18-08-2015, 18:56
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24-08-2015, 17:49 przez Pillster.
Powód edycji: Przypomniało mi sie coś.
)
Cały napisany Horizons połknięty. Pasuje skrobnąć kilka słów.
Od zakończenia Second Chances wszystko zaczyna wirować i zmieniać się tak szybko, że ciężko było nadążyć za zmieniającą się scenerią, coraz to nowymi lokacjami i przeciwnikami. Filmowy styl nadawał całości bardzo opisowy wymiar. Ja sam nieraz budziłem się między akapitami z wrażeniem jakbym właśnie obejrzał film.
Oczywiście to piękna otoczka akcji, fabuły i całej reszty, która z każdą linijką stawała się coraz bardziej niedorzeczna. Tyle motywów, tyle pomysłów, przeciwnicy, plany, ofiary, walka... Przesadzone, jakby ktoś nie wierzył. Prze-sa-dzo-ne! Zastanawiałem się, czy opinia jednego z postujących że "Horizons się zeszmacił" ma coś wspólnego z prawdą. Otóż ma, i to całkiem sporo. Styl, opisy i detale wciąż są na bardzo wysokim poziomie, ale nie zastąpią wszystkiego. Fabuła zatacza coraz szersze kręgi, wszystko jest coraz większe, zajebistsze i bardziej pogmatwane, aż do przesady, która sprawia że w końcu czyta się to dla stylu, pojedynczych scenek i żeby to w końcu skończyć.
Generalnie po zakończeniu lektury w mojej głowie została tylko jedna myśl - niech ten Tom w końcu rozwali Eatera, i niech wszyscy zginą od uderzenia. Tylko tyle.
Edit: ostatnim momentem, który naprawdę wstrząsnął mną do głębi byłą śmierć Lacunae. Naprawdę mistrzowsko wykonane, prawie płakałem.
Od zakończenia Second Chances wszystko zaczyna wirować i zmieniać się tak szybko, że ciężko było nadążyć za zmieniającą się scenerią, coraz to nowymi lokacjami i przeciwnikami. Filmowy styl nadawał całości bardzo opisowy wymiar. Ja sam nieraz budziłem się między akapitami z wrażeniem jakbym właśnie obejrzał film.
Oczywiście to piękna otoczka akcji, fabuły i całej reszty, która z każdą linijką stawała się coraz bardziej niedorzeczna. Tyle motywów, tyle pomysłów, przeciwnicy, plany, ofiary, walka... Przesadzone, jakby ktoś nie wierzył. Prze-sa-dzo-ne! Zastanawiałem się, czy opinia jednego z postujących że "Horizons się zeszmacił" ma coś wspólnego z prawdą. Otóż ma, i to całkiem sporo. Styl, opisy i detale wciąż są na bardzo wysokim poziomie, ale nie zastąpią wszystkiego. Fabuła zatacza coraz szersze kręgi, wszystko jest coraz większe, zajebistsze i bardziej pogmatwane, aż do przesady, która sprawia że w końcu czyta się to dla stylu, pojedynczych scenek i żeby to w końcu skończyć.
Generalnie po zakończeniu lektury w mojej głowie została tylko jedna myśl - niech ten Tom w końcu rozwali Eatera, i niech wszyscy zginą od uderzenia. Tylko tyle.
Edit: ostatnim momentem, który naprawdę wstrząsnął mną do głębi byłą śmierć Lacunae. Naprawdę mistrzowsko wykonane, prawie płakałem.