30-08-2015, 09:31
Ostatni rozdział to kolejne fale cierpienia, a wszystko dzieje się tak szybko że ledwie można nadążyć. Jazda tunelem jest groteskowa i ciężka do ogarnięcia, walka z Legatem przypomina mi kropka w kropkę Castelvanię albo DMC (nie wiem co bardziej, wciąż tego w całości nie ogarnąłem). Walka z Eaterem - wreszcie się choć trochę uspokoiło, choć dalej przypominało to jakieś action rpg. No i Somber jak to Somber, nie mógł się powstrzymać od rozszarpania Blackjack na sam koniec...
Zakończenie faktycznie nie przyniosło poczucia spełnienia, tu zgadzam się z Samirem. Epilog został tak bardzo wyjęty znikąd (surprajs!) i z tego co wiem, bardzo gwałci kanon całego Fallouta. Widać w nim inspiracje i kolejne nawiązania z New Vegas i kilku innych miejsc. Właściwie jedynym fragmentem, który mi się spodobał, była scenka ze szkrabami Blackjack, wychowywanymi przez grace (choć imiona denne). Ratowanie Rampage po raz ostatni? Kurde, w tej scenie tow ogóle przestałem rozumieć co się dzieje, więc nawet wizja wracającej po dekadach męki klaczy jakoś do mnie nie trafiła.
Podsumowując - fanfik był dobry, naprawdę dobry, ale według mnie, przełomem był lot do Thunderhead. Przedtem wszystko w miarę dobre, choć już się na dobre sypało, ale pomoc enklawie była już momentem nieustannego spadku. Końcówka nie jest warta świeczki, jedynym dobrym powodem jest styl (który i tak pod koniec ledwie dyszał) i chęć poznania zakończenia (które, notabene, nie da wam nawet kawałka satysfakcji i spełnienia, jakiego oczekiwaliście).
Pillster.
Zakończenie faktycznie nie przyniosło poczucia spełnienia, tu zgadzam się z Samirem. Epilog został tak bardzo wyjęty znikąd (surprajs!) i z tego co wiem, bardzo gwałci kanon całego Fallouta. Widać w nim inspiracje i kolejne nawiązania z New Vegas i kilku innych miejsc. Właściwie jedynym fragmentem, który mi się spodobał, była scenka ze szkrabami Blackjack, wychowywanymi przez grace (choć imiona denne). Ratowanie Rampage po raz ostatni? Kurde, w tej scenie tow ogóle przestałem rozumieć co się dzieje, więc nawet wizja wracającej po dekadach męki klaczy jakoś do mnie nie trafiła.
Podsumowując - fanfik był dobry, naprawdę dobry, ale według mnie, przełomem był lot do Thunderhead. Przedtem wszystko w miarę dobre, choć już się na dobre sypało, ale pomoc enklawie była już momentem nieustannego spadku. Końcówka nie jest warta świeczki, jedynym dobrym powodem jest styl (który i tak pod koniec ledwie dyszał) i chęć poznania zakończenia (które, notabene, nie da wam nawet kawałka satysfakcji i spełnienia, jakiego oczekiwaliście).
Pillster.