24-01-2016, 22:45
Xander wdrapał się na jeden z wozów. Wnętrze nie różniło się niczym od pozostałych na których pokładach młody ogier już wcześniej przebywał. Ciasno, duszno, zdecydowaną większość przestrzeni wypełniały zamknięte skrzynie wszelkiej maści i rodzaju. Drewniane, metalowe, nawet kilka plastikowych pojemników o niezidentyfikowanej zawartości.
Zebra, nie mając przed sobą wielu opcji ani też żadnego sposobu na odróżnienie który pojemnik jaką byl wypełniony zawartością, wzięła się za przeszukiwanie pierwszych z brzegu skrzyń. Przynajmniej tych, które dały się bezproblemowo otworzyć. Ładunek wozu okazał się całkiem ciekawy jak na tak małą karawanę. Pierwsza skrzynka którą młodzik otworzył zawierała ułożone w równe rzędy magazynki pistoletowe.
Części wyglądały na stosunkowo nowe, pozbawione rdzy czy śladów wielokrotnego użycia zazwyczaj widocznych na praktycznie każdym elemencie ekwipunku użytkowanego na Pustkowiach. Magazynki, czekające na wypełnienie ich amunicją, wyglądały jakby były wyprodukowane dość niedawno.
Następne pudło otwarte przez szukającego wody pasiastego ukazało mu równie niecodzienny widok. Wypełnione ono było bowiem równymi rzędami okrągłych puszek z konserwami. Różne kolorowe obrazki symbolizujące smaki patrzyły się na ogiera pełną paletą różnych pyszności przeznaczonej do konsumpcji przez różne kopytne.
Trzeci otwarty pojemnik ukazał mu to, czego szukał - ciężkie od swej zawartości butelki z chłodną, względnie czystą wodą.
“Czy ona słyszy swoje własne slowa?” - zapytał się sam siebie medyk, słuchając Starweave po raz kolejny prawiącej o ‘działaniu razem’ gdy miała zamiar przekonać wszystkich, aby pozostawić całą wioskę pełną kucyków na śmierć lub życie w niewoli. Wyglądało na to, że jest już zmęczona tą całą dyskusją. Było przecież oczywistym, że ani Sharp, ani Blue nie zmienią stanowiska. Star też najwyraźniej nie miała takiego zamiaru. Ta kłótnia o dalszy kurs działania mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. Albo i dłużej. Na całe szczęście jedna ze stron spasowała zanim poumierali wszyscy z głodu i pragnienia.
Sharp nie czuł żadnej dumy ze zwycięstwa. Ba, nie nazwałby tego zwycięstwem. Wiedział, że w gruncie rzeczy handlarka miała tyle samo racji co on. Chciała, żeby kucyki stanowiące załogę karawany przeżyły te podróż. Nawet jeżeli stawiała ładunek i własną sytuację majątkową wyżej w kolejności priorytetów niż medyk, przede wszystkim nie chciała posłać kucyków na samobójczą misję. A była przekonana, że właśnie na coś takiego się porywają.
Ogier powiódł wzrokiem za odchodzącą powoli klaczą, za jej spuszczonymi oczami i zrezygnowanym krokiem. Poczekał kilka sekund, aby zebrać myśli i przyswoić całą sytuację, po czym spojrzał po reszcie kucyków. Oprócz nielicznych pyszczków z których wciąż odczytywał zdeterminowanie, cała grupa wydawała się skonflitkowana.
- I niech nam Celestia błogosławi - powtórzył cicho po klaczy, mimo bycia raczej niespecjalnie religijną osobą. Odwrócił się do grupy, pozostawiając odchodzącą Star gdzieś za sobą.
- Pójdziemy tam i pomożemy im. Nie będzie łatwo, ale inaczej nie można. - te puste frazesy wychodziły z jego gardła niemalże siłą. Nie miał jednak nic innego do powiedzenia co by mogło niezdecydowanych przekonać do zrobienia tego, co właściwe.
- Mamy plan i mamy kucyki zdolne go wykonać - powiedział gładko, mimo iż słowa te nie były tak całkiem prawdziwe - Czy ktoś chce coś dodać do tego co już zebraliśmy? - zapytał się w końcu, rzucając okiem na Blue, od jakiegoś czasu milczącą. Naprawdę wolałby, żeby teraz to klacz zagrała pierwsze skrzypce. Co jak co, ale w walce z przeważającym przeciwnikiem to ona miała większe doświadczenie. On zazwyczaj skupiał się na opanowaniu skutków tejże walki...
Zebra, nie mając przed sobą wielu opcji ani też żadnego sposobu na odróżnienie który pojemnik jaką byl wypełniony zawartością, wzięła się za przeszukiwanie pierwszych z brzegu skrzyń. Przynajmniej tych, które dały się bezproblemowo otworzyć. Ładunek wozu okazał się całkiem ciekawy jak na tak małą karawanę. Pierwsza skrzynka którą młodzik otworzył zawierała ułożone w równe rzędy magazynki pistoletowe.
Części wyglądały na stosunkowo nowe, pozbawione rdzy czy śladów wielokrotnego użycia zazwyczaj widocznych na praktycznie każdym elemencie ekwipunku użytkowanego na Pustkowiach. Magazynki, czekające na wypełnienie ich amunicją, wyglądały jakby były wyprodukowane dość niedawno.
Następne pudło otwarte przez szukającego wody pasiastego ukazało mu równie niecodzienny widok. Wypełnione ono było bowiem równymi rzędami okrągłych puszek z konserwami. Różne kolorowe obrazki symbolizujące smaki patrzyły się na ogiera pełną paletą różnych pyszności przeznaczonej do konsumpcji przez różne kopytne.
Trzeci otwarty pojemnik ukazał mu to, czego szukał - ciężkie od swej zawartości butelki z chłodną, względnie czystą wodą.
“Czy ona słyszy swoje własne slowa?” - zapytał się sam siebie medyk, słuchając Starweave po raz kolejny prawiącej o ‘działaniu razem’ gdy miała zamiar przekonać wszystkich, aby pozostawić całą wioskę pełną kucyków na śmierć lub życie w niewoli. Wyglądało na to, że jest już zmęczona tą całą dyskusją. Było przecież oczywistym, że ani Sharp, ani Blue nie zmienią stanowiska. Star też najwyraźniej nie miała takiego zamiaru. Ta kłótnia o dalszy kurs działania mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. Albo i dłużej. Na całe szczęście jedna ze stron spasowała zanim poumierali wszyscy z głodu i pragnienia.
Sharp nie czuł żadnej dumy ze zwycięstwa. Ba, nie nazwałby tego zwycięstwem. Wiedział, że w gruncie rzeczy handlarka miała tyle samo racji co on. Chciała, żeby kucyki stanowiące załogę karawany przeżyły te podróż. Nawet jeżeli stawiała ładunek i własną sytuację majątkową wyżej w kolejności priorytetów niż medyk, przede wszystkim nie chciała posłać kucyków na samobójczą misję. A była przekonana, że właśnie na coś takiego się porywają.
Ogier powiódł wzrokiem za odchodzącą powoli klaczą, za jej spuszczonymi oczami i zrezygnowanym krokiem. Poczekał kilka sekund, aby zebrać myśli i przyswoić całą sytuację, po czym spojrzał po reszcie kucyków. Oprócz nielicznych pyszczków z których wciąż odczytywał zdeterminowanie, cała grupa wydawała się skonflitkowana.
- I niech nam Celestia błogosławi - powtórzył cicho po klaczy, mimo bycia raczej niespecjalnie religijną osobą. Odwrócił się do grupy, pozostawiając odchodzącą Star gdzieś za sobą.
- Pójdziemy tam i pomożemy im. Nie będzie łatwo, ale inaczej nie można. - te puste frazesy wychodziły z jego gardła niemalże siłą. Nie miał jednak nic innego do powiedzenia co by mogło niezdecydowanych przekonać do zrobienia tego, co właściwe.
- Mamy plan i mamy kucyki zdolne go wykonać - powiedział gładko, mimo iż słowa te nie były tak całkiem prawdziwe - Czy ktoś chce coś dodać do tego co już zebraliśmy? - zapytał się w końcu, rzucając okiem na Blue, od jakiegoś czasu milczącą. Naprawdę wolałby, żeby teraz to klacz zagrała pierwsze skrzypce. Co jak co, ale w walce z przeważającym przeciwnikiem to ona miała większe doświadczenie. On zazwyczaj skupiał się na opanowaniu skutków tejże walki...
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.