrafił, dając jej wrażenie bezpieczeństwa. Sam potrzebował tego prawie tak samo jak ona.
Hilo posmutniał, nie wiedząc co odpowiedzieć małej klaczy. Objął ją za grzbiet kopytkiem i odsunął pyszczek, by móc jej odpowiedzieć.
- Światełko ty moje... Nie widziałem go od jakiegoś czasu... - wyglądało na to, że chciał powiedzieć jeszcze coś, ale wstrzymał się. Ogier mrugał szybko oczami, powstrzymując łzy. Light nie miała takich oporów. Trójnoga zapłakała cicho, wtulając się w szyję ogiera. Nie zareagowała zupełnie na słowa Star.
Zareagował za to Hilo, spoglądając klaczy prosto w oczy. Jego wzrok przeszywał Star mieszanką smutku, nienawiści, rozpaczy, pospolitego gniewu... Jedyną odpowiedzią poza tym spojrzeniem było nieznaczne pokręcenie głową w geście zaprzeczenia.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.