Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Starweave stała sobie spokojnie, próbując zapanować nad samą sobą. Udało jej się już nieco opanować. Nie zamierzała odpowiadać na zadanie jej pytanie, a już na pewno drążyć dalej swojego dylematu. Klacz błądziła wzrokiem po wszystkich otaczających ją kucykach, mając szczerą nadzieję iż temat rozmowy sam się zmieni.

Zważywszy na obecność zamaskowanego przybysza, szanse na to były dość duże. Star była już niemal pewna iż ów „nikt” był przedstawicielem przedwojennych kucyków. Stało się tak wraz z tym jak poczuła znajomy „zapach”. Tyle tylko, że nie dobiegał on Xendara, a od Rainfall. Jednak jednoróżka nie mogła o tym wiedzieć. Może gdyby ciemnoniebieska stała do niej tyłem…

Wzrok Starweave wreszcie natrafił na szarą klacz, w dziwnie obłożonym blachami, arcydobrze znanym jej kombinezonie z krypty. ”Kombinezon krypty” Przez następne kilka minut, myśli klaczy wędrowały wyłącznie wokół szarego kucyka, a jej umysł został zalany przez całą masę pytań. Chyba nikt inny do tej pory nawet nie zwrócił na nią uwagi. Wyglądało na to, że tak po prostu pojawiła się znikąd, nie wiedząc za bardzo jak ma nawiązać pierwszy kontakt. Star zastanawiała się, jak długo owa klacz już tam stoi.

Jednoróżka chętnie by się nią zajęła, ale nie zdoła się jeszcze na tyle ogarnąć. Postanowiła nie podejmować na razie żadnych akcji i poczekać na obrót wydarzeń.
Starweave spoglądała na obozowisko. Przyjemne ciepło biło od ogniska, które jeszcze niedawno było epicentrum wybuchu. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, kojarzony zazwyczaj z ghulami, aczkolwiek był on wyjątkowo intensywny, a źródła nie można było jednoznacznie określić z powodu dużej ilości osób na stosunkowo małej przestrzeni.

Prócz jednego z wcześniej śpiących najemników, który teraz nie spał, a rozglądał się po obozie, zaniepokojony. Był to starszy kucyk, młodszego nie było nigdzie widać. Domyślenie się, co się właściwie stało, nie powinno należeć do trudnych zadań.



Sharp spojrzał po wszystkich. Niby nikomu nic się nie stało, ale wciąż miał złe przeczucia. Rozejrzał się po obozie. Zauważył, że wcześniej leżący najemnik teraz kogoś najwyraźniej szuka, ale zdecydował, że pomóc mu to nie zadanie dla niego. Przedtem ktoś inny się nimi zajął.

Jego wzrok zawisł na nowo przybyłej klaczy, która wróciła wraz z Rainfall. Medyk wyczuł potworny smród, podobny nieco do cokolwiek nieprzyjemnego, ale nie aż tak intensywnego i obrzydzającego, fetoru ghula. Spojrzał na nowo przybyłą ponownie. Niemożliwe by to ona tak cuchnęła, chyba, że pod tym całym kombinezonem coś wygląda inaczej niż powinno u jako-tako się trzymającego kucyka.

Dopiero po chwili Sharp zidentyfikował, cóż to za kombinezon. Otwarł szerzej oczy, zaskoczony. Robi się coraz ciekawiej.
Zwrócił wzrok ku wcześniej przybyłemu ogierowi-handlarzowi. Coś w nim go niepokoiło. Może sposób w jaki się poruszał, może sposób, w jaki mówił... Coś mu nie pasowało. Gdyby smród było czuć wcześniej, to stwierdziłby, że to ghul, nawet mimo stosunkowo młodo brzmiącego głosu - w końcu zdarzały się, choć bardzo rzadko, przypadki ghuli bez charakterystycznego, zachrypłego głosu.

Ogier miał ochotę podejść do zakapturzonego, przyłożyć mu rewolwer do łba i zerwać wspomniany kaptur. Był mocno zdenerwowany, a nie miał możliwości nakierowania swego gniewu na kogokolwiek. Westchnął, próbując jakoś zdusić w sobie emocje. Jego wzrok powędrował ku wozowi w którym leżał ranny bandyta. Wybuch nie mógł go zbudzić, powinien przespać choćby i kolejny koniec świata.

Sharp zanotował w głowie bez żadnych pozytywnych emocji, że wszyscy zignorowali jego pytanie. Pokręcił lekko głową w milczeniu i udał się do wozu w którym leżał ranny. Nie słyszał żadnych odgłosów ze środka, tak więc podejrzewał, że wciąż śpi, ale zawsze lepiej się upewnić.
Zajrzał do wozu. Widok potwierdził jego podejrzenia. Ogier spał, zdając się w ogóle nie zauważyć eksplozji. Tak jak powinien, po takiej dawce.

Jednorożec zwrócił się ku "pojazdowi" do którego wlazła Blue. Już chwilę tam siedzi... - pomyślał. Było to nieco bezsensowne w aktualnej sytuacji, ale martwił się o nią.
Podszedł do wozu i, nie chcąc całkowicie naruszać jej prywatności i włazić do wozu bez ostrzeżenia w tej chwili, zastukał kopytem o ścianę tegoż wozu.
- Blue? Żyjesz tam? - zapytał, starając się, by brzmieć poważnie, ale nie za poważnie.

<Jeżeli mieliście taki zamiar, możecie wciąż odpisywać postaci Wizia, przez jakiś czas postaram się kontrolować ją bezpośrednio ze względu na nieobecność wspomnianego gracza.>
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Blue przez dłuższy czas leżała na podłodze wozu wpatrując się kupkę ściętych włosów. Po głowie chodziły jej wspomnienia ostatniego razu gdy nożyczki znalazły się w zasięgu jej ogona, nie były to przyjemne wspomnienia. Zamykając oczy i biorąc kilka głębokich oddechów podniosła się powoli. Rozglądając się po wozie jej wzrok padł na nożyczki wbite po drugiej stronie wozu. Wyciągając je z deski schowała je wraz ze szczotką do torby a resztki ogona wylewitowała poza wóz żeby jej więcej nie denerwowały.

Podchodząc do ledwo co kupionego terminala który był ustawiony na podłodze wozu wyciągnęła z torby zestaw narzędzi i położyła go obok niego. Podnosząc terminal do góry zaczęła go dokładnie oglądać z każdej strony szukając najlepszej metody by dostać się do jego wnętrzności. Była to dość solidna konstrukcja, bardziej przypominała blok stali niż terminal.

- No nic, trzeba przypuścić frontalny atak. - mruknęła pod nosem klacz ustawiając terminal z powrotem na podłodze i sięgając do narzędzi po bardzo specjalistyczne narzędzie.

- Blue? Żyjesz tam? - padło pytanie z zewnątrz dokładnie na sekundę przed tym jak młot trzymany przez klacz napotkał na swojej drodze kineskop terminala rozbijając go w drobny mak. Odkładając narzędzie mordu Blue przyjrzała się zniszczeniom których dokonała. Było trochę wyciągania szkła ale dostęp do matrycy powinien stać otworem.

- Jeszcze jakoś żyje, ale mogło by być lepiej. - odpowiedziała przyjacielowi siadając przed terminalem i rozpoczynając sprzątanie bałaganu który narobiła.
[Obrazek: signature.php]
Młody ogier stał jeszcze przez chwilę przy ognisku. Czekał, choć sam nie wiedział na co. Ciepło bijące od ogniska zaczęło sprawiać mu lekki dyskomfort. Zdecydowanie wole jak jest chłodno. Stare piwnice, lekko zawilgocone kanały, choćby i sama noc. Po dłuższym czasie na słońcu takie miejsca są wręcz idealne na chwile odpoczynku.

Kiedy jasnobrązowy ogier poszedł w stronę jednego z wozów, Xander jedynie odprowadził go wzrokiem. Po plecach przebiegł go zimny dreszcz. W mgnieniu oka cały świat wypełnił się czernią. Młodzik znajdował się teraz w bezmiarze nicości. Po chwili z ciemności wyłonił się uw jednorożec z rewolwerem wycelowanym w zebrę. Xander nie miał teraz na sobie swojego kamuflażu. Stanęli naprzeciw siebie w kompletnej ciszy, patrząc sobie prosto w oczy. Chwila ta wydawała się trwać całą wieczność, zanim rozległ się potężny huk, odbijający się echem w pustce.

Z ich broni unosiły się cienkie smużki dymu, a z ich piersi ciekła krew. Zdążyli rzucić sobie jeszcze nawzajem lodowate spojrzenie zanim wszystko zaszło jasną mgłą. Xander ponownie otworzył oczy, całe zajście trwało tyle co mrugnięcie oka. Nienawidzę mojej wyobraźni, czy to zawsze musi wyglądać tak prawdziwie!? Mniejsza, mam złe przeczucia co do tego gościa. Będę musiał na niego uważać. Ale skoro moja wyobraźnia mi coś takiego podsuwa, to powinienem się z nimi chwile pokręcić. Taa, pieprzyć logikę.

Ogier rozejrzał się jeszcze po obozie i zauważył dwie nowo przybyłe klacze. Jedna z nich to musiał być ten strażnik którego widziałem przed obozem, a druga...? Ech, tak na prawdę to nie mój interes, dopóki nie będę musiał jej odstrzelić. Jego uwadze nie uszedł także odór który się pojawił prawdopodobnie po ich przybyciu. Bywało gorzej.

Młodzik poszedł do jednego z wyjść z obozu przy którym znajdowało się najmniej innych kucyków. Usiadł przy kole wozu, rozpiął jedną z kieszeni na piersi i wyciągną z niej jedną słuchawkę. Następnie przesuną kopyto pod płaszczem i kapturem by włożyć ją do ucha. ustawił poziom dźwięku na cichy i wcisną przycisk na prostokątnym odtwarzaczu.

Muzyka słodko sączyła się przez mały głośniczek słuchawki, a Xander wtórował w myślach wokaliście, cały czas nie tracąc czujności i dokładnie obserwując sytuacje w obozie.

One more step and I could fall away
If it happened would it matter?
And I can't tell if I should go or stay
Same old picture feel so hollow
How can anybody know what's best for me?
Another page I turn in shame
And my decisions brought me to my knees
I needed someone to blame
Widać nikt mi teraz nie odpowie. No nic, najwyżej się dowiem później... a tymczasem... naprawdę muszę się wykąpać. Ale przedtem...

- Skoro nikt nie chce mi powiedzieć, kto to taki, to przedstawię wam White Staple. Właściwie to dzięki niej tu teraz jestem. No, dobra. Przedstawienie mamy za sobą.

Rain nie zwlekała i podeszla do Starweave, wciąż kulącej się za mechaniczką. Musiała naprawdę nieźle oberwać psychicznie. - Hej, Star... masz może ten płyn, który pokazałas wcześniej? Jeśli to naprawdę to, co myślałam, czyli mydło, byłabym wdzięczna, gdybym mogła go pożyczyć. Może oszczędzę jej informacji, czemu naszła mnie ochota na mycie się...

Chwilę potem zwróciła się też do Iron. - Dzięki za zaopiekowanie się Potworkiem. Jak tylko wrócę to mi opowiesz, co z nim zrobiłaś ciekawego. Kij, że pewnie nic nie zrozumiem z technicznej gadaniny. Będzie czym się chwalić, jak się kuce spytają.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Sharp usłyszał odpowiedź przyjaciółki. Nie kazała mu się wynosić ani nic podobnego, tak więc doszedł do wniosku, że może wejść do środka. To też zrobił, znikając we wnętrzu wozu.
Spostrzegł bałagan w środku, sprzątany przez Blue. Nie zadając zbędnych pytań, uaktywnił swoją lewitację i zaczął pomagać drugiemu jednorożcowi w uprzątnięciu skrzyń leżących tu i tam w całym wozie.

Domyślał się, ba, wiedział niemalże na pewno, czym spowodowany był bałagan właśnie przez niego i Blue usuwany. Ale nie widział sensu w wypominaniu, czy choćby przypominaniu tego tej drugiej. Lepiej było zignorować całą sytuację. Medyk wiedział, że jego przyjaciółka ma za sobą bardzo nieprzyjemne przejścia, mimo nie znania żadnych szczegółów, i wolał nie drążyć tematu, bojąc się, że nadepnie na jakąś minę.

Gdy skończyli z bałaganem, Blue siadła przy zakupionym, w opinii Sharpa za zdecydowanie zbyt cenne rzeczy, niewielkim terminalu. Zbliżył się do niej, samemu siadając po jej prawej, z tyłu, tak, żeby móc jako-tako widzieć, co właściwie robi, nie przeszkadzając za bardzo.
- Co masz zamiar z tym zrobić, tak w ogóle? - zapytał się z ciekawości, święcie przekonany, że tak czy siak nie zrozumie odpowiedzi. Zawsze była jakaś szansa, że niebieski kucyk ma jednak zamiar zrobić z kawałem elektronicznego złomu coś, co można zrozumieć bez lat doświadczenia w pracy z tymi ustrojstwami.



Najemnik wciąż szukał swojego młodszego krewnego. Widząc zażartą dyskusję i krzyki przy ognisku, zdecydował się nie iść tam. Żaden z kucyków w obozowisku nie miał możliwości wiedzieć, co przechodziło przez umysł ciemnożółtego kucyka, ale nie było to nic przyjemnego.
Niemalże zaczął panikować, ale zobaczył swoje zbawienie: tajemniczo wyglądającego kucyka siedzącego w ciszy na uboczu.

Udał się w jego kierunku, podchodząc od frontu, nie chcąc by ten uznał, że się do niego zakrada.
- Przepraszam... - powiedział najspokojniejszym głosem na jaki go było stać - czy widziałeś gdzieś może młodego ogiera podobnego do mnie, czerwonowłosego? - zapytał się, automatycznie zakładając, że tajemniczy osobnik jest ogierem. Nie zwrócił uwagi na dziwną składnię swojego zdania, tylko jakaś tajemnicza interwencja Księżniczek powstrzymywała go od krzyczenia tak głośno jak tylko mógł i panikowania.

Zauważając, że kucyk go najwyraźniej nie usłyszał*, bądź też nie zrozumiał, powtórzył pytanie ponownie po krótkiej chwili.

<Zakładam, że Xander na początku miał jeszcze słuchawki włączone i je zdjął/wyłączył dopiero po chwili.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Dzięki pomocy przyjaciela porządki przebiegły dość szybko i po chwili nie było śladu po szkle i można było się spokojnie zabrać za robotę.

- Dzięki za pomoc Sharpi. - powiedziała Blue do przyjaciela siadając i wyciągając śrubokręt z zestawu narzędzi i przystępując do powolnego rozbierania terminalu. W pierwszej kolejności wypadało by wymontować pozostałości kineskopu wraz z mocowaniem, potem można zabrać się za moduły i zbędne okablowanie. Odłączając po kolei złącza klacz zabrała się za wyciąganie części i układaniu ich z boku do późniejszych oględzin.

- Co masz zamiar z tym zrobić, tak w ogóle? - padło pytanie od Sharpiego który bacznie przyglądał poczynaniom Blue.

- Mały eksperyment który w przyszłości może się okazać bardzo przydatny. Jakiś czas temu wpadłam na bardzo ciekawą książkę o geodezji. Był tam opisany bardzo interesujący sposób na określanie lokalizacji i odległości obiektów. Nazywało się to chyba triangulacją i polegało na tym że znając odległość miedzy punktami i pod jakim kątem od nich znajduje się cel można wyliczyć odległość do niego za pomocą prostego równania trygonometrycznego.

- Jako że EFS wskazuje tylko kierunek do celu zastanawiałam się czy nie dało by się wykorzystać dwóch różnych jego pomiarów i zaklęcia nawigacyjnego PipBucka do wyliczenia odległości do celu.
Niestety nie będzie to pomiar idealny ze względu na czas wymagany do wykonania pomiaru, jeżeli cel będzie w ruchu wynik prawie na pewno będzie błędny. Najlepiej będzie się to sprawdzać do określania pozycji nadajników radiowych. - kontynuowała Blue rozbierając terminal w którym została już tylko matryca.

Odkręcając ostatnie śruby wyciągnęła ona ją przez otwór po kineskopie po czym odstawiła pustą obudowę na bok. Lewitując matrycę przed siebie obejrzała ją z każdej strony szukając uszkodzeń które można by dostrzec gołym okiem.

- Matryca zaklęć, urządzenie pozwalające na komunikacje między sobą zaklęć znajdujących się na kryształach wbudowanych w nią. Pozwala z prostych zaklęć tworzyć większe i bardziej skomplikowane urządzenia. Czasem się zastanawiam czy przypadkiem naukowcy z Ministerstwa Pokoju nie wzorowali się na nich tworząc Mega-Zaklęcia które potem zniszczyły Equestrie. Podobieństwo jest zbyt uderzające żeby to był przypadek.

Odkładając matrycę przed siebie sięgnęła z powrotem do torby by wydobyć narzędzia potrzebne do dalszej pracy przy niej. Próbując wciągnąć odpowiednie kable z torby Blue trochę się naszarpała gdyż coś się w nie zaplątało. Pociągając trochę mocniej wyciągnęła ona cały pęczek kabli wraz z zaplątanym w nie jej pluszakiem. Uśmiechając się wyciągnęła go z pośród okablowania i lewitując go przed siebie popatrzyła się przez chwile na niego poczym ustawiła go na pustej obudowie po terminalu która stała obok niej. Wydobywając odpowiedni kabel podłączyła go do jednego złącza na matrycy a drugi koniec do swojego PipBucka i zabrała się za dokładniejsze analizowanie całych kryształów.

< Post pisany w środku nocy. Za wszystkie błędy nie przepraszam Smile>
[Obrazek: signature.php]
Młodzik siedział spokojnie ciesząc się kolejnymi dźwiękami wpływającymi do jego ucha, gdy zauważył że w jego stronę zbliża się kolejny kucyk.
Na pierwszy rzut oka ciemnożółty kucyk ziemny wydawał się wyglądać normalnie. Staną przed zebrą i zadał pytanie, które pomimo muzyki było zrozumiałe.

- Przepraszam... czy widziałeś gdzieś może młodego ogiera podobnego do mnie, czerwonowłosego?

Najwidoczniej kiedy jest się w jakiejś grupie ma się dużo mniej czasu dla siebie, no trudno. Xander wyłączył odtwarzacz a następnie zmierzył ogiera wzrokiem. Wygląda jakby zaraz mu miały puścić nerwy. Też miałem raz taką sytuacje z Shadow, myślałem że wyjdę z siebie. Jego rozmyślania przerwało to samo pytanie.

- Słyszałem. Niech chwilkę pomyśle. - Młody ogier zaczął myśleć na głos. - Gdy wszedłem do obozu, to widziałem że leżysz z kimś koło wozu. Pewnie właśnie o niego ci chodzi. Potem gadałem z tamtą dwójką. Coś wybuchło w ognisku... - Raczej bym zauważył gdyby ktoś się zamienił w deszcz krwawych szczątków.

- Zakładam że szukasz go właśnie od eksplozji. Może się przestraszył i schował do wozu. Powinieneś to sprawdzić. - Nastała krótka chwila ciszy po czym Xander dodał z lekkim westchnieniem. - Pewnie chcesz by ci pomóc go poszukać co?
Medyk słuchał uważnie swojej przyjaciółki gadającej o technologii. Niewiele kucyków na Pustkowiach wiedziało cokolwiek o takich sprawach... samo przetrwanie zajmowało zbyt wiele uwagi, by zajmować się edukacją. Sam Sharp był zadowolony, że umie czytać. Bez tego byłoby naprawdę ciężko jakkolwiek funkcjonować jako lekarz.
A większość mieszkańców postapokaliptycznej Equestrii piśmiennicza nie była.

Kiwnął głową pod koniec krótkiego wyjaśnienia o triangulacji na znak, że rozumie, co Blue do niego mówi. Nie wierzył, by mu się kiedykolwiek to do czegokolwiek przydało, zwłaszcza bez umiejętności faktycznego wyliczenia czegokolwiek, nawet gdyby miał dane. No ale był ciekaw co pokładowa technik karawany ma zamiar zrobić ze swoim PipBuckiem, starym terminalem i równaniami trygonometrycznymi...

Odpowiedź na to otrzymał w następnej minucie, gdy Blue zaczęła wyjaśniać, jak to w jej zamyśle ma działać. Medyk nie za bardzo widział praktyczne zastosowanie czegoś takiego, jako iż obliczenie czegokolwiek tą metodą musi chwilę zająć, nawet gdyby zautomatyzować same obliczenia, ale nic nie mówił, szanując kreatywność swojej przyjaciółki. Przynajmniej, w przeciwieństwie do reszty ich grupy, zajmuje się czymś, co może się okazać pożyteczne - pomyślał, przypominając sobie marnotrawstwo czasu i zapasów, jakim było mycie się na środku pustyni w wykonaniu pewnych kucyków.

Blue wyjęła z terminala jakiś niewielki przedmiot i zaczęła opowiadać o tym, co to jest i do czego służy. Medyk dokładnie przyjrzał się matrycy zaklęć, jak to nazwała.
- Hm... - mruknął w reakcji na komentarz przyjaciółki o megazaklęciach.

Sharp westchnął w myślach. Blue mogła mu pokazać w czym się specjalizuje. On, gdy zajmował się swoją robotą, to się zamykał, by mieć spokój. Uśmiechnął się lekko do siebie, gdy wyobraźnia podsunęła mu obraz jego wyciągającego lewitacją kolejne organy z operowanego kucyka, opisując ich funkcje w organizmie i ewentualne uszkodzenia... Miał szczerą nadzieję, że uśmiech ten albo pozostał niezauważony, albo został zinterpretowany jako po prostu przyjacielski wyraz twarzy. Wyjaśnianie całego toku rozumowania chwilę by zajęło.

Spojrzał na przyjaciółkę grzebiącą w technologii magicznej. Ciekawiło go coś z tego, co powiedziała, aczkolwiek był niemalże pewien, że odpowiedź będzie dla niego niezrozumiała. Raz się żyje...
- Ciekawe... jak zaklęcie się łączy z obsługą tego wszystkiego? Jak bardzo uniwersalne są te zaklęcia w terminalach? - spytał się, ciekaw co można zmontować mając taką matrycę pod kopytem.


Kucyk kiwnął głową i rozejrzał się, niepewnie.
- Jeśli możesz... - powiedział cicho. Widać było, że był nieco przestraszony tajemniczego ogiera, mimo iż na pewno był starszy od tegoż. Najwyraźniej szok i niedawne traumatyczne przeżycia potrafią się każdemu rzucić na umysł.

Niezależnie od tego, widok starszego kucyka tak przestraszonego i nerwowego wobec kogoś, kto na pewno był młodszy i do tego był sam... musiał być cokolwiek specyficzny.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Starweave stała tuż przy ognisku, spokojnie obserwując wszystkie kucyki dookoła siebie. Zdążyła już jako tako się ogarnąć i uspokoić. Przy pomocy magii, oczyściła swoje włosy z nadpalonych szczątków tak bardzo znienawidzonej szkatułki. Nie było mowy, aby nie było widać pozostawionych przez nie sadzy na siwych włosach Jednoróżki.

Star obserwowała, jak nieznajomy kucyk odchodzi ku jednej z barykad. Medyk w tym czasie też się gdzieś ulotnił. Poza tym, nigdzie nie było widać „fajki ogonowej”, a to było najważniejsze. Jeszcze wcześniej widziała jak pomarańczowy ogier czegoś szuka. Tyle, że zważywszy na okoliczności, nie skojarzyła sobie faktów i nie miała pojęcia, co to mogło być.

Kiedy z powrotem spojrzała w stronę barykady, mogła zobaczyć, że tajemniczy ogier został zaczepiony przez pomarańczowego, który wydawał się być poddenerwowany. Jednak i tym razem Star nie poświęciła temu większej uwagi. Nieznajomy ogier odszedł, medyk też się zawinął, a nowa klacz w kombinezonie krypty nie chciała do nich podejść. Starweave już wiedziała dlaczego. Smród stawał się coraz bardziej nieznośny.

- Skoro nikt nie chce mi powiedzieć, kto to taki, to przedstawię wam White Staple. Właściwie to dzięki niej tu teraz jestem. No, dobra. Przedstawienie mamy za sobą.- Jednoróżka skupiła się na tych właśnie słowach, a jej zainteresowanie mieszkanką innej krypty urosło jeszcze bardziej.

- Hej, Star... masz może ten płyn, który pokazałaś wcześniej? Jeśli to naprawdę to, co myślałam, czyli mydło, byłabym wdzięczna, gdybym mogła go pożyczyć. – Rainfall nie dała jej zbyt dużo czasu na przemyślenia. Podeszła do jasno-lekkoczarno-trochefioletowo-białowłosej, jeszcze bardziej utwierdzając przy tym klacz, że smród nie należał do zamaskowanego osobnika.

- Nie mam pojęcia kto to. Wiem tylko, że jest z zewnątrz i przybył pohandlować. – Powiedziała jednoróżka, pospiesznie udzielając śmierdziuchowi spóźnionej odpowiedzi.

- A co do szamponu, bo pewnie o to ci chodzi… - Star wychyliła się lekko w bok, aby rzucić okiem na jeszcze niedawno najciekawszą cześć ciemnoniebieskiej klaczy. Chciała rozeznać się w sytuacji. Gdyby ta poprosiła ją wcześniej o możliwość kąpieli, Star była by zaszokowana, że taki kucyk w ogóle wie co to jest mydło. ”Bogini… co to jest?”

Odsunęła się nieco od Rainfall, a ta mogła zauważyć, że klaczy zrobiło się niedobrze. Jakiś czas temu z wielką chęcią udzieliła by jej kąpieli, ale tym razem nie była pewna czy dała by radę. Starweave nie lubiła się dzielić swoim szamponem, a jeżeli już, to oferowała kąpiel za wygórowaną cenę. Jednak z czystej litości, tym razem była w stanie zrobić wyjątek.

”Szamponu mogę jej odstąpić, ale nie wiem czy dam rade ją umyć."

- Naszykuj jakąś buteleczkę, to ci trochę odleję.

"Z drugiej strony, jak niby ona sama biedna ma to zrobić? I to w takich warunkach."




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości