24-05-2013, 23:07
Sharpowi udało otworzyć się pierwszą skrzynkę. Jego oczom ukazała się zawartość wzmocnionego pojemnika, gdyż właśnie takimi wzmocnionymi skrzyniami wypełniony był wóz. Jego oczom ukazała się niczego sobie nagroda. Skrzynia bowiem wypełniona była bronią lekką. Równo ułożone leżały w niej pistolety kalibru 9mm po jednej stronie, zaś po drugiej pistolety maszynowe tego samego kalibru. Wszystkie w niezłym stanie.
Jednorożec zagwizdał z podziwem. Żyła złota przy tej jeżdżącej zbrojowni byłaby niczym.
Medyk próbował sobie przypomnieć gdzie na Pustkowiach produkowano broń. Wiele miejsc mu do głowy nie przychodziło, mimo iż swoje o takich miejscach wiedział. Nie żeby go to specjalnie obchodziło w tej chwili. Wyniósł swą magią jedną skrzynię z wozu, umieszczając ją za jedną ze skał, dokładnie notując gdzie. Z Blue zdecydują, czy warto coś z tym zrobić... w końcu było ciężkie.
Gdy otworzył drugą skrzynię, jego oczom ukazał się podobny widok, jedynie broń miała kaliber 10mm. Schował do torby jeden z pistoletów maszynowych i rzucił okiem na skrzynki amunicyjne. Nie potrzebował amunicji żadnego z tych kalibrów, a i tak by nie uniósł wiele. Zeskoczył z trzeciego wozu, udając się do czwartego. Zauważył, że walka ustała. A przynajmniej strzały, gdyż jakieś dźwięki szamotaniny cały czas się rozlegały po drugiej stronie. Przyspieszył kroku. Wskoczył po kilkunastu sekundach na czwarty wóz i przygotował się na kolejną, ciężką przeprawę. Skrzynie tu były w lepszym stanie. Westchnął cicho.
Iron wydała rozkazy najemnikowi. Ten, z łzami w oczach, spojrzał na nią. Przy bliższej obserwacji można było dojrzeć, że był młody. Nie na tyle, by być mniejszym od reszty, ale na pewno nie miał szans być jakkolwiek doświadczony. Lekko podskoczył, klepnięty. Spojrzał na swoją zakrwawioną zbroję. Krew należała głównie do wroga. Głównie Zatrząsł się lekko, po czym chwiejnie poszedł w kierunku barykady, by wreszcie tam ukryć się za jedną ze skrzynek, bez słowa.
Uważny słuchacz miałby szanse dosłyszeć ciche szlochanie zza niedawnej linii obrony.
Tymczasem klacz stała nad rannym przeciwnikiem, który patrzył się na nią z nienawiścią w oczach i niepokojącym uśmiechem. Skinął powoli głową na znak, że rozumie co Iron do niego mówi. Cały czas uśmiechając się niczym szaleniec. Po pytaniu o informacje, uśmiechnął się jeszcze szerzej, mimo wielkiego bólu, który z pewnością odczuwał. Otworzył usta.
Po pierwszym uderzeniu smrodu od bandyty, Iron mogła bezproblemowo dojrzeć przecięty na środku język. Bandyta zacharczał. Prawdopodobnie miało to być jakimś rodzajem śmiechu.
Drugi najemnik zaś znalazł coś czego szukał - karabin szturmowy leżący nieopodal. Za Iron rozległ się łatwo rozpoznawalny dźwięk odciągania sprężyny w karabinie, a tym samym wprowadzania pocisku do komory.
- Przestań się z chujem bawić i daj mi go, kurwa zastrzelić! - głos najemnika lekko drżał, a karabinu nawet nie wycelował, jednakże udało mu się wprowadzić trochę stanowczości do swojego tonu.
Uderzenie pistoletem było kompletnym zaskoczeniem dla kucyka za skałą. Niestety, na niekorzyść Starweave działał inny czynnik: bandyta nosił hełm. A raczej kask, przypominający nieco te noszone przed wojną przez pegazy latające szybko i nisko nad ziemią. Kask musiał być jakoś wzmocniony, gdyż, mimo, iż pękł w pół pod wpływem uderzenia, a wróg przewrócił się na bok, wyglądało na to, że, choć poobijany, wciąż żył. Uderzenie odsłoniło przed atakującą klaczą głowę jednorożca w pełnej okazałości. Było na niej zaskakująco mało blizn, a sam bandyta z bliska wydawał się najzwyczajniej w świecie mały.
Gdy ten odwrócił głowę w stronę klaczy, co uczynił natychmiast, jakby pod wpływem odruchów. Starweave nie mogła nie zobaczyć oczu miast nienawiści, pełnych przerażenia. Leżał jak sparaliżowany.
- Nie... - zdołał wydobyć z suchego gardła jedno słowo, jego głos niemalże załamał się na tej, jednej sylabie.
Mapka może i nieco nieaktualna na tą chwilę, ale nic znaczącego się nie różni, skoro walka praktycznie się zakończyła. Poprawię jak jutro wrócę do domu.
Jednorożec zagwizdał z podziwem. Żyła złota przy tej jeżdżącej zbrojowni byłaby niczym.
Medyk próbował sobie przypomnieć gdzie na Pustkowiach produkowano broń. Wiele miejsc mu do głowy nie przychodziło, mimo iż swoje o takich miejscach wiedział. Nie żeby go to specjalnie obchodziło w tej chwili. Wyniósł swą magią jedną skrzynię z wozu, umieszczając ją za jedną ze skał, dokładnie notując gdzie. Z Blue zdecydują, czy warto coś z tym zrobić... w końcu było ciężkie.
Gdy otworzył drugą skrzynię, jego oczom ukazał się podobny widok, jedynie broń miała kaliber 10mm. Schował do torby jeden z pistoletów maszynowych i rzucił okiem na skrzynki amunicyjne. Nie potrzebował amunicji żadnego z tych kalibrów, a i tak by nie uniósł wiele. Zeskoczył z trzeciego wozu, udając się do czwartego. Zauważył, że walka ustała. A przynajmniej strzały, gdyż jakieś dźwięki szamotaniny cały czas się rozlegały po drugiej stronie. Przyspieszył kroku. Wskoczył po kilkunastu sekundach na czwarty wóz i przygotował się na kolejną, ciężką przeprawę. Skrzynie tu były w lepszym stanie. Westchnął cicho.
Iron wydała rozkazy najemnikowi. Ten, z łzami w oczach, spojrzał na nią. Przy bliższej obserwacji można było dojrzeć, że był młody. Nie na tyle, by być mniejszym od reszty, ale na pewno nie miał szans być jakkolwiek doświadczony. Lekko podskoczył, klepnięty. Spojrzał na swoją zakrwawioną zbroję. Krew należała głównie do wroga. Głównie Zatrząsł się lekko, po czym chwiejnie poszedł w kierunku barykady, by wreszcie tam ukryć się za jedną ze skrzynek, bez słowa.
Uważny słuchacz miałby szanse dosłyszeć ciche szlochanie zza niedawnej linii obrony.
Tymczasem klacz stała nad rannym przeciwnikiem, który patrzył się na nią z nienawiścią w oczach i niepokojącym uśmiechem. Skinął powoli głową na znak, że rozumie co Iron do niego mówi. Cały czas uśmiechając się niczym szaleniec. Po pytaniu o informacje, uśmiechnął się jeszcze szerzej, mimo wielkiego bólu, który z pewnością odczuwał. Otworzył usta.
Po pierwszym uderzeniu smrodu od bandyty, Iron mogła bezproblemowo dojrzeć przecięty na środku język. Bandyta zacharczał. Prawdopodobnie miało to być jakimś rodzajem śmiechu.
Drugi najemnik zaś znalazł coś czego szukał - karabin szturmowy leżący nieopodal. Za Iron rozległ się łatwo rozpoznawalny dźwięk odciągania sprężyny w karabinie, a tym samym wprowadzania pocisku do komory.
- Przestań się z chujem bawić i daj mi go, kurwa zastrzelić! - głos najemnika lekko drżał, a karabinu nawet nie wycelował, jednakże udało mu się wprowadzić trochę stanowczości do swojego tonu.
Uderzenie pistoletem było kompletnym zaskoczeniem dla kucyka za skałą. Niestety, na niekorzyść Starweave działał inny czynnik: bandyta nosił hełm. A raczej kask, przypominający nieco te noszone przed wojną przez pegazy latające szybko i nisko nad ziemią. Kask musiał być jakoś wzmocniony, gdyż, mimo, iż pękł w pół pod wpływem uderzenia, a wróg przewrócił się na bok, wyglądało na to, że, choć poobijany, wciąż żył. Uderzenie odsłoniło przed atakującą klaczą głowę jednorożca w pełnej okazałości. Było na niej zaskakująco mało blizn, a sam bandyta z bliska wydawał się najzwyczajniej w świecie mały.
Gdy ten odwrócił głowę w stronę klaczy, co uczynił natychmiast, jakby pod wpływem odruchów. Starweave nie mogła nie zobaczyć oczu miast nienawiści, pełnych przerażenia. Leżał jak sparaliżowany.
- Nie... - zdołał wydobyć z suchego gardła jedno słowo, jego głos niemalże załamał się na tej, jednej sylabie.
Mapka może i nieco nieaktualna na tą chwilę, ale nic znaczącego się nie różni, skoro walka praktycznie się zakończyła. Poprawię jak jutro wrócę do domu.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.