28-05-2013, 15:28
- Spokojnie, jestem Starweave. Chyba nie byliśmy sobie przedstawieni, a ten tam to mój kucyk. Jestem ci dozgonnie wdzięczna, za twój trud włożony w zachowanie go przy życiu - spojrzał na klacz, uśmiechającą się do niego. Hm. Spojrzał na rozmówczynię i uniósł brew w niemym pytaniu tuż po słowach "to mój kucyk".
Rzucił okiem na Iron, gadającą coś o "pierdolonej pustyni". Zdecydowanie się naćpała - stwierdził, dochodząc do wniosku, że da jej spokój póki efekty nie miną.
Zwrócił wzrok z powrotem ku jednorożce, która przedstawiła się jako Starweave. Coś mi tu nie pasuje... Przyjrzał się rozmówczyni. Nie wyglądała na kogoś kto mógłby komukolwiek zagrozić. Była nawet jednym z tych dziwaków nie noszących żadnej zbroi, tylko lekki płaszcz. Żadnej widocznej zbroi - poprawił się w myślach. W końcu jego płaszcz też na pierwszy rzut oka nie przypominał pancerza. A spełniał tą rolę całkiem dobrze.
Co prawda raczej nie powstrzymałby bezpośredniego trafienia pocisku, a Sharp nie miał najmniejszej ochoty tego sprawdzać. Z drugiej strony: niewiele pancerzy było całkowicie odpornych na pociski. W zasadzie pod kategorię "całkowicie" podpadały chyba tylko te czołgi z czterema nogami w których łazili Stalowi Strażnicy. A i to można było zniszczyć pociskiem przeciwpancernym odpowiedniego kalibru.
Otrząsnął się z rozmyślań. Skinął głową klaczy na znak, by kontynuowała.
- Widzisz, ten jednoróg jest kurierem na którego czekałam już od jakiegoś czasu. Ma, a przynajmniej mam nadzieje że ma, dla mnie, bardzo cenne informacje od gildii kupieckiej w Trottingham. Tak, z góry oznajmiam że jestem członkinią - usłyszał kolejny potok słów. Miał zamiar coś powiedzieć, ale się opanował, unosząc brew jedynie w duchu. Usiłując nie okazywać żadnych podejrzeń rozmówczyni, tylko skinął ponownie głową.
- Miał do nas dołączyć mniej więcej dziś rano. Jak widać znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ciemnoniebieska klacz musiała go pomylić z bandytą. Albo zgaduję, że po prostu sam nieszczęśliwie władował się pod ogień jej miniguna, uciekając przed agresorem. Tak czy owak znalazłam go w takim właśnie stanie. Jeszcze raz ci dziękuje za udzielona mu pomoc - uśmiechnął się lekko, jakby mówił "nie ma za co". Aczkolwiek jego myśli galopowały.
Starweave była dobra. Nawet bardzo dobra. Ale w jej zgrabnym kłamstwie był jeden znaczący błąd. Nie wzięła poprawy na wiedzę celu który miał zostać okłamany. W Trottinghamie nie było żadnej gildii kupieckiej. Na tą sprawę, nigdzie w promieniu mniej niż kilku tygodni marszu nie było żadnej organizacji zrzeszającej kupców. Sam Trottingham był opuszczony, a populacja skupiona w wioskach wokół miasta z wielu powodów, ale nazywanie tych wiosek nazwą miasta było powszechne, tak więc to mogła być pomyłka... co nie czyniło kłamstwa ani trochę lżejszym.
Gdyby był to najemnik, albo chociaż pasażer, powiedziałaby mu to wprost, bo po co miałaby w takim przypadku kłamać? Wyglądało na to, że, prócz podziękowań, jedyną rzeczą prawdziwą w wypowiedzi jednorożki było to, że ogier oberwał z działka obrotowego. Bo na to wskazywały obrażenia.
Skoro nie był to nikt z karawany, a kwestia o kurierze to był stek bzdur, pozostawało jedno rozwiązanie. Sharp skrzywił się w duchu.
Odsunął się na kilka kroków od klaczy, cofając się na odległość skutecznego strzału. Przezorny zawsze ubezpieczony, czy jak to tam szło.
- Ciekawe rzeczy opowiadasz... od kiedy to w opuszczonych ruinach jest zrzeszenie kupców rozsyłające kurierów po Pustkowiach? - zapytał spokojnie, gdy jego róg zaświecił, odpinając kaburę na nodze i łapiąc rewolwer w pole telekinetyczne. Szybkim ruchem wyciągnął broń.
- Zapytam się ostatni raz. Kim. Jest. Ten. Kucyk? - powiedział, wyraźnie akcentując każde słowo. Wpatrywał się stanowczym spojrzeniem w oczy Starweave i próbując maskować zmęczenie we własnych. Broni nie wycelował, co nie zmieniało w żaden sposób faktu, że była ona naładowana i mógł bardzo szybko z niej wystrzelić.
Oczywiście nie miał takiego zamiaru, ale doszedł do wniosku, że "środki perswazji bezpośredniej", jak to się ładnie określało w pewnych środowiskach, będą tu najbardziej skuteczne.
Nawet jeżeli ogier którego uratował stał po stronie wroga: musiał być jakiś powód dla którego Starweave go nie dobiła, tylko pomogła.
A on miał zamiar poznać ten powód.
Nie chciał do nikogo strzelać, a już na pewno nie do bezbronnego pacjenta. Ale blef potrafił być bardzo skuteczny. Już jego wiedza na temat sytuacji Trottinghamu powinna pozbawić ją gruntu pod kopytami. Zobaczymy co uczyni reszta - stwierdził Sharp. Wolał ją przycisnąć i dowiedzieć się prawdy możliwie szybko, niż otrzymać kolejne kłamstwo, tym razem nieco bardziej wiarygodne.
Rzucił okiem na Iron, gadającą coś o "pierdolonej pustyni". Zdecydowanie się naćpała - stwierdził, dochodząc do wniosku, że da jej spokój póki efekty nie miną.
Zwrócił wzrok z powrotem ku jednorożce, która przedstawiła się jako Starweave. Coś mi tu nie pasuje... Przyjrzał się rozmówczyni. Nie wyglądała na kogoś kto mógłby komukolwiek zagrozić. Była nawet jednym z tych dziwaków nie noszących żadnej zbroi, tylko lekki płaszcz. Żadnej widocznej zbroi - poprawił się w myślach. W końcu jego płaszcz też na pierwszy rzut oka nie przypominał pancerza. A spełniał tą rolę całkiem dobrze.
Co prawda raczej nie powstrzymałby bezpośredniego trafienia pocisku, a Sharp nie miał najmniejszej ochoty tego sprawdzać. Z drugiej strony: niewiele pancerzy było całkowicie odpornych na pociski. W zasadzie pod kategorię "całkowicie" podpadały chyba tylko te czołgi z czterema nogami w których łazili Stalowi Strażnicy. A i to można było zniszczyć pociskiem przeciwpancernym odpowiedniego kalibru.
Otrząsnął się z rozmyślań. Skinął głową klaczy na znak, by kontynuowała.
- Widzisz, ten jednoróg jest kurierem na którego czekałam już od jakiegoś czasu. Ma, a przynajmniej mam nadzieje że ma, dla mnie, bardzo cenne informacje od gildii kupieckiej w Trottingham. Tak, z góry oznajmiam że jestem członkinią - usłyszał kolejny potok słów. Miał zamiar coś powiedzieć, ale się opanował, unosząc brew jedynie w duchu. Usiłując nie okazywać żadnych podejrzeń rozmówczyni, tylko skinął ponownie głową.
- Miał do nas dołączyć mniej więcej dziś rano. Jak widać znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ciemnoniebieska klacz musiała go pomylić z bandytą. Albo zgaduję, że po prostu sam nieszczęśliwie władował się pod ogień jej miniguna, uciekając przed agresorem. Tak czy owak znalazłam go w takim właśnie stanie. Jeszcze raz ci dziękuje za udzielona mu pomoc - uśmiechnął się lekko, jakby mówił "nie ma za co". Aczkolwiek jego myśli galopowały.
Starweave była dobra. Nawet bardzo dobra. Ale w jej zgrabnym kłamstwie był jeden znaczący błąd. Nie wzięła poprawy na wiedzę celu który miał zostać okłamany. W Trottinghamie nie było żadnej gildii kupieckiej. Na tą sprawę, nigdzie w promieniu mniej niż kilku tygodni marszu nie było żadnej organizacji zrzeszającej kupców. Sam Trottingham był opuszczony, a populacja skupiona w wioskach wokół miasta z wielu powodów, ale nazywanie tych wiosek nazwą miasta było powszechne, tak więc to mogła być pomyłka... co nie czyniło kłamstwa ani trochę lżejszym.
Gdyby był to najemnik, albo chociaż pasażer, powiedziałaby mu to wprost, bo po co miałaby w takim przypadku kłamać? Wyglądało na to, że, prócz podziękowań, jedyną rzeczą prawdziwą w wypowiedzi jednorożki było to, że ogier oberwał z działka obrotowego. Bo na to wskazywały obrażenia.
Skoro nie był to nikt z karawany, a kwestia o kurierze to był stek bzdur, pozostawało jedno rozwiązanie. Sharp skrzywił się w duchu.
Odsunął się na kilka kroków od klaczy, cofając się na odległość skutecznego strzału. Przezorny zawsze ubezpieczony, czy jak to tam szło.
- Ciekawe rzeczy opowiadasz... od kiedy to w opuszczonych ruinach jest zrzeszenie kupców rozsyłające kurierów po Pustkowiach? - zapytał spokojnie, gdy jego róg zaświecił, odpinając kaburę na nodze i łapiąc rewolwer w pole telekinetyczne. Szybkim ruchem wyciągnął broń.
- Zapytam się ostatni raz. Kim. Jest. Ten. Kucyk? - powiedział, wyraźnie akcentując każde słowo. Wpatrywał się stanowczym spojrzeniem w oczy Starweave i próbując maskować zmęczenie we własnych. Broni nie wycelował, co nie zmieniało w żaden sposób faktu, że była ona naładowana i mógł bardzo szybko z niej wystrzelić.
Oczywiście nie miał takiego zamiaru, ale doszedł do wniosku, że "środki perswazji bezpośredniej", jak to się ładnie określało w pewnych środowiskach, będą tu najbardziej skuteczne.
Nawet jeżeli ogier którego uratował stał po stronie wroga: musiał być jakiś powód dla którego Starweave go nie dobiła, tylko pomogła.
A on miał zamiar poznać ten powód.
Nie chciał do nikogo strzelać, a już na pewno nie do bezbronnego pacjenta. Ale blef potrafił być bardzo skuteczny. Już jego wiedza na temat sytuacji Trottinghamu powinna pozbawić ją gruntu pod kopytami. Zobaczymy co uczyni reszta - stwierdził Sharp. Wolał ją przycisnąć i dowiedzieć się prawdy możliwie szybko, niż otrzymać kolejne kłamstwo, tym razem nieco bardziej wiarygodne.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.