- Hm - mruknął Sharp na pytanie klaczy, dopiero po kolejnej sekundzie rejestrując ton którym zadano pytanie, oraz uśmieszek na pyszczku niebieskiej. Całość nadawała niby niewinnemu pytaniu cokolwiek dwuznaczny wydźwięk. Ogier uśmiechnał się lekko. Oj, przydałoby się trochę odstresowania, to na pewno, stwierdził w myślach kucyk. Ale zapewne minie jeszcze sporo czasu, zanim będzie miał okazję choćby i po prostu się zrelaksować, o jakichkolwiek innych… aktywnościach nie wspominając.
- Wojnę ze stresem popieram całym sobą - odpowiedział klaczy z uśmiechem, ruszając za nią w stronę obozu. Zobaczył, że Blue skręciła w stronę kucyka, który podarował mu jego PipBucka. Medyk szybko doszedł do wniosku, że nie ma co tej dwójce przeszkadzać, skręcił więc ku kucykowi, z którym mógł opracowac jakiś plan ataku. Owszem, nie mieli wiele możliwości manerwu, ale znali już swoje siły i cel, a to więcej niż mieli parę godzin temu.
Mówią, że żaden plan nie przetrwa kontaktu z nieprzyjacielem, ale nie oznaczało to od razu, że należy zażegnać wszelkie przygotowania. Musieli jak najlepiej wykorzystać element zaskoczenia.
A jednorożcowi przychodził do głowy tylko jeden kuc, który byłby mu w stanie z tym pomóc. Wyjątkowo mu się ta opcja nie podobała, no ale cóż mógł zrobić, skoro życia kucyków były na szali…
Przypomniała mu się jedna z książek, którą czytał lata temu. Spora jej część była poświęcona lekarzom i temu, że przed wojną przysięgali, że nigdy nie będą szkodzić, a zawsze pomagać każdemu kto by tego potrzebował. Ogier rzucił okiem do tyłu, na swój zad. Jego znaczek był w tej chwili zakryty płaszczem, ale wciąż tam był. Jak miło byłoby móc złożyć podobną przysięgę, pomyślał szarobrązowy, docierając do klaczy z którą musiał omówić plan zabicia jednych kucyków, aby uratowac inne.
- Iron? - zaczął, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Blue? - odezwała się zaskoczona klacz, która oddawała się spoglądaniu na horyzont wielce zmartwionym wzrokiem gdy niebieska ją odnalazła. White nie była zbyt dobra w ukrywaniu swoich emocji. Niebieska mogła z łatwością wyczytać z niej niepokój.
Minęło kilka kolejnych chwil. Zebrane kucyki wzięły co potrzebowały z zapasów zgromadzonych w karawanie. Broń, amunicję, żywność czy medykamenty: nikt nie widział sensu w powstrzymywaniu wyruszających od wzięcia pokaźnych ilości ekwipunku.
Sharp z usmiechem spojrzał na całkiem sporą ilość mikstur medycznych oraz innych ważnych medykamentów wyświetlanych na ekranie jego PipBucka. Może i nauka obsługi tego ustrojstwa szła mu jak po gruzie, ale musial przyznać, że miejscami bywało przydatne. Na przykład do zorientowania się co się ma w jukach bez wywracania ich do góry dnem.
Uśmiech na pyszczku ogiera zniknął gdy jego wzrok spoczął na grupie ochotników dokonujących ostatnich kontroli sprzętu przed wyruszeniem. Każdy zjadł ciepły posiłek i wydawał się przygotowany, ale nawet medyk potrafił na pierwszy rzut oka stwierdzić, że z przynajmniej połowy kucyków jakie ze sobą zabierali żadni byli wojownicy. Ogier zerknął w stronę zamaskowanej zebry, wciąż szczelnie owiniętej swym przebraniem. Zastanawiało go, jak Xander ma zamiar walczyć z taką ilością materiału na sobie. I ta maska. Po paru sekundach stwierdził, że młodszy ogier prawdopodobnie dawno przywykł do działania w swoim przebraniu.
- Nie ma co czekać, idziemy - powiedział w końcu i, wiedząc, że same słowa często nie wystarczają aby ruszyć grupę kucyków w określonym kierunku, zapiął telekinetycznie ostatni pasek na swoich jukach i ruszył w stronę oddalonej osady. Po paru momentach pozostali ruszyli za nim, pojedynczo podnosząc się, zabierając wszystkie potrzebne rzeczy.
Medyk zerknął ostatni raz na wozy i na stojącą pośród nich Starweave. Skinął głową handlarce, po czym odwrócił głowę i ruszył przed siebie.
Grupa maszerowała już jakiś czas. Było wczesne przedpołudnie. Przy utrzymaniu tego tempa, powinni dotrzeć do osady pod wieczór.
- Jeżeli zaatakujemy z marszu, będziemy zmęczeni - mruknęła Rainfall w stronę Blue i Sharpa. Ogier skinął głową, spoglądając po zebranej zgrai niedobitków. Siedem kucyków i jedna zebra, z czego trójka raczej nie nadawała się do walki.
Wątpliwe też było, aby wszyscy byli w stanie zaatakować osadę od razu po parugodzinnym marszu. Owszem, kucyki były biologicznie dostosowane do długiej pieszej podróży… ale wybitnie niedostosowane do walki. Prawdopodobnie będą potrzebowali chwili odpoczynku przed wyruszeniem do walki. Medyk westchnął , woląc nie myśleć o tym, ilu ich zostanie jak już ta walka się zakończy.
- Ona ma rację - powiedział cicho do idącej obok niego niebieskiej - Musimy dopracować plan - dodał.
Grupa ochotników powoli oddalała się od obozowiska karawany. Ich marsz obserwowały trzy kucyki, które zdecydowały się pozostać na miejscu, lub zostały do tego przekonane. Do tej pierwszej grupy należały Starweave oraz White, do tej ostatniej Light. Nie było to wcale takie trudne. Niepełnosprawna do głupich nie należała; wiedziała doskonale, że w walce nie przyda się na wiele. No chyba, że jako cel. Wszystkie trzy klacze znajdowały się na skraju obozowiska, w ciszy obserwując powoli znikające za horyzontem sylwetki ich towarzyszy.
- Star? - rozległ się głos kucyka w stajennym kombinezonie - Co... co my teraz zrobimy?
- Wojnę ze stresem popieram całym sobą - odpowiedział klaczy z uśmiechem, ruszając za nią w stronę obozu. Zobaczył, że Blue skręciła w stronę kucyka, który podarował mu jego PipBucka. Medyk szybko doszedł do wniosku, że nie ma co tej dwójce przeszkadzać, skręcił więc ku kucykowi, z którym mógł opracowac jakiś plan ataku. Owszem, nie mieli wiele możliwości manerwu, ale znali już swoje siły i cel, a to więcej niż mieli parę godzin temu.
Mówią, że żaden plan nie przetrwa kontaktu z nieprzyjacielem, ale nie oznaczało to od razu, że należy zażegnać wszelkie przygotowania. Musieli jak najlepiej wykorzystać element zaskoczenia.
A jednorożcowi przychodził do głowy tylko jeden kuc, który byłby mu w stanie z tym pomóc. Wyjątkowo mu się ta opcja nie podobała, no ale cóż mógł zrobić, skoro życia kucyków były na szali…
Przypomniała mu się jedna z książek, którą czytał lata temu. Spora jej część była poświęcona lekarzom i temu, że przed wojną przysięgali, że nigdy nie będą szkodzić, a zawsze pomagać każdemu kto by tego potrzebował. Ogier rzucił okiem do tyłu, na swój zad. Jego znaczek był w tej chwili zakryty płaszczem, ale wciąż tam był. Jak miło byłoby móc złożyć podobną przysięgę, pomyślał szarobrązowy, docierając do klaczy z którą musiał omówić plan zabicia jednych kucyków, aby uratowac inne.
- Iron? - zaczął, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Blue? - odezwała się zaskoczona klacz, która oddawała się spoglądaniu na horyzont wielce zmartwionym wzrokiem gdy niebieska ją odnalazła. White nie była zbyt dobra w ukrywaniu swoich emocji. Niebieska mogła z łatwością wyczytać z niej niepokój.
Minęło kilka kolejnych chwil. Zebrane kucyki wzięły co potrzebowały z zapasów zgromadzonych w karawanie. Broń, amunicję, żywność czy medykamenty: nikt nie widział sensu w powstrzymywaniu wyruszających od wzięcia pokaźnych ilości ekwipunku.
Sharp z usmiechem spojrzał na całkiem sporą ilość mikstur medycznych oraz innych ważnych medykamentów wyświetlanych na ekranie jego PipBucka. Może i nauka obsługi tego ustrojstwa szła mu jak po gruzie, ale musial przyznać, że miejscami bywało przydatne. Na przykład do zorientowania się co się ma w jukach bez wywracania ich do góry dnem.
Uśmiech na pyszczku ogiera zniknął gdy jego wzrok spoczął na grupie ochotników dokonujących ostatnich kontroli sprzętu przed wyruszeniem. Każdy zjadł ciepły posiłek i wydawał się przygotowany, ale nawet medyk potrafił na pierwszy rzut oka stwierdzić, że z przynajmniej połowy kucyków jakie ze sobą zabierali żadni byli wojownicy. Ogier zerknął w stronę zamaskowanej zebry, wciąż szczelnie owiniętej swym przebraniem. Zastanawiało go, jak Xander ma zamiar walczyć z taką ilością materiału na sobie. I ta maska. Po paru sekundach stwierdził, że młodszy ogier prawdopodobnie dawno przywykł do działania w swoim przebraniu.
- Nie ma co czekać, idziemy - powiedział w końcu i, wiedząc, że same słowa często nie wystarczają aby ruszyć grupę kucyków w określonym kierunku, zapiął telekinetycznie ostatni pasek na swoich jukach i ruszył w stronę oddalonej osady. Po paru momentach pozostali ruszyli za nim, pojedynczo podnosząc się, zabierając wszystkie potrzebne rzeczy.
Medyk zerknął ostatni raz na wozy i na stojącą pośród nich Starweave. Skinął głową handlarce, po czym odwrócił głowę i ruszył przed siebie.
Grupa maszerowała już jakiś czas. Było wczesne przedpołudnie. Przy utrzymaniu tego tempa, powinni dotrzeć do osady pod wieczór.
- Jeżeli zaatakujemy z marszu, będziemy zmęczeni - mruknęła Rainfall w stronę Blue i Sharpa. Ogier skinął głową, spoglądając po zebranej zgrai niedobitków. Siedem kucyków i jedna zebra, z czego trójka raczej nie nadawała się do walki.
Wątpliwe też było, aby wszyscy byli w stanie zaatakować osadę od razu po parugodzinnym marszu. Owszem, kucyki były biologicznie dostosowane do długiej pieszej podróży… ale wybitnie niedostosowane do walki. Prawdopodobnie będą potrzebowali chwili odpoczynku przed wyruszeniem do walki. Medyk westchnął , woląc nie myśleć o tym, ilu ich zostanie jak już ta walka się zakończy.
- Ona ma rację - powiedział cicho do idącej obok niego niebieskiej - Musimy dopracować plan - dodał.
Grupa ochotników powoli oddalała się od obozowiska karawany. Ich marsz obserwowały trzy kucyki, które zdecydowały się pozostać na miejscu, lub zostały do tego przekonane. Do tej pierwszej grupy należały Starweave oraz White, do tej ostatniej Light. Nie było to wcale takie trudne. Niepełnosprawna do głupich nie należała; wiedziała doskonale, że w walce nie przyda się na wiele. No chyba, że jako cel. Wszystkie trzy klacze znajdowały się na skraju obozowiska, w ciszy obserwując powoli znikające za horyzontem sylwetki ich towarzyszy.
- Star? - rozległ się głos kucyka w stajennym kombinezonie - Co... co my teraz zrobimy?
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.