Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Blue czekał na odpowiedź szarej klaczy którą widocznie pytanie trochę zdezorientowało gdy usłyszała za sobą głos Starwave.

- Panna White Staple ma już za sobą ponad tydzień zmagań na pustkowiach. Uważam, iż w pełni zasłużyła na wypoczynek oraz spokój i że możemy zaoferować jej chociaż tyle.

Kurwa, nie teraz. Zostawienie jej w spokoju na pewno jej teraz nie pomoże.- przemknęło Blue przez myśli. Obróciła ona powoli głowę w stronę Star poczym pokręciła nią powoli z błaganiem w oczach mając nadzieje że zrozumie ona ten gest i zostawi je na chwile same.


- Więc... Jestem na pustkowiach około tygodnia. - usłyszała po chwili za sobą. Wyglądało na to że White nie usłyszała co Star powiedziała i postanowiła udzielić odpowiedzi. Słuchając jej jak najpilniej Blue starała się wyłapać jak najwięcej informacji na temat nowej żeby wiedzieć które tematy można bezpiecznie poruszać. Już na samym początku monologu tamtej wyłapała ona bardzo ważną informacje, jej krypta była jedną z tych w których Stable-Tec postanowił prowadzić eksperymenty socjalne a to nigdy dobrze nie wróżyło. Słuchała ona uważnie jak White opowiada o pierwszych dniach poza stajnią, spotkaniu z ghulami i o tym jak te pustkowia są okropne.

- Pierwsze tygodnie poza Stajnią nigdy nie należą do najprzyjemniejszych. Kuc zostaje nagle wrzucony do całkiem nowego świata, musi się nauczyć prawie wszystkiego od nowa od zdobywania pożywienia po konserwacje broni. Mi samej przystosowanie do świata zewnętrznego zajęło dwa miesiące. Ja ci radze znaleźć kogoś kto się zna na przetrwaniu i się go trzymać i uczyć się od nie go jak najwięcej.

- A pustkowia nie zawsze są złe i pozbawione uczuć, znajdują się na nich jeszcze miejsca gdzie można żyć spokojnie i nie martwić się o jutro. Dla przykładu ja zwykle mieszkam w Nowej Appelosie, bardzo miła mieścina z bardzo przyjaznymi i pomocnymi sąsiadami. Prócz tego mamy jeszcze Tenpony Tower, Friendshi City, Flank. W każdym z tych miejsc kuce walczą o normalne życie nie podając się pustkowiom i wygrywają tą walkę. I jestem pewna że w końcu i ty odnajdziesz gdzieś miejsce dla siebie gdzie będziesz mogła spokojnie żyć.
[Obrazek: signature.php]
White wsłuchiwała się w monologi Blue, z nieukrywaną ciekawością. Mogła również wywnioskować, iż wie ona dużo, o tutejszym świecie. Białej klaczy bardzo przydałoby się przewodnictwo po tym okropnym świecie.

- A ty... - White nie pierwszy, i pewnie nie ostatni raz się zawahała. Słowa po prostu nie chciały wyjść jej z gęby. Prawdopodobnie znowu się denerwowała, i bała odpowiedzi. Tkwiła w tym również ciekawość, która była największą wadą Staple. Tchórzliwość oraz wścibstwo, nie chodziły ze sobą w parze. Wręcz przeciwnie. Te dwie cechy były negatywnie do siebie nastawione.

- A więc... - powtórzyła, z większą pewnością, oraz wiarą, w swoje słowa. - czy ty mogłabyś mnie nauczyć trochę o przetrwaniu, i tym świecie? Z tego, co mogłam wywnioskować z twoich słów, to jesteś na tych całych pustkowiach już jakiś czas. Stwierdziłam więc, że może warto cię o to zapytać - zakończyła, a następnie spojrzała z wielkim uśmiechem, na niebieską klacz.

Nie czekając na odpowiedź, klacz postanowiła ponownie zabrać głos.

- Wspomniałaś również o jakiś bezpiecznych miejscach, które są na tym całym świecie. Tyle, że pozostaje fakt, zapłaty za wynajem, bądź kupno jakiegokolwiek mieszkania. Nawet nie wiem jaka tu jest waluta. Dlatego też zbieram kapselki od różnych napojów. Pewien martwy kucyk takie miał, więc stwierdziłam, że to może być świetna zabawa - kończąc swoją kolejną wypowiedź, zakończyła ją ponownym, szczerym, oraz ciepłym uśmiechem, który posłała niebieskiej klaczy.

Staple po raz kolejny miała zamiar zapytać się czegoś klaczy, jednakże stwierdziła, iż powiedziała na tą chwilę za dużo, więc zanim powiedziała chodź słowo, to ugryzła się w język, aby milczeć. Nie było to mądre z jej strony, ale przynajmniej powstrzymała, i przełożyła kolejną serię pytań, na niedaleką przyszłość.

(Pisane na telefonie. Trudno się tam pisało, więc ograniczyłem słowotok do minimum.)
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
- A więc... czy ty mogłabyś mnie nauczyć trochę o przetrwaniu, i tym świecie?

Blue popatrzyła się przez chwile na White zastanawiając się co zrobić dalej. Nie był by to pierwszy kucyk prosto ze Stajni którym by się zajmowała i uczyła przetrwania a to nie należy do najprostszych zadań.

- Słuchaj White, ja nie jestem najlepszym kucykiem do naśladowania. Naprawdę nie chciała byś się uczyć ode mnie. - obracając swoją głowę w kierunku Starwave która stała nadal obok kontynuowała -W tej karawanie jest kilkoro naprawdę dobrych kucyków od których możesz się dużo nauczyć, tylko że ja do nich nie należę. Mogę ci powiedzieć o podstawowych prawach panujących na pustkowiach, odpowiedzieć na proste pytania, reszty będziesz musiała się dowiedzieć od kogoś innego.

- A co do waluty używanej na pustkowiach, nie wiem kto wpadł na tak głupi pomysł ale jako pieniędzy na pustkowiach używa się właśnie kapsli. Strasznie to bez sensu gdyż jestem pewna iż monety których używaliśmy przed wojną raczej by przetrwały kilka wybuchów.
[Obrazek: signature.php]
Klacz postanowiła zająć się tym co zwykle:księgowością i podglądaniem czyichś sekretów by móc je później wykorzystać.
Sprawdziła swój automat, 7 przemiennie załadowanych naboi .45 ACP gotowych pomknąć z prędkością 330 m/s.
Praktycznie to samo tyczyło się karabinu. Z drobną różnicą stanowiącą kaliber i prędkość pocisku.

Gdy była pewna swego, wyekwipowania i opracowała ewentualne drogi ucieczki, miejsca walki, stanowiska strzeleckie. Postanowiła zacząć śledzić Rorschach'a.
Nie miała pewności po co i dlaczego ma go śledzić a nie przykładowo zabić no ale ciekawość zaczęła tryumfować.

Gdy osobnik ruszył za granicę obozu Iron ruszyła bardzo okrężną drogą cały czas obserwując zamaskowanego i starając się widzieć mniej lub więcej szczegółów gotowa w każdej chwili do eliminacji potencjalnego zagrożenia.
Wydawało jej się że sytuacja staje się mocno napięta.
Wystarczyła by zła interpretacja jednego ruchu zamaskowanego by doprowadzić do rozstrzelania obiektu obserwowanego.

Po cichu powiedziała do siebie: - Ciekawość zabiła kota. Satysfakcja go wskrzesiła. - po tych słowach przygotowała broń do strzału.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Starweave została niemal całkowicie zignorowana, a ciemnoszara klacz ponownie uraczyła ją tą samą historyjką, tyle, że w innej oprawie. Jednoróżka w dalszym ciągu nie za dobrze wszystko rozumiała. Kiedy stało się coś złego, zawsze wolała być pozostawiona sama ze swoim problemem. Z pewnością wynikało to z jej specyficznego wychowania. W dodatku, chciała po prostu traktować White normalnie, jak każdego innego kucyka.

"Owszem, gdyby coś jej się stało, ale ciemnoszara… nie była przecież prawdziwie załamana, nie miała żadnego dobrego powodu by być. Starweave mogła by się o to spierać z Blue, ale nie było by to stosowne przy nowoprzybyłej. W dodatku niebieska wykonała na niej krótki prosty gest, który jasno i kulturalnie dał jej do zrozumienia „zamknij pape.” Tak też uczyniła.

Chwile potem do klaczy dotarło, że White przez jej paranoje, mogła przecież przypomnieć sobie coś z ostatnich siedmiu dni swojego życia. Star ponownie spojrzała na ciemnoszarą która wydała się szczęśliwa z samego faktu, że ktoś jest dla niej miły i poświęca jej swój czas. Mówiła ona coraz bardziej spokojnym tonem, a strategia Blue zdawała się odnosić skutek.

Teraz wszystko wygadało na to, że to Star zrobiła coś źle. Klacz cicho uwolniła znaczny zapas powietrza w swoich płucach. Jednak jej uszy nie odpoczywały zbyt długo. Następne słowa Blue postawiły je sztywno do pionu, a samo spojrzenie niebieskiej klaczy było dla niej czymś graniczącym z cudem. Wręcz mogła by było rzec, że sama Celesta wstąpiła w te Jednoróżkę.

- A co do waluty używanej na pustkowiach, nie wiem kto wpadł na tak głupi pomysł ale jako pieniędzy na pustkowiach używa się właśnie kapsli. Strasznie to bez sensu gdyż jestem pewna iż monety których używaliśmy przed wojną raczej by przetrwały kilka wybuchów.

- Faktycznie to dość głupie, ale chyba najlepsze rozwiązanie dla prowizorycznej waluty. W końcu to jedne z najliczniejszych i najbardziej popularnych przedmiotów w powojennej Equestrii. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ktoś na pustkowiach był w stanie je reprodukować. – Powiedział włączając się do rozmowy by dać znak, że ciągle tu jest i żyje.
- Chcesz zobaczyć moją twarz, w porządku. Ale na pewno nie przy wszystkich. - niekoniecznie o to chodziło medykowi, ale stwierdził, że lepiej nie protestować. Wyglądało na to, że jego szybki blef o stanie własności karawany, choć do końca blefem nie był, najwyraźniej się nie przyjął.
Warto było spróbować... - pomyślał kucyk, idąc za ich gościem.

Wolałby co prawda mieć jakieś, jakiekolwiek, wsparcie przed oddaniem się w zasadzie w kopyta potencjalnie wrogiej osoby, ale nie miał na to wielkiego wpływu. Dodatkowo, był przekonany, że, w razie czego, jest w stanie wystrzelić celnie ze swojego rewolweru szybciej, niż on jest w stanie użyć siodła bojowego. Po cholerę montować strzelbę na siodle? - zapytał sam siebie. Widział wielokrotnie jak kuce ziemne strzelały z nich ot tak, z pyszczka. Owszem, prawdopodobnie nie było to miłe doświadczenie i Sharp był przekonany, że gdyby był tak głupi, żeby samemu tego spróbować, to skończyłby ze złamaną szczęką. Albo i gorzej. Ale wytrzymałość ziemnego kuca powinna pozwolić bezproblemowo na strzelanie z pyszczka taką bronią.

Możliwym było też, że był to jednorożec, który utracił swój róg... wtedy nie miałby tej legendarnej wytrzymałości kuców ziemnych, pozwalającej by strzelać z takiej broni pyszczka. To by też mogło wyjaśniać w jakiś pokrętny sposób, czemu ukrywał twarz. Blizna po rogu zazwyczaj nie wyglądała zachęcająco. Medyk przypomniał sobie kucyka który przeżył właśnie utratę rogu i mimo tego sobie radził... Sharp nie wiedział, czy sam mógłby po czymś takim się podnieść. Co prawda szkolił się w używaniu swoich kopyt, ale, mimo wszystko, najwięcej zaufania pokładał w swojej magii.

Zamaskowany kucyk opuścił obozowisko. Sharp zamknął oczy, opuścił głowę i westchnął, kręcąc tą właśnie głową. Podnosząc ją i ponownie otwierając oczy na sygnały z zewnątrz, ruszył za zamaskowanym ogierem.

Rewolwer cały czas trzymał w polu lewitacji. Rozejrzał się po obozowisku, mając nadzieję, że uda mu się zasygnalizować coś szybkim gestem. Niestety, wszyscy byli czymś zajęci. Cholera jasna, akurat sobie zajęcie znaleźli - pomyślał, sfrustrowany. Nie mogąc zrobić nic więcej, wyszedł po za barykadę wyznaczającą granicę obozu.

- Tak więc? - zapytał krótko, łagodnym, ale też zachęcającym do jak najszybszej odpowiedzi, głosem.



W tym czasie Iron wymknęła się z obozu bokiem i ustawiła się na pozycji strzeleckiej nieopodal dwóch postaci. Przygotowała broń do strzału i czekała, na razie niezauważona. Mimo wszystko, stanie na otwartym terenie z bronią w pyszczku zdradzało każdemu postronnemu jej wrogie intencje.



W tym czasie niczego nie podejrzewająca Rainfall myła się po drugiej stronie obozu, nie zdając sobie sprawy z napiętej sytuacji ledwie kilkanaście metrów dalej.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Xander czekał aż jasnobrązowy wyjdzie z obozu, gdy ten stanął obok, rzucił krótkie pytanie. - Tak więc? - Ton głosu był łagodny, ale to już nie mogło zmienić nastroju w jaki zaczynała popadać zebra. Boi się, dobrze. Pewnie liczy na to że mu łeb odstrzelę. - I co, wystarczy ci to za odpowiedź?

Zebra poczekała chwile patrząc jednorożcowi w oczy, by ponownie zacząć mówić nie dając kucykowi dojść do słowa. - Zadowolony? Pewnie sobie teraz myślisz: Ooo. To zebra, największy wróg Equestri, trzeba ją zajebać. Powiedz z której grupy ty się wywodzisz. Z tych co strzelają od razu, czy wolisz strzelać w plecy, gdy ktoś odwali już czarną robotę za ciebie, co?

Nastała kolejna chwila ciszy. Burza myśli, która rozgrywała się w umyśle młodego ogiera, przerodziła się w prawdziwy chaos. A misternie sklecony domek z kart będący jego psychiką zaczął się walić. - Tak naprawdę to powinienem teraz rozsmarować twój mózg po pustyni i pójść w swoją stronę. - I wtedy nastąpiło to, co było nieuniknione dla młodej zebry po ataku mroczniejszych wspomnień i gniewu. Xander zacisną jeszcze mocniej szczęki obnażając zęby, a do jego oczu napłynęły łzy. Mówił przez zęby tylko po to by nie zacząć krzyczeć.

- Wszyscy jesteście, kurwa, tacy sami. Scavengers, Steel Rangers, najemnicy i karawaniarze. Każdy z was jak jeden, ilekroć zobaczycie zebrę, to dawaj zabić. Co ja wam jestem kurwa winien. - Potężny Breakdown, sprawił że zebra przysiadła. Zamknęła oczy a po policzkach zaczęły spływać rzewne łzy. Jej słowa nie były teraz skierowane do nikogo, mówiła jakby sama do siebie. - Tyle prób poszło na marne. Tyle istnień z powody głupiego uporu i stereotypów. Czym ja sobie zasłużyłem na nienawiść całego świata. Cały czas miałem nadzieje... tylko nadzieje. Ale to na marne... wszystko na marne.

Xander zawył cicho z bólu i założył przednie kopyta na głowę, a jego pyszczek po chwili spotkał się z piaszczystym podłożem. Po uderzeniu ponownie otworzył oczy i spojrzał błagalnie na jednorożca. - No, dalej. Zrób mi tą przysługę i to skończ. Wiem że chcesz, będziesz potem mógł opowiedzieć jak to dzielnie walczyłeś i pokonałeś zebre. Pustkowia wygrają prędzej czy później, ale ja mam dosyć. No dalej. Strzelaj kurwa.
Sharp najpierw rozejrzał się po okolicy. Blue mogła mieć swój EFS, ale większość musiała ufać bardziej konwencjonalnym metodom. Toteż właśnie Sharp od dawna miał wyuczony odruch inspekcji otoczenia będącej pierwszą rzeczą jaką robił po wyjściu z zamkniętej przestrzeni. Dla kogoś postronnego mogło to być coś oczywistego, ale bywało, że kucyki o tym zapominały... i nie kończyło się to dla nich za dobrze.

Zadając pytanie, rozglądał się, nie widząc jeszcze tego, kim w zasadzie był zamaskowany ogier. Przed spojrzeniem na tegoż, jego wzrok zawisł na ułamek sekundy na pewnym kucyku stojącym nieopodal z bronią. Rozpoznał ją, była to jedna z klaczy z karawany. Dobrze jest mieć wsparcie - pomyślał Medyk, próbując nie zdradzić pozycji uzbrojonej popielatej oraz mając wielką nadzieję, że nie zacznie ona strzelać bez wyraźnego powodu.

- I co, wystarczy ci to za odpowiedź?
Spojrzał na ogiera, który najwyraźniej ściągnął już swoją maskę, co by wyjaśniało jego słowa. Zamarł w miejscu, patrząc tylko szeroko otwartymi oczami na rozmówcę. Przed nim stało coś, czego od dawna nie widział. Spodziewał się wielu opcji. Zbyt jaskrawy na pustkowia kolor umaszczenia (wielokroć kucyki jasnych kolorów się okrywały, żeby nie być łatwym celem), ucięty róg, paskudne blizny... Ale nie spodziewał się zobaczyć zebry.

- Zadowolony? Pewnie sobie teraz myślisz: Ooo. To zebra, największy wróg Equestri, trzeba ją zajebać. Powiedz z której grupy ty się wywodzisz. Z tych co strzelają od razu, czy wolisz strzelać w plecy, gdy ktoś odwali już czarną robotę za ciebie, co? - kontynuowała zebra. Jednorożec nie miał pojęcia, jak miałby w takiej sytuacji zareagować. Cofnął się o krok, jego prawe przednie kopyto wciąż było uniesione. Chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył zmusić swój głos do współpracy, zebra ponownie się odezwała.

- Tak naprawdę to powinienem teraz rozsmarować twój mózg po pustyni i pójść w swoją stronę. - Śmiem polemizować co powinieneś. Ta myśl przeszła przez umysł Sharpa, pamiętając kto stał obok z bronią gotową do strzału, ale kucyk nie śmiał zwrócić wzroku w tamtym kierunku, wiedząc, że może tym samym zdradzić pozycję swojego wsparcia. A w tej chwili to by się mogło bardzo źle skończyć.

Stała się kolejna rzecz, która stać się nie powinna. Zebra zaczęła płakać. Ten dzień staje się coraz dziwniejszy. Sharp dopiero teraz zauważył, o ile ogier jest młodszy od niego. Owszem, już wcześniej zarejestrował, że jest młody, przynajmniej sądząc po głosie, ale teraz mógł zobaczyć, że nie może on mieć więcej niż 20 lat.

- Wszyscy jesteście, kurwa, tacy sami. Scavengers, Steel Rangers, najemnicy i karawaniarze. Każdy z was jak jeden, ilekroć zobaczycie zebrę, to dawaj zabić. Co ja wam jestem kurwa winien. - zebra siadła i najwyraźniej miała załamanie psychiczne przed jednorożcem. Do medyka dotarło teraz, jak musiało wyglądać jego życie. Wszędzie nienawiść, żadnego przyjaciela na całych Pustkowiach. Poczuł falę współczucia. I co ja mam kurwa teraz zrobić? - zapytał sam siebie Sharp. Gdyby to był ktoś, kogo znał, wiedziałby co zrobić. Ale w przypadku tego biedaka... nie wiedział, czy, gdyby zrobił chociaż krok w jego kierunku to nie zmieniłby się w całkiem ciekawą potrawę dla padlinożerców - kucyka nadziewanego ołowiem.

Następne słowa młodego ogiera nie były przeznaczone dla uszu jednorożca, ale, biorąc pod uwagę nie tak daleki dystans między nimi, usłyszał je i tak. Gdy zebra przewróciła się na ziemię, niemalże podskoczył. Nie spodziewał się tak gwałtownego ruchu z jego strony. Gdy zebra spojrzała na niego z błaganiem, odpowiedział własnym spojrzeniem, próbując wewnętrznie się opanować i obrać jakąś strategię, jakąkolwiek.

- No, dalej. Zrób mi tą przysługę i to skończ. Wiem że chcesz, będziesz potem mógł opowiedzieć jak to dzielnie walczyłeś i pokonałeś zebrę. Pustkowia wygrają prędzej czy później, ale ja mam dosyć. No dalej. Strzelaj kurwa. - W tej chwili medyk nie miał już żadnych wątpliwości.
Miał przed sobą kogoś, komu Pustkowia potężnie dokopały.

Widział wiele takich przypadków, zwłaszcza kiedy pracował w klinice. Załamanie spowodowane skumulowaniem się wszystkich wspomnień okropności Pustkowi w jednym momencie. Za każdym razem wyglądało inaczej, a "uniwersalne postępowanie" w takim przypadku zawsze było trudne. Można było tylko ich pilnować, żeby się nie zabili.

W tej chwili nie miało już znaczenia, czy osoba naprzeciw jednorożca jest kucykiem, zebrą, gryfem, czy nawet pierdolonym minotaurem. On potrzebował pomocy. Sharp nie był psychologiem, ale na Pustkowiach każdy medyk, który tylko widzi pacjentów jako coś więcej niż źródło kapsli, staje się po części pomocą psychiczną. Jednorożec nie należał do wyjątków, ale zawsze było to trudne. Do każdego trzeba było podejść inaczej.

Zwłaszcza, kiedy chodziło o uzbrojoną, prawdopodobnie traumatyczną, zebrę. Gdy patrzył w te zielone oczy, przepełnione desperacją, błaganiem i strachem, wszystkie bariery jakie budował między sobą, a swoimi pacjentami czy w ogóle każdym, kogo nie znał, runęły.
Rewolwer Sharpa wymknął się z pola lewitacji i wylądował na ziemi z niewielkim hałasem, gdyż unosił się tuż nad ziemią od jakiegoś czasu.

Medyk zrobił krok w przód, powoli, żeby nie przestraszyć załamanego biedaka.
- Nie - odpowiedział krótko - Nie strzelę. Ani w twarz, ani z tyłu - powiedział, próbując mówić spokojnym głosem, co mu nie całkiem wyszło.
Położył się na czterech nogach obok zebry. W tej chwili nie miało kompletnie żadnego znaczenia, że zebra jest zebrą. Medyk nigdy nie rozumiał takiej nienawiści do nich. Do chuja, wojna była 200 lat temu, czemu są winni żyjący teraz?! - krzyknął do nikogo w swoich myślach.
Powoli wyciągnął swoje kopyto, chcąc objąć młodego ogiera. Miał nadzieję, że nie skończy przy tym jako kulochwyt.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię - dodał, mówiąc cicho i powoli. Wiedział, że prawdopodobnie ktoś, albo i więcej ktosiów z grupy będzie chciało nabić głowę zebry na pal tylko dlatego, że jest czarno-biały, a nie kolorowy.
Pieprzyć ich - stwierdził krótko jednorożec w swojej głowie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Jakiś czas zajęło jej czyszczenie poszczególnych miejsc na tyle dokładnie, by nie czuła, że coś tam jeszcze jest. Starała się jak mogła, ale z powodu jakże niewdzięcznej budowy anatomicznej do pewnych miejsc zwyczajnie ciężko było się dostać. Ale w końcu się jednak udało, po dłuższym czasie.

Rain wzięła butelkę i wylała jej zawartość na tył. Chłodna woda spływała strugami po jej tylnich kopytach. Uznawszy, że chyba jednak wystarczy postanowiła nie marnować drugiej butelki. Zamiast tego otrzepała się nieco, zrzucając większość wody na ziemię wokół. No, od razu lepiej. Chyba w końcu będzie można nawiązać ze mną jakiś kontakt.

Klacz po krótkiej chwili udała się w stronę obozowiska w celu sprawdzenia, co się dzieje. Wyszło na to, że blue siedziała przy przyprowadzonej przy niej mieszkance krypty wraz ze Star. Najemnicy starali się pozostać gdzieś w ukryciu, nigdzie natomiast nie było medyka, Iron i zamaskowanego jegomościa. Nie podoba mi się to... lepiej ich poszukam. Ale najpierw... Nie dokończyła myśli, ale zastąpiło ją spojrzenie w stronę swojego potworka. Gdyby tylko wiedziała, jak samodzielnie założyć siodło bojowe... to była wielka wada tych urządzeń. Rain zastanawiała się, czy kucyki sprzed wielkiej apokalipsy wiedziały, jak samodzielnie zakładać siodła. Może ich prototypowe, nowoczesne wersje - o ile w ogóle takie istniały - dało się obsłużyć samemu.

Rain postanowiła zostawić to w spokoju do czasu powrotu Iron. Nie mając jednak co robić zaczęła szukać zagubionej trójki. Pomyślała, że może trójka siedząca niedaleko coś wie o ich zniknięciu. Podeszła więc do nich i luźno spytała do nikogo konkretnego, - Hej, nie wiecie gdzie podział się nasz medyk i ten zamaskowany?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Zebra czekała na wykonanie swojego wyroku, lecz jedyną rzeczą jaka się stała, było upuszczenie broni przez jednorożca. Młodzik utkwił spojrzenie w leżącym na ziemi rewolwerze. Po chwili ponownie zwrócił oczy na jasnobrązowego. - Nie. Nie strzelę. Ani w twarz, ani z tyłu. - Powiedział to spokojnym lecz nieco łamiącym się głosem. Xander ponownie zamkną oczy. Ta, pewnie wolisz mi skręcić kark gołymi kopytami. A może trafiłem na jakiegoś fetyszystę, dla którego zostanę egzotyczną zabawką. Jestem ciekaw czy po śmierci trafie w objęcia Bogiń, czy też moja dusza spłonie w ogniu gwiazd.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - Na te słowa młodzik ponownie otworzył oczy. Zobaczył teraz jasnobrązowego jednorożca leżącego obok, który wyciąga w jego stronę kopyto. Zdziwiona tym gestem zebra chciałaby uciec, ale leżąc na ziemi jedynie trochę się odsunęła. Dopiero po chwili zauważyła że kucyk raczej niema złych zamiarów, co ją nieco uspokoiło. Czy... czy on chciał mnie przytulić? Gest ten był dla Xandera obcy, podobnie jak wiele innych rzeczy które dla kucyków nie były niczym niezwykłym. Chyba źle go oceniłem. Może będę mógł się wyżalić. Tak, to na pewno mi pomoże. A co potem, kto wie?

- Czy świat na prawdę musi być taki... do dupy? - Zaczęła zebra już teraz spokojnym tonem, lecz nadal przerywanym przez pociągnięcia nosem. - Czemu muszę płacić za błędy które popełnili moi przodkowie? Może to i oni zaczęli zrzucać Mega-zaklęcia, ale sami zginęli od tej broni. Teraz wszyscy siedzimy w jednakowym gównie. A i tak wszyscy traktują mnie tak, jakbym to ja osobiście nacisną guzik "odpal". - Zebra na chwilę zamilkła by pozbierać nieco myśli i wziąć kilka głębszych oddechów.

- Całe życie jestem piętnowany, tylko z powodu tych głupich pasków na futrze. Wiele razy próbowałem znaleźć... to światełko. Tego kogoś. Ale to światełko zawsze okazywało się być wystrzałem z broni, mającym na celu posłać mnie do piachu. Najwidoczniej samotność ma być moim kompanem do końca moich dni. Nie próbuj tyko mi wmawiać że rozumiesz, bo zapewne nie. Ty pewnie masz rodzinę, przyjaciół, dom, kogoś komu możesz zaufać. Więc nie wiesz czym jest prawdziwa samotność. Miesiące siedzenia samotnie w zatęchłych ruinach, z dala od kogokolwiek, w całkowitej ciszy, mając nadzieje że jutro nikogo nie spotkasz. Liczysz wtedy każdą sekundę, minutę, godzinę, uciekającego ci życia. Jesteś wtedy już tylko ty i umierająca nadzieja.

- Pustkowia grają zemną w jakąś chorą grę, w której od początku jestem na przegranej pozycji. One chyba po prostu delektują się moim cierpieniem. Przypisały mi samotność już na wieki, a każda próba walki to ból, łzy, krew i zmarnowana nadzieja. Może po prostu czas dać za wygraną i przestać walczyć? Zejść w cień... i zniknąć?




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 75 gości