16-05-2013, 06:10
Sharp był zajęty celowaniem w kierunku skał za którymi, według jego obserwacji, powinien być jeszcze jeden przeciwnik.
- Dobra Sharpi, mamy jednego na jedenastej, jednego na 12 i czerwoną poświatę na drugiej - usłyszał słowa Blue. To by oznaczało, że w dwójkę wyeliminowali praktycznie całe skrzydło wrogich sił. Dobry wynik, stwierdził w myślach medyk.
W pewnej chwili klacz przebywająca obok niego wychyliła się i błyskawicznie wystrzeliła jeden pocisk, odrywając głowę szarżującemu bandycie.
Blue nie była rewolwerowcem, a to oznaczało, że pewnie zaklęcie wspomagające z tej maszynki którą nosiła na nodze znowu przypomniało o swojej przydatności.
- Dobra, czyli zostaje nam jeden na jedenastej i cała banda po prawej... - powiedział do siebie, próbując opracować naprędce jakikolwiek plan. Rozejrzał się w celu szybkiej analizy sytuacji na polu bitwy, by zobaczyć bandytę stojącego pośród trupów najemników, tuż koło martwego szefa. Wycelował i, gdy wróg pojawił się w krzyżu celowniczym jego broni, pociągnął magicznie za spust. [1] Jeszcze jeden pocisk - pomyślał, wprowadzając ostatni z nabojów karabinowych do komory sprawnym użyciem telekinezy.
- Dobra - stwierdził, po czym zwrócił się do niebieskiego jednorożca koło niego - musimy zdjąć tego po lewej. Albo ja cię osłaniam i tam idziesz, albo na odwrót, bo sam się nie ruszy - podzielił się swoim skleconym w ciągu ostatnich sekund "planem" ostatecznego oczyszczenia lewej flanki z wroga.
[1] - uznałem, że skoro jest na otwartym terenie, w prostej linii do Sharpa i niezbyt daleko na dodatek, to go po prostu zobaczył.
- Dobra Sharpi, mamy jednego na jedenastej, jednego na 12 i czerwoną poświatę na drugiej - usłyszał słowa Blue. To by oznaczało, że w dwójkę wyeliminowali praktycznie całe skrzydło wrogich sił. Dobry wynik, stwierdził w myślach medyk.
W pewnej chwili klacz przebywająca obok niego wychyliła się i błyskawicznie wystrzeliła jeden pocisk, odrywając głowę szarżującemu bandycie.
Blue nie była rewolwerowcem, a to oznaczało, że pewnie zaklęcie wspomagające z tej maszynki którą nosiła na nodze znowu przypomniało o swojej przydatności.
- Dobra, czyli zostaje nam jeden na jedenastej i cała banda po prawej... - powiedział do siebie, próbując opracować naprędce jakikolwiek plan. Rozejrzał się w celu szybkiej analizy sytuacji na polu bitwy, by zobaczyć bandytę stojącego pośród trupów najemników, tuż koło martwego szefa. Wycelował i, gdy wróg pojawił się w krzyżu celowniczym jego broni, pociągnął magicznie za spust. [1] Jeszcze jeden pocisk - pomyślał, wprowadzając ostatni z nabojów karabinowych do komory sprawnym użyciem telekinezy.
- Dobra - stwierdził, po czym zwrócił się do niebieskiego jednorożca koło niego - musimy zdjąć tego po lewej. Albo ja cię osłaniam i tam idziesz, albo na odwrót, bo sam się nie ruszy - podzielił się swoim skleconym w ciągu ostatnich sekund "planem" ostatecznego oczyszczenia lewej flanki z wroga.
[1] - uznałem, że skoro jest na otwartym terenie, w prostej linii do Sharpa i niezbyt daleko na dodatek, to go po prostu zobaczył.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.