17-11-2014, 18:05
Amity kiwnęła głową na znak, że rozumie. Po chwili zorientowała się, że głowę ma wciśniętą w szafkę i powtórzyła potwierdzenie, tym razem drogą głosową.
To pozostawiało April i Picky'ego niemalże samych, z czego klacz natychmiast skorzystała, dość swobodnie machając swoim ogonem tuz przed pyszczkiem kuca ziemnego.
Ogier, czy tego chciał czy nie, nie miał możliwości odwrócenia wzroku. Nie skomentował jednak zachowania klaczy w żaden sposób, zaciskając pyszczek i idąc za nią bez słowa.
Mijały godziny w małym domku pośrodku niczego. Nie wyglądało na to, żeby cokolwiek przybyło ich szukać, dlatego też trójka kucyków zajęła się poszukiwaniami czegoś przydatnego. Otwieranie kolejnych ukrytych szafek, których w niektórych przedwojennych domach było pod dostatkiem, mocowanie się z tymi wyjątkowo upartymi i przygotowywanie jakiegoś miejsca w którym mogliby odpocząć zajęło czas. April nie omieszkała kilka razy pozaczepiać dwójkę zbieraczy, co za każdym razem pozostawiało ich zaczerwienionymi i zakłopotanymi. Nie udało jej się jednak osiągnąć nic więcej.
Końcowy łup kuców z poszukiwań na terenie całego gospodarstwa składał się z kolejnych kilku konserw, którym udało się tymczasowo zwalczyć głód uciekinierów. Do kompletu znaleźli także niemałą ilość wody, choć w zdecydowanej części skażonej. Amity i Picky’emu udało się jednak ocenić, ile i której wody mogą wypić, żeby nie zmagać się z problemami żołądkowymi w ciągu paru godzin. Promieniowania magicznego, jak donosił PipBuck jednorożca, kilkający charakterystycznie raz na jakiś czas, było zdecydowanie za mało żeby groziło ono kucykom w jakikolwiek znaczący sposób. Na pozostałe łupy składało się trochę złomu o niskiej wartości, magiczny bandaż z domowej apteczki znalezionej pośród wspomnianego złomu, oraz lekko podrdzewialego rewolweru, do którego znalezienia niechętnie przyznał się Picky, najprawdopodobniej chcący zachować broń dla siebie.
Jako iż było dopiero wczesne popołudnie a na horyzoncie nie było widać żywej duszy, Picky pozwolił sobie na rozpalenie ogniska obok domu, na którym to podgrzali konserwy i przegotowali wodę. Znajdowali się właśnie obok tegoż ogniska. Amity przeglądala znalezione pozornie nic nie warte przedmioty w poszukiwaniu czegoś przydatnego, podczas gdy Picky strugał znaleziony patyk kamieniem, balansując przedmiotami w kopytach w sposób znany tylko kucykom ziemnym. Wciąż pozostawili jedno pomieszczenie niezeksplorowane: pokój w którym zamknęli tajemnicze stworzenie każde z nich omijało, nie wiedząc jak się zabrać do tematu.
Blue zabrała się za siebie, zajmując się szczegółami o jakich sporo kucyków nawet by nie pomyślalo. Takich jak zapłakany pyszczek. Nie miała z zajęciem się nim większych problemów. Otrzepanie swetra nie pomoglo wiele na jego faktyczny stan, ale na pewno pomogło jeszcze bardziej obrzydzić powietrze na wozie.
Klacz zabrała się po tym za ocenę swojego uzbrojenia. Rewolwer po oddaniu kilku strzałów nie wyglądał na styrane narzędzie. Owszem, na Pustkowiach bez wątpienia chodziło wiele kucyków które by urzymywały, że broń należy czyścić przy każdej okazji, ale egzemplarz trzymany w telekinezie niebieskiego jednorożca był w dobrym stanie.
Nie można było powiedzieć tego samego o pistolecie maszynowym porwanym w nocy. Nie zapowiadało się co prawda na to, żeby rozpadł się samoistnie w najbliższym czasie, ale jego serwisowanie w przeszłości musiało pozostawiać wiele do życzenia. Widoczne były ślady rdzy tu i tam. Mimo tego, że mechanizm działał bezproblemowo i płynnie, było oczywistym, że ta broń potrzebuje trochę dodatkowej opieki. Blue nie mogła sprawdzić regulacji celownika z powodów oczywistych, ale ogólny stan broni sugerował raczej, że nie jest on nastawiony ze snajperską precyzją.
Po zapoznaniu się z danymi ze swego PipBucka, klacz ruszyła spotkać się z trudnościami kolejnego dnia...
Iron, po kilku godzinach ciągnięcia wozu w ciszy zaskoczyła, nieco nowego ogiera tym, że jednak potrafiła mówić. Kucyk praktycznie wisiał na paskach mocujących go do wozu. Dopiero po chwili jakoś się podniósł, żeby móc utrzymywać własny ciężar, a przynajmniej jego większość, na własnych nogach. W pierwszej chwili nie odpowiedział na pytanie klaczy, jednak po paru sekundach spojrzał na nią.
Nazywam się… - zaczął, ale szybko przerwała mu przybywająca właśnie Blue. Ogier szarpnął głową, patrząc na nieznaną mu klacz, ale zdecydował się nic nie powiedzieć.
Sharp miał już zapytać się, czy ma coś ciekawego na rogu, że tak przyciągnęło wzrok drugiego jednorożca, ale klacz ruszyła na niego zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
W pierwszej chwili medyk cofnął się przed nagłym zbliżeniem się Star, by po chwili tylko westchnąć ze zrezygnowaniem, gdy klacz jednorożca dobrała się do jego grzywy. Może ktoś mu po prostu tak wrzucił narkotyki i klacze ich najzwyczajniej w świecie szukały? Szybko okazało się, że kolejna przedstawicielka płci pięknej uważała, że może poprawić jego wygląd. Sam ogier dochodził powoli do wniosku, że trzeba było jego grzywę zostawić w jej naturalnym stanie i nie marnować czasu i energii na głupoty.
Na szczęście Star się wycofała i rozpoczęla swoisty raport.
Sharp wysłuchał spokojnie odpowiedzi klaczy. Tak jak się spodziewał, nie było bezpośredniego zagrożenia ku ich egzystencji. Gdyby było inaczej, zatrzymanie się karawany miałoby cokolwiek inny charakter. Powód tego nieplanowanego postoju stał się oczywisty, gdy tylko Star kontynuowała swój monolog. Kuce ziemne były wytrzymałe i medyk raczej powątpiewał, aby silna i sprawna faktycznie miała dość, raczej po prostu się jej nudzilo w uprzęży… ale było to zrozumiałe, nie mogli trzymać kucyka zapiętego do wozu cały dzień.
Sharp podrapał ziemię kopytkiem. Ten drugi faktycznie się do tego raczej nie ndawał. Żeby potwierdzić swoje podejrzenia, ogier musiałby przeprowadzić ponowny skan medyczny, ale na to przyjdzie czas później.
Ogier ledwie zdążył skinąć głową w odpowiedzi na wypowiedź Star, gdy ta ruszyła w kierunku ostatniego wozu. Coś mu się w takim zachowaniu wydało podejrzane, ale zrzucił winę na własną paranoję wynikającą ze zbyt dlugiego przebywania z karawaniarzami. Mimo wszystko jakaś część jego bała się, że pozostawienie karawany pod opieką handlarki na tyle godzin mogło zaowocować w jakichś dziwnych inicjatywach… Szybko jednak zepchnął tę myśl na boczny tor, ruszając za klaczą do ostatniego wozu i zrównując z nią krok.
Kucyki szybko dotarły na koniec karawany, gdzie czekała na nich załoga ciągnąca wóz wraz z Blue.
To pozostawiało April i Picky'ego niemalże samych, z czego klacz natychmiast skorzystała, dość swobodnie machając swoim ogonem tuz przed pyszczkiem kuca ziemnego.
Ogier, czy tego chciał czy nie, nie miał możliwości odwrócenia wzroku. Nie skomentował jednak zachowania klaczy w żaden sposób, zaciskając pyszczek i idąc za nią bez słowa.
Mijały godziny w małym domku pośrodku niczego. Nie wyglądało na to, żeby cokolwiek przybyło ich szukać, dlatego też trójka kucyków zajęła się poszukiwaniami czegoś przydatnego. Otwieranie kolejnych ukrytych szafek, których w niektórych przedwojennych domach było pod dostatkiem, mocowanie się z tymi wyjątkowo upartymi i przygotowywanie jakiegoś miejsca w którym mogliby odpocząć zajęło czas. April nie omieszkała kilka razy pozaczepiać dwójkę zbieraczy, co za każdym razem pozostawiało ich zaczerwienionymi i zakłopotanymi. Nie udało jej się jednak osiągnąć nic więcej.
Końcowy łup kuców z poszukiwań na terenie całego gospodarstwa składał się z kolejnych kilku konserw, którym udało się tymczasowo zwalczyć głód uciekinierów. Do kompletu znaleźli także niemałą ilość wody, choć w zdecydowanej części skażonej. Amity i Picky’emu udało się jednak ocenić, ile i której wody mogą wypić, żeby nie zmagać się z problemami żołądkowymi w ciągu paru godzin. Promieniowania magicznego, jak donosił PipBuck jednorożca, kilkający charakterystycznie raz na jakiś czas, było zdecydowanie za mało żeby groziło ono kucykom w jakikolwiek znaczący sposób. Na pozostałe łupy składało się trochę złomu o niskiej wartości, magiczny bandaż z domowej apteczki znalezionej pośród wspomnianego złomu, oraz lekko podrdzewialego rewolweru, do którego znalezienia niechętnie przyznał się Picky, najprawdopodobniej chcący zachować broń dla siebie.
Jako iż było dopiero wczesne popołudnie a na horyzoncie nie było widać żywej duszy, Picky pozwolił sobie na rozpalenie ogniska obok domu, na którym to podgrzali konserwy i przegotowali wodę. Znajdowali się właśnie obok tegoż ogniska. Amity przeglądala znalezione pozornie nic nie warte przedmioty w poszukiwaniu czegoś przydatnego, podczas gdy Picky strugał znaleziony patyk kamieniem, balansując przedmiotami w kopytach w sposób znany tylko kucykom ziemnym. Wciąż pozostawili jedno pomieszczenie niezeksplorowane: pokój w którym zamknęli tajemnicze stworzenie każde z nich omijało, nie wiedząc jak się zabrać do tematu.
Blue zabrała się za siebie, zajmując się szczegółami o jakich sporo kucyków nawet by nie pomyślalo. Takich jak zapłakany pyszczek. Nie miała z zajęciem się nim większych problemów. Otrzepanie swetra nie pomoglo wiele na jego faktyczny stan, ale na pewno pomogło jeszcze bardziej obrzydzić powietrze na wozie.
Klacz zabrała się po tym za ocenę swojego uzbrojenia. Rewolwer po oddaniu kilku strzałów nie wyglądał na styrane narzędzie. Owszem, na Pustkowiach bez wątpienia chodziło wiele kucyków które by urzymywały, że broń należy czyścić przy każdej okazji, ale egzemplarz trzymany w telekinezie niebieskiego jednorożca był w dobrym stanie.
Nie można było powiedzieć tego samego o pistolecie maszynowym porwanym w nocy. Nie zapowiadało się co prawda na to, żeby rozpadł się samoistnie w najbliższym czasie, ale jego serwisowanie w przeszłości musiało pozostawiać wiele do życzenia. Widoczne były ślady rdzy tu i tam. Mimo tego, że mechanizm działał bezproblemowo i płynnie, było oczywistym, że ta broń potrzebuje trochę dodatkowej opieki. Blue nie mogła sprawdzić regulacji celownika z powodów oczywistych, ale ogólny stan broni sugerował raczej, że nie jest on nastawiony ze snajperską precyzją.
Po zapoznaniu się z danymi ze swego PipBucka, klacz ruszyła spotkać się z trudnościami kolejnego dnia...
Iron, po kilku godzinach ciągnięcia wozu w ciszy zaskoczyła, nieco nowego ogiera tym, że jednak potrafiła mówić. Kucyk praktycznie wisiał na paskach mocujących go do wozu. Dopiero po chwili jakoś się podniósł, żeby móc utrzymywać własny ciężar, a przynajmniej jego większość, na własnych nogach. W pierwszej chwili nie odpowiedział na pytanie klaczy, jednak po paru sekundach spojrzał na nią.
Nazywam się… - zaczął, ale szybko przerwała mu przybywająca właśnie Blue. Ogier szarpnął głową, patrząc na nieznaną mu klacz, ale zdecydował się nic nie powiedzieć.
Sharp miał już zapytać się, czy ma coś ciekawego na rogu, że tak przyciągnęło wzrok drugiego jednorożca, ale klacz ruszyła na niego zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
W pierwszej chwili medyk cofnął się przed nagłym zbliżeniem się Star, by po chwili tylko westchnąć ze zrezygnowaniem, gdy klacz jednorożca dobrała się do jego grzywy. Może ktoś mu po prostu tak wrzucił narkotyki i klacze ich najzwyczajniej w świecie szukały? Szybko okazało się, że kolejna przedstawicielka płci pięknej uważała, że może poprawić jego wygląd. Sam ogier dochodził powoli do wniosku, że trzeba było jego grzywę zostawić w jej naturalnym stanie i nie marnować czasu i energii na głupoty.
Na szczęście Star się wycofała i rozpoczęla swoisty raport.
Sharp wysłuchał spokojnie odpowiedzi klaczy. Tak jak się spodziewał, nie było bezpośredniego zagrożenia ku ich egzystencji. Gdyby było inaczej, zatrzymanie się karawany miałoby cokolwiek inny charakter. Powód tego nieplanowanego postoju stał się oczywisty, gdy tylko Star kontynuowała swój monolog. Kuce ziemne były wytrzymałe i medyk raczej powątpiewał, aby silna i sprawna faktycznie miała dość, raczej po prostu się jej nudzilo w uprzęży… ale było to zrozumiałe, nie mogli trzymać kucyka zapiętego do wozu cały dzień.
Sharp podrapał ziemię kopytkiem. Ten drugi faktycznie się do tego raczej nie ndawał. Żeby potwierdzić swoje podejrzenia, ogier musiałby przeprowadzić ponowny skan medyczny, ale na to przyjdzie czas później.
Ogier ledwie zdążył skinąć głową w odpowiedzi na wypowiedź Star, gdy ta ruszyła w kierunku ostatniego wozu. Coś mu się w takim zachowaniu wydało podejrzane, ale zrzucił winę na własną paranoję wynikającą ze zbyt dlugiego przebywania z karawaniarzami. Mimo wszystko jakaś część jego bała się, że pozostawienie karawany pod opieką handlarki na tyle godzin mogło zaowocować w jakichś dziwnych inicjatywach… Szybko jednak zepchnął tę myśl na boczny tor, ruszając za klaczą do ostatniego wozu i zrównując z nią krok.
Kucyki szybko dotarły na koniec karawany, gdzie czekała na nich załoga ciągnąca wóz wraz z Blue.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.