- Może ty jeszcze ankietę przeprowadzisz w całej karawanie? - Starweave wypowiedziała te słowa cicho, gdy druga klacz była już poza ich zasięgiem. Przeglądała wspomnienia z dzisiejszej rozmowy, próbując ustalić w którym momencie jej nieuwagi, Iron mogła sobie coś zapodać. Czy taki moment w ogóle istniał? Nie, chyba nie. Jeszcze tylko brakowało, aby jej kompanka spierdoliła się podczas nocnej zmiany.
„Aaa… chuj z nią, teraz to już nie mój problem.”
Noc, noc była następstwem zmroku. Był to czas kiedy życie większości istot zamierało, wszędzie wokół panowała cisza i spokój, chłodne przyjemne powietrze łaskotało sierść, a na niebie można było zobaczyć najpiękniejsze kreacje Księżycowej Bogini. Noc na pustkowiach nie miała do zaoferowania żadnej z tych rzeczy. Różniła się od tej z baśniowych opisów, z jakimi przyszło klaczy się spotkać w starych przedwojennych księgach dla małych źrebaków. Starweave spacerowała przez beznamiętną otchłań. Czuła smród braminów, do którego do tej pory nie udało jej się przyzwyczaić. A także ciężar swoich juków które na powrót musiała dźwigać, bo jakiś dupek z osobistych strażników szefa, najwyraźniej próbował się do nich dobrać. Ogółem nie zapowiadała się ciekawa noc, poza jednym szczegółem.
Jednoróżka była znowu sama, tak jak powinno być. Lecz po raz pierwszy było jakoś inaczej, coś nie dawało jej spokoju. To nie była taka samotność jak w jej sanktuarium w Stajni, gdzie była absolutnie pewna, że nic a nic nie może się wydarzyć. Była świadoma, że takiego poczucia bezpieczeństwa już prawdopodobnie nigdy nie doświadczy. Zdarzyło jej się już wcześniej nocować samej gdzieś na pustkowiach, podczas swoich podroży i to nie jeden raz. Wtedy to zawsze wyszukiwała sobie jakąś kryjówkę, najczęściej gdzieś w jakiejś zrujnowanej zabudowie. Skanowała dokładnie obszar w poszukiwaniu zagrożenia i dopiero na koniec układała się do snu. Tyle tylko że teraz o śnie i kryjówce nie było mowy. Dodatkowo dręczył ją fakt, iż wszystko idzie jakoś zbyt łatwo. Klacz stwierdziła że skoro wynajęto aż tyle kucyków do ochrony takiego małego gówna, to znaczy że na pewno spodziewano się natarcia. „Cisza przed burzą” Pomyślała.
Starweave zaczęła rozpaczliwie rozglądać się za jakimś towarzystwem. W zasięgu jej wzroku były tylko dwie grupy. Jedna całkowicie pochłonięta rozmową. W drugiej była Iron. „Kurwa mać..” W oddali, kawałek za nimi w cieniu wozu, dostrzegła jeszcze jednego kucyka. Samotnie dreptającego w cieniu wozu, pomarańczowego ogiera o brązowej grzywie. Nie wyglądał na takiego, który potrzebował by towarzystwa, jednak zdecydowała się spróbować i już po chwili znalazła się obok niego.
- Cześć, znajdzie się tu dla mnie trochę cienia?
„Aaa… chuj z nią, teraz to już nie mój problem.”
Noc, noc była następstwem zmroku. Był to czas kiedy życie większości istot zamierało, wszędzie wokół panowała cisza i spokój, chłodne przyjemne powietrze łaskotało sierść, a na niebie można było zobaczyć najpiękniejsze kreacje Księżycowej Bogini. Noc na pustkowiach nie miała do zaoferowania żadnej z tych rzeczy. Różniła się od tej z baśniowych opisów, z jakimi przyszło klaczy się spotkać w starych przedwojennych księgach dla małych źrebaków. Starweave spacerowała przez beznamiętną otchłań. Czuła smród braminów, do którego do tej pory nie udało jej się przyzwyczaić. A także ciężar swoich juków które na powrót musiała dźwigać, bo jakiś dupek z osobistych strażników szefa, najwyraźniej próbował się do nich dobrać. Ogółem nie zapowiadała się ciekawa noc, poza jednym szczegółem.
Jednoróżka była znowu sama, tak jak powinno być. Lecz po raz pierwszy było jakoś inaczej, coś nie dawało jej spokoju. To nie była taka samotność jak w jej sanktuarium w Stajni, gdzie była absolutnie pewna, że nic a nic nie może się wydarzyć. Była świadoma, że takiego poczucia bezpieczeństwa już prawdopodobnie nigdy nie doświadczy. Zdarzyło jej się już wcześniej nocować samej gdzieś na pustkowiach, podczas swoich podroży i to nie jeden raz. Wtedy to zawsze wyszukiwała sobie jakąś kryjówkę, najczęściej gdzieś w jakiejś zrujnowanej zabudowie. Skanowała dokładnie obszar w poszukiwaniu zagrożenia i dopiero na koniec układała się do snu. Tyle tylko że teraz o śnie i kryjówce nie było mowy. Dodatkowo dręczył ją fakt, iż wszystko idzie jakoś zbyt łatwo. Klacz stwierdziła że skoro wynajęto aż tyle kucyków do ochrony takiego małego gówna, to znaczy że na pewno spodziewano się natarcia. „Cisza przed burzą” Pomyślała.
Starweave zaczęła rozpaczliwie rozglądać się za jakimś towarzystwem. W zasięgu jej wzroku były tylko dwie grupy. Jedna całkowicie pochłonięta rozmową. W drugiej była Iron. „Kurwa mać..” W oddali, kawałek za nimi w cieniu wozu, dostrzegła jeszcze jednego kucyka. Samotnie dreptającego w cieniu wozu, pomarańczowego ogiera o brązowej grzywie. Nie wyglądał na takiego, który potrzebował by towarzystwa, jednak zdecydowała się spróbować i już po chwili znalazła się obok niego.
- Cześć, znajdzie się tu dla mnie trochę cienia?