Jeniec spojrzał się na zamaskowanego, kiwając głową w potwierdzeniu. Nie ruszył się i nie spuścił wzroku z młodego ogiera, póki ten nie poszedł dalej i nie znalazł się w znacznej odległości od myjącego się kucyka. Potem wrócił do swoich poprzednich czynności.
Xander szedł więc dalej przez pustynię, zataczając powoli koła wokół stojącej karawany i oddając się rozmyśleniom.
Medyk przejął z powrotem broń od klaczy i umieścił ją w należnym jej miejscu. Spotkał już parę kucyków, które pytały się go, czemu wszędzie to ze sobą nosił. Karabin, strzelba i do tego broń krótka, swoje jednak ważyły, nie wspominając o amunicji. Była to głównie kwestia przyzwyczajenia. Podróżowanie z karawanami z góry zakładało noszenie większości swojego dobytku na grzbiecie. Póki miał własny wóz, nie było to problemem. Ale nie potrafił sobie przypomnieć ostatniego razu kiedy podróżował w grupie na tyle dużej, żeby mogła sobie pozwolić na przydzielenie przestrzeni na wozie kucom medycznym. Nie miał więc większego wyboru w tej kwestii, będąc w podróży trzymał swój dobytek na grzbiecie, zdejmując część jedynie do snu, a i to też nie zawsze. Czy potrafiło to być irytujące czy męczące? Tak. Czy miał inną możliwość lub mógł sobie pozwolić na łamanie własnych zwyczajów i zasad? Zdecydowanie nie. Zwłaszcza nie w tak niebezpiecznej i niepewnej sytuacji jak ta tutaj.
Skinął głową w odpowiedzi na sugestię Blue i, po zapięciu pasków zabezpieczających karabin przed wypadnięciem, ruszył za klaczą, rozmyślając przy tym o jej słowach i spoglądając na pustynię otaczającą ich miejsce postoju.
Jeżeli pozycja ostrzału znajdowała się w tak bliskiej odległości, to może znalazłby się w ich grupie więcej niż jeden kucyk będący w stanie prowadzić celny ostrzał. Był pewien, że widział Iron czyszczącą wojskowej klasy karabin szturmowy. Nie była to na pewno broń snajperska, a i strzelanie z przyrządów otwartych na czterysta metrów było na pewno wyzwaniem, ale teoretycznie było to wykonalne… W tej kwestii należałoby się zapytać samej właścicielki karabinu. Zwłaszcza, że, jak Sharp zdążył się już przekonać, klacz nie osobą do końca zrównoważoną.
Kompletnie inną kwestią była reszta planu. Jeżeli efekt ustaleń można w ogóle było nazwać jakimkolwiek składnym ‘planem’.
Przerzedzenie sił bandytów było jedną sprawą, ale należało jeszcze wyznaczyć, kto wkroczy do samej osady. Może Iron ze swoim niewątpliwym doświadczeniem bojowym i zadbanym uzbrojeniem powinna uczestniczyć w walce na bliski dystans?
Jednorożec westchnął i pokręcił głową. Walczyć może i potrafił, ale nie był dowódcą. Mógł sobie poradzić z operowaniem pod ostrzałem, z ciężkimi ranami czy wyczerpaniem magicznym, ale taktyka nie była jego sztuką. Mógł tylko zaplanować wszystko najlepiej jak potrafił i mieć nadzieję, że będzie to wystarczające.
Bliskie spotkanie trzeciego stopnia jego przedniej lewej nogi z jakimś kamieniem lezącym na jego drodze wyrwało go z zamyślenia. Ukłucie bólu było nieznaczne, a medyk równowagę stracił tylko na ułamek sekundy, ale zmusiło go to do porzucenia myśli, które w tej chwili nic mu nie dadzą. Spojrzał więc prosto przed siebie, idąc dalej za klaczą.
Po zrobieniu kilku kroków, wzrok jednorożca przykuł inny obiekt i diametralnie inny rodzaj rozmyślań, których zdecydowanie nie miał zamiaru prowadzić. Nie mógł jednak powstrzymać się od prześledzenia wzrokiem niektórych… krągłości na ciele klaczy idącej przed nim. Co by nie mówić, geny obdarzyły Blue nie lada figurą. I widok nie mógł nie przyciągnąć wzroku zdrowego ogiera. Mimo tego, Sharp czuł pewny rodzaj poczucia winy przez myśli o jego przyjaciółce, które cisnęły mu się do umysłu na tle widoku przed nim. Próbował się przekonać, że było to w jakiś sposób niewłaściwe... aczkolwiek sam wiedział, że był to daremny wysiłek. Medykowi udało się jednak opanować zarówno swoje rozmyślenia jak i kierunek skupienia wzroku nim oba kucyki dotarły do reszty aktualnej załogi karawany. Były ważniejsze rzeczy do rozpatrzenia niż to, co jego umysł mu sugerował, nawet jeżeli to drugie było zdecydowanie bardziej kuszące.
Wyglądało na to, że Star nie udzieliła kucykom wyczerpującym wyjaśnień. Sharp zanotował też mentalnie, że brakowało tu zebry i ich najnowszego jeńca. Ale to akurat nie przeszkadzało w wielkim stopniu. Xander prawdopodobnie odszedł na spacer, a jeniec w swoim stanie daleko nie ucieknie na tej pustyni. Jednorożec miał nadzieję, że pojmany również zdawał sobie z tego sprawę.
Dwójka swoim przybyciem zdobyła większość uwagi zgromadzonych. Wystarczyło teraz zacząć mówić.
Xander szedł więc dalej przez pustynię, zataczając powoli koła wokół stojącej karawany i oddając się rozmyśleniom.
Medyk przejął z powrotem broń od klaczy i umieścił ją w należnym jej miejscu. Spotkał już parę kucyków, które pytały się go, czemu wszędzie to ze sobą nosił. Karabin, strzelba i do tego broń krótka, swoje jednak ważyły, nie wspominając o amunicji. Była to głównie kwestia przyzwyczajenia. Podróżowanie z karawanami z góry zakładało noszenie większości swojego dobytku na grzbiecie. Póki miał własny wóz, nie było to problemem. Ale nie potrafił sobie przypomnieć ostatniego razu kiedy podróżował w grupie na tyle dużej, żeby mogła sobie pozwolić na przydzielenie przestrzeni na wozie kucom medycznym. Nie miał więc większego wyboru w tej kwestii, będąc w podróży trzymał swój dobytek na grzbiecie, zdejmując część jedynie do snu, a i to też nie zawsze. Czy potrafiło to być irytujące czy męczące? Tak. Czy miał inną możliwość lub mógł sobie pozwolić na łamanie własnych zwyczajów i zasad? Zdecydowanie nie. Zwłaszcza nie w tak niebezpiecznej i niepewnej sytuacji jak ta tutaj.
Skinął głową w odpowiedzi na sugestię Blue i, po zapięciu pasków zabezpieczających karabin przed wypadnięciem, ruszył za klaczą, rozmyślając przy tym o jej słowach i spoglądając na pustynię otaczającą ich miejsce postoju.
Jeżeli pozycja ostrzału znajdowała się w tak bliskiej odległości, to może znalazłby się w ich grupie więcej niż jeden kucyk będący w stanie prowadzić celny ostrzał. Był pewien, że widział Iron czyszczącą wojskowej klasy karabin szturmowy. Nie była to na pewno broń snajperska, a i strzelanie z przyrządów otwartych na czterysta metrów było na pewno wyzwaniem, ale teoretycznie było to wykonalne… W tej kwestii należałoby się zapytać samej właścicielki karabinu. Zwłaszcza, że, jak Sharp zdążył się już przekonać, klacz nie osobą do końca zrównoważoną.
Kompletnie inną kwestią była reszta planu. Jeżeli efekt ustaleń można w ogóle było nazwać jakimkolwiek składnym ‘planem’.
Przerzedzenie sił bandytów było jedną sprawą, ale należało jeszcze wyznaczyć, kto wkroczy do samej osady. Może Iron ze swoim niewątpliwym doświadczeniem bojowym i zadbanym uzbrojeniem powinna uczestniczyć w walce na bliski dystans?
Jednorożec westchnął i pokręcił głową. Walczyć może i potrafił, ale nie był dowódcą. Mógł sobie poradzić z operowaniem pod ostrzałem, z ciężkimi ranami czy wyczerpaniem magicznym, ale taktyka nie była jego sztuką. Mógł tylko zaplanować wszystko najlepiej jak potrafił i mieć nadzieję, że będzie to wystarczające.
Bliskie spotkanie trzeciego stopnia jego przedniej lewej nogi z jakimś kamieniem lezącym na jego drodze wyrwało go z zamyślenia. Ukłucie bólu było nieznaczne, a medyk równowagę stracił tylko na ułamek sekundy, ale zmusiło go to do porzucenia myśli, które w tej chwili nic mu nie dadzą. Spojrzał więc prosto przed siebie, idąc dalej za klaczą.
Po zrobieniu kilku kroków, wzrok jednorożca przykuł inny obiekt i diametralnie inny rodzaj rozmyślań, których zdecydowanie nie miał zamiaru prowadzić. Nie mógł jednak powstrzymać się od prześledzenia wzrokiem niektórych… krągłości na ciele klaczy idącej przed nim. Co by nie mówić, geny obdarzyły Blue nie lada figurą. I widok nie mógł nie przyciągnąć wzroku zdrowego ogiera. Mimo tego, Sharp czuł pewny rodzaj poczucia winy przez myśli o jego przyjaciółce, które cisnęły mu się do umysłu na tle widoku przed nim. Próbował się przekonać, że było to w jakiś sposób niewłaściwe... aczkolwiek sam wiedział, że był to daremny wysiłek. Medykowi udało się jednak opanować zarówno swoje rozmyślenia jak i kierunek skupienia wzroku nim oba kucyki dotarły do reszty aktualnej załogi karawany. Były ważniejsze rzeczy do rozpatrzenia niż to, co jego umysł mu sugerował, nawet jeżeli to drugie było zdecydowanie bardziej kuszące.
Wyglądało na to, że Star nie udzieliła kucykom wyczerpującym wyjaśnień. Sharp zanotował też mentalnie, że brakowało tu zebry i ich najnowszego jeńca. Ale to akurat nie przeszkadzało w wielkim stopniu. Xander prawdopodobnie odszedł na spacer, a jeniec w swoim stanie daleko nie ucieknie na tej pustyni. Jednorożec miał nadzieję, że pojmany również zdawał sobie z tego sprawę.
Dwójka swoim przybyciem zdobyła większość uwagi zgromadzonych. Wystarczyło teraz zacząć mówić.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.