Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Rain siedziała przy ognisku, którego sensu nie widziała. No, może poza zaparzeniem herbaty. Ogier i klacz obok prowadzili nieciekawą dyskusję, więc nie pozostawało jej nic oprócz zwykłego gapienia się w przestrzeń. Rozmyślać jej już się przejadło póki co, miała na to całkiem sporo czasu przy doglądaniu najmitów.

Minęło trochę czasu. Wyrwana z zagapienia usłyszała medyka, mówiącego coś o ujęciu. Może coś ciekawego tam oglądają. Ciemnoniebieska klacz podeszła do nich, zerkając okiem na ekran PipBuck'a drugiej. - Co tam oglądacie?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Blue z uśmiechem obserwowała wyraz twarzy Sharpa. Był cały czerwony na twarzy a oczy mało mu z czaszki nie wypadły. Było warto mu to pokazać, pomyślała klacz. Na Celestie, i jeszcze tak słodko się kręci.

- Um... ciekawe ujęcie - Powiedział Sharp zerkając się w kierunku Blue.

- Cieszę się, że się podobało. Niestety, nie mam więcej. - Odpowiedziała biorąc łyk herbaty i uśmiechając się do przyjaciela.

- Co tam oglądacie? - Nagle usłyszała za siebie Blue. Odrywając wzrok od Sharpiego i odwracając głowę zobaczyła stojącą za nimi Rain która wpatrywała się w PipBucka którego Blue miała na nodze.

Niech mnie Luna chroni, mam nadzieje że nic nie zauważyła.- przeszło jej przez myśl.

- A nic ciekawego. - powiedziała zabierając swoje kopyto z przed twarzy Sharpa (która nadal była czerwona) i chowając je w raz z PipBuckiem pod siebie. - Kolejne głupie nagranie z moich przygód na pustkowiach. - Rzuciła w kierunku Rain głupio się do niej uśmiechając gdy przez głowę przechodziło jej tylko jedno. Byle się nie spytała. Byle się nie spytała. Byle się nie spytała. Byle ...
[Obrazek: signature.php]
Klacz obserwowała całą scenkę z milczeniem, widziała zakłopotanie klaczy i to w jakim stanie był ogier. Popatrzyła na ogiera i podsumowała:
"Żywy wrak psychiczny... można go odratować ale nie wiadomo co z tym drugim" popatrzyła na śpiącego ogiera, przez nią będzie mieć wątpliwą pamiątkę na uchu.

Co zrobi gdy wstanie?, jak się do niej odniesie?, czy wie skąd poleciał strzał?, a może powinna z nim pogadać w dość pacyfistyczny sposób, przeprosić, przyznać się do tego że przestrzelone ucho będzie jej podpisem?

Postanowiła spróbować się czegoś dowiedzieć na temat dwójki ale nie w tym momencie. Jedyne kto coś tu wiedział na ten temat to Star. Gdy zastanawiała się czy zagadać na ten temat do klaczy ta przytuliła najemnika, było to dla niej dziwne uczucie.

Nie mogła go wewnętrznie określić ale widząc co się dzieje i wyczuwając pozytywne moce po cichu oddaliła się na nieco większy dystans i powiedziała:
- Gdybyś mnie... emm... szukała to jestem przy ognisku. - Po tych słowach oddaliła się i przysiadła przy ognisku całkowicie ignorując resztę i patrząc w ogień zaczęła nucić Dixie Land.
[Obrazek: cgnimLq.png]
”Super niania” Starweave zamknęła oczy i wtuliła się w płaczącego kucyka. Przejechała kilka razy swoim kopytkiem po jego grzywie. Myśli klaczy wędrowały po całym jej umyśle niczym banda rozszalałych źrebaków po świetlicy. Rozmyślała nad nieszczęściem ogiera, oraz tym co ona sama mogła by stracić. Do tej pory brała pod uwagę tylko rzeczy materialne, takie jak kapsle, ekwipunek, zdrowie, itp.

Wtulony w nią kucyk nie stracił żadnej z tych rzeczy, a mimo to bardzo cierpiał. Najgorsze w tym wszystkim było to iż był on śmiertelnie ranny, tyle tylko że nie fizycznie. To był ten rodzaj obrażeń, który nie była w stanie uleczyć nawet najbardziej zaawansowana przedwojenna medycyna.

Starweave sięgnęła do swojej pamięci przywołując wspomnienie. Przypomniała sobie słowa klaczy, która jako jedyny z całej karawany uciekła bandytom. „Obyś kiedyś znalazła przyjaciela, albo kogoś więcej. Kogoś kto ci pomoże kiedy ty sama zostaniesz skrzywdzona.” Na tę myśl przeszły ją dreszcze. Otworzyła oczy, spoglądając na przywartą do niej ciemnożółtą postać. W jakiś sposób jego kozia bródka bardzo ja drażniła. To był bardzo irytujący element jego wyglądu. Po prostu im dłużej na niego patrzyła, tym bardziej ją denerwował.

”To nie jest moment na takie bzdury.” Odwróciła wzrok w stronę ogniska, ale za bardzo jej to nie pomogło. Jej spojrzenie wbiło się w zad odchodzącej Iron. Powtórzyła w myślach jej słowa zwracając szczególną uwagę na jedno z nich, „ognisko.”

- Wszystko jakoś się ułoży, obiecuje ci. Poklepała najemnika po grzbiecie, po czym delikatnie go od siebie odsunęła. Następnie powoli wstała na równe nogi i telekinetycznie przysunęła bliżej niego paczkę środków uspokajających. Dla młodszego ogiera i jego walki z rzeczywistością mogły się one okazać bezcenne. Star nie wiedział jednak jak albo czy w ogóle powinna coś powiedzieć starszemu. Odkiwnęła mu tylko głową, w odpowiedzi na jego spojrzenie. Miała nadzieje, że będzie to dla niego oczywiste.

Cała ta sytuacja sprawiła, że klacz straciła cały ciężko wygenerowany razem z Iron…dobry humor. Potrzebowała czegoś dzięki czemu mogła by trochę odreagować. Jeszcze raz spojrzała w stronę ogniska. Zdążyło ono już się bardzo ładnie rozpalić. Wciąż mokra sierść nadal domagała się należnej jej ciepła i uwagi, ale jednoróżki coś sobie przypomniała.

Ruszyła w stronę jednego z wozów, aby zaraz władować się do środka. Wewnątrz nie było nic oprócz rządku skrzyń pod praw ścianą wozu, oraz niewielką szkatułka tuż obok nich, na którą natknęła się podczas pozyskiwania skrzynek do barykad. Podeszła do niej, chwytając ją za pomocą swojej magii. Uśmiechnęła się zaraz po tym jak okazało się, że jej ciężar nie uległ zmianie.

Starweave wylewitowała ze swoich juków śrubokręt, oraz pęczek spinek do włosów. Rozdzieliła jedna od reszty i delikatnie przygryzając swój język zabrała się do pracy.
- Cieszę się, że się podobało. Niestety, nie mam więcej. - gdyby mógł, zaczerwienił by się bardziej. Spojrzał na Blue z udawaną nienawiścią, po czym uśmiechnął się lekko, kręcąc głową. Owszem, miłe było oglądanie czegoś takiego... jednakowoż niekoniecznie publicznie, dodatkowo w obecności Blue. Doskonale wiedziała, jak zareaguje, fizycznie nie było możliwe, by jego reakcja była inna. Znajdowała w tym jakąś dziwną przyjemność.

Może i nie tak dziwną - stwierdził, dochodząc do wniosku, że w pewien sposób mógłby podzielać jej zamiłowanie do wywoływania takich sytuacji. Bycie ich ofiarą nie było z kolei bardzo przyjemne. Powinien się chyba przyzwyczaić... zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to nie pierwszy raz, gdy takie coś się zdarza. Myślał przez krótką chwilę, jak odpowiedzieć Blue.

- Jesteś okrutnym kucykiem - skomentował tylko. Byłby tylko wdzięczny, gdyby to okrucieństwo nie powodowało u niego konieczności walki z własnym ciałem. Niemalże ponownie zaczął się poruszać, jednakowoż zaprzęgnął ostatnie rezerwy silnej woli, by pozostać bez ruchu i nie dać nic po sobie poznać. Usiłował skierować swoje myśli na inny tor. Zwłaszcza, że Rain ich obserwowała, co właśnie zauważył. Nie wiedział od jakiego czasu i miał szczerą nadzieję, że nie od dłuższego niż parę sekund.
Następnym razem trzeba będzie uważać, co Blue ma zamiar puścić bądź pokazać... - zanotował w myślach, doskonale wiedząc, że to nic nie da.

W celu rozproszenia się jakoś, wyjął z juków którąś z książek, których jeszcze nie otwarł. Nie zdążył nawet spojrzeć na pierwszą stronę, gdy zobaczył ruch kątem oka. Podniósł głowę z nad książki i spojrzał w kierunku wspomnianego ruchu.

Klacz z minigunem, podeszła do nich... i chciała wiedzieć, co oglądali.
To będzie cokolwiek ciekawe - stwierdził Sharp, obserwując sytuację.



Najemnik spojrzał na Starweave w niemym podziękowaniu. Otarł łzy jednym kopytem, po czym westchnął ciężko i spojrzał na leżącego.
Po kilku sekundach zwrócił wzrok z powrotem na klacz.
Przyjął od kucyka środki uspokajające, uprzednio spoglądając na opakowanie. Złapał je w zęby i położył na ziemi koło jednej ze swoich przednich nóg.

Spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy, gdy powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Może był to smutek, może irytacja, może oba na raz, a może i nawet coś kompletnie innego.
- To samo mówili, kiedy wyjeżdżaliśmy - powiedział cicho, patrząc w ziemię przed sobą. Jego głos był ledwie słyszalny. Z całą pewnością nie miał szans tego usłyszeć nikt prócz Starweave. Ogier podniósł wzrok.
- Dziękuję - powiedział tylko jedno słowo. Słychać było w tym słowie jego wdzięczność, jak i też smutek, cierpienie, które najwyraźniej nawet nie osłabły. Przynajmniej teraz mógł sobie jakoś z nimi poradzić. Prawdopodobnie w innej sytuacji zapytałby się, czy ktoś jeszcze przeżył. Gdy widział dokładnie i wyraźnie wszystkich żywych w samym obozie, tylko jeszcze raz przesunął wzrokiem po pozostałych kucykach, jakby kogoś szukając.

Skinął głową do Starweave, jakby chciał powiedzieć, że może go zostawić, że poradzi sobie jakoś.
Nie ruszając się za bardzo, powrócił z grubsza do poprzedniej pozycji, po czym zamknął oczy, uprzednio upewniając się, że paczka ze środkami uspokajającymi jest ukryta pod jego kopytem.

Klacz w tym czasie ruszyła do jednego z wozów, a dokładniej - do znajdującej się na tymże wozie szkatułki. Niemalże natychmiast wzięła się za próby jej otwarcia. Zamek okazał się niezwykle skomplikowany i nie chciał się poddać, mimo usilnych prób jednorożca. Pierwsza spinka złamała się po ledwie parunastu sekundach prób otwarcia.

Szkatułka wyglądała na mocną. Mimo pozorów bycia drewnianą skrzyneczką z jedynie lekko tylko zniszczonymi, metalowymi okuciami, pod spodem była na pewno cała metalowa, co sugerował ciężar. Niemalże na pewno była pancerna, zaś jej zamek uparty jak mało który. Mimo najlepszych chęci, Starweave złamała kolejną spinkę, a szkatułka wciąż była zamknięta, jak na początku.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Klacz spytała.

- Pokaż, pokaż, pokaż! - Nagabywała, próbując coś zauważyć, ale było to dość trudne zważając na fakt, że ekran pipbuck'a był praktycznie niewidoczny z powodu przystawiania go do ziemi. Zaprawdę interesowało ją, jaka to przygoda spotkała niebieską klacz z Pipbuckiem. Prawdę mówiąc, zainteresowałoby ją wszystko, byleby nie było tak nudno jak dotąd.

W tej chwili zauważyła rumieniec medyka, w ten sposób nabierając nieco podejrzeń.

I co z tego?

- No pokaż, jak trzeba będzie to nikomu nie powiem! - dodała.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
KURWA MAĆ.... - Była to pierwsza rzecz jaka przeszła Blue do głowy po usłyszeniu Rain. Druga myśl wcale nie była lepsza - I co ja mam teraz kurwa zrobić, przecież jej tego nie pokażę.
No wiesz... - powiedziała Blue dość niepewnie, nadal wymyślając co w ogóle powie - ...z chęcią bym ci to pokazała, ale jest to dość prywatne nagranie i Sharpi raczej by nie był zadowolony gdybym pokazywała wszystkim ośmieszające go nagrania. - Powiedziała, uśmiechając się do przyjaciela który leżał obok.

- Więc wybacz, ale nie. Nie pokażę ci tego, ale jak chcesz to mam chyba w torbie jeszcze jakieś czasopisma których ci nie pokazywałam.
[Obrazek: signature.php]
”No sezamie…nie wkurwaj mnie. „ Klacz była dosyć mocno zirytowana tym, że zamek sprawiał jej tyle kłopotów. Jego otwarcie okazało się trudniejsze niż sądziła. W dodatku działały na nią czynniki rozpraszające w postaci mokrej sierści, oraz nie chcącej odejść w zapomnienie wcześniejszej sytuacji z pseudo-najemnikami. Klacz obwiniała się za to, że tak szybko uciekła i nie zrobiła dla nich niczego więcej. Mimo wszystko podjęła kolejna próbę walki.

Ostrożnie wlewitowała spinkę do zamka, po czym delikatnie zaczęła nią manewrować. Pod odpowiednim kontem zamek pozwolił obrócić się nieco w prawą stronę. Klacz dokonała korekty w położeniu spinki, a kolejne kilka stopni miała już za sobą. Następnie zamek ponownie się zablokował, wraz z tym jak spinka zadrżała wyginając się lekko. Starweave ostrożnie dokonała kolejnej drobniutkiej korekty, dzięki której mogła dalej swobodnie obracać śrubokrętem, ale tylko do czasu. Tuż przed samym końcem kiedy jednoróżka spodziewała się znajomego odgłosu otwarcia, zamek ponownie się zablokował. Starweave wytężyła skupienie i najostrożniej jak tylko potrafiła zaczęła manipulować spinką w poszukiwaniu tej jednej zwycięskiej pozycji. Była naprawdę blisko, zamek przekręcił się jeszcze o kilka minimetrów i… „pstryk”.

Klacz zerwała się na równe nogi, po czym chwyciła szkatułkę w pole telekinetyczne. Warknęła piskliwie, jednocześnie nabierając powietrza. Miała ochotę zrobić coś głupiego, ale opanowała się. Jej mokra sierść sprawiła, że klacz powoli zaczynała marznąć.

Lewitowała szkatułkę przed swój pyszczek i obracając ja na wszystkie strony, przyjrzała jej się bardzo dokładnie. ”Kto do jasnej cholery montuje takie zamki w takim bublu.” Powoli wypuściła nadmiar powietrza w płucach, podeszła do krawędzi wozu wyglądając na kucyki zgromadzone przy ognisku. Jasny i ciepły płomień dosłownie ją nawoływał. Wyglądało na to, że znajdowały się przy nim wszystkie pozostałe przy życiu kucyki, poza tamtą dwójka z psychozą.

Starweave wciąż lewitując swoją szkatułkę, ruszyła w kierunku paleniska. W normalnych okolicznościach nigdy by tego nie zrobiła. Nigdy nie wiadomo czy ktoś jeszcze oprócz niej uzna szkatułkę za swoją własność. Ale tym razem postanowiła zrobić wyjątek, chciała wiedzieć na czym stoi i jaka będzie reakcja jej towarzyszy. Jak by co była tam jeszcze Iron, która poza tym może znajdzie jakieś półśrodki na wypadek gdyby zamek sprawiał kolejne problemy. Podchodząc bliżej nie zauważyła niczego szczególnego.

- Witam wszystkich. – Powiedziała, po czym klapnęła na zadzie przed ogniskiem na przeciwko Blue i Sharpa, tak, że płomień częściowo ich zasłaniał. Lewitowała szkatułkę kładą ją pod swoimi kopytami. Postanowiła zostawić ja na później i najpierw się wreszcie wysuszyć.
Ehh... - klacz westchnęła zrezygnowana. - No nic, może kiedy indziej.
Postanowiła więc udać się do kogoś innego.
Konkretniej, pewnej klaczy, która obiecała jej pomajsterkować przy broni.

Nuciła sobie coś, czego Rain nie znała. Kij ją to obchodziło, Iron za zadanie przyjęła porobienie paru ulepszeń, to niech dotrzyma obietnicy.

Na Celestię, dobrze, że nie oddałam mojego miniguna przed bitwą. Byłabym w ciemnej dupie.

- Hej, Iron. Pamiętasz, co mi obiecałaś wczoraj? - zapytała niby od niechcenia. Nie czekając na odpowiedź kontynuowała, - chciałabym, żebyś teraz dotrzymała obietnicy i załatwiła mi coś z tą bronią. Myślę, że to jednak wyjdzie wszystkim na dobre, jeśli będzie trzymać się razem.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Gdy zbliżała się do końca nuconego utworu swoisty spokój został zakłócony przez drużynowy czołg jakim była Rain. - Hej, Iron. Pamiętasz, co mi obiecałaś wczoraj? - klacz urwała utwór i zwróciła pytające spojrzenie na rozmówczynię.
- Chciałabym, żebyś teraz dotrzymała obietnicy i załatwiła mi coś z tą bronią. Myślę, że to jednak wyjdzie wszystkim na dobre, jeśli będzie trzymać się razem. - "Tylko nie to..." pomyślała i odparła:

- Świetnie... - klacz głośno westchnęła i wyciągnęła z juków masę narzędzi po czym kontynuowała: - Jeżeli będziesz stać spokojnie to załatwię to szybko. - W jej głosie można było wyczuć lekkie podniecenie ale tylko bronią. Miała rozebrać te potwory mimo że nie miała zbytnio chęci, tak więc z ociąganiem rozpoczęła rytułał.

Zabrała spory kawał materiału z juków i rozłożyła go na ziemi, szybko odnalazła potrzebne klucze i zabrała się do rozkręcania. Z każdą minutą kolejna śrubka lądowała na materiale przez co nie mogły się pogubić. Wykonywała szeregi różnych operacji niezrozumiałych dla zwykłego umysłu pogwizdując Dixie Land

- Za chwilę poczujesz się lżejsza. Jak to z ciebie zrzucę to masz iść w cholerę i zrobić coś ze sobą. - Wiedziała że chwila będzie trwać cholernie długo, postanowiła dowiedzieć się czegokolwiek na temat "czołgu" i może się z nią zaznajomić.
- Miałaś cholerne szczęście. Ta szarża mogła się słabo skończyć.
[Obrazek: cgnimLq.png]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości