Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Klacz z spokojem obserwowała co dzieje się dookoła niej i pogrążyła w zamyśleniu gdy w końcu Star zwróciła się do niej:

- Ogrzej się przy ognisku, zaraz do ciebie dołączę - powiedziała ciemnogranatowa klacz lecz Iron nie była nawet teraz pokorna, pomału wymknęła się z obozu i upewniła się że nikt nie widział gdzie poszła.

Przeszła na wschód i upatrzyła sobie miejsce obok jednego z wozów przy wyjściu. Tam w samotności zdjęła po cichu juki i siadła obok nich z bronią gotową do strzału, nie interesowała ją reszta ani to co robią... może z wyjątkiem Star.

Popielata niespokojnie pokręciła się i zaczęła wyżymać grzywę, wstała i otrząsła się. Myśli jej błądziły po horyzoncie i Star, a także sprawach życia codziennego. Było to wielkim talentem by myśleć o wszystkim a także o własnym bezpieczeństwie. Co miała począć?, była sama więc pogrążyła się w swoistej medytacji, nie czuła się zbyt bezpiecznie ale ktoś musiał pilnować obozu...

W myślach chciała by ktoś do niej przyszedł ale druga jej strona mówiła że nie trzeba jej nikogo.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Granatowa klacz wysłuchała, co medyk ma do powiedzenia. Na słowa o zabijaniu się nawzajem przez najemników uśmiechnęła się szeroko; chwilę potem, po dodaniu komentarzu "nie, to nie żart.", uśmiech nieco zmalał. Przez jakiś czas próbowała wymyśleć, co takiego ogier miał na myśli, ale po krótkiej chwili sobie odpuściła, idąc w stronę dwójki przy skrzyniach. Kuce, z czego jeden bardzo młody, raczej nie zwracały na nią większej uwagi - starszy pocieszał drugiego, choć nie najlepiej mu to szło. Rain zastanawiała się, czy ci dwaj mogą być ze sobą powiązani. Może to bracia, którzy wyruszyli poszukiwać na pustkowiach przygód. Albo ojciec z synem. Kto wie. Ciemnoniebieska klacz przez pewien moment chciała jakoś ich pocieszyć; nic jednak nie przychodziło jej do głowy. Zresztą pewnie tylko pogorszyłaby sprawę. Postanowiła więc usunąć się na bok i co chwilę zerkać na dwójkę.

Tyle tu trupów, że można by mały cmentarzyk zacząć - pomyślała, zerkając na niedawne pole bitwy i doliczając niewiadomą z góry ilość trupów po drugiej stronie. Do tej pory jej tam nie było. Zastanawiała się, czy ciała po tamtej stronie dorównują ilością tym tutaj, przewyższają ją albo czy jest tak samo. Zerknęła na najmitów. To nie są kuce stworzone do walki.

Rain przez cały czas starała się trzymać z boku, za skałą. Nic dziwnego, że kucyki zdawały się jej nie zauważać. Tak więc wszystkie rozmowy docierał do niej zaledwie w strzępkach. Brązowy ogier poszedł do rannego bandyty, a niedługo potem dwie towarzyszki poczęły rozkładać obóz, wyciągając skrzynie z wozów. Cała organizacja tymczasowej bazy zajęła może z dwadzieścia minut. Zerknięcie na najmitów. Póki co nie próbowali żadnych prób samobójczych i lepiej, żeby tak pozostało - mimo, że oglądanie ich to cholernie nudna sprawa, wolała nie dopuścić do żadnego incydentu.

Jakiś czas potem rozpoczęła się niedługo dyskusja pomiędzy medykiem, który wyszedł z wozu, a ciemnogranatową jednoróżką. Ta druga trzymała za pomocą magii dwie butelki krystalicznie czystej, jak na realia pustkowii, wody i coś... co wyglądało jak mydło? Nie może być. Rain nie spotykała się z mydłem od... od czasu opuszczenia domu. Nie żeby specjalnie często się kąpała nawet przedtem. Widok mazi zwyczajnie ją zaskoczył. W międzyczasie owa klacz, co pokazała jej w wozie czasopismo dla dorosłych kucyków wyciągnęła małe, kwadratowe coś i wystrzeliła kilkoma czerwonymi promieniami, rozpalając tym samym niewielki ogień. Dwójka klaczy gdzieś znikła. Znów rzucenie okiem na dwójkę siedzącą na ziemi. Żadnych oznak prób samobójczych, dobrze.

Zniknął też medyk, zostawiwszy siedzącą przy ognisku i czytającą... że też jej to się jeszcze nie znudziło... Blue. No i ją. Nie miała pojęcia, co robi trójka kuców. A gdyby wiedziała, i tak pewnie na nic by się jej to zdało, bo musiała obserwować dwójkę. A ci i tak nie robili nic szczególnego. Nie widziała "myjącej się" pary, zasłoniętej od jej strony wozami i skrzynkami. Przez krótki moment zdawało jej się, że widzi zarys brązowej sylwetki na wzgórzu nieopodal.

Siodło uwierało ją nieco na boku. Dobrze chociaż, że te uprząże były choć trochę wygodne. W dodatku miały możliwość kontrolowania ciężaru po obu stronach siodła, co nie powodowało nieustannego przechylenia w jedną stronę. Tyle dobrego. Z drugiej strony jednak, mimo sporej siły, niełatwo było nosić ten cały sprzęt. A szkoda. Biegać jak normalny kucyk i napierdalać z miniguna... to dopiero byłoby coś - pomyślała próbowawszy przekręcić siodło na nieco lepsze miejsce.

Spojrzenie w stronę najemników.

Wróciły dwie klacze. Były o wiele czystsze niż do tej pory, było to widać nawet z takiej dużej odległości. Co musiało znaczyć, że po to właśnie odeszły na bok. Myły się razem, czy osobno? - myślała, bacznie obserwując obie z nich. Jedna, popielata, została z tyłu, a druga napotkała ogiera, który właśnie zdołał wrócić ze swej wyprawy. Nieźle się zgrali.

Chwilowe skupienie uwagi na najemnikach. W ich zachowaniu wciąż nie było widać żadnej różnicy.

Ciemnogranatowa klacz podeszła do nich, kompletnie ignorując stojącą niedaleko skały Rain. Może to i lepiej. W końcu ktoś ją wyręczył w obowiązku pilnowania dwójki. W dodatku zdawało jej się, że drugiej klaczy idzie to lepiej; zagadała, chciała pomóc. Najemnik coś odpowiedział, ale ciężkozbrojna klacz nie słyszała już, co. Szła w stronę ogniska, oczekując jakichś poleceń albo rad. Albo fajrantu.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Blue siedziała spokojnie przy ognisku zagłębiona w lekturze, książka może i nie należała do najlepszych rzeczy jakie czytała ale lepsze to niż nic. Co jakiś czas zerkając to na czajnik siedziała ona by tak przez dłuższy czas gdyby nie wejście reszty grupy do obozu. Patrząc z nad książki obserwowało ona jak każdy kuc rozchodzi się w swój kąt obozu poza Sharpem który zabrał się za dorzucanie do ognia z worka który ze sobą przytaszczył by po chwili położyć się obok niej.

- Co tam czytasz? - Padło pytanie ze strony przyjaciela.

- W teorii miało być to piękne romantyczne opowiadanie o nieszczęśliwej miłości. W rzeczywistości, raczej kiepsko napisany shipping z płytkimi postaciami i jeszcze bardziej drętwymi dialogami. Musze się nauczyć nie ufać opisom na okładce. Niestety nie mam nic innego a zanim dotrzemy do miejsca gdzie będę mogła zaopatrzyć się w jakieś nowe książki trochę minie, wiec na razie jestem skazana na to opowiadanie. - Powiedziała klacz odkładając książkę na bok by sięgnąć po swoje torby. Wyciągając z nich dwa kubki postawiła ona je na ziemi po czym sięgnęła i wyciągnęła dodatkowo szczelnie zamknięte metalowe pudełko. Trzymając je jak największy skarb ostrożnie je otworzyła po czym wyciągnęła z niego dwie torebki herbaty następnie znowu je szczelnie zamknęła i schowała na dno torby. Wrzuciła potem po jednej z torebek do każdego z kubków by po chwili zalać je wodą z czajnika który cały czas stał na ogniku.

- Herbata, Earl Grey, Gorąca. Niestety cukier skończył mi się kilka dni temu i nie dałam rady uzupełnić zapasu. Musi ci gorzka wystarczyć. - Powiedziała do Sharpa lewitując jeden kubek w jego stronę po czym się wygodnie ułożyła ze swoim kubkiem niebezpiecznie blisko swojego przyjaciela.

- A poza tym jak ci powiem co przed chwilą widziałam to ci tak osłodzę życie że nie będziesz potrzebował cukru w diecie przez następny miesiąc. - Powiedziała w stronę przyjaciela uśmiechając się od ucha do ucha.
[Obrazek: signature.php]
Sharp ułożył się wygodniej i słuchał Blue. A co niby innego mogłaby czytać? - zapytał sam siebie, gdy klacz odpowiedziała na jego pytanie. Uśmiechnął się do niej i skinął głową. Sam też powinien niedługo sprawdzić co w zasadzie kupił... był w dość dużym pośpiechu i doszedł do wniosku, że, skoro są w dobrym stanie, to powinny się nadawać do czytania. I owszem, pierwsze które otworzył nie były złe... miał nadzieję, że reszta też będzie zdatna. Zwłaszcza coś, co nie traktowało koniecznie o rzeczach przydatnych na Pustkowiach, by było miłe. Zastanawiającym jest, czemu najwięcej znajduje się książek o broni i przetrwaniu. Medyk jakoś nie chciał uwierzyć, że głównie to czytano w Equestrii przed megazaklęciami.

Skinął głową w podziękowaniu za herbatę. Z uprzejmości nie skomentował braku cukru. Blue lubiła udawać, że było to na Pustkowiach coś powszechnego, podczas gdy prawdopodobnie wywalała masę kapsli by mieć chociaż trochę od czasu do czasu. Po za tym - lubił gorzką.

Wziął kubek w swoje pole telekinetyczne i spojrzał na gorący napój w środku naczynia. Jego róg zaświecił prawie niezauważalnie mocniej, a napój schłodził się o pewną temperaturę. Cały czas był gorący, ale dalej mu było do wrzątku. Zaklęcie nie było nawet zaklęciem ochładzającym, jedynie odwróceniem magii zaklęcia ogrzewającego. Może i miało mniejszą moc niż faktyczne zaklęcie zaprojektowane by ochładzać, jednakowoż na potrzeby medyka wystarczało. Wziął niewielki łyk herbaty, delektując się smakiem.

Miał zamiar ugotować coś ciepłego, póki ognisko było jako-tako działające, aczkolwiek stwierdził momentalnie, że poczeka aż mu się skończy herbata w kubku. Zauważył Rainfall podchodzącą do ogniska.
Usadowiła się naprzeciw Sharpa i Blue. Skinął jej głową na powitanie. Miał zamiar coś powiedzieć, ale uprzedziła go Blue, która, jak się właśnie zorientował, miała okazję wręcz niebezpiecznie się do niego zbliżyć. Niebieska klacz mówiła do niego.

- A poza tym, jak ci powiem co przed chwilą widziałam, to ci tak osłodzę życie, że nie będziesz potrzebował cukru w diecie przez następny miesiąc - usłyszał. Miał już pewne podejrzenia, ale wolał nie przewidywać przyszłości.
- Coś znowu znalazła? - zapytał tylko z ciekawością, znając talent przyjaciółki do znajdowania rożnych, cokolwiek ciekawych rzeczy. Jej, wydawałoby się, nieskończony zapas herbaty nie był tu jedynym przykładem. Ani najciekawszym.



Iron spokojnie leżała tuż koło obozu, nie niepokojona przez nikogo. Raz tylko piasek, a raczej pył, co dało się rozpoznać po bliższych oględzinach, w agresywnym obłoku zaatakował ją, jednakowoż, szczęście w nieszczęściu, nie pozostawił po sobie wielu śladów. Mimo tego, że wciąż była mokra, pozostała jako-tako czysta. Przynajmniej jak na Pustkowia. Nie można było tego powiedzieć o tych częściach jej ciała, które dotykały podłoża, ale na to powinna być gotowa, kładąc się ot tak na ziemi.



Starweave zaczęła pocieszać starszego ogiera, patrząc mu prosto w oczy. Widziała w nich ból, strach, ale także pewną determinację. Jakby chciał przezwyciężyć swoje uczucia tylko po to, żeby utrzymać fasadę... albo chronić kogoś.
- Posłuchaj, udało nam się przetrwać to piekło. Luna dała nam szanse i nie możemy jej zmarnować. Musisz wziąć się w kopyto, musisz to zrobić dla reszty kucyków które cię potrzebują, a przede wszystkim dla samego siebie. - jej głos był kojący i uspokajający.

Kucyk zmarszczył brwi z konsternacją na słowa o Lunie. Najwyraźniej nie każdy na Pustkowiach wierzył w Boginie. Leżący najemnik spojrzał na leżącego młodego ogiera, na nią, po czym z powrotem na leżącego. Wreszcie osadził swój wzrok głęboko w oczach klaczy. Patrzył na nią bez słowa, z poważnym wyrazem twarzy, po czym spojrzał w dal, chyba w kierunku w którym dwie klacze złożyły ciała. Zarówno bandytów jak i najemników. Owszem, Iron rozdzieliła ofiary obu stron, ale tego kucyk mógł już nie widzieć.

Zwrócił swój wzrok z powrotem ku Starweave. Ze łzami w oczach. Zamrugał gwałtownie, jakby z zamiarem odegnania płaczu i wypuścił szybko powietrze nosem. Zaczął nieco szybciej oddychać. Może próbował zebrać w sobie siły do czegoś. Minęło kilka boleśnie ciągnących się sekund.
- Powiedz to jemu - powiedział wreszcie, wskazując głową ku śpiącemu ogierowi - to on stracił w tej pierdolonej bitwie o złote gówno całą rodzinę prócz mnie. Ja sobie poradzę - ostatnie zdanie praktycznie warknął, jednakowoż nie uniknął załamania się swojego głosu przy ostatnich słowach. Widać było, niczym wystawione na srebrnym półmisku, że jest bliski płaczu. I nie jest z tego małego faktu zadowolony.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Gdy klacz spostrzegła jak bardzo się uświniła przeszła ja trwoga.
" Star nie będzie zadowolona..."- pomyślała i skrzywiła się obserwując jak bardzo zniszczyła misterną pracę klaczy.

"Wiedziałam że się przybrudzę ale nie aż tak..."
Klacz próbowała się troszkę oczyścić ale było to zajęcie tak samo nudne jak i bezsensowne.

"Co mi tam, oschnie i spadnie."
Podsumowała beztrosko klacz po czym wstała i pozbierała ekwipunek, musiała sobie gdzieś uciec i znaleźć jakieś zajęcie, zabawa złomem z juków nie wchodziła na tą chwilę w rachubę, tak samo nie miała zbytnio chęci na czytanie lub rozkładanie broni zmagazynowanej w jukach. Do tego potrzebny był spokój.

By się bardziej nie ubrudzić stanęła odwrócona pyszczkiem na południowy wschód w wejściu i wpatrzyła się czujnym wzrokiem w horyzont, miała już zajęcie na następne 2-3 godziny... chyba że ktoś lub coś jej przeszkodzi.

Szybko kolejne minuty czuwania ją znudziły, znów szukała jakiegoś zajęcia. Rozglądnęła się po obozie: Sharp to nie to, Rain TYM BARDZIEJ nie, Star - może być.
Obserwowała i dedukowała co robi klacz stojąca przy dwóch najmitach, pomyślała że jeżeli ją zobaczy w takim stanie... będzie wpierdol. "Ale co tam" przemknęło przez jej głowę i udała się w stronę ciemnogranatowej klaczy nucąc sobie osobliwy i stary utwór.
[Obrazek: cgnimLq.png]
„Całą rodzinę prócz mnie” jednoróżka w myślach powtórzyła słowa. Kim mógł być dla niego ten ogier? Ojcem, Starszym bratem? Teraz to bez znaczenia, ten kucyk był wszystkim co pozostało z jego rodziny. Starweave wiedziała że dla kucyków rodzina była czymś najważniejszym, czymś więcej niż grono najlepszych przyjaciół. Jednak nigdy tego do końca nie zrozumiała. Nie wiedziała jak to jest mieć kogoś bliżej niż przyjaciela , kogoś kto by ją zawsze bezinteresownie wspierał. Nie, nie wiedziała jak to jest mieć rodzinę, zawsze tylko ona była dla kogoś dobra…

Starweave odrzuciła złe, myśl nim te zebrały się w czarną chmurę. Spojrzała na młodego kucyka, a po chwili z powrotem w oczy ciemnożółtego. Nie miała pojęcia co ma powiedzieć, jak mogła by im pomóc. Pod natłokiem myśli, przypomniała sobie jedne i uniwersalne lekarstwo na tego typu obrażenia. ”Czas leczy wszystkie rany…” pomyślała, wstając na równe nogi.

- Musicie dać sobie trochę czasu. Musicie odpocząć - powiedziała zaraz po tym jak usłyszała kroki gdzieś za sobą. Odwrócił się do popielatej klaczy, powoli do niej podchodząc.

-Iron… - zająkała się kiedy w jej oczy rzuciły się ciemniejsze partie futra popielatej. Patrzyła na nie z otwartymi ustami przez kilka sekund, następnie nabrała powietrza i kontynuowała.

-…Masz może jakieś środki uspokajające?- zerknęła na kucyki za sobą, po czym ponownie zawiesiła swoje spojrzenie na szarawych oczach. – Jeszcze raz podkreślam środki , nie szkodliwe i w pełni bezpieczne. – Powiedziała z naciskiem na „środki”, prawie że wyszeptując ostatnie słowa.

- Zarzuć coś dla tamtego ogiera i tego małego jak się obudzi.
Klacz pomyślała. "Czy mam jakieś bezpieczne środki które by nie były szkodliwe?" pomyślała z trwogą i po zebraniu powietrza pomału powiedziała:
- Raczej nie mam czegoś co by spełniło wymagania... Ale sprawdzić mogę.

Iron ściągnęła z siebie juki które zagrzechotały metalicznie po opuszczeniu na ziemię po czym zabrała się do przeszukiwania juków. Wygrzebała stamtąd sporo mniej lub bardziej użytecznych rzeczy.

-Tu jesteś... - Nagle wyrwała się z juków z triumfem trzymając pryzmat na kopycie. - A ja cię tyle szukałam!. - Klacz schowała pryzmat z powrotem do juków i zaczęła dalej szukać.

Po dłuuugich minutach znalazła osobne opakowanie najzwyklejszego środka na uspokojenie po czym położyła go przed Star i pozamykała torby następnie wkładając je sobie na grzbiet.

- To najbezpieczniejszy środek jaki mam. Nie ma nic lepszego od tego... chyba że mówimy o moich specyfikach lub Eterze, ale nieważne. Czyń swoją powinność.

Klacz z wdziękiem odsunęła się dwa kroki w tył i wbiła metaliczne oczy w ciemnogranatową klacz.
[Obrazek: cgnimLq.png]
- Coś znowu znalazła? - zapytał Sharp.

- Wiesz Sharpi, na pustkowiach można znaleźć wiele ciekawych i niezwykłych rzeczy. Ale dzisiejszego mojego znaleziska raczej nic prędko nie przebije. - Powiedziała Blue do przyjaciela po czym wzięła łyk herbaty.

- Chociaż, co ja będę się rozgadywać. Każdy przecież wie że obraz jest wart 1000 słów. - powiedziała do przyjaciela kopyto z PipBuckiem i odpalając na nim nagranie zrobione nieco wcześniej. Może jakość ekranu montowanego w tych urządzeniach nie była najlepsza ale najważniejsze było widać dość dobrze.

- Jak już powiedziałam, ciężko będzie pustkowiom to przebić w dziedzinie dziwnych zjawisk.
[Obrazek: signature.php]
Starweave z cierpliwością obserwowała jak Iron walczy z zawartością swoich juków. Jej uwagę przykuł pryzmat na który przy okazji się natknęła, ale popielata nie pozwoliła mu się lepiej przyjrzeć. Przez parę ładnych minut grzebała w swoich jukach, brnąc głównie przez całe kilogramy gwizdniętego ze skrzyni jedzenia. Jednoróżka powoli zaczynała się niecierpliwić, lecz Iron udało się w końcu coś wygrzebać.

- To najbezpieczniejszy środek jaki mam. Nie ma nic lepszego od tego... chyba że mówimy o moich specyfikach lub Eterze, ale nieważne. Czyń swoją powinność – tak też zrobiła, poderwała pudełeczko swoją magią lewitując je przed swój pyszczek. Jej oczom ukazała się dziwna i niespotykana dotąd nazwa. Z opisu jednak wynikało że ma odczynienia z jakimś „uspokajaczem”.

Starweave rzuciła popielatej surowe spojrzenie, po czym odparła – Dziękuje ci. – Po tych słowach z powrotem podeszła do dwójki kucyków.

- Proszę przy… - Chciała powiedzieć coś więcej, ale obezwładniło ją spojrzenie ciemnożółtego. Cokolwiek wcześniej ten kucyk dusił w sobie, teraz to coś ewidentnie odnalazło drogę na „zewnątrz”. ”W co ja się wpakowałam” – Posłuchaj ja… - spróbowała ponownie, lecz słowa na powrót stanęły jej w gardle. Stała tak jeszcze przez kilka sekund, wpatrując się w jego zeszklone oczy. Starweave czuła jak po przez to spojrzenie jego emocje są „transferowane” prosto do niej. Czytając z jego oczu niemal poczuła jego cierpienie, które ścisnęło ją za gardło.

W końcu odłożyła na bok lewitowanie pudełeczko i ostrożnie przytuliła załamanego ogiera.

- Wszystko będzie dobrze… - powiedziała, obejmując jego głowę kopytkiem i przyciskając ją do swojej piersi.
Ogier przez chwilę spoglądał na scenę. Skrzywił się wyraźnie na wspomnienie o środkach uspokajających, ale nic nie powiedział. Spoglądał to na Starweave, to na ziemię, jakby nie był pewien, co ma zrobić. Gdy klacz go po prostu przytuliła, w pierwszej chwili zesztywniał cały, minimalnie się cofając. Po paru sekundach jednak rozluźnił się i z powrotem zbliżył do klaczy.

Dał się przytulić i zamknął oczy, drżąc lekko. Gdyby Starweave go nie przytulała, to pewnie by spostrzegła, że bariery ogiera w końcu runęły i zaczął cicho płakać. Cała sytuacja, gdyby nie była tak depresyjna, mogłaby wyglądać kuriozalnie: młoda klacz przytulająca płaczącego, ubranego w pełną zbroję kucyka, który to wyglądał na sporo starszego od wspomnianej klaczy.

Starszy kucyk ziemny próbował zatrzymać łzy, jednakże bezskutecznie.
Śpiący do tej pory ogier... cały czas spał, jednakowoż poruszył się niespokojnie podczas ruchu, który towarzyszył przytuleniu.



- Jak już powiedziałam, ciężko będzie pustkowiom to przebić w dziedzinie dziwnych zjawisk - usłyszał medyk. Uniósł brwi w niemym pytaniu, po czym zobaczył, że Blue obraca ten swój cud techniki trzymany na nodze, żeby mógł obejrzeć coś na ekranie.
"Coś" było bardzo trafną definicją tego, co widział. Z ujęcia pozwalającego bardzo dokładnie wszystko zobaczyć. Sierść na jego policzkach zmieniła kolor.

Cholera, blisko była - pomyślał, obserwując nagraną sytuację. Jego podświadomość obserwowała jeszcze uważniej.

Kucyk poczuł znajome uczucie pojawiające się w pewnym, konkretnym miejscu. Poruszył się lekko, by bardziej komfortowo ułożyć się na ziemi. Za co po chwili zbeształ się w myślach: kucyk leżący obok niego nie mógł nie zauważyć jego ruchu, a resztę mogła już sobie dopowiedzieć, głupia w końcu nie była. Wręcz przeciwnie. Dobra, czego się niby spodziewała, pokazując mi to? - zapytał sam siebie, po czym, usiłując zignorować reakcje swojego ciała, spojrzał na przyjaciółkę.
- Um... ciekawe ujęcie - powiedział pierwszą rzecz, która mu przyszła do głowy.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 150 gości