29-04-2013, 21:13
Sharp leżał w jednym z wozów. Ciężko się było na deskach ułożyć wygodnie, ale miał w tym lata doświadczenia, tak więc czuł się w miarę dobrze. Przynajmniej fizycznie.
Rzucił okiem na jego karabin i strzelbę, pierwszy stojący oparty o skrzynię, druga zaś leżąca na tej samej skrzyni, obie sztuki broni na tyle blisko niego, by w razie czego mógł szybko dosięgnąć broń telekinezą. Jego rewolwer był, jak zawsze, w kaburze na prawej przedniej nodze.
Wyglądało na to, że jego uzbrojenie nie ma zamiaru nigdzie uciec, czy to samodzielnie, czy to z czyjąś pomocą, tak więc zajął się czymś innym.
Jednorożec spojrzał w kierunku przeciwnym do ruchu karawany, wyglądając tym samym z wozu. Tak jak podejrzewał, wszystko było ciche i spokojne, tak jak powinno być. Może oprócz tego, że karawana zdawała mu się mała, mimo tego, że była najzwyczajniejszą na Pustkowiach karawaną handlową.
Może tylko ochrony było trochę więcej niż zazwyczaj. Dawało to dwa proste wnioski: albo teren był wysoce niebezpieczny, co do dziwnych nie należało, albo przewożono jakiś ładunek specjalny, cenny dla kogoś. Możliwe, że występowały obie te okoliczności na raz.
Westchnął cicho. Jeszcze chwilę tak pojadą. Nic nie zapowiadało, aby w najbliższym czasie komukolwiek musiał pomóc, tak więc siedział cicho i spokojnie. Podobnie zresztą jak drugi kucyk na wozie. Nie pamiętał jego imienia, ale wątpił, by pytanie o to właśnie imię w tej, konkretnej, chwili, było dobrym ruchem.
Stwierdzając, że za długo wpatruje się w towarzysza podróży, odwrócił wzrok. Jako iż nie miał nic do roboty, a drugi ogier nie wyglądał na skorego do rozmowy, pozostała mu jedna opcja; wyciągnął z juków którąś z książek kupionych za bezcen jakiś czas temu i oddał się lekturze. Podróż była dla niego naturalna. Brak pracy czy kogoś, do kogo by się można odezwać - już nie.
Rzucił okiem na jego karabin i strzelbę, pierwszy stojący oparty o skrzynię, druga zaś leżąca na tej samej skrzyni, obie sztuki broni na tyle blisko niego, by w razie czego mógł szybko dosięgnąć broń telekinezą. Jego rewolwer był, jak zawsze, w kaburze na prawej przedniej nodze.
Wyglądało na to, że jego uzbrojenie nie ma zamiaru nigdzie uciec, czy to samodzielnie, czy to z czyjąś pomocą, tak więc zajął się czymś innym.
Jednorożec spojrzał w kierunku przeciwnym do ruchu karawany, wyglądając tym samym z wozu. Tak jak podejrzewał, wszystko było ciche i spokojne, tak jak powinno być. Może oprócz tego, że karawana zdawała mu się mała, mimo tego, że była najzwyczajniejszą na Pustkowiach karawaną handlową.
Może tylko ochrony było trochę więcej niż zazwyczaj. Dawało to dwa proste wnioski: albo teren był wysoce niebezpieczny, co do dziwnych nie należało, albo przewożono jakiś ładunek specjalny, cenny dla kogoś. Możliwe, że występowały obie te okoliczności na raz.
Westchnął cicho. Jeszcze chwilę tak pojadą. Nic nie zapowiadało, aby w najbliższym czasie komukolwiek musiał pomóc, tak więc siedział cicho i spokojnie. Podobnie zresztą jak drugi kucyk na wozie. Nie pamiętał jego imienia, ale wątpił, by pytanie o to właśnie imię w tej, konkretnej, chwili, było dobrym ruchem.
Stwierdzając, że za długo wpatruje się w towarzysza podróży, odwrócił wzrok. Jako iż nie miał nic do roboty, a drugi ogier nie wyglądał na skorego do rozmowy, pozostała mu jedna opcja; wyciągnął z juków którąś z książek kupionych za bezcen jakiś czas temu i oddał się lekturze. Podróż była dla niego naturalna. Brak pracy czy kogoś, do kogo by się można odezwać - już nie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.