18-09-2014, 16:00
Małżeństwo było nieco zaskoczone przez nagły fizyczny kontakt z klaczą, ale nie protestowali. Trójka kucyków leżała tak chwilę, ukryta pomiędzy skałami. Po chwili ruszyli jednak. Amity oraz Picky nie protestowali gdy April wyznaczała trasę, godząc się na pójście gdziekolwiek by ich nie zaprowadziła.
Najbliższa droga prowadziła na południe, nią też udały się kuce. Czekał ich długi marsz do najbliższej cywilizacji, ale wreszcie byli wolni.
Rainfall wraz ze Star zbliżyli się do nieprzytomnego ogiera. Kuc wciąż oddychał, stabilnie i bez śladu jakichkolwiek poważniejszych ran. Ciężko by było żeby sytuacja wyglądała inaczej po tym jak ledwie przed paroma chwilami został przeskanowany przez medyka.
Zanim jednak klacze zdołały wziąć się za budzenie leżącego ogiera, przerwano im.
- Nie! - pisnęła Light, podnosząc swój zapłakany pyszczek spośród sierści Hilo - Proszę... nie budźcie go - trójnoga położyła uszy po sobie, patrząc błagalnie na kucyki. Jej wuj spoglądał z zaniepokojeniem na nieprzytomnego oraz klacze stojące obok, wciąż trzymając mniejszą klacz w ochronnym uścisku.
Sharp chciałby wiedzieć co w tej sytuacji powiedzieć. Rozumiał jak Blue się czuła. Medyk sam wielokrotnie stawiał czoła podobnym dylematom, nawet jeżeli spowodowane były przez innego rodzaju problemy... Naprawdę chciał jej pomóc, ale nie wiedział, czy potrafił. Karawana działała w samoobronie, ale ile niewinnych żyć zostało na zawsze straconych w wyniku tej samoobrony?
Ogierowi pozostała więc tylko czysta prawda połączona z zasadami bez których żaden kuc mający w sobie chociaż cząstkę dobra nie mógłby żyć na Pustkowiach.
- Chcesz być dobrym kucykiem. Próbujesz. To jedyne, co można zrobić. Znamy się od dawna i widzę, że nie jesteś zła - Sharp zamrugał gwałtownie, czując jak jego oczy robią się nieco za mokre gdy do jego głowy wracały nieprzyjemne myśli - Wiesz dobrze, że czasem trzeba odebrać życie albo samemu zginąć. Zawsze to boli. Ten ból to właśnie znak tego, że wciąż masz w sobie dobro - przerwał, by zaczerpnąć oddech. Robiło się to coraz trudniejsze z każdą chwilą - Proszę, Blue, daj sobie powiedzieć, że nie jesteś złym kucem. Nawet najlepszym czasem się coś nie udaje...
Szczęście... każdy na Pustkowiach w jakimś sensie go szukał. Sharp sam nie wiedział, co o tym sądzić. Zdarzało się, że bywał zadowolony z aktualnej sytuacji, kiedy miał stabilną pracę, dochód, dach nad głową... ale zawsze czegoś brakowało. Nie był nigdy pewien, co szczęście ma oznaczać.
Nie wiedział, co ma powiedzieć niebieskiej klaczy. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, co by pragnął jej przekazać w tej chwili. Dlatego też po prostu pozwolił mówić gestom. Medyk wtulił się swoim pyszczkiem w głowę zapłakanej klaczy w geście zaufania, pocieszenia, sympatii. Mógł on oznaczać wiele różnych rzeczy zależnie od sytuacji. To było piękne w niemej mowie ciała.
Najbliższa droga prowadziła na południe, nią też udały się kuce. Czekał ich długi marsz do najbliższej cywilizacji, ale wreszcie byli wolni.
Rainfall wraz ze Star zbliżyli się do nieprzytomnego ogiera. Kuc wciąż oddychał, stabilnie i bez śladu jakichkolwiek poważniejszych ran. Ciężko by było żeby sytuacja wyglądała inaczej po tym jak ledwie przed paroma chwilami został przeskanowany przez medyka.
Zanim jednak klacze zdołały wziąć się za budzenie leżącego ogiera, przerwano im.
- Nie! - pisnęła Light, podnosząc swój zapłakany pyszczek spośród sierści Hilo - Proszę... nie budźcie go - trójnoga położyła uszy po sobie, patrząc błagalnie na kucyki. Jej wuj spoglądał z zaniepokojeniem na nieprzytomnego oraz klacze stojące obok, wciąż trzymając mniejszą klacz w ochronnym uścisku.
Sharp chciałby wiedzieć co w tej sytuacji powiedzieć. Rozumiał jak Blue się czuła. Medyk sam wielokrotnie stawiał czoła podobnym dylematom, nawet jeżeli spowodowane były przez innego rodzaju problemy... Naprawdę chciał jej pomóc, ale nie wiedział, czy potrafił. Karawana działała w samoobronie, ale ile niewinnych żyć zostało na zawsze straconych w wyniku tej samoobrony?
Ogierowi pozostała więc tylko czysta prawda połączona z zasadami bez których żaden kuc mający w sobie chociaż cząstkę dobra nie mógłby żyć na Pustkowiach.
- Chcesz być dobrym kucykiem. Próbujesz. To jedyne, co można zrobić. Znamy się od dawna i widzę, że nie jesteś zła - Sharp zamrugał gwałtownie, czując jak jego oczy robią się nieco za mokre gdy do jego głowy wracały nieprzyjemne myśli - Wiesz dobrze, że czasem trzeba odebrać życie albo samemu zginąć. Zawsze to boli. Ten ból to właśnie znak tego, że wciąż masz w sobie dobro - przerwał, by zaczerpnąć oddech. Robiło się to coraz trudniejsze z każdą chwilą - Proszę, Blue, daj sobie powiedzieć, że nie jesteś złym kucem. Nawet najlepszym czasem się coś nie udaje...
Szczęście... każdy na Pustkowiach w jakimś sensie go szukał. Sharp sam nie wiedział, co o tym sądzić. Zdarzało się, że bywał zadowolony z aktualnej sytuacji, kiedy miał stabilną pracę, dochód, dach nad głową... ale zawsze czegoś brakowało. Nie był nigdy pewien, co szczęście ma oznaczać.
Nie wiedział, co ma powiedzieć niebieskiej klaczy. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, co by pragnął jej przekazać w tej chwili. Dlatego też po prostu pozwolił mówić gestom. Medyk wtulił się swoim pyszczkiem w głowę zapłakanej klaczy w geście zaufania, pocieszenia, sympatii. Mógł on oznaczać wiele różnych rzeczy zależnie od sytuacji. To było piękne w niemej mowie ciała.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.