Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
White była rozdrażniona i miała właściwie już wszystko w plocie. I tak niedługo pewnie skończy w kopytach jakiegoś ridera albo ghula. Gdy jednak pomyśli o tym drugim, to aż ją gniew rozpiera, gdyż strasznie nie lubi tych cholernych stworów. Niby była spokojną klaczą, ale nawet i ona miała jakieś ciemne strony. Jedną z takich ciemnych stron była właśnie nienawiść do tych... zombie. Nie trawiła ich, gdyż... po prostu ich nie lubiła. Podgatunek, który nie powinien mieć prawa bytu ani głosu... oczywiście jeśli ma jakieś prawo, w co wątpiła. Ona by tego nawet jako niewolnika nie wzięła, gdyż jeszcze kończynę by mu urwało, przy przenoszeniu herbaty, i co wtedy?

Z kolejnego zamyślania wyrwała ją Blue, która zaczęła coś paplać. White średnio to obchodziło, więc słuchała na odpierdziel. Generalnie w ucho wpadało jej co około 3 lub 4 słowo. Reszta odbijała się na wszystkie strony jak piłka od ściany. W pewnym momencie Blue podeszła do niej i zaczęła ją gdzieś prowadzić. Pewnie powiedziała miejsce i powód wyprawy, ale White miała na to kompletnie wywalone. Na początku się opierała, aż w końcu spróbowała się zatrzymać i odepchnąć klacz.

- Czy możesz mnie łaskawie nie dotykać? - zapytała z udawanym spokojem w głosie. - Nie wiem, gdzie mnie prowadzisz i jaki jest cel tej wyprawy, ale czy ja wyraziłam na to zgodę? Nie wydaje mi się, abym mówiła "Tak" lub "Oczywiście, że z Tobą pójdę." Więc proszę... zostaw mnie przy ognisku. Chciałabym tam siedzieć i użalać się nad tym jaką to spierdoliną życiową jestem. To jedyne, co mam zamiar teraz robić.
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Klacz spróbowała się otrząsnąć z tego co przyswoiła o tym miejscu po czym wypróbowała kody. Pierwszy kod z cyklu "Może-Nas-Nie-Zdetonuje" faktycznie nie zdetonował schronu ani nie zabił nikogo w promieniu 10mil ale za to wyłączył upierdliwy alarm i czerwony sygnał. Jednak tu jego rola artystyczna się kończyła zostawiając Iron z już nie migotającym jak neon, w miarę cichym pomieszczeniem oraz kolejnymi kodami.

Pierwsze co zrobiła to rzuciła okiem na drzwi schronu które nadal były zamknięte, jedyne co pozostało to spróbować kolejny kod. Ten dla odmiany otworzył szafki co zadowoliło klacz z strony jej natury szabrowniczej jednak wrota nadal nie były otwarte, dla testu wpisała kolejny kod który zamknął szafki. Tu klacz spochmurniała i wpisała wcześniejszy kod, ten od otwierania niedostępnych szaf, teraz gdy "bramy były otwarte" klaczy bardziej się podobało.

Jednak myśli o historii tego miejsca zostały przyniesione spowrotem przez "małą durną klacz" w jej głowie. Szybko też klacz i fakty zostały oplątane czarnymi mackami i wciągnięte wgłąb umysłu Iron, teraz była znów teoretycznie sobą.
Wróciła do dalszego klepania kodów, gdy zgasło światło klacz zatrzymała się na chwilę. Ciemność, otaczała ja ciemność i prawdopodobnie nic nie wiedzący Sharp gdzieś w tej pustce. Mogła by go po cichutku zajść od tyłu i... "Nie, nie. Nie myśl o tym. Skup się na wyjściu stąd, potem będzie sporo okazji."

Kolejny kod rozświetlił pomieszczenie. Klacz chwilkę musiała przyzwyczajać wzrok do światła po czym zabrała się z werwą do dalszej pracy. Po kolejnym kodzie klacz zaskoczyła się widokiem d z i a ł a j ą c e g o robota czekającego na polecenia.

Wpisała następny kod ale nie okazał się on zbyt dobrym wyborem, robot uznał to za procedurę strzyżenia a Iron kochała swój ogon i grzywę oraz mając na uwadze wpis Hrabiego Em. aka Zed Crowley szybko wpisała następny kod co spowodowało nieoczekiwany dla niej zwrot akcji i po chwili robot leżał przed nią z wyłamanymi ramionami.

- Kurwa... - rzuciła do siebie i delikatnie pozbierała swojego robota. Może uda jej się go troszkę przeprogramować i naprawić. A tymczasem mimo wielkiego wysiłku wykonanego nosem wrota były nadal zamknięte wiec wróciła do garderoby.

Na pytanie odparła: - Nie wiem o co dokładnie pytasz więc są dwie wieści. Pierwsza jest taka że żaden z kodów nie otwiera wrót a druga jest taka że się troszkę ustabilizowałam. Bracie. - wycofała się z garderoby dając Sharpowi pole do opuszczenia pomieszczenia. - Jestem otwarta na wszystkie propozycje.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Rain ruszyła powoli i spokojnie celem rozprostowania sobie nóg. Nie chciała oddalać się od włazu, który dziwnym trafem nie emitował żadnego światła i mógł być cholernie trudny do zauważenia po ciemku. Parę razy potknęła się o kamienie, gałęzie czy inne śmieci leżące na pustyni, ale udało się jej uniknąć wyrżnięcia szczęką o powierzchnię pustyni. W pobliżu nie mogła zauważyć nic wartego uwagi, ale mogło to mieć jakiś związek z faktem, że nie mogła widzieć nic znajdującego się od niej dalej niż jakieś półtora metra.



Sharp wysłuchał odpowiedzi Iron. Nie mógł do końca ukryć ulgi, że klacz się "ustabilizowała", jak to sama określiła... jak i zdenerwowania, że żaden z kodów nie działa. Wydawałoby się, że efekty alarmu zostałyby wyłączone wraz z pierwszym kodem... ale nie, nie mogli mieć tyle szczęścia. Ogier westchnął i pokręcił głową. Spojrzał z powrotem na klacz, jeszcze raz zerkając na ścianę koło drzwi do sypialni, ale nie zatrzymując tam wzroku. Nie wiedział, jakim cudem zauważył tę klapkę. Nawet patrząc prosto na nią, ledwie ją widział. Nie mógł jednakowoż się w to miejsce wpatrywać: nie uszło by to uwadze Iron, a wolałby sam dokonać wstępnej inspekcji tego tajemniczego urządzenia, zamiast zostawiać to klaczy.

Medyk spojrzał w nieokreśloną przestrzeń za Iron, rozważając opcje. Był jednorożcem, a ona kucem ziemnym. Można było to jakoś rozegrać. Wyglądało na to, że nie znała dokładnie poziomu jego umiejętności magicznych. Mogła sądzić, że potrafi rzeczy, o których nie miał pojęcia, wnioskując po tym, co wcześniej powiedziała. Ta, to mogło zadziałać... Zwłaszcza, że właśnie spytała się go o możliwe opcje.

- Hmmm... Musimy znaleźć tę kartę z kodami, albo już tu zostaniemy. Te dwie ukryły ją przed Emeraldem. Obstawiam, że jest albo w łazience, albo w kuchni - kucyk mówił głośno, ale częściowo do siebie. Przerwał na chwilkę i zwrócił wzrok prosto na klacz - Sugerowałbym, żebyś ty poszła szukać tej karty... Ja tu zostanę na razie. Coś jest nie tak z tym pomieszczeniem. Może po przeskanowaniu magicznym coś się ujawni, ale do tego potrzebuję trochę czasu i spokoju - skończył mówić, tym samym przedstawiając jedyny plan, jaki aktualnie mieli. Bo wyglądało na to, że jego nie do końca stabilnej towarzyszce skończyły się pomysły.

Skanowanie magiczne nie było żadnym kłamstwem. On sam to potrafił robić tylko dla istot żywych, ale były kuce, które robiły to dla maszyn, pomieszczeń czy nawet całych pięter na raz. Faktycznie wymagało to chwilki, ale krótszej, niż wynikało to z jego wypowiedzi. A Iron nie mogła wiedzieć, czy akurat to zaklęcie ogier zna. Można by było powiedzieć, że dokonana została zbrodnia doskonała, gdyby nie mały fakt, że nie było żadnej zbrodni, a jedynie małe kłamstwo. Którego jedynym celem było kupienie medykowi kilku minut czasu samemu w tej garderobie.

Po prawdzie nie było to nawet kłamstwo. W końcu będzie dokładnie sprawdzał pomieszczenie. Tylko nie za pomocą magii, a bardziej fizycznymi metodami, jak oczy czy kopyta.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Blue powoli puściła White i ostrożnie się od niej odsunęła. Nie dziwiło jej, zachowanie tamtej. Gdyby ona sama była tak najebana i dopiero co poznany przez nią kuc gdzieś ją prowadził, też była by podejrzliwa.

- Dobra, zostawię cię w spokoju. - odezwała się w końcu do drugiej klaczy – Ja chciałam tylko pomóc, ale jak chcesz, możesz sobie tu siedzieć i się użalać nad sobą, chodź jestem pewna że trochę snu by ci lepiej zrobiło. Jak ci się już znudzi siedzenie tu, to dla twojej informacji, dwa wozy są puste i nikt raczej nie będzie miał nic przeciwko jak jeden zajmiesz. A jak będziesz czegoś potrzebować, to jestem gdzieś w okolicy. - po tych słowach, nie czekając nawet na odpowiedź, zaczęła się ona oddalać od niej w kierunku Star.

Przechodząc kilka kroków zatrzymała się i rozejrzała się po obozie w poszukiwaniu znaczników systemu śledzącego. Znacznik nastawiony na Xandera znajdował się wraz z właścicielem w wejściu do obozu. Zebra siedziała tam obserwując wydarzenia w obozie. Blue uśmiechnęła się do niego, ale wolała go na razie nie wołać do nich. Wolała z nim nie rozmawiać na temat jego samopoczucia przy kucach które nie znają o nim prawdy. To by była rozmowa pełna niedopowiedzeń i urwanych zdań.

Drugi znacznik który był nastawiony na Iron stał w miejscu za jednym z wozów migając się na czerwono a napis pod nim głosił „TRACKING LOST - TARGET OUT OF RANGE”. Blue stwierdziła, że musiała mieć dziś naprawdę kiepski dzień jak nie zwróciła na to uwagi wcześniej. Za dużo na problemów na głowie. Z drugiej strony, jak masz EFSa przez prawie cale życie przed oczami, po jakimś czasie przestajesz go zauważać i niektóre elementy mogą ci gdzieś tam umykać. Musiała się ona solidnie zastanowić nad dopisaniem jakiś sygnałów dźwiękowych do tego ustrojstwa.

Dezaktywując znacznik Iron, obróciła się ona z powrotem do White i umieściła nowy bezpośrednio na jej głowie. Przynajmniej teraz, jak zachce się jej gdzieś poleźć, nie powinna ona jej zgubić. No chyba że znów nie zauważy jak ta wylezie poza zasięg zaklęcia śledzącego.

Wznawiając krok i dochodzą do Star, usiadła ona obok niej na ziemi i kierując wzrok na ogień.

- Jak to jest Star. - odezwała się do kuca obok niej – Pewnym jest, i myślę, że każdy to wie, że nie damy sobie rady sami na tym jebanym pustkowiach, a jednak nie jesteśmy w stanie przyjąć żadnej pomocy kierowanej w naszą stronę. To wygląda jak byśmy sami się próbowali wszyscy pozabijać.
[Obrazek: signature.php]
Klacz klapnęła sobie pod ścianą
- Rób co chcesz, ja jestem zdeczko zmęczona i potrzebowała bym sobie odpocząć. I po tym w jakim stanie są wszystkie obiekty pochodzenia drewna to podejrzewam że nic nie zachowało się tutaj jak powinno. Jeśli powinna być w kuchni... - zaśmiała się i pociągnęła dalej - To życzę smacznej zupki. A i woda może lekko promieniować, nawet tam nie wchodziłam. Plan zakładał obskoczenie tego pomieszczenia i zwianie... - popatrzyła na niego zmęczonym wzrokiem, nie wzrokiem szaleńca tylko wzrokiem zmęczonej klaczy.

Wiesz. Tak mnie coś ciekawi. - Wyłuskała magazynek z swojego karabinu i oglądnęła go, był w porządku. Pomyślała że fajnie by było na nich coś narysować albo napisać, jeszcze chwilkę wpatrywała się w magazynek po czym z powrotem załadowała broń. - Boisz się mnie... akceptuję to. - wstała i zaczęła plądrować wcześniej otwarte szafki zabezpieczone hasłem. - Nie ty jeden się mnie boisz, ale ty nic nie wiesz. Tak samo ja nic nie wiem o tobie. Ale odpowiedz mi, bracie z czego wziąłeś swój pogląd na mnie?

Gdy skończyła plądrowanie szafek spokojnie usiadła pod ścianą i zaczęła miarowo oddychać tracąc pomału nadzieję na wyrwanie się stąd. Aktualnie była w stanie bitwy psychologicznej w jej głowie, jedna strona mózgu wprost prosiła o zamordowanie sanitariusza i popełnienie honorowego samobójstwa a druga usilnie trzymała przy klaczy nadzieję. Aktualnie wynik meczu był 1:1 ale to mogło się zmienić. Siedziała tak sobie pod ścianą z przymkniętymi powiekami i rozmyślała, biła się sama z sobą.
Czekała co wygra nad jej ciałem. Ale pewne perspektywy urzeczywistniały wydarcie się z tego zasranego miejsca.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Starweave myju, myju, a ty czasem Blue na którą to spadł cały ciężar odpowiedzialności za nietrzeźwą klacz, starała się jak tylko mogła by opanować sytuację. Obrała ona dość ciekawą strategię, najwyraźniej starając się ująć klacz za serce. Postronny obserwator mógł by mieć w tej chwili spory ubaw z poczynań niebieskiej klaczy, bo White z jej monologu nie robiła sobie absolutnie nic. Szarawa klacz nie tylko zdawał się nie słuchać nawijającej do niej jednoróżki, ale też sprawiała wrażenie obrażonej na cały świat klaczki. Co zresztą jak się potem okazało w pełni odzwierciedlało jej aktualne nastawienie. Tak czy inaczej, White Blue nie słuchała, słuchała natomiast Starweave.

Słowa i zdania które połączył ze sobą pyszczek niebieskiej klaczy, miały naprawdę wielką moc. Mimo iż monolog ten swobodnie przeleciał z wiatrem nad uszami White, to już jednak na Starweave zrobił dość duże wrażenie. Star niekiedy przystopowała ze swoją jakże ważna czynności czyszczenia, aby dogłębnie zastanowić się nad tym co zostało powiedziane z przed paru sekund. Blue nie ukrywała swojego zdania na temat pustkowi i nie próbowała niczego owijać w sweterki. Przypominała ona Starweave starych zmęczonych życiem kuców, którzy to czasami snuli swoje niestworzone opowieści, przy w pełni obsadzonych stolikach w barze Appleloosy. Powtarzali się oni ciągle jak to wszędzie na Pustkowiach jest tak samo przejebanie. Co jakiś czas urozmaicając swoja opowieść tym dlaczego tak sądzą, lub po prostu co im się przytrafiło.

Irytowali oni Starweave. Klacz byłą stanowczo za młoda i zbyt optymistyczna aby słuchać takich opowieści. Jednak z Blue było inaczej. W głosie niebieskiej jednoróżki było coś więcej. Star mogła w niej wyczuć coś czego nigdy wcześniej nie wyczuła w głosie pijanych, przechwalających się swoim opowieściami, stałych bywalców knajpy. Było to coś co potęgowało cały klimat i charakter jej wypowiedzi. Blue nie wyglądała na taką, której to pustkowia mocno wytłukły w zadek. A jednak Starweave słuchając jej wypowiedzi czuła to coś, dzięki czemu instynktownie wiedziała, że to szczera prawda. Czułą tą prawdę, czuła jak wypływa razem z jej słowami. Star już wcześniej wiedziała, że to prawda, że Pustkowia to nie plac zabaw. Nie chciała tego do siebie przyjąć, nie chciała myśleć w ten sposób, nie chciała się bać, a mimo wszystko była szczuta jak zwierzę, przez niemal każde zdanie byłej mieszkanki piekielnej otchłani.

Ciemnogranatowa klacz po głębokich refleksjach w końcu dokończyła swoje mycie. Materiał z którego zrobione były juki, nie sprawiał większych problemów z wypłukaniem nieczystości. Jednak już trochę gorzej poradziła sobie atramentowa sierść klaczy. Mimo iż nie było na niej widać żadnych plam czy przebarwień, to jednak zapach nie chciał puścić od samej wody. Starweave niuchając kopytko doszła do wniosku, że z czasem samo się wywietrzy i nie jest aż tak źle. ”Najważniejsze że sierść się nie lepi.” Płaszcz poradził sobie zdecydowanie najlepiej, jako iż była to prawdziwa garbowana skóra. Niedługo po zakończonym jako takim sukcesem myciu, do Star podeszła Blue.

Niebieska klacz ostatecznie zrezygnowała i postanowiła zostawić White w spokoju. Było to trochę nie na miejscu, gdyż nigdy nie wiadomo jaki jeszcze pomysł może wpaść do pijani głowy. Z drugiej strony Blue została potraktowana wyjątkowo paskudnie, co trochę usprawiedliwiało jej zrezygnowanie. Star uważała jednak, że mimo wszystko nawet będąc pijana, White powinna okazać sobie i im trochę więcej szacunku. Oczywiście ze względu na jej stan, nie miało żadnego sensu wyciąganie teraz jakichkolwiek konsekwencji, nawet jeżeli tamta oddaliła by coś naprawdę poważnego. Starweave nie chciała tak tego zostawiać i już miała powiedzieć coś podżegającego, ale Blue odezwała się pierwsza.

- Jak to jest Star. - Odezwała się klacz w sweterku. – Pewnym jest i myślę, że każdy to wie, że nie damy sobie rady sami na tych jebanych pustkowiach, a jednak nie jesteśmy w stanie przyjąć żadnej pomocy kierowanej w naszą stronę. To wygląda jak byśmy sami się próbowali wszyscy pozabijać.

Starweave spojrzała na nią zastanawiająco, milcząc przez jakiś czas. Miedzy przemyśleniami zwróciła ona uwagę na to, że w jej butelce zostało jeszcze trochę wody. Wylewitowała ona resztkę, tworząc z niej niewielka kulkę, tuż przed swoim pyszczkiem. Następnie pochyliła ona głowę do przodu, pochłaniając swoim pyszczkiem lewitowana przez siebie ciecz. – Weź Blue swoją drugą wodę, nie była konieczna. – Powiedziała ona spokojnym tonem, stawiając niezużytą butelkę wody koło przedniej nogi niebieskiej, patrząc bez emocji na White nieopodal. W końcu spojrzała ona swoją rozmówczynię, patrząc jej głęboko w oczy.

- Nie chodzi o to, że nie chcemy przyjąć pomocy tylko o to, że nie możemy jej przyjąć. My kucyki, stworzeni stadne, zostaliśmy pozbawieni jednego z najważniejszych elementów, który był fundamentem funkcjonowania naszej cywilizacji. Współpracy Blue. Nie potrafimy już ze sobą współpracować. Nie jesteśmy w stanie się zjednoczyć w spójnej sprawię i razem walczyć o naszą przyszłość. Ta wojna zmieniła nas, upośledziła nasz gatunek. – Tu Star zrobiła krótka przerwę, ponownie spoglądając w swoje „ulubione ognisko.”

- Nie jesteśmy już w stanie zaufać sobie nawzajem i to jest główny powodem tego dlaczego nasz świat już nigdy nie będzie taki jak kiedyś. Wszystko się zjebało Blue. Nie jesteśmy już tymi samymi kucykami, które żyły tu kilkaset lat wcześniej. Nie jesteśmy już zdolni do takiej współpracy jaka miała miejsce między kucykami te kilkaset lat wcześniej. – Starweave ponownie spojrzała Blue prosto w oczy.

- Rozejrzyj się po Pustkowiu. Zobacz gigantyczne budowle, ruiny wielki miast i super projekty. – Powiedziała wskazując kopytkiem w powierzę. - Spójrz na swojego Pipbucka. Nawet on jest tego częścią. Jest efektem pracy całych setek, jeżeli nie więcej, wspólnie pracujących nad jednym projektem kucyków. Dziś już taki poziom współpracy jest niemożliwy. To nie Pustkowie ale my sami skazaliśmy się na taki los. I naprawdę nie mam pojęcia jak to naprawić. – Skończyła Starweave z opadniętymi uszami i głową zwieszona ku ziemi.
Iron wzięła się za plądrowanie szafek w sypialni. Nie było tam wiele: trochę papierów, książek, kilka zdjęć w ramkach, przedstawiających niegdyś zapewne krajobrazy miast Equestrii, ale po czasie żadne zdjęcie nie było czytelne, z bliżej nieznanych powodów. Kilka wyblakło, kilka pożółkło, kilka było porozdzieranych. Większość półek pozostawała pusta. Na jednej Iron udało się znaleźć kilka pocisków sportowego kalibru, pasujących zapewne do napotkanego wcześniej rewolweru.



Sharp patrzył na Iron, gdy ta przeszukiwała szafki, równocześnie mówiąc. Nie za bardzo miał jak jej odpowiedzieć na to, co mówiła wcześniej. W zasadzie podsumowała ich sytuację i wyraziła brak chęci współpracy. Owszem, woda w kuchni nie wyglądała zachęcająco, ale gdy wybór miało się między szukaniem tam a śmiercią... Ogier pokręcił głową.
Ten dzień był zdecydowanie zbyt pełen wydarzeń. Medyk sam był zmęczony, mimo swojej drzemki po porannej operacji na pewnym jeńcu. Chętnie by rozłożył się w którymś rogu i poleżał trochę, ale tak jakoś szukanie wyjścia miało wyższy priorytet. Może dlatego, że chciałby jeszcze trochę pożyć...

Wrócił myślami do tej kuchni. Teoretycznie można było podnieść płyn telekinezą, ale wolał nawet nie myśleć jak wielkich umiejętności wymagałoby podniesienie takiej ilości wody. Na to zadanie przekraczało mocno jego własne zdolności telekinetyczne, tyle mógł powiedzieć na pewno.

Ogier cały czas oglądał szafy w garderobie i próbował to tu, to tam uczynić coś swoją telekinezą. Nie dawało to wiele, ale było pewną formą "skanu magicznego". Przynajmniej klacz z pomieszczenia obok wyraźnie widziała, że róg mu świeci i coś robi.

A potem padło z jej strony pytanie. Sharp spojrzał na Iron, która wciąż zajęta była przeszukiwaniem szafek w sypialni Hrabiego. Pytanie było dość trudne. A raczej nie tyle pytanie, co odpowiedzenie jest prosto w pyszczek na nie. Czemu się jej bał? Bo to, że tak było, było oczywiste... Była niestabilna. Był silnie przekonany, że była psychopatyczna. Mówiła często niezrozumiale i, ogólnie rzecz biorąc, była typem kuca z którym chciałby mieć jak najmniej kontaktu, bo nigdy nie wiadomo co takim do łba wpadnie...

- Jesteś nieprzewidywalna. Każdy jest zaniepokojony będąc w jednym pomieszczeniu z nieprzewidywalnym kucem - odpowiedział w końcu, nie przerywając swojego grzebania po pomieszczeniu, na razie nieskutecznego. Rzucał raz na jakiś czas w kierunku tajemniczego urządzenia przy drzwiach, ale na razie do niego nie podchodził.
Spojrzał przez przejście do sypialni. Zauważył, że klacz gdzieś poszła. Nie słyszał kroków dalej, więc pewnie siedziała gdzieś w sypialni, ale poza jego zasięgiem wzroku.

Po kolejnych parudziesięciu sekundach ruszył w kierunku tajemniczego urządzenia. Był to ukryty pod klapką przycisk o niebieskim podświetleniu. Sama klapka musiała się otworzyć pod działaniem któregoś z kodów...
Co ten guzik może robić? Ogier zapytał się samego siebie w myślach. Skoro był w garderobie, to raczej robił coś z garderobą. Schron nie wyglądał na taki, w którym byłoby sens instalować przycisk autodestrukcji... choć wiele z rzeczy w nim już przeczyło pewnym zasadom logiki.

Ale przycisk autodestrukcji powinien być oznakowany, stwierdził ogier. W końcowym wniosku wychodziło na to, że nie powinno się stać nic złego... Sharp wyciągnął kopyto i wcisnął guzik.
Za nim kilka sztuk drzwiczek z pancernego szkła odskoczyło jak ze zwolnionej sprężyny, a kilka innych tylko zwolniło uchwyty, nie ujawniając w żaden widoczny sposób, że są otwarte.

Ogier odwrócił się, by zobaczyć efekty swoich działań.
Patrząc się na stojące otworem szafki i szuflady doszedł do wniosku, że ryzyko się opłaciło. Ruszył do przeszukiwania szafek. Wydawało mu się, że nie mógłby mieć takiego szczęścia, że to, co leży na tych półkach nie może być prawdziwe. Cóż... pora się przekonać.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Iron usłyszawszy zdanie ogiera na swój temat, wypełniając się szczerą satysfakcją od ogona aż po sam czubek nosa. On się jej bał, a ona doskonale wiedziała jak mogła to wykorzystać. Było to jedno z najlepszych uczuć jakie mógł do niej żywić inny kucyk. ”Strach lepszy jest niż szacunek.” A w jej branży to mocniejsza wersja tego pierwszego, warunkowała dogodną dla niej „współpracę.”

Popielata przegrzebywała półki, których zawartość wcale nie poprawiła jej już i tak dosyć mocno zjebanego humoru. Zdjęcia które to przedstawiały namiastkę piękna starego świata w większości były ledwo czytelne. To też nie zyskały większego zainteresowania klaczy, która postąpiła podobnie z resztą gównianego wyposażenia owych półek. Jedyną rzeczą, która mogła się okazać użyteczna była amunicja do znalezionego wcześniej rewolweru. Iron nawet nie śmiała porównywać specyfikacji tej broni z jakimkolwiek pierwszym lepszym sprzętem bojowym, a co dopiero z jej własną prawdziwą bronią. Mimo to zabrała amunicję, pospiesznie chowając ją do pudełeczka w swoim juku. ”Może dam rade wcisnąć rewolwer tamtej gwiazdorce. Taka pannica powinna polecieć na ładny wygląd. Szkoda tylko, że to jedyna rzecz którą ten gnat ma do zaoferowania.”

Iron skończyła przeszukiwać szafki, niedługo po tym przypominając sobie do czego posłużył w tych pomieszczeniach owy rewolwer. Myśli te spowodowały, że cała spierdolina tego miejsca ponownie zaczęła dawać jej się we znaki. Nie obwiniała się za to co ją spodlało i za to że wciągnęła w to innego kucyka. Nie była by w tedy Iron. Ale mimo wszystko miała już naprawdę dość tego miejsca. Klacz pobieżnie rozejrzała się po sypialni, po czym spojrzała na wysuniętą przed sobą szufladę. Podniosła kopytko do góry z zamiarem jej błyskawicznego zamknięcia, które chodź na chwilę miało jej przynieść ulgę.

Kopyto trwało tak przez chwilę w pozycji gotowej do uderzenia. W końcu po jakiejś chwili jej twarz skąpała się w gniewie, a kopyto z impetem uderzyło w wysuniętą szufladę. Popielata wybijając się tylnymi nogami przed siebie, opierała teraz większą cześć ciężaru swego ciała na tej której użyła do wyprowadzenia uderzenia. Trwała tak w pozycji po uderzeniu przez jakąś chwilę, z zamkniętymi oczami i głową spuszczana ku ziemi. Wydawało się jak by na moment cała klacz zastygła w miejscu, do czasu aż wysadziła przez zaciśnięte zęby soczystą kurwę. Następnie usiadła ona na ziemi, ponownie tępo rozglądając się po pomieszczeniu.

Jej uwagę przykuło łóżko Zeda. Nie za bardzo znała się na magicznych urządzeniach. Nie wiedziała do końca w jaki sposób funkcjonowało i czy po takim czasie nie posiadało żadnych uszkodzeń. Wiedziała natomiast, że prawdopodobnie do jego budowy zostały użyte potężne świecidełka z których były by na pewno niezłe fanty. Jej myśli szybko się rozwiały, wraz z tym jak okazyjnie spojrzała na leżącego nieco wyżej ogiera. Majstrowanie przy jego skarbie, którego mimo upływu dwustu lat tak uparcie strzegł, nie wchodziło teraz w grę. ”Skup się Iron. Musisz stąd spierdalać.”

Klacz nie widząc żadnych perspektyw co do dalszej eksploracji tego pomieszczenia, postanowiła poszukać szczęścia gdzie indzie. ”Mam nadzieję, że tamta pierdoła do tego czasu nie zabiła się przez przypadek.” Z tymi myślami ruszyła wolnym, znudzonym krokiem do drugiego pomieszczenia, zatrzymując się tuż w samym progu. – Ooo... Kolego. Widzę, że robisz postępy. – Powiedziała Iron, robiąc kilka lekkich kroków przed siebie, by rzucić okiem z mniejszego dystansu na nowo dostępne fanty. – To nam nie pomoże się stąd wydostać.. ale... – Ucięła na chwilę, kiwając przy tym głową z paskudnym uśmieszkiem na pyszczku. – Ale... i tak jest nieźle.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Blue siedziała wpatrując się po raz kolejny tej nocy w ogień. Ten widok poprawiał jej humor, powodował że się uspokajała. Siedziała tak obserwując tańczące przed nią płomienie i słuchając opowieści Strarweave na temat współpracy na pustkowiach. Podnosząc do góry butelkę z wodą którą ona jej oddała, odkręciła ona korek i wzięła łyk z butelki. Odkładając ją na z powrotem na ziemię, zastanawiała się na tym co Star powiedziała, i musiała stwierdzić, że tamta się nie myliła ale też nie do końca miała rację.

- Masz rację, chodź nie do końca. Odebrano nam coś, coś ważnego, ale nie była to umiejętność współpracy. Myślę, że tu nie chodzi o inną nam odebraną rzecz. Zaufanie. My nie jesteśmy w stanie zaufać nowo spotkanym kucom, zawsze się obawiamy, że tylko jak się odwrócimy to ktoś nam wbije nóż w plecy. Budujemy wokół siebie gigantyczne mury ukrywając się za nimi i mając nadzieje, że nikt nigdy go nie przebije i wszystko się potoczy dobrze.

Obracając głowę, spojrzała się ona na Star zastanawiając się, jak dużo może jej powiedzieć. Po usłyszeniu ilu informacji, zacznie ona zadawać niewygodne pytania. Wpatrywała się ona je w oczy przez chwilę, po czym odwróciła się z powrotem do ogniska. Opuszczając głowę w dół popatrzyła się ona na swoje kopyta, na element odróżniający je od innych. Zaraz nad jej kopytem lewej nogi a PipBuckiem na drugiej, kończył się jej mur, ściana kryjąca prawdę o niej przed innymi. Odrywając wzrok od swojego swetra zamknęła ona oczy. W tym momencie na dobrą sprawę to już ją chyba jebało i miała tylko nadzieję, że tamta nie będzie zadawała za dużo pytań.

- Na pustkowiach są jeszcze miejsca gdzie kuce współpracują ze sobą, gdzie jeden pomaga drugiemu, gdzie są one gotowe zaufać innym i powierzyć innym swoje życie. Ja widziałam jedno z tych miejsc, miejsce tak przerażając, że nawet nie byłaś by wstanie sobie tego wyobrazić. Miasto które nazywane jest piekłem na ziemi, gdzie najmniejszy błąd oznacza koniec, gdzie wszyscy wiedzą że, jak nie pomogą sobie na wzajem to czeka ich szybki koniec. Dużo z mieszkańców trafia do tego miasta zaraz po opuszczeniu stajni. Są oni od razu wrzucani w najgorsze miejsce na pustkowiach, w jednym momencie są niszczone ich marzenia i plany na przyszłość. Są odbieranie im wszystkie przywileje i ich prawa, są oni mieszani z błotem. I tylko trzymając się razem z innymi kucykami są w stanie przez to przejść. Dzięki zaufaniu którym oni się obdarzają, bo wiedzą, że sami sobie nie poradzą. Dzięki temu właśnie, są one w stanie przetrwać i przeżyć następny dzień.
[Obrazek: signature.php]
Starweave mówiła a Blue przez niemal cały ten czas wpatrywała się w ognisko. Klacz obawiała się, że tamta będzie mieć trudności z przetrawieniem jej słów. Co prawda dobrze słyszała jej monolog do White i na jego podstawie stwierdziła, iż nie będzie problemu kiedy powie to co naprawdę myśli. Lecz ostatecznie nie była już tego taka pewna. W pewnym monecie, niedługo po tym jak skończyła zaczęła się nawet martwić, że to co powiedziała może być dla niej zbyt trudne. Na szczęściem Blue nie trzymała jej zbyt długo w tej niepewności.

Niebieska jednoróżka poruszyła zupełnie inną kwestię, kładąc duży nacisk na zaufanie. Faktycznie był to istotny element dla współpracy. Starweave dobrze wiedziała, że byłe też inne, dzięki którym można się było obyć bez niego. Ale ten jeden z całą pewnością maił ze współpracą najwięcej wspólnego. Ale czy faktycznie był taki niezbędny? Star słuchała dalej, a teoria murów i izolacji jakoś do niej nie przemawiała. Prawdopodobnie było to spowodowane tym, że dla samej jednoróżki było to coś oczywistego, co praktykowała już od wielu lat. I co gorsza aż do niedawna nie widziała w tym nic złego, wciąż nie rozumiejąc konsekwencji takiego zachowania.

Jednak to ostatnie słowa miały największy wpływ na rozwój całej dyskusji. Blue skończyła, a Starweave spojrzała na nią z lekkim zdenerwowaniem w oczach. – Zanim przejdziemy do sedna sprawy chciała bym jeszcze poruszyć inną kwestię. – Odrzekła Star, formując wymowny grymas na swoim pyszczku, który zapewne miał oznaczać, że klacz jest w trakcie dobierania odpowiednich słów. Grymas nie trwał długo i jednoróżka już nieco spokojniejszym tonem zaczęła powoli mówić.

- Popatrz, czy kiedy najęłaś się do tej karawany całkowicie ufałaś sobie? Ufałaś że dotrze ona bezpiecznie do celu i uda ci się na tym jeszcze zarobić? Czy byłaś absolutnie pewna tego co robisz? I najważniejsze, czy ufałaś wszystkim innym kucykom, które najęły się razem z tobą? – Starweave zrobiła krótką przerwę, patrząc z zaciekawieniem na Blue. – Nie. Nie byłaś. Nikt nikogo nie znał i nikt nikomu nie ufał. A mimo tego współpracujemy ze sobą, nawet teraz. – Star zmarszczyła czoło i poszurała kopytkiem po ziemi, namyślając się krótką chwilę co powiedzieć dalej.

- Współpracę najłatwiej konsumuje się przy zaufaniu drugiego kuca. Podobnie zresztą jak s... A... Ale też nie zawsze. – Przerwała pocierając nogą o czubek swojego nosa. - Ja często handlując z innymi kucykami współpracowałam z nimi skrajnie im nie ufając. Nie ufałam gościowi, że towar który mi obiecywał jest wart rzeczywiście tyle kapsli, ile sobie za niego zaśpiewał. On także nie ufał mi, że faktycznie mu tyle za niego zapłacę kiedy już go dla mnie zdobędzie. I mimo wrogiego nastawienia doszło do współpracy. – Chwilowo skończyła podnosząc kopytko do góry. - Pozwól zatem, że przedstawię ci jej definicję. Otóż współpraca pochodzi od słowa wspólne, wspólne dobro, wspólna korzyść, wspólny cel. Są to główne elementy które warunkują ten model relacji międzykuczej. Współpraca jest wtedy kiedy dochodzi do wspólnej pracy, z której obydwie strony czerpią korzyści lub dążą do realizacji jednego wspólnego, wspólnie obranego przez siebie celu. Tym się właśnie cechuję, i ty i ja mamy z tego coś dobrego. – Powiedziała Star wskazując kopytkiem najpierw na Blue i potem na siebie.

Starweave momentalnie zmieniła wyraz pyszczka, na który to wdarł się teraz gniew. Z każdym następnym słowem jej ton zaczął robić się coraz bardziej podniosły. – Więc... powiedz mi proszę... – Mówiła z przerwami na pocieranie nosa, spuszczając wzrok z drugiej klaczy za każdym razem kiedy tak robiła. – Gdzie w Fillydelphii Istnieje coś, co chodźmy odrobinę przypominało TO, O CZYM TERAZ POWIEDZIAŁAM! – Uniosła się klacz, tupiąc kopytem o grunt wraz z końcem zdania. Starweave mierzyła teraz drugą jednoróżkę takim spojrzeniem, że gdyby mogła zastrzeliła by ją laserami z oczu. Nim Blue zdążyła coś powiedzieć, Starweave zaczęła mówić dalej, teraz już tonem szybkim i energicznym.

- Jak w ogóle możesz przytaczać coś takiego jako przykład? Słyszałam opowieści z Fillydelphii, widziałam kuce które tam kiedyś były. – Powiedziała oskarżająco, tupiąc kopytkiem i szarpiąc głową. – To nie jest współpraca Blue, to jest wyzysk. A jedyne co łączy ze sobą te kucyki, to strach i chęć przetrwania. One nie współpracują, nie robią tego dla swojej korzyści! One walczą o życie Blue! To relację żywych stworzeń, które zostały przyparte do ściany. Które funkcjonują tak, bo nie mają innego wyboru. One działają razem, ale nie po to by zyskać, ale po to by nie stracić jeszcze więcej! To jest według ciebie współpraca, tak!? To Jest współpraca!? – Starweave prawie krzyczała, pokazując na Blue kopytkiem i dysząc przy tym głośno. Trwała tak przez jakąś chwilę, aż w końcu powoli zaczęła opuszczać kopytko, stopniowo uspokajając się. Spuściwszy uszy i wzrok natrafiła na Pipbucka Blue.

- No tak, ale co ty możesz o tym wiedzieć. Nie mówiła byś tak gdybyś kiedykolwiek tam była. – Skończyła nieco podłamanym tonem, po czym spuściła głowę całkowicie. Niedługo po tym jej zad zrobił to samo, a klacz skończyła z powrotem w pozycji siedzącej z pyszczkiem ku ziemi, wracając tym samym do punktu wyjścia.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 81 gości