Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
- Jak będziesz stać spokojnie, to załatwię to szybko. - stwierdziła mechaniczka. Spoko. Nie było z tym problemu. Chyba.
Po krótkiej chwili klacz znowu się odezwała. - Za chwilę poczujesz się lżejsza. Jak to z ciebie zrzucę to masz iść w cholerę i zrobić coś ze sobą. - Z tym również nie powinno być problemu. Zawsze znajdzie się coś do roboty. NA przykład nagabywanie Blue, by ta jednak zmieniła zdanie i pokazała jej materiał z jej przygód. Albo poszukanie mięsa Radhoga, żeby było coś na ząb. Ciekawe, czy udałoby się jej zabić takiego gołymi kopytami... mogła też porozmawiać z innymi kucykami o bitwie. Zajęć było tu pod dostatkiem, powiedzmy.

- Miałaś cholerne szczęście, - usłyszała. Nic nowego. - Ta szarża mogła się słabo skończyć. Odpowiedź uformowała się w jej głowie natychmiast, a klacz od razu była pewna, że to, co teraz powie, to szczera prawda.

- Ano mogła. Ale pieprzyć to. Przynajmniej się na coś przydałam w tej całej bitwie, prawda? - spytała retorycznie, stojąc w bezruchu w miarę, jak klaczka rozbierała chyba na części jej miniguna. Albo coś w tym stylu. - Zresztą, nie wiem, czy zauważyłaś, ale słynę z nieprzemyślanych decyzji. Kiedyś przez coś takiego wpakuję siebie, a może i więcej kucyków, prosto do gniazda Radskorpionów albo coś.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Kiedy przód jako tako już się osuszył i żar bijący z ogniska zaczął nękać jej pyszczek, klacz odsunęła się od paleniska odrobinę. Następnie obróciła się do niego bokiem, kładąc na brzuchu. Wcześniej podwinęła swój płaszcz pod siebie co było gwarancją tego iż zbytnio się nie ubrudzi. ”A potem drugi boczek” pomyślała. Starweave miała ochotę przejrzeć się w lusterku, już miała sięgnąć po nie do swoich juków, ale przypomniało jej się, że przecież stłukła je parę dni temu.

Strzeliła uszami spoglądając na swoja popielatą „przyjaciółkę”. Przez chwile zastanowiła się czy faktycznie zasługuje na taki tytuł ”Jednocześnie za dużo i za mało.” Iron była całkowicie pochłonięta majstrowaniem przy potworku Rainfall. ”Moje SMG w następnej kolejności” pomyślała uśmiechając się sama do siebie.

Jednoróżka sięgnęła do swoich juków, po czym lewitowała z nich pudełko bombek cukrowych. Bez wąchania otworzyła je wylewitowywując z jego wnętrza łakocie, które zaraz odnajdywało drogę do jej pyszczka. W powietrzu rozebrzmiał odgłos chrupania, któremu towarzyszyło leciutkie kręcenie nosem. Star dalej z uwagą podziwiała pracę Iron i jej oddanie dla swojej pasji. ”Musze poprosić ją aby skręciła mi jakieś lusterko. Znając życie nieświadomie nosi z dziesięć sztuk w swoich jukach.”

- Ano mogła. Ale pieprzyć to. Przynajmniej się na coś przydałam w tej całej bitwie, prawda? – Zwróciła uwagę na słowa Rainfall. Jej pewność siebie została na chwile zachwiana, ale przypomniała sobie zabawę ze skrzynkami, oraz to co zrobiła dla jednego z…

”Ocalały bandyta” w jej głowie rozbrzmiał głos, rzuciła spojrzenie na „wóz medyczny” i zaraz potem na znajdującego się po drugiej stronie ogniska medyka. Wyjątkowo blisko niego leżała Blue, oczywiście ze swoją herbatą. Jeżeli jakiś kucyk mógł być uzależniony od tego napoju, to tylko Blue Gear.

Starweave chciała zagadać do jasnobrązowego jednorożca, ale powstrzymywała się ze względu na jego towarzystwo. Teraz już całkowicie przypomniała sobie skąd zna niebieską Jednoróżkę. Od dwóch dni jechała z nią na tym samym wózku i jeszcze nie miała okazji się z nią przywitać.”Cholera że też nie zrobiłam tego wcześniej” pomyślała, wkładając do pyszczka kolejną cukrową bombkę. Nie miała pojęcia jak przełamać lody po tak długim czasie. Z drugiej jednak strony miała wrażenie, że Blue jej nie poznała.
Klacz odrzuciła jeden z niesfornych kosmyków i zabrała się za dalsze rozkręcanie słuchając ciemno niebieskiej. Gdy ta skończyła mówić odetchnęła i odkręciła przedostatnią śrubę.
- Masz więcej szczęścia niż rozumu... poczekaj...

Iron sprawdziła stan śrub i narzędzi, nic nie znikło. Wymieniła klucz na inny i rozpoczęła już ostatnią turę walki z siodłem. Zapał z jakim rozkręcała kolejną i kolejną śrubkę świadczył o pasji albo przodownictwie w swojej dziedzinie.
- Jestem Doktorem Rusznikarstwa... - mruknęła do siebie po czym dodała głośniej - Nie ma sprzętu który się przede mną nie podda... - kilka ruchów potem działko leżało na materiale, popielata patrzyła na leżące monstrum łakomym wzrokiem, za chwilę do kompletu będzie mieć siodło.

Iron "macała" wzrokiem monstrum leżące na materiale, teraz było ciche i spokojne jednak w parę sekund mogło zacząć siać śmierć i zniszczenie, cholernie jej się podobało.
Wzrokiem wyszukiwała wszelkie możliwe wady i zaniedbania, zapewne można by to uszczelnić, szybkostrzelność też pewnie nie wygórowana, dało by się zapewne dorobić chłodzenie... tyle możliwości, tak mało czasu.

Musiała jeszcze zdjąć siodło z Rain, nie była pewna czy jest jej naprawdę potrzebne ale wolała je mieć na testach lub zabrać do profilaktycznego przeglądu, głośno sapnęła i zdjęła podstawę z klaczy po czym położyła ją na materiale.
- A teraz wy-pier-da-laj!, ciesz się życiem. - obrzuciła Rain wzrokiem niecierpiącym sprzeciwu i złym, po tym zabrała się za rozbieranie na elementy działka, parę śrub i powinno być lżejsze.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Sharp przewrócił oczami, po czym pokręcił głową w reakcji na słowa Blue. Mała, niebieska cholera zawsze potrafiła znaleźć jakiś sposób, żeby mu dokopać. Medyk uważał, że to albo łagodny przypadek jakiejś choroby psychicznej, albo najzwyklejsze w świecie zboczenie.
Niezależnie od wytłumaczenia, tym razem nie postarała się za bardzo. Może wystarczyła jej wcześniejsza reakcja jednorożca. Może po prostu Rainfall ją zaskoczyła. Tak czy siak, jednorożec był zadowolony, że Blue nie była dzisiaj zbyt kreatywna.

Wyglądało na to, że nie doczeka się żadnego ciekawego dialogu między dwoma klaczami, tak więc przestał zwracać większą uwagę na rozmowę.
Jako iż czasu zbyt wiele nie minęło, wspomnienia... nagrania wciąż były świeże. Sharp zajrzał do swoich juków, uprzednio odpinając konkretną ich część, w której trzymał literaturę przeróżną. Rzucił okiem na swój zaufany, gruby notes, by go zostawić w spokoju: nie miał nic ciekawego do zanotowania z dzisiejszego dnia. Może oprócz "zapisuj się tylko do karawan z faktyczną ochroną". Decydując, że nie ma sensu tego zapisywać, wyciągnął jedną z książek, których jeszcze nie otwierał.

Wylewitował ją przed siebie, nie za blisko, ale tak, żeby pozostali mieli teoretycznie małą, a praktycznie żadną szansę zobaczyć co też kucyk czyta. Miało to dwojakie wytłumaczenie: medyk wolał nie ukazywać wszystkiego co ma przy sobie, a książka mogła okazać się czymś nadzwyczaj ciekawym bądź przydatnym... drugim powodem było to, że po prostu nie lubił, gdy ktoś mu zaglądał przez ramie. Nie umiał się wtedy skupić na lekturze.

Grubość tomiszcza w twardej okładce, które trzymał przed sobą, sugerowała raczej coś średniej długości. Na pewno nie żadną encyklopedię, na pewno nie podręcznik techniczny. Na pewno nie był to też Poradnik Przetrwania na Pustkowiach, który to medyk czytał w swoim życiu chyba ze trzy razy. Pytanie brzmiało: co krył za sobą ten blok papieru?
Nie zastanawiając się ani sekundy, otworzył książkę.

Strona tytułowa była wyrwana. Nie napawało to optymizmem, ale ciekawość Sharpa wzięła górę i zaczął czytać.
Po ledwie jednej stronie pożałował tego. Lektura była bardzo specyficznym rodzajem powieści i, nawet jeżeli normalnie by był zadowolony z upolowania czegoś takiego, w tej, konkretnej sytuacji, było to najgorsze na co mógł trafić. Cholera jasna - skwitował to w myślach medyk, gdy pewna konkretna część jego ciała ponownie dała o sobie znać. Sharp przejrzał jeszcze raz pierwszą stronę. Nie, nigdy tego nie czytał. Schował swoje bardzo ciekawe znalezisko z powrotem do juków, obiecując sobie, że przeczyta je w bardziej spokojnej... i nie aż tak publicznej chwili.

Zapiął juki, poddając się na razie spojrzał po zebranych wokół ogniska kucykach. Byli tu wszyscy, oprócz dwóch najemników - powodu takiego ich zachowania dopiero się domyślał. Nieobecny był także ranny bandyta, z powodów cokolwiek oczywistych.

Zauważył Starweave z jakąś dziwną szkatułką. Nie miał pojęcia skąd się ona wzięła, a biorąc pod uwagę co też za dziwne rzeczy klacz przy sobie nosiła, mogła równie dobrze coś tam trzymać. Tylko po co by przynosiła takie coś do ogniska i nie otwierała?
Medyka korciło, aby zapytać, skąd wzięła skrzyneczkę. Przypomniał sobie o kluczyku, który wziął od martwego przywódcy karawany... w zasadzie mógłby nawet pasować do tego zamka. Zanotował w głowie, by potem podejść do klaczy i zapytać o to.

Wpatrywał się w szkatułkę dość długo, co powinno zwrócić uwagę klaczy, w czym medyk zorientował się dopiero po właśnie dłuższej chwili obserwacji jakże fascynującego kawałka drewna. Niemalże natychmiast zaczął ponownie patrzyć się w nieokreślonym kierunku zamiast w szkatułę i rozpoczął powolny proces dopijania swojej herbaty.

Postanowił, że gdy skończy pić ten luksus na Pustkowiach, to prawdopodobnie spróbuje coś podgrzać na ognisku. Przydałby się ciepły posiłek. Wszystkim. Miał nadzieję, że ktoś znalazł jakieś zapasy jedzenia, gdyż Sharp nie nosił tego odpowiednio dużo, by wyżywić całą grupę. A nie miał pojęcia, kiedy mieli planowo dojechać do następnej osady na drodze karawany... ba, nie miał pojęcia, gdzie była następna osada na drodze karawany.



Działo okazało się nietypowym jak na Pustkowia modelem. Miało nieco odmienną budowę od standardowego miniguna, widzianego od czasu do czasu. Choćby domontowanego do znienawidzonych chodzących czołgów, zwanych Steel Rangers. Iron zajęło chwilę samo ogarnięcie konstrukcji działka. Okazało się potem, że jakiekolwiek ulepszenie go wymagało więcej pracy niż na początku podejrzewała.

Należało zacząć od tego, że broń, choć pozornie zadbana, była w takim sobie stanie wewnątrz. Widać było, że od dawna chodziło bez nawet drobnych napraw. Ratował je nieco fakt, że to, co mogło być czyszczone bez rozbierania broni, wyglądało na w miarę regularnie czyszczone. Reszta wymagała gruntownych napraw, w pewnych miejscach nawet wymiany części, na szczęście niczego mocno wyspecjalizowanego konkretnie pod tę broń. Nawet jeżeli znalazłoby się coś co nie było aktualnie na wyposażeniu Iron, prawdopodobnie znalazła by to pośród broni porzuconej po bitwie.
Już same takie naprawy powinny sprawić, że działo będzie chodzić o wiele bardziej płynnie i bezawaryjnie.

Dalsza inspekcja ujawniła kilka niewielkich kryształów magicznych schowanych pośród części. Na pewno służyły one czemuś, ale nie było sposobu rozpoznać, czemu konkretnie. Jeżeli klacz chciała się z tym działem męczyć i je ulepszać, na pewno będzie to wymagało trochę roboty.

Siodło, dla odmiany, było standardowego modelu i nie było w nim nic ponad częściami kluczowymi dla funkcjonowania i chociażby minimalnego komfortu korzystającego.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Klacz osłupiała na widok tego co kryło się wewnątrz broni. Nie był to jeden z wielu typowych mechanizmów co przelotnie zadowoliło popielatą jednak po chwili zobaczyła że praktycznie wszystko jest w fatalnym stanie.
Obraz niedoskonałości wbił Iron w złość na Rain. "Mogła by to chociaż komuś do przeglądu dać" prychnęła z niezadowoleniem i w myślach zaczęła rozkładać sprzęt, jej wzrok błądził z części na część i wygrzebywał je z sprawnej całości. Gdy wybebeszyła całość w myślach zabrała się do fizycznej dekonstrukcji.

Części wyglądające jak złom dokładnie obejrzała i niezdatne do użytku elementy zostały wyrzucone hen daleko a to co miało jakość "wytrzyma" spakowała do juków.

Męczyła się z wymianą części, niektóre musiała wyciągać na siłę. pomału szczypcami wyciągnęła kryształy, pomyślała że warto się będzie kiedyś kogoś spytać co wie na ten temat a po drugie nie chciała by części "seryjne" się uszkodziły, elementy które można było przywrócić do stanu używalności zostały odłożone na bok i kilka z nich zostało zastąpionych "nowymi".

Klacz jak to w tym przypadku zawsze było dobrze się bawiła i całkowicie straciła poczucie czasu. Dopiero wymieniła podzespoły a jeszcze przy okazji mogła by to uszczelnić i poprawić... nie chciało jej się tego robić, była to robota w klasyfikacji "zrobi się jutro", same poprawki jakie wniosła powinny znacząco poprawić działanie broni. Teraz miała przed sobą rozbebeszone działko czekające cierpliwie aż zostanie poskładane. Mimo frajdy jaki dawał jej własny żywioł nie miała siły, klapnęła sobie na fragmencie płótna i wpatrując się w mechanizm czekała aż coś lub ktoś do niej przemówi.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Starweave w końcu doczekała się zainteresowania jej szkatułką. ”Chciwe oczka już patrzą co by tu zachachmęcić.” Jednoróżka szybko zaczęła rozpatrywać wszystkie możliwe opcje. Najwięcej zależało od ruchu samego ogiera, oraz ewentualnie tego co będzie miał do powiedzenia. Przez jej głowę przeszła jedna konkretna myśl, na skutek której jej oczy diametralnie się rozszerzyły. ”A co jeśli… „ szybko ją odrzuciła, lekko potrząsając przy tym swoją głową.

Z drugiej strony medyk okazał się wcześniej dość wyrozumiały. A w dodatku nie zażądał opłaty za leczenie tamtego kucyka. Kolejne myśli doprowadziło do krótkich refleksji klaczy nad sobą. ”Ja mam chyba jakąś paranoję…” pomyślała, spoglądając na szkatułkę. Kiedy ponownie spojrzała na ogiera, ten już sprawiał wrażenie jakby stracił całe zainteresowanie.

Starweave w końcu przypomniało się, że należało by przełknąć przeżutą w pyszczku bombę cukrową.
Zaraz po wykonaniu tej skromnej czynności gotowe do dalszej drogi łakocie ustąpiły miejsca nowemu smakołykowi. Jednoróżka ponownie spojrzała w stronę Iron. Obserwowała jak minigun Rainfall powoli zmienia się w prawdziwe puzzle. Star była naprawdę pod wrażeniem zdolności popielatej klaczy, i to do tego stopnia, że poczuła się lekko zawstydzona.

Iron, będąc kucykiem ziemnym, bez większych problemów obsługiwała wszystkie swoje narzędzia. Star swoimi zębami potrafiła tylko gryźć. Klacz właśnie zdała sobie sprawę jak bardzo jest uzależniona od swojej magii. Doszła do wniosku, że bez swojego rogu stała by się po prostu niepełnosprawna. Rzuciła krótkie zezowate spojrzenie na koniuszek swojej różki, upewniając się, że ta jest na swoim miejscu.

W końcu Iron złapała za szczypce, delikatnie obchodząc się z klejnotami. Jednoróżkę mocno to zaintrygowało, teraz rozumiała dlaczego w jakimś stopniu Rainfall „świeciła jej” podczas skanowania. ”No tak, klejnoty… z pewnością pełnią funkcje zasilającą, rozruch, obroty i cholera wie co jeszcze.” Postanowiła lepiej im się przyjrzeć. Może jej wiedza się przyda, a może nawet uda jej się zaimponować popielatej.

Star lewitowała szkatułkę i postanowiła przybliżyć się do swojej przyjaciółki. Wylewitowała ona także jedną z bombek cukrowych. Nim zdążyła podejść do klaczy, wspomniane łakocie z zaskoczenia znalazło się tuż przed pyszczkiem Iron. Star klapnęła obok niej, ciepło się uśmiechając. Szkatułka została wylewitowała pod jej prawą przednią nogę, stając się dla niej podparciem.
Rain wreszcie poczuła ulgę, tak słodką po dźwiganiu tego sporego kawału metalu. Zaraz potem siodło też się od niej uwolniło.

- A teraz wy-pier-da-laj!, ciesz się życiem! - usłyszała. Jak grzecznie.

Ciemnoniebieska klacz odeszła kawałek, pozostawiając zajęcie się potworkiem mechaniczce. Potworek... nawet fajnie brzmi. Chyba tak go nazwę. <Dzięki, Savader!> Podeszła do ogniska, przysiadła się i zaczęła patrzeć w ognisko.
Zupełnie nic ciekawego się nie działo. Rain była zmęczona, brudna, miała zakrwawione kopyta i odciśnięty ślad przez siodło, niezdejmowane przez sporo czasu. A mimo to była szczęśliwa. Po chwili wpadła na świetny pomysł.

- Myślę, że już pora na to, by Blue podzieliła się jakąś ciekawą historią ze swojego życia. W końcu każdy ma jakąś, prawda?

<Postarajcie się pisać rzeczy OOC (Out of Character) w trójkątnych nawiasach, mniejszą czcionką. Wygodniejsze to będzie - Asdam.>
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
- Myślę, że już pora na to, by Blue podzieliła się jakąś ciekawą historią ze swojego życia. W końcu każdy ma jakąś, prawda?

No chyba ją pojebało.

- No dobra, opowiem wam coś co przytrafiło mi za czasów jak jeszcze prowadzałam warsztat w Nowej Appelosie. Nawet nie macie pojęcia ile rzeczy do naprawy mają czasem mieszkańcy takiej miejscowości. Naprawiałam tam wszystko, od terminali po odkurzacze. Przeważnie nic ciekawego, ale jednego zlecenia na długo nie zapomnę.

Była to deszczowa środa co czymś dziwnym na pustkowiach nie jest. Za to mój pierwszy klient tego dnia raczej zwykły nie był. Nic nie zwiastowało tego jak dziwne będzie on miał dla mnie zlecenie.

Wchodząc do sklepu wniósł ze sobą toster, postawił go na stole i zapytał czy jestem w stanie go naprawić. Nie wyglądał na zaniedbany, jak na 200 letni toster to był on w zadziwiająco dobrym stanie. Oglądając go z każdej strony coś przykuło moją uwagę, plakietka informacyjna na spodzie z napisem Robronco. Każdy kto spędził trochę czasu na pustkowiach wiedział że Robronco zajmowało się produkcją robotów nie sprzętów domowych.

- Co, nie grzeje.

Zapytałam się klienta na co on odpowiedział coś co mnie trochę zbiło z tropu.

- Nie, po prostu przestał gadać.

Pierwszą moją myślą było "Wyjeb tego wariata za drzwi", drugą moją myślą było to że on ewidentnie ma problemy z mózgiem i będzie łatwo się na nim wzbogacić. Postanowiłam że wezmę ten toster, naprawie mu go żeby grzał i powiem mu po porost że się na niego obraził i dla tego nie gada. Kazałam mu go zostawić i wrócić z kilka dni a toster będzie jak nowy. Poczekałam aż wyjdzie z mojego warsztatu a potem rzuciłam ten opiekacz w kąt z zamiarem zabrania się za niego później.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem po zamknięciu warsztatu jak co dzień siedziałam i zajmowałam się na spokojnie naprawą rzeczy które przynieśli za dnia. Zdążyłam naprawić kilka rzeczy zanim przyszłą kolej na toster. Miałam nadzieje na łatwą robotę typu wymiana spirali grzewczej i wyczyszczenie go, nie byłam gotowa na to co zobaczyłam po otwarciu go. W środku zamiast standardowych części jak na opiekacz czekała na mnie dość sporych rozmiarów bateria, zestaw audio składający się z dość dużego głośnika i mikrofonu ale najdziwniejszą rzeczą była chyba matryca osobowości wyciągnięta z Super-Sentinela.

Kto przy zdrowych zmysłach wsadza matryce osobowości z najbardziej zabójczej rzeczy jak kiedykolwiek istniała w Equestrii w toster?

Oglądając to dzieło sztuki szybko doszłam dlaczego toster "nie mówił", naprawa uszkodzonych przewodów do głośnika nie była trudna. Zaraz po podłączeniu go toster zaczął na mnie wrzeszczeć żebym go skręciła z powrotem i więcej nie dotykała bo mnie zabije. Po skręceniu i odstawiłam go na półkę postanowiłam go przepytać kim on jest oraz kto i po co go stworzył. Nie powiem żeby ta rozmowa była owocna, przez cały czas tylko opowiadał o swoich planach "zawładnięcia Equestrią" i nie chciał odpowiedzieć na żadne moje pytanie. Po pięciu minutach słuchania go miałam tego tak dość że owinęłam go szmatami i zamknęłam go w sejfie żeby nie musieć go słuchać.

Właściciel przyszedł po niego po dwóch dniach i był niezwykle uradowany że mógł znów porozmawiać ze swoim "przyjacielem", toster miał trochę inne zdanie. Zapłacił mi dość dobrze i już zbierał się do wyjścia gdy wpadło mi do głowy pytanie do niego.

- Przepraszam, ale czy mogę wiedzieć skąd ty go masz.

Zapytałam się go zanim wyszedł, na co on się do mnie odwrócił i powiedział tylko.

- The Core.

Po czym wyszedł z mojego warsztatu i więcej tej dwójki nigdy nie zobaczyłam. - Skończyła opowiadanie Blue dopijając resztki swojej herbaty.

<http://www.youtube.com/watch?v=U6kp4zBF-Rc>
[Obrazek: signature.php]
Klacz spodziewała się że z stanu bezczynności wyrwie ją jakieś słowo, gest, cokolwiek. Tymczasem była to bomba cukrowa. Iron odruchowo cofnęła głowę do tyłu i przez chwilę z zdumieniem zezowała na latającego cukierka, potem kątem oka spojrzała na postać siedzącą obok niej, była to Star.

Przez pierwsze parę sekund chciała wrócić do swojego interesu i odprawić ciemnogranatową klacz, ale jej ciepły uśmiech jej na to nie pozwalał. Mogła być wredna i dziwna dla wszystkich ale nie dla niej.

Chwyciła zębami cuksa którego przesunęła językiem w prawo po czym wykonała nieoczekiwany manewr, przysunęła do siebie klacz i cmoknęła ją w nos. Potem jak gdyby nic zaczęła wpatrywać się w rozwalone części i żuć. Po chwili pomału powiedziała:
- Star, czy wiesz coś na temat tych świecidełek? - Iron podsunęła kryształy w stronę Star. - Nie mam pojęcia czy mogę je sobie zatrzymać czy nie. - Skierowała swoje pytające spojrzenie na klacz siedzącą obok, dopiero teraz zwróciła uwagę na szkatułkę której użyła w charakterze podpórki. - Co tam masz?
[Obrazek: cgnimLq.png]
Star była bardzo pozytywnie zaskoczona małym, aczkolwiek bardzo uroczym gestem. Zarumieniła się lekko tracąc wątek. Zaczęła rozmyślać o popielatej, oraz o tym ile czasu minęło od ich kąpieli. Nie minęła jednak chwila, jak dobre myśli zostały wyparte przez te złe. ”Czy ktoś widział tego całusa, jeśli tak - to jak mógłby na to zareagować. Czy Iron oby nie za bardzo sobie pozwala?” Po chwili popielata naprowadziła z powrotem na tory odrobinę wykolejoną klacz.

- Star, czy wiesz coś na temat tych świecidełek? - Jednoróżka spojrzała na podsunięte jej kryształy. - Nie mam pojęcia czy mogę je sobie zatrzymać czy nie. – Star pytająco spojrzała na czereśniową. Ponownie w jej oczy żółciła się lekko utytłana sierść popielatej.

Star odwróciła się w stronę gdzie jeszcze kilka chwil wcześniej grzała się przy ognisku, po czym lewitowała stamtąd paczkę bombek cukrowych, kładąc ją tuż koło siebie. W tym czasie usłyszała kolejne pytanie swojej towarzyszki.

- Co tam masz? – Iron wskazywała wzrokiem na jej szkatułkę. Jednoróżka za pomocą specyficznej telekinezy częściowo usunęła czynniki brudzące z jej sierści.

-Yyy, nie wiem… - słowa samoistnie wyrwały jej się z ust. Klacz zamyśliła się na chwilę, po czym ponownie odparła – To znaczy nie mogę jej otworzyć. Uwolniła szkatułkę spod ciężaru swojego kopyta, po czym lewitowała ją na bok.

- A co do twoich kryształów, chcesz je zatrzymać? Wiesz, to może być kiepski pomysł. – Zaświeciła rogiem, unosząc klejnoty tuż przed swój pyszczek.

- Każdy z nich pełni jakąś ściśle określoną funkcję, która z pewnością jest znacząca dla funkcjonowania konkretnej części mechanizmu. – Star spojrzała Iron w oczy, ściszając głos. – Mówiąc prościej brak jednego z nich mógłby spowodować gorsza pracę miniguna, lub doprowadzić do tego, że wcale nie będzie „warczał”. Więc jeśli chcesz zwinąć któryś z nich, trzeba było by wiedzieć za co jest on odpowiedzialny i jak istotna jest jego funkcja.

Star lewitowała klejnoty przed pyszczek Iron, tworząc z nich małą, wolno obracającą się karuzele, która pozwalała dokładnie zaprezentować każdy z nich. Mimowolnie oparła się o popielatą klacz.

- Widzisz, nosie, to wcale nie jest takie proste, każdy z tych klejnotów ma wplecione w siebie odpowiednie hmm… że tak to nazwę zaklęcie, rozumiesz? Trzeba by było wiedzieć jakie to zaklęcie, i czy jego brak będzie mocno odczuwalny w pracy tego sprzętu. – Wskazała kopytkiem na leżące na materiale części, po chwili zaczęła mówić dalej.

- To może być wszystko Iron, chłodzenie, niwelowanie ciężaru, wspomaganie hydrauliki. Mogą być nawet odpowiedzialne za pełne zautomatyzowanie niektórych komponentów. – Jednoróżka na powrót lewitowała kryształy przed swój pyszczek.

- Oczom one tych tajemnic nie zdradzą, to musi być inny zmysł. – zamknęła oczy a jej róg rozświetlił ostrym jak nigdy wcześniej światłem. Rozpoczęłą dokładny skan każdego z lewitowanych przez siebie świecidełek. Zaklęcie Starweave osiągnęło pełną moc gdy dokładnie się skoncentrowała. Magia swobodnie przepływała przez każdy z kryształów, ukazując to czego popielatej nigdy nie było by dane samej się dowiedzieć. ”Rodzaj wplecionej w nich inkantacji, stabilność struktury magicznej, ogólna aktywność magiczna.”

[jakie ma zaklęcie, w jakim stanie sprawnie funkcjonuje to zaklęcie, jaką moc daje dany kryształ]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 125 gości