Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
- Dla mnie to nie będzie kłopot, ale nie wiem, jak reszta kucy z obozowiska - zaśmiała się krótko. Próbowała poruszać rannym niedawno kopytem dla testu. Nie było większych problemów. Mogło czasem mocno poboleć, ale dało się to znieść. Ubrała resztę zbroi i udała się w stronę obozowiska.

Rain po chwili stanęła w miejscu i spojrzała na klacz. - Nie traćmy czasu i chodźmy. A tak przy okazji... jestem Rainfall.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Staple ruszyła razem z nowo poznaną klaczą do reszty jej grupy. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, więc jak zawsze wolała trzymać broń w pogotowiu. Podobno nikomu nie można było ufać, jednakowoż bez grupy daleko się nie zajdzie, a czasem każdemu trzeba dać szanse. Najwyraźniej Rainfall nie jest jakimś bandytą... a przynajmniej tak na razie twierdziła.

- Nie traćmy czasu i chodźmy. A tak przy okazji... jestem Rainfall - powiedziała klacz, zatrzymując się, i skupiając swój wzrok w na White.
- Ja jestem White Staple - dodała szara jednorożka, a następnie podała kopyto w stronę Rainfall.
Ogier poczekał jeszcze chwilę po tym jak błękitna klacz odeszła, po czym zakrył nowo nabyte przedmioty płaszczem i spokojnie wpakował je do juka z prywatnymi rzeczami. Trochę przepłaciła jak na mój gust, najwidoczniej bardzo jej zależało na tej matrycy zaklęć. W innej sytuacji, może gdyby miała więcej towaru... kto wie.

Młodzik rozglądną się jeszcze dokładnie po obozie. Nienawidzę takich sytuacji. Od towarzystwa robi mi się... duszno i jeszcze ta pieprzona maska. Maska normalności, jak gdyby cokolwiek na tej pustyni było normalne. Szlag, skończ pierdolić. Wzrok ogiera wreszcie padł na parę klaczy, z czego jedna wtulała się w drugą.

U, całkiem ładny obrazek, może nawet wart utrwalenia. Ale nie teraz, nie tu. Gdybym zaczął teraz rysować pokazał bym swoją słabość, a pustkowia wykorzystają każdą słabość by cię zniszczyć. Trudno będę musiał polegać na swojej pamięci. Ale zaraz czy to nie one przypadkiem siedziały przy tym działku wielolufowym? I czy przypadkiem niebieska nie groziła którejś z nich za ten wybuch, przez który zresztą o mały włos a rozpętał bym tu piekło. Mniejsza, bardziej ciekawi mnie jednak, która z nich zajmuje się rusznikarstwem. Dobrze było by spotkać kogoś o podobnych zainteresowaniach.

Ogier szedł powoli w kierunku dwóch klaczy, gdy usłyszał kolejny strzał. Pewnie ten ich strażnik się nudzi i strzela do Radrakan'ów, albo Bloatsprit'ów. Lecz strzał przełamał pewną małą barierę w umyśle Xandera. Idioto, nie próbuj się do nich zbliżać! Przecież wiesz że z tego nigdy nic dobrego nie wynikło. Kucyki nigdy się nie zmienią! A Shadow. Ona była wyjątkiem, ale teraz to nie ona! I tak muszę czekać na tego ogiera z amunicją. Tak ale czekaj sam, osobno. Pamiętaj że w większości przypadków to mnie właśnie ratowało. I tak spróbuje dobrze o tym wiesz. Wiem, ale nie wracaj potem z płaczem jak cię podziurawią.

Po krótkiej walce stoczonej w myślach z samym sobą ogier podszedł bliżej do siedzącej parki. Taa, tylko jakby tu zagadać. Ogier nie zastanawiała się długo nad pytaniem które mógłby zadać. - Nic wam się nie stało?
Kupka uciętych włosów przed Blue nie należała do najmniejszych. Przez ostatnie kilka minut klacz siedziała i przycinała włosy w swoim przypalonym ogonie żeby mu przywrócić jaki taki wygląd. Przeczesując go po raz kolejny grzebieniem Blue przyjrzała mu się z każdej strony.

- Nie jest tak źle. - powiedziała patrząc na niego z jednej strony potem przekręcając głowę pod innym kontem żeby się spojrzeć na niego z drugiej strony

- Nie jest tak źle. - powtórzyła opierając głowę o ścianę wozu zamykając oczy. - Nie jest tak źle. Nie jest tak źle, Nie jest tak źle. - zaczęła powtarzać, z każdym powtórzeniem coraz głośniej - Nie jest tak źle. NIE JEST TAK KURWA ŹLE. - w końcu krzyknęła rzucając przed siebie nożyczkami które przeleciały przez wóz by w końcu wbić się w deskę po drugiej stronie, a sama przewaliła się na bok zwijając się w kłębek.

- Blue, weź się w garść. - powiedziała sama do siebie - Już raz to przeszłaś, wtedy odrósł to i teraz odrośnie. Z 2 lata i będzie jak nowy...
[Obrazek: signature.php]
Obserwowała zachowanie agresorki i miała szczerze ochotę strzelić ją w mordę. Pierwsze primo było takie że jej się nie podobała, drugie było takie że wyzywała JEJ Starweave, w myślach warczała i mordowała Blue ale z wyglądu była taka sama jak zawsze: obojętna.

Druga jej część uważała wypowiedzianą przez klacz frazę za debilną... co zapewne powiedziała by denerwującemu ją obiektowi ale nie wiedziała jakie skutki będzie mieć podjęta w ten sposób decyzja a nie miała teraz ochoty na obijanie mord.

Popatrzyła na wystraszoną Star i ledwo wyczuwalnie troskliwnym głosem powiedziała - O cholera... ty sobie nie radzisz psychicznie... - znów popatrzyła na niebieską klacz. Widząc jak się załamuje po utracie ogonka odczuła sadystyczną satysfakcję powstrzymała się od śmiechu i złośliwych docinek i skupiła się na Starweave. Pierwsze co zrobiła to odsunięcie niedysponowanej klaczy od siebie.

Gdy to zrobiła siadła obok niej i ją przytuliła.

- Oj weź się w garść to nie twoja wina. Nie mogłaś wiedzieć co jest w środku i jaki będzie efekt - popatrzyła na nią i w myśl zasady “bo mogę” pocałowała ją, dalsze kilka minut poświęciła na pocieszanie przyjaciółki, siedziała by tak pewnie do usranej śmierci ale została oderwana od zapłakanej klaczy przez “zamaskowanego kommando”

- Nic wam się nie stało? - dość dziwne pytanie zwłaszcza że żadna nie gubiła krwi ani nic. To mogło świadczyć albo o tym ze postać jest troskliwa albo że czegoś chce.

Odpowiedziała właściwym dla siebie wypranym z uczuć i beznamiętnym głosem - O ile nie liczyć tego że boli mnie bok a Star jest w opłakanym stanie psychicznym... to nie nic nam się nie stało. A kto pyta?
[Obrazek: cgnimLq.png]
Obydwie klacze udały się w stronę obozu, wędrówka przebiegła bez żadnych komplikacji. Gdzieś daleko, tuż przy samym horyzoncie Rainfall mogła zaobserwować ruchy jakiś stworzeń. Jednak były one zbyt daleko, aby można było określić czym one są i co robią.

White szła tuż za ciemnoniebieską, poświęcając więcej uwagi bliższemu otoczeniu. W mijanej stercie kamieni, poprutych szmat i jakiegoś innego bezwartościowego śmiecia, znalazło się coś co zaciekawiło szarawą klacz. Lewitowała ona do siebie małą sześcienną kostkę do gry. Czarne kropki symbolizujące poszczególne liczby, były dosyć mocno wytarte, chodź wciąż dobrze widoczne. Po krótkich oględzinach, White schowała kostkę do jednego ze swoich juków.

W końcu obie klacze dotarły na miejsce obozowiska. Stały teraz obok jednego z wejść do obozu, od wewnętrznej strony. Mogły widzieć zamaskowanego osobnika, który stał odwrócony do nich tyłem, oraz dwójkę klaczy przy ognisku. Wyglądało na to iż pomiędzy kucykami toczyła się jakaś rozmowa.

Nie wyleczona do końca noga Rainfall została nieznacznie nadwyrężona i zaczęła doskwierać nieco bardziej. Nie było krwotoku, a brudna, do cna przesiąknięta krwią szmata, była już w zupełności zbędna. Jedna, lub najlepiej dwie porządne mikstury lecznicze, powinny załatwić sprawę.



Starweave siedziała pod Iron przez jakiś czas, stopniowo dochodząc do siebie. Mimo iż wydawała się całkowicie zdruzgotana, już po krótkiej chwili zaczęła wypełni kontaktować. Doceniała troskę popielatej, nawet jeśli w tej chwili była dość niestosowna. Starweave w duchu cieszyła się, że ów klacz przy niej została, pomagając jej dojść do siebie. Po chwili usłyszała jej ciche słowa.

- O cholera... ty sobie nie radzisz psychicznie... – ”gówno prawda” krzyknęła w myślach. Prawda była jednak taka iż całkowicie się rozkleiła. W tej chwili nienawidziła samej siebie, za tak gwałtownie emocjonalną reakcje. Star nie chciała robić z siebie ofiary, a już na pewno nie przed całym obozem i nieznajomymi jej kucykami. Musiała działać, musiała szybko i sprawnie jakoś wyskoczyć z tego dołka, o czym zdała sobie sprawę już wcześniej. Zerwała się na równe nogi, nabierając powietrza.

- To nic… eksplozja magiczna pochodząca z załamania się wiązań energetycznych pieczętujących szkatułkę, doprowadził do wybuchu i jednocześnie wyładowania energetycznego, w postaci silnego impulsu magicznego. Impuls ten wywołał dysonans magiczny mojej energii właściwej, z energią powstałą w skutek wyładowania, co z kolei spowodowało porażenie mojego układu nerwowego.

Klacz zrobią krótką przerwę, przecierając załzawione oczy sierścią na nodze. Kwestia ta nie została wypowiedziana tak jakby sobie tego życzyła. Drobne jęknięcia wymieszane z subtelnymi pociągnięciami nosem, urywały jej zdania.

- To tylko krótkie wahania emocjonalne, nic takiego, nic mi nie jest. – ”To nie moja wina, to nie dlatego że jestem miękką kluchą ze stajni, to przez dysonans… tak" dodała w myślach, próbując utwierdzić się we własnych przekonaniach.

Zwróciła się w stronę nieznajomego. Tak jak już mówiłam, wszystko jest w porządku – powiedziała niezbyt przekonująco. – Proszę mi wybaczyć moją chwilową niedyspozycyjność. Co możemy dla ciebie zrobić?
Rain zabolała noga. Znowu.
Popatrzyła na kolano, na brudną szmatę, zastanawiając się, czemu do tej pory jej nie ściągnęła. Odwinęła ją szybko, dzięki czemu można było zobaczyć praktycznie zdrowe kolano, co nie zmieniało jednak faktu, że wciąż ją bolało. Dajcie no mi tylko pójść po miksturę...

Doszły wreszcie do obozowiska, gdzie można było dojrzeć trzy postaci: Dwie znane i jedna obca, w dodatku zakrywająca się kapturem. Takie kuce nie wróżą niczego dobrego. Starweave chyba miała jakiś kryzys albo coś, bo pochlipywała co chwilę przy mówieniu coś o eksplozjach magicznych i dysonansach. Definitywnie nie coś, co mogło by ją interesować.

Rain w głowie ułożyła sobie, co miała zrobić po powrocie. Po pierwsze... wziąć jeszcze jedną miksturę leczniczą, bo kolano doskwierało niemiłosiernie. Po drugie... przedstawić swoją towarzyszkę, a jednocześnie spytać się o zakapturzonego przybysza. Po trzecie, sprawdzić, czy "Potworek" jest już skończony. No i przede wszystkim wziąć jakąś kąpiel, bo cuchnęła jak cholera i była uwalona wnętrznościami i krwią.

Fiu, fiu... po kolei. Rain podeszła do swoich juk, które zostawiła niedaleko miniguna, pogmerała chwilę i wyciągnęła jedną z miksturek ze swoich zapasów, po czym odkorkowała ją i wypiła zawartość. Spojrzała przy okazji na gotowe już cacko. Z zewnątrz nie wyglądało inaczej, ale ciemnoniebieska zdążyła się nauczyć, że nie po okładce ocenia się książkę. Nie czekając na efekty, wróciła z powrotem do White i reszty i spytała głośno, tj. do ogólnej liczby kucy, nie zważając na ich aktualne czynności:

- Czy mogę wiedzieć, kto zakapturzony przybywa do naszego małego obozowiska i jaki jest jego cel?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Medyk nie zwracał większej uwagi na to, co działo się na około. Obserwował całą sytuację, zaskoczony nieco reakcją Starweave. Starał się nie gapić nachalnie na kryjącą się za popielatą klacz, notując w głowie, że miała mniejszą wytrzymałość psychiczną niż myślał.

Chciał w pierwszej chwili podejść do ogniska i obejrzeć dokładnie wszystkich przebywających blisko eksplozji, ale nikt nie wydawał się ranny, a wątpił, by przeprowadzanie badań w tej chwili pomogło im. Z jego punktu widzenia, wyglądało na to, że obyło się bez większych strat.
Oprócz ogona Blue, do którego była, jak widać, bardzo przywiązana. Gdyby Sharp nie znał niebieskiej klaczy tak dobrze, jak faktycznie zna, prawdopodobnie podszedłby i spróbował ją jakoś pocieszyć. Jako iż było inaczej, wiedział, że należy ją w tej chwili zostawić w spokoju.

Zauważając, że nikt nie poświęca mu większej uwagi, podszedł do ogniska, chcąc obejrzeć miejsce po eksplozji, może nawet ewentualne odłamki, które mogłyby wskazać, co właściwie się stało. Odłożył skrzynkę z amunicją do strzelby w odpowiedniej odległości od wciąż ogrzewających obóz płomieni. Obejrzał dokładnie miejsce, nie widząc nic szczególnego. W tej eksplozji nie miało prawa być magii. Usłyszał Starweave gadającą coś o dysonansie magicznym.

- Bez szans. To był ładunek wybuchowy - rzucił, bez poświęcania swoim słowom większej uwagi. Dopiero po około sekundzie zorientował się, że właśnie pozbawił klaczy jedynej wymówki dla schowania się i nie reagowania na bodźce zewnętrzne.
- Prawdopodobnie oberwałaś odłamkiem. Co to właściwie było? - dodał, zmieniając także temat. Podejrzewał już parę rzeczy, ale wolał się upewnić. Miał nadzieję, że, jeżeli klacz wrzuciła do ogniska jakąś skrzynię, to coś z zawartości ocalało... przypomniał sobie zawartość wozów. Wzdłuż grzbietu przeszły mu dreszcze na myśl, że do ogniska mogła trafić skrzynia z materiałami wybuchowymi albo i coś gorszego.

<Wybaczcie zwłokę i możliwe pomieszanie paru rzeczy. Powinienem odpisywać częściej teraz, ale przynajmniej do niedzieli Savader pozostaje tymczasowym GMem.>
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Ogier po chwili dostał odpowie na swoje pytanie. " - O ile nie liczyć tego że boli mnie bok a Star jest w opłakanym stanie psychicznym... to nie nic nam się nie stało. A kto pyta? "

Czyli ta granatowa nazywa się Star, dobra... choć po co mi to. Jak pamiętam ostatnim płaczącym kucykiem który nie radził sobie z presją, był jakiś młody scavenger. Mieli pecha że mnie spotkali i byli głupi próbując mnie okraść. Gdy było po wszystkim, leżał rozbity psychicznie w pozycji embrionalnej, w kałuży własnego moczu zmieszanego z krwią i strzępami ciał jego kolegów. Nie jestem okrutny więc go zostawiłem, ale i tak pewnie już nie żyje. Dobra, wracaj na ziemie i pomyśl co odpowiedzieć.

Gdy młodzik otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz nie zdążył. Granatowa klacz zerwała się na równe nogi i zrobiła jakiś dziwny wykład na temat eksplozji magicznej. Eee... że co? Dysonans? Sprawdźmy czy można to jakoś uprościć. Z tego co, chyba rozumiem, to coś magicznego walnęło w ognisku i ta magia jej namieszała w głowie? Wydaje mi się to ździebek naciągane.

Przemyślenia ogiera potwierdziła wypowiedź jasnobrązowego ogiera, który podszedł do ogniska. " - Bez szans. To był ładunek wybuchowy. Prawdopodobnie oberwałaś odłamkiem. Co to właściwie było?" Widzę że ktoś zadał to pytanie za mnie. Chyba nie powinienem kazać tyle czekać na swoją odpowiedź. Tylko jak by tu zagrać, jaką maskę nałożyć. Spróbujmy nieco teatralnie, zawsze lubiłem tą maskę.

- Byłem ciekaw przyczyny eksplozji, ale to pytanie już padło. A co do twojego pytania. - Skierował swe słowa w kierunku popielatej klacz. - Jestem nikim, tak jak wszyscy na pustkowiach. Ot zwykłym scavengerem, którego imię dawno zostało wymazane z pamięci wszystkich, którzy mnie znali. - I uszli z życiem.
Doszły w końcu do obozu. Niebieskiej klaczy widocznie zaczęła dokuczać ranna noga, która jeszcze niedawno była przedziurawiona od pocisku. Fakt faktem mikstura jej pomogła, ale pewnie nie trwale.

Rain niemalże bez słowa odeszła, zostawiając White samą, w "obozie", wśród nieznanych jej kucyków. Nie wiedziała co ma zrobić z łatwych przyczyn... nie chciała nikomu wchodzić w drogę, aby tworzyć ewentualne komplikacje lub problemy. I tak myślała, iż wyruszy dalej sam, a tu taka niespodzianka.

Klacz postanowiła prześledzić szybko wzrokiem, owe obozowisko, jeśli tak można nazwać tą karawanę. Najbardziej, co rzucało się w oczy, to 4 wozy. Zaraz po tym, palące się ognisko, przy którym siedziały dwie postacie, których nie mogła nawet płci. Również była tam jakaś zakapturzona postać, która przyprawiła klacz o lekkie dreszcze.

Po niedługim czasie jej towarzyszka wróciła, która następnie głośno wypowiedziała zdanie w stronę siedzących przy ognisku kucyków. - Czy mogę wiedzieć, kto zakapturzony przybywa do naszego małego obozowiska i jaki jest jego cel? - usłyszała Staple. Mogła wtedy bez wahania stwierdzić, iż owa tajemnicza postać również nie należy do owej grupy, bądź jest w niej od niedawna. To też mogło wywnioskować, iż Rain nie było jakiś czas, razem z jej grupą.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 134 gości