Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Rain szybko pojęła, jaką głupotę palnęła przed chwilą; Wystarczyło samo spojrzenie samozwańczego dowódcy, by zorientowała się, że coś powiedziała nie tak. Komentarz Sharpa tylko utwierdził ją w przekonaniu, że czasami naprawdę nie myśli. No cóż, bywa.

Wiadomość o misji Blue stanowiła małe zaskoczenie. Śmierdziało to mocno niewypałem i ryzykiem graniczącym z samobójstwem. Z drugiej strony klacz pewnie wiedziała co robi. Granatowy kucyk nie był pewien kto był pomysłodawcą, ale z jakiegoś powodu podejrzewała raczej jej nie tak dawną towarzyszkę podróży.

Dowiedziawszy się już wszystkiego i usłyszawszy pytanie, czy to już wszystko, ciężkozbrojny kuc rozejrzał się wokół. Popatrzył się na Iron, która chyba olała sprawę; na Rusty'ego, który zdawał się słuchać uważnie, i na White, zajętą czymś nieco bardziej przyziemnym niż kwestia bezpieczeństwa karawany.

Klacz spojrzała jeszcze na najemników. Skojarzyła sobie, że o nich również medyk nie wspomniał ani słowa. Wiadomo, byli zmęczeni psychicznie i fizycznie, ale mimo wszystko po coś ogier chyba ich tu zabierał.

Rainfall westchnęła cicho. Spodziewała się, że będzie raczej siedzieć cicho w towarzystwie gradu pytań w stronę brązowego ogiera, a tymczasem sytuacja zdawała się mieć zupełnie odwrotny przebieg.

- Powiedz mi jeszcze tylko... - tu przerwała, wskazując krótko kopytem na dwójkę najmitów. -...co z nimi? Po coś ich tu chyba ściągałeś, ta? - spytała, jednocześnie wstając na kopyta. Nadszedł czas na postanie i popatrzenie się w bezkresną nicość wokół obozowiska wraz z popielatą miłośniczką dragów, whisky i innych dobrodziejstw pustkowii.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Medyk czekał na odpowiedź Rain. Albo na odpowiedź kogokolwiek, mając nadzieję, że wraz z pytaniem o Rusty'ego skończyła się runda idiotycznych pytań, a zaczęła runda tych produktywnych. W jakikolwiek sposób.
Na co bardziej prawdopodobne pytania miał przygotowane odpowiedzi, ale, jak przed chwilą się przekonał, nie da się przewidzieć wszystkiego. W zasadzie dobrze, że coś mu o tym przypomniało.

Rain kontynuowała.
I tym razem przynajmniej zadała pytanie, na które ogier był w stanie bardzo prosto odpowiedzieć.
- To także ich karawana. No i ktoś musi zająć się brahminami - ogier wskazał głową w kierunku półinteligentnych, dwugłowych stworów koło wozów - oni zaoferowali się tym zająć. Oczywiście, dwa brahminy straciliśmy, toteż dwójka z nas będzie musiała ciągnąć czwarty wóz, ale to możemy chyba ustalić rano - dokończył.

Medyk nie wiedział zbyt wiele o brahminach. Owszem, wiedział jak się nimi zająć, zwłaszcza, że nie było to zbytnio skomplikowane: były dość samodzielne. No a każdy, kto pracował w karawanie, co najmniej raz musiał się nimi zajmować: w końcu ktoś to musiał robić, a nie można było zawsze mieć szczęścia przy losowaniu nieszczęśnika do tej niezbyt miłej roboty.
To, że dwaj "najemnicy" zgłosili się na ochotników oznaczało mniej więcej tyle co prośbę o nie dawanie im żadnej pracy związanej z walką czy jej możliwością. Sharp i bez tego by im takich działań nie powierzył, ale takie proste wskazania były zawsze swoistym uprzejmym gestem w stronę dowódcy.

- A, zabierz ktoś broń White, zanim sama sobie krzywdę zrobi - dodał na koniec. Wolał nie mieć w karawanie kuca świeżo ze stajni, uzbrojonego w broń tak samo zabójczą jak każda inna, ale nie mającego zielonego pojęcia o jej używaniu.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Xander przysłuchiwał się drobnej dyskusji jaka wywiązała się pomiędzy Rain i Sharpem. Pierwsze pytanie ciemnoniebieskiej sprawiło że w myślach złapał się za głowę. W domu wszyscy zdrowi? Czy ona naprawdę powierzyła by swoje życie komuś kogo nie zna? Taa, ciekawe ile by wytrzymała na takim podejściu... Drugie pytanie natomiast było już bardziej interesujące. Ciężko zbrojny kucyk zahaczył o kwestię najbliższej osady, prawdopodobnie zajętej przez bandytów. Odpowiedź jaką usłyszał od jednorożca była zaskakująca. Że co?!Czy on naprawdę chce puścić Blue samą? Moje książki wspominają że zwiad nigdy nie jest jedno osobowy, tak działali tylko szpiedzy i zabójcy. Ech, może przestanę gdybać i chyba po prostu o tym z nim porozmawiam... na osobności.

Zebra już z mniejszą uwagą monitorowała rozmowę Sharpa i Rain która zeszła na dwójkę najemników. W tym czasie Xander wyciągną z juka zagięty na końcu drut i za jego pomocą wyciągną swój kubek z ogniska. Odsunął go ostrożnie na tyle by przestał się gotować a jedynie utrzymywał stałą temperaturę. Schował drut w tym samym momencie gdy jednorożec kazał zabrać broń White. Po jego słowach czekał jeszcze chwilkę, lecz nic się nie działo i także na nic się nie zanosiło. W sumie to teraz mogę mieć szanse by go jakoś zagadnąć... Młodzik wstał i lekko się przeciągnął. Następnie głosem niby to od niechcenia rzucił -Nooo.... To jeśli to by było wszystko, to muszę skoczyć na stronę.

Z wolna ruszył wymierzając swoje kroki tak by przejść jak najbliżej Sharpa. Kiedy mniej więcej się z nim zrównał zatrzymał się. - Musimy pogadać. Teraz. - Mówił cicho tak by tylko jednorożec to usłyszał, dodatkowo podkreślając wszystko poważnym tonem głosu. Kiedy mówił nie odwrócił do niego głowy by nie wzbudzać podejrzeń że coś szepcze. Potem jeszcze odwrócił głowę do wszystkich zebranych i powiedział nieco bardziej zobojętniałym głosem. - Tylko mi całej kawy nie wypijcie. - Gdy skończył mówić ruszył w stronę najbliższego wyjścia z obozu i skręcił za jeden z wozów. Teraz czekał aż pojawi się Jasnobrązowy jednorożec.
Iron trawiła spokojnie całą rozmowę chociaż miała ochotę wstać i wygarnąć parę zdań ale odpuściła to motywując się kolejnymi wizjami śmierci. Sama jednak pomału zadała sobie pytanie: "Co TO kurwa jest?" szybko zdała sobie sprawę że coś się dzieje i nie będzie z tego nic dobrego.
Raczej kolejna sieka - ta myśl ją uspokoiła, znów znajdzie się w miejscu gdzie będzie mogła spokojnie mordować i cieszyć się z tego. Na chwilę uśmiechała się ale szybko powróciła do ponurego nastroju.

Ten idiota nas wyzabija. Chyba że to my zabijemy jego.

Klacz zareagowała na jeden tylko impuls: "A, zabierz ktoś broń White, zanim sama sobie krzywdę zrobi"
Bez wahania wstała i hardo popędziła do White, chwilę później rozbrajająco miłym głosem spytała:
- Mogę ci zabrać broń zanim wyzabijasz wszystkich wokoło lub siebie bez zbędnej szamotaniny? Tak? No to zajebiście. - szybko rozbroiła White i oddaliła się od niej, na chwilę przystanęła i z odrazą popatrzyła na postać po czym ruszyła przed siebie. Wróciła do zgromadzenia po czym złożyła broń przed Sharpem.

Zrezygnowała z gustownego splunięcia, to wydało jej się zbyt wymowne - Robota skończona "szefie" - przy słowie "szefie" dało się wyczuć nacisk rzucony na to słowo. Uzupełnieniem było nienawistne spojrzenie i odejście bez żadnych innych słów. Klacz idąc pociągnęła ze sobą Rain i rzuciła - Idziemy. Już! - po tym skierowała się do najbliższego wyjścia. - Mam gdzieś co on mówi... Potrzebny lepszy plan i wydaje mi się że on o tym wie.
Starweave była dość mocno wyczulonym jednorożcem. Każdy, nawet najmniejszy rodzaj bodźca zewnętrznego mógł być powodem do przejścia w stan czuwania, lub upustu adrenaliny w jej układ krwionośny. Ciągły stres i świadomość bycia non stop w obliczu niebezpieczeństwa, sprawiły, że jej wstępna inicjacja w życie na pustkowiach, przebiegała dosyć „sprawnie”. Nie wiadomo w jakim stopniu, miał na to swój wpływ sposób jej egzystencji wewnątrz Stajni. Ale faktem było iż tamtego rodzaju zachowanie, (wtedy jeszcze bardziej zabawa) w pewnym stopniu miało tu swoje zasługi. Dzięki czemu była to kolejna rzecz dzięki której, ciemnogranatowa jednoróżka zawdzięczała posiadanie tylko jednego pęknięcia na swoim zadzie. Tego naturalnego rzecz jasna.

Podczas samotnych nocy na pustkowiach, których celem były zazwyczaj jakieś opuszczone obiekty, Starweave dosyć często się przebudzała. Podstawę stanowiła wtedy jej zdolność skanowania obszaru, oraz dobra kryjówka. Atramentowa potrafiła rozlokować się dosłownie wszędzie, gdzie żadnemu innemu kucykowi nie przyszło by nawet do głowy tam zajrzeć. A przynajmniej nie przyszło by zajrzeć w pierwszej kolejności, co już i tak stanowiło znaczną przewagę nad intruzem.

Choć było to w pewnym stopniu zależne od jej poziomu zmęczenia, klacz zazwyczaj nie łatwo było podejść. Oczywiście od każdej reguły, na każdym świecie istnieją wyjątki i takowy właśnie miał tu teraz miejsce. W tym konkretnym przypadku cała masa najróżniejszych czynników sprawiła, że Starweave spała jak zabita, głucha i niewrażliwa na otoczenie niczym ścięta kłoda. Najważniejszymi jednak z tych czynników, były tutaj ogólnie rzecz biorąc: ciężki dzień, a przede wszystkim obecność drugiego kucyka.

Podczas czasu spędzanego w samotności, mózg ciemnogranatowej klaczy zaczął wypracowywać sobie nowe wzorce zachowań, które dopracowane zostały później po wyjściu ze Stajni, a w skład których wchodziła właśnie między innymi agresywna reakcja, na jakąkolwiek aktywność otoczenia. Jednak słodka obecność drugiej klaczy sprawiła, że Starweave czuła się niczym małe źrebie wtulone w swoją opiekunkę.
I z tego właśnie tytułu narząd myślowy atramentowej skorzystał ze starej, stajennej konfiguracji kiedy to klacz jeszcze sypiała w swoim własnym łóżeczku; i zawsze był problem z jej dobudzeniem. W istocie, gdyby teraz na wóz dostała się jakaś czerwona kropka, (ta z systemu EFS) to Starweave niemal na pewno przypłaciła by to życiem, albo w najlepszym wypadku skończyła z wybuchową obrożą. Ni mniej jednak, był to problem przyszłej Starweave, bo ta teraźniejsza na chwile obecną miała absolutnie to wszystko w dupie.

Blue Jeśli była w stanie, raz czy dwa mogła poczuć niewielkie ruchy, którym towarzyszyły charakterystyczne dźwięki ciężko wydychanego powietrza. Atramentowa rzadko kiedy miała jakieś sny, albo po prostu ich nie pamiętała. Niekiedy to były koszmary, jeszcze rzadziej miały one coś wspólnego z rzeczywistością.

W swoim aktualnym śnie Starweave biegła przez „zaspy” pyłu i kurzu. Ale zaspy nie były ważne, nie pozostawiały żądnych śladów brudu na jej sierści, zdawało się, że nawet jej nie spowalniały. Star przedzierała się przez nie bez żadnych przeszkód, rozrzucając swoimi kopytami pył na wszystkie strony tak, jak gdy w ogóle nie posiadał żadnej masy. Całe otoczenie było dość mocno ubogie, pyłowe zaspy i wystające z nich co w różnych odstępach uschnięte drzewa. Nie było ich sporo, nie można było nawet powiedzieć, że był to jakiś zagajnik czy lasek. Cokolwiek znajdowało się na horyzoncie, tego Jednoróżka już nie zarejestrowała.

Starweave była ściągana przez burzę piaskową, a raczej pyłową. Szara mglista nicość pochłaniała za nią wszystko, zdając się dość szybko przeć na przód. Atramentowa biegła i wiedziała, że musi biec. Jej celem były odległe zabudowania, do których sukcesywnie się przybliżała. Kiedy była już dosyć blisko, miedzy budynkami dostrzegła jakąś klacz w podeszłym wieku. W jej głosie można było wyrzuć strach. Klacz wołała do niej, oznajmiając jej, że ta musi się szybko schować i żeby pobiegła za nią. Starweave jednak tak nie zrobiła. Burza była już tuż za nią. W obawie przed tym, że nie zdąży dobiec do klaczy, Star zmieniała kierunek uderzając do najbliższego z budynków. Starsza klacz to dostrzegła i nie czekając na atramentową, zniknęła za jednym z budynków.

Starweave także w końcu dobiegła do jednego z nich, tego najbliższego i szybko zniknęła w jego wnętrzu, zatrzaskując solidne drzwi za sobą. Kiedy to się stało burza momentalnie przestała się rozprzestrzeniać.
Sharp skinął lekko głową na uwagę Xandera. Wątpił, żeby to, co zebra miała mu do powiedzenia, miało być w jakikolwiek sposób dobre dla niego bądź też reszty karawany. Mimo tego, że zamaskowany ogier w bardzo oczywisty sposób nalegał na natychmiastową rozmowę, medyk musiał jeszcze parę rzeczy ustalić.

Iron rzuciła mu broń White pod nogi. Aż emanowała od niej swego rodzaju pogarda. Sharp to w pewnym stopniu przewidział, jednakowoż nie miał żadnego pomysłu na to, jak sobie z tym poradzić. Miał tylko nadzieję, że nie dojdzie do rozłamu. Chciał doprowadzić tę karawanę do celu, nie walczyć o władzę, której i tak nie chciał. Czemu nic nigdy nie jest proste? Spytał sam siebie. Podniósł broń w swoje pole telekinetyczne. Sprawdzając, czy nie ma pocisku w komorze i wciskając bezpiecznik, wrzucił ją do swoich juków.
Jeżeli White ma zamiar trzymać się ich dłużej, jeżeli do jutra przeżyją i jeżeli wyrobi psychicznie to trzeba będzie w którymś momencie nauczyć ją poprawnej obsługi broni. Za dużo było tych "jeżeli" jak na gust ogiera, ale nie mógł z tym nic zrobić.

Skinął głową w kierunku Iron, zupełnie ignorując sarkazm w jej głosie.
- To tyle na teraz. Sugerowałbym wyspanie się - dodał, po czym skinął lekko głową na znak, że skończył. Udał się w kierunku wozu, za którym czekała zebra, nie mogąc się powstrzymać od snucia teorii dotyczących tego, co młodszy ogier miał mu do powiedzenia.
W końcu skręcił na wóz i miał możliwość skonfrontowania swoich oczekiwań z rzeczywistością.
- O czym masz zamiar gadać? - zapytał spokojnie, odnosząc się do zwrotu użytego przez Xandera wcześniej.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odkąd klacz siedziała z głową w wiadrze, to dość dużo się wydarzyło. Generalnie sama za dużo nie wiedziała, gdyż była zajęta... karmieniem wiaderka kolejną porcją wymiocin. Jedyne, co udało jej się zrozumieć pomiędzy przerwami, w stopniowym napełnianiu wiadra, to to, iż przy ognisku musiały zebrać się wszystkie kuce. Na wszelki wypadek wyjęła głowę ze swojego "hełmu" i rozejrzała się. Oprócz kucyków nic ciekawego nie zauważyła, więc zrezygnowała z dalszego wpatrywania się w towarzyszy.

Po chwili jednak usłyszała kilka razy swoje imię, aczkolwiek nie było to raczej kierowane do niej, więc zignorowała to. Jeszcze kogoś by obrzygała, i nie byłoby za miło. Dla niej, jak i... osoby trafionej. Jednak w pewnym momencie podeszła do niej szarawa klaczy. Jedyne co rozpoznała to głos, jakim mówiła. Była na tyle blisko, że nawet przez wiadro mogła ją zrozumieć.

- Mogę ci zabrać broń zanim wyzabijasz wszystkich wokoło lub siebie bez zbędnej szamotaniny? Tak? No to zajebiście - usłyszała sztucznie miłym głosem od klaczy, a następnie momentalne jej broń została jej odebrana. Nie miało nawet sensu się spierać, czy też bronić, gdyż... i tak pewnie by nic nie wskórała. Była w końcu zwykłym szczeniakiem, wśród doświadczonych psów. Mogła co najwyżej zgarnąć w twarz... sądziła, że szara klacz jest do tego zdolna.

White w końcu się jednak przemogła, i wyjęła głowę z wiadra. Spróbowała wstać, co było teraz trochę trudne, gdyż łatwo gubiła równowagę. Postanowiła przejść się w nadziei, iż może jej się polepszy.

(Odpiska pisana na szybko w szkolnej bibliotece. Jakość i tak będzie niewiele gorsza od odpisek z mojego domu, aczkolwiek tu miałem dość ograniczony czas. Mam też pytanie. Iron zabrała jej wszystkie bronie? [Rewolwer, Karabin myśliwski oraz nóż])
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Xander musiał chwilkę czekać na Sharpa, gdy w końcu się pojawił padło od niego krótkie pytanie. - O czym masz zamiar gadać? - Młodzik nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią jakiej udzieli na to pytanie. Hmm... Albo udaje głupiego, albo naprawdę nie skojarzył że może mi chodzić o ten jego plan... Cóż, czytać w myślach nie umiem więc się nie dowiem. - Nie wiem... może pogadamy o pogodzie albo o dziewczynach... Ech. Nie będę się wysilał, ale powinieneś wiedzieć dlaczego chciałem porozmawiać. Mógłbym zapytać się byś podał jakiś powód dla którego miał bym z wami zostać, ale sądzę że jest to całkowicie nie potrzebne. Gdybym nie chciał tu zostać to już dawno by mnie tu nie było.- Tu zrobił krótką chwilę przerwy.

- Ale może przejdę do rzeczy. Naprawdę nie uśmiecha mi się wizja tego, że miał bym się pakować w nie potrzebną mi walkę z bandą kucyków którym nie ufam. A zwłaszcza że nie wiem wiele o całej sprawie. Razem z Blue podsłuchałem trochę waszego przesłuchania. Więc wiedziałem już wcześniej o tej całej sprawie z zajętą osadą i prośbą waszego jeńca. Ale jednak chce poznać całość tej historyjki i to jest jedna sprawa. - Tutaj zebra na chwilę przerwała by się nieco zastanowić. Skoro Blue ma zamiar puścić się na tą swoją misję... W sumie to ten notes z danymi karawany mogę oddać i jemu. Nie ma jakichś specjalnych informacji i nie jest specjalnie wartościowy.

- Druga sprawa... Jestem ciekaw i ty pewnie też, o co w ogóle jest ta cała draka. - Xander otworzył kieszeń i wyją z niej notatnik szefa karawany, następnie położył go przed jednorożcem. - To są notatki waszego byłego szefa, przynajmniej takowymi wydają się być. Lecz niestety są poplamione... Nie wiele z tego można odczytać ale... chyba macie tu arsenał broni 9mm. A tak, jest tam jeszcze jedno słowo... "Paubu". Nie mam bladego pojęcia co to może być, może tobie to coś mówi? Oczywiście innym sposobem na zbadanie co jest tak cenne, jest oczywiście pootwieranie skrzyń i obejrzenie ich zawartości...

- I teraz jeszcze zostaje jedna sprawa... Powiedz, ty naprawdę zamierzasz pozwolić Blue by poszła sama na na tak niebezpieczną misję? Gdy z nią rozmawiałem twierdziła, że jesteście przyjaciółmi. Nie wiem czy ja bym pozwolił przyjaciółce iść na tak niebezpieczną misję... no w ostateczności nie w pojedynkę. Nie możesz jej zorganizować jakiegoś wsparcia?
O ile popielata przez długi czas tylko przysłuchiwała się całej sytuacji, tak teraz nagle się ruszyła. I może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, z jaką energią wykonywała wszystkie te czynności, jakby napędzało ją coś... niebezpiecznego. Najpierw szybko podeszła do white, po czym - mówiąc bez ogródek - ukradła jej broń. Co z tego, że był to rozkaz dowódcy; niby zachowała pozory uprzejmości rzucając retoryczne pytania, na które nawet nie dała czasu odpowiedzieć (a mogła po prostu wziąć karabin), ale mimo wszystko Rain czuła, że właśnie była świadkiem kradzieży.

Nie żeby jakoś specjalnie jej to przeszkadzało. W końcu nie zrobiła tego samowolnie.

Późniejsze wydarzenia również nie wzbudziły zadowolenia ciemnoniebieskiego kuca z artylerią na grzbiecie. Choć zadanie Iron wykonała wręcz celująco, to zdanie raportu należało raczej do tych z kategorii "Mam cię w dupie ale i tak zrobię co chcesz, bo muszę". Przynajmniej mówi bez ogródek... stwierdziła w myślach Rainfall, patrząc na całą sytuację z boku.

Nieco bardziej zaskakującym aspektem było to, że szara klaczka zaczęła iść w jej stronę i wyrzucać jakieś energiczne zdania. Co jeszcze dziwniejsze, zwyczajnie ją pociągnęła za sobą, rzucając krótkie i stanowcze "Idziemy, już!". Notując sobie kolejne i kolejne fakty dotyczące tej interesującej, kontrowersyjnej postaci Rain zrezygnowała z bycia holowaną i przeszła w chód, jednocześnie słuchając krótkiego monologu popielatego kucyka. Na boginie, ona oszalała.

- Iron, uspokój się. - powiedziała spokojnie i dość cicho na początek, jako widać było iż rzeczona postać kipiała gniewem niewiadomego pochodzenia. - Może i nie jest to plan idealny, ale zawsze to jakiś. Dobrze by było, gdybyś nie negowała jakichkolwiek prób ogarnięcia sytuacji - stwierdziła rzeczowo, z lekką nutką chłodu w głosie. Pewna myśl uderzyła jej do głowy. Negowała? Skąd ja w ogóle znam takie słowo?!

- W każdym razie radzę się choć trochę przespać, jeśli mamy objąć drugą wartę - dodała ciemnoniebieska, wciąż idąc za mechaniczką.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Klacz słuchała Rain może co drugie słowo, trawiła to co powiedziała niebieska i miała ochotę ją zabić, ordynarnie ukrócić jej mękę na tym świecie za pomocą noża, pistoletu, karabinu... czegokolwiek. "Ona broni tego medyka... kuce totalnie ocipiały chyba" na tą myśl zazgrzytała zębami po czym zaczęła mówić: - Oddział powinien WSPÓLNIE naradzać się co do planu. Mam w dupie po jaką cholerę ten osobnik wysyła Blue na samobójczą misję, z resztą nie interesuje mnie to, oboje mogą iść do piachu.

Chodzi mi o to że ten koleś nie potrafi nad tym zapanować. Jest tu pierdyliard luk w całym planie i jeszcze więcej głupich elementarnych błędów ryzykujących głowę każdego w tym burdelu. A TY mi jeszcze powiesz żebym sobie poszła spać, gratuluję zjebania mojego i tak zjebanego humoru. - Tu klacz zrobiła dłuższą przerwę nadal wytrwale maszerując i głośno sapiąc z nerwów, po chwili się opanowała i wróciła do normalnego tonu.

- Nie. Ja nie mam jebanego zamiaru spać. Spanie jest dla frajerów, ja nie mam czasu na takie coś. - Tu klacz odwróciła się i z pełną powagą i przekonaniem powiedziała: - Tam czekają fanty dla zuchwałych. - Po tym wskazała kierunek w którym znajdował się właz - Możesz mi nie wierzyć, możesz mnie nazwać jebaną, pierdoloną suką, skurwielem ale ja wiem gdzie można znaleźć iście zajebiste fanty. Twoja sprawa, możesz iść ze mną i być bogatsza w jakieś użyteczne śmieci albo zostać tu jak ostatnia idiotka i słuchać tego pseudo dowódcy. Ale wiem że JA tam idę, a TY mi się przydasz. - Klepnęła klacz w kark - Kapujesz? Świetnie. - Po tym jakże miłym wykładzie odwróciła się i zaczęła miarowo maszerować przed siebie.

Tu musiał być link do jakiegoś epickiego utworu definiującego scenkę.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości