Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Rainfall popatrzyła przez chwilę na jej skwaszoną minę, zanim ta zaczęła mówić. Wsłuchiwała się w jej słowa, choć od mniej więcej środka monologu domyślała się, o co chodzi ciemnogranatowej postaci.

-Więc... mogę na ciebie liczyć? - zakończyła krótkim pytaniem Star, które podeszła nieco bliżej. Na boginie, weź się ogarnij dziewczyno, to zwykłe pytanie...

-Jasna sprawa... lepiej nie traćmy czasu - stwierdziła krótko... po czym udała się w stronę jednego z wozów. Po drodze zastanawiała się, czy jej się tylko wydawało, czy prośba Star była wypowiedziana w nieco niepewny, jakby winny sposób. Do tego doszła dziwna sytuacja sprzed chwili i prawie że niebezpieczna bliskość owej klaczy podczas zakładania miniguna. Rain wiedziała, że bardzo to pomogło, ale... mimo wszystko... zarumieniła się nieco i ogarnęła trochę.

- W którym dokładnie wozie leży ten gość? Wiesz coś o nim? - spytała Rain, a następnie po cichu dodała - Poza tym, że prawie go zabiłam?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Uszy Starweave błyskawicznie stanęły dęba kiedy usłyszała ona z jakim entuzjazmem ciemnoniebieska zgodziła się jej pomóc. Chociaż wydawało jej się, że chodziło tu też o coś zupełnie innego. Jednoróżce nie umknęły rumieńce na sierści Rainfall, jednak nie mogła ona mieć pewności, czy zostały one wywołane przez głupią sytuacje, czy też… no właśnie. Star nie miała prawa stawiać wszystkiego na jedna kartę, jednak uśmiechnął się ona w odpowiedzi na myśl iż mogła by mieć każdą z obecnych w obozie klaczy. Jeszcze szerzej uśmiechnęła się na myśl iż mogło by to być jak najbardziej możliwe.

Pewnego dnia na lekcji w Stajni, Starweave została poproszona przez nauczycielkę o zostanie z nią po zajęciach. Stało się to tego samego dnia kiedy Clip Card zorientowała się, czym mała klacz tak bardzo się rozprasza. Clip wyjaśniła wtedy Starweave iż samice kucyków mają największy odsetek homoseksualizmu ze wszystkich ras. Większość klaczek przejawia incydentalne, lub trwałe zainteresowania własną płocią w okresie dorastania. Odczucie pociągu do własnej płci może słabnąc, bądź nasilać się wraz z wiekiem. Jest to związane zaburzeniami rozwojowymi układu hormonalnego i jest to coś zupełnie naturalnego. Układ ten często „nie wychodzi na prostą” pozostawiając zapędy homoseksualne u dorosłych osobników, niekiedy tak skrajnie, że aż uniemożliwiające odbywanie stosunków heteroseksualnych. Starweave nie wiedziała ile prawdy w tym było, ale musiała przyznać, że ta teoria bardzo jej się podobała. Zastanawiała się też w jakim stopniu te „zaburzenia” występują u ogierów. Jak to zwykle bywa jej rozmyślenia zostały przerwane przez kolejne słowa Rainfall.

- W którym dokładnie wozie leży ten gość? Wiesz coś o nim? - spytała Rain, a następnie po cichu dodała - Poza tym, że prawie go zabiłam? – Starweave pociągnęła ją swoją telekinezą lekko za ogon.

- Poczekaj, to… - Star zatrzymała się, rozglądając przez krótką chwilę. – A nie, dobrze to ten wóz. – powiedziała po czym dodała po chwili. – Wiem o nim tylko to, że dosyć mocno śmierdzi, i to, że po tym jak go prawie zabiłaś, on chciał jeszcze zabić mnie. – Odparła lekko, na chwile kładąc swoje uszy. Wyprzedziła Rain, stajać tuż przed wejściem do wozu. Przy pomocy swojej magii, odgarnęła ona materiał odsłaniając zawartość wozu. Były nią skrzynki, oraz śpiący ogier.
Star jako pierwsza skoczyła na wóz, wciąż trzymając materiał tak aby Rain miała miała żadnych problemów z powtórzeniem jej czynności.

Kiedy obie klacze były już na wozie, Star pytającym wzrokiem spojrzała na Rainfall. Następnie kiwnęła do niej i nachyliła się nad swym niedoszłym oprawcą, szturchając go kopytem w nieokaleczone miejsce.
Mimo niezwykle profesjonalnie wykonanego ruchu szturchającego przez Starweave, śpiący ogier nie przedstawiał najmniejszych zamiarów ruszenia się, o obudzeniu się, czy jakiejkolwiek innej aktywności poza oddychaniem, nie mówiąc. Leżał na lewym boku, śpiąc głęboko. Wyglądało na to, że w obecnym stanie mógłby przespać strzelaninę. Albo kolejny koniec świata, na dobrą sprawę. Powtarzanie czynności szturchania przez klacz też nic nie dawało. Najwyraźniej kucyk otrzymał dość pokaźną dawkę odpowiednich środków medycznych.



Tymczasem przy ognisku, Sharp złapał termos w swoją telekinezę i skinął głową w podziękowaniu. Wyciągnął ze swoich juków blaszany kubek i, uprzednio dokonując pobieżnej inspekcji wnętrza tegoż kubka, bo różne rzeczy już w nim znajdować mu się zdarzało, nalał do niego gorącego napoju.

Rozejrzał się po obozie. Zauważył dwie klacze... co one, do cholery, wyprawiają? Poza była dość jednoznaczna, jednakowoż bez ogiera czy też pewnych, rzadkich na pustkowiach, urządzeń, byłoby im ciężko cokolwiek zrobić. Po około dwóch sekundach medyk zorientował się, z czym męczą się dwa kucyki. Widać założenie siodła bojowego nie należało do prostych rzeczy. Ciekawe... zdawałoby się, że kucyk miał je umieć szybko założyć, a tu proszę, pomyślał medyk, lekko się uśmiechając i kręcąc głową w reakcji na dość ciekawe metody klaczy na montowanie uzbrojenia.

Spojrzał z powrotem na okolice ogniska, akurat by usłyszeć, jak Blue go przedstawia. Teraz dopiero zwrócił jakąkolwiek uwagę na trzeciego kucyka.
Poczekał, aż jego przyjaciółka skończy mówić, po czym skinął przyjaźnie głową.
- Miło mi - powiedział z uśmiechem na twarzy. Jednakże tuż po tym spojrzał na Blue z niemym pytaniem w oczach. Co zdołała wyciągnąć z tej całej White Staple? Jeżeli tak w ogóle się nazywała. W jakim stopniu rąbnięta była? W jego spojrzeniu zmartwienie, jakie zagrożenie może reprezentować nowy kucyk, było dość wyraźne. Nie myślał na razie o tym, czy da się jakoś jej pomóc, analizował jedynie zagrożenie dla reszty karawany.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Smród który pochodził od rannego bandyty nie należał do znośnych. W dodatku wypełnił on całe wnętrze wozu, którego okrycie upośledzało cyrkulację powietrza. Żeby było tego mało jego wdychanie wydawało się daremnym poświęceniem. Mimo pokaźnych ukłuć kopytkiem i to prosto między żebra, Starweave nie doczekała się żadnej reakcji. Nawet już chciała krzyknąć do śpiącego jednorożca, ale uznała to za bezcelowe.

Jednoróżka rozświetliła swój róg, bacznie przyglądając się ogierowi. Jego rany wyglądały na dobrze opatrzone, nie doszukała się też niczego co mogło by wskazywać na to iż jednorożec był konający. Popatrzyła ona przez chwile na Rainfall po czym ponownie wróciła do oględzin jednorożca. Podniosła jego powiekę, a następnie zwiększała moc zaklęcia i tym samym natężenie światła, bacznie obserwując reakcję źrenicy na światło. Dopiero po tym wygasiła róg, zostawiając śpiącego w spokoju.

- Nie wiem, śpi jak zabity – powiedziała ciemnogranatowa, spoglądając raz to na klacz, a raz na ogiera. – Możliwe że zapadł w śpiączkę – dodała po chwili, pytająco spoglądając na Rain. Spojrzenie to było przepełnione fałszywą nadzieją. Nadzieją, że Rainfall będzie w stanie coś wymyśleć.
Star zatrzymała się na krótką chwilę, patrząc, w którym wozie powinien leżeć ranny. Szybko udało jej się to zidentyfikować, po czym znowu ruszyły w drogę. Chwilę potem odpowiadała już na zadane przez klacz z minigunem u boku pytanie.

- Wiem o nim tylko to, że dosyć mocno śmierdzi, i to, że po tym jak go prawie zabiłaś, on chciał jeszcze zabić mnie. - powiedziała, a potem zwyczajnie ją wyprzedziła, strzyżąc nieco uszami. Więc chyba logiczne, że jest niebezpieczny... choć w ferworze walki wszystko jest możliwe, pomyślała Rainfall, wchodząc za ciemnogranatową klaczą do wozu. Ta druga zaczęła oględziny za pomocą zwykłego szturchańca w plecy, co - z niewiadomego powodu - nieco rozbawiło Rain. Nie dała jednak tego po sobie poznać.

Niebieska postać z tyłu obserwowała poczynania Starweave, które zdawały się być bezowocne. Do tego smród, choć tak częsty i powszechny na pustkowiach, dawał się we znaki nawet komuś takiemu jak Rain. Ukłucia jednoróżki działały tyle, co zero. Rzeczona klacz dała sobie z tym spokój, spojrzała na tę z siodłem bojowym, po czym zaczęła oglądać rany bandyty nieco dokładniej. Wnioski zapewne wyciągała lepiej niż ona, ale nie było trudnym do odgadnięcia, że pacjent żyje i ma się dobrze - po prostu na nic nie reaguje.

- Nie wiem, śpi jak zabity - rzucił uzdolniony magicznie kucyk, patrząc to na ciemnoniebieską, to na bandytę. Star po chwili dodała również, że mógł zapaść w śpiączkę. To by nie było fajne, pomyślała Rain, patrząc na leżącą na podłodze sylwetkę. W takim razie może spać nawet i kilka lat, a na końcu i tak się nie obudzić.

Całości smaczku dodawał fakt, że Starweave patrzyła teraz na nią, jakby czegoś oczekiwała. Jakby pomocy... od niej? W kwestii medycznej? No chyba nie. Klacz wzruszyła ramionami, a potem zaczęła myśleć.

- Ewentualnie można poprosić Sharpa, by coś z tym zrobił - powiedziała po chwili namysłu Rain. - albo w ogóle spytać się, czy są jakieś szanse na to, że się wybudzi jeszcze w tym miesiącu. Nic innego wymyślić nie mogę - stwierdziła.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Blue siedziała przy ognisku pijąc herbatę i przyglądając się Sharpowi. Gdy podróżujesz z tym samym kucem przez dłuższy okres czasu, zaczynacie się w pewnym momencie rozumieć bez potrzeby użycia słów więc bez problemu zrozumiała o co ją przyjaciel pytał. Pociągając kolejny łyk z kubka spojrzała się na Sharpiego zastanawiając się co dalej zrobić z nową. W końcu odstawiając kubek na bok zaczęła mówić do przyjaciela.

- White jest na pustkowiach dopiero tydzień i szuka kogoś kto mógł by jej pomóc w nauce przetrwania na pustkowiach. A jako że wiem że ty pewnie chcesz pociągnąć tą karane dalej myślałam że by mogła się zabrać z nami. Do najbliższej osady może być kilka dni drogi i zdaje mi się że to wystarczająco dużo czasu żeby nauczyć kogoś przynajmniej podstaw.
[Obrazek: signature.php]
Sharp skinął głową. Blue mówiła spokojnie i wyglądało raczej na to, że kucyk nie stanowi aktualnie zagrożenia. Dopiero po "wyeliminowaniu" domniemanego zagrożenia i po wspomnieniu tego przez niebieskiego kucyka, medykowi przyszło do głowy, że kucykowi należy pomóc. Normalnie sam by o tym pomyślał, jednakowoż wciąż odtwarzał w swych myślach, raz za razem, niedawną konwersację z Xanderem. Oczywiście, że trzeba jej pomóc. Cholera, czemu oni wszyscy w ogóle wyłażą? Zapytał sam siebie jednorożec.
Wiedział, że prawdopodobnie opuszczenie bezpiecznego schronu nie zależało od samej White, jednakże nie mógł się odpędzić od kwestii tego, z jakiego powodu dokładnie wylazła. Nie miał zamiaru się o to pytać. Nie uczyniłoby to nic dobrego, prócz zaspokojenia ciekawości medyka, a mogło doprowadzić do rozgrzebania niedawnych, a na pewno nieprzyjemnych wspomnień ze strony White.

Do Sharpa wtedy dotarło co innego. Tydzień. Tylko tydzień była na zewnątrz. Wolał nie myśleć, jakim szokiem było wyjście na pustynię. Albo i do zniszczonego miasta. Skąd miał wiedzieć, gdzie było wyjście z jej Stajni? Westchnął w duchu. Miała szczęście, że jeszcze żyje. I, że natrafiła na karawanę, nie bandę bandytów. Ich karawanę, poprawił się kucyk. Poznał paru karawaniarzy, którzy by takiego kucyka wykorzystali, a potem zabili. Cóż, czego innego się spodziewać, gdy na pustkowiach ląduje bezbronny kucyk.

- Miałaś dużo szczęścia, tak przeżyć pierwszy tydzień i wyjść z tego cało. I jeszcze więcej, znajdując nas - rzucił do kucyka w kombinezonie Stajni, zanim zdążył się zastanowić dokładnie nad swoimi słowami.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Starweave siedziała tak koło nieprzytomnego kucyka, nie za bardzo wiedząc co począć dalej. Ku jej zaskoczeniu, Rainfall udało się jednak podsunąć jakiś dobry pomysł. Chodź dobry wydawał się tylko na początku.

- Sharp? – Zapytała niezdecydowana, jednak już po chwili, z dalszych słów ciemnoniebieskiej udało jej się wywnioskować o kogo chodzi. – A tak, Sharp - powtórzyła. ”Dobre imię jak na chirurga… i do tego dosyć cięte rozchmurzyła się nieco w duchu. Star jeszcze przez jakiś czas wpatrywała się w róg jednorożca. – Myślisz, że się zgodzi? – Zapytała bardziej siebie niż będącą w pobliżu Rainfall, wciąż uparcie przyglądając się magicznemu narządowi ogiera.

- Dobra – dodała po krótkiej chwili. – Ładny uśmiech, wielkie oczka. Zobaczę co da się zrobić. – powiedziała kierując się ku wyjścia z wozu. Następnie zeskoczyła z niego spoglądając na grupkę kucyków, która zebrała się wokół ogniska. W dalszym ciągu był tam medyk. Starweave poprawiła swój płaszcz, po czym lekkim galopem zbliżyła się do centrum obozowiska. Diametralnie zwolniła przed samym końcem trasy, tak by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Już w tym monecie mogła słyszeć słowa Sharpa na temat nowoprzybyłej.

Spowodowały one, że jednoróżka przypomniała sobie swoje pierwsze dni na pustkowiach. Przypomniała sobie jak arogancko z podniesionym czołem opuściła swój schron, który był dla niej taki niesprawiedliwy i rzekomo tak strasznie ją ograniczał. Natomiast już kilka godzin później, wypłakiwała się ona gdzieś pomiędzy pudłami w opuszczonych ruinach. To była ta cześć nieprzyjemnych wspomnień, pod którymi rysik jej kredki za każdym razem się łamał i z tego powodu, nie mogły się znaleźć w jej pamiętniczku.

Starweave zajęła miejsce koło jasnobrązowego ogiera, po czym usiadła, odpowiadając witającym skinieniem głowy na wszystkie wycelowane w nią spojrzenia. Będąc pewna, że jednorożec nie ma już nic więcej do powiedzenia, puknęła go leciutko w bok aby zwrócić jego uwagę.

- Chciała bym cię poprosić, kiedy tylko będziesz miał chwilę. – Powiedziała bezpośrednio do Sharpa. – Nie musisz się speszyć, to może poczekać – ”I lepiej by poczekało” – dodała w myślach klacz z rogiem. Już w tym monecie zastanawiała się, co mogła by mu powiedzieć na wozie.
Blue chwilę porozmawiała z owym ogierem, który przyszedł. Najwidoczniej znali się, i całkiem dobrze. White miała zwyczaj nie wtrącać się w rozmowy, gdyż nie było to zbyt uprzejme. Dobre maniery ceniła sobie wysoko, gdyż lubiła się jako tako dobrze zachowywać.

- A właśnie wy się chyba nie znacie. Sharpi, poznaj White Staple - powiedziała odwracając głowę w jej stronę, a następnie kontynuowała. - White, poznaj Sharp Crossa, mojego dobrego przyjaciela i kuca wraz z którym zwiedziłam nie mały kawałek pustkowi.

- Miło mi - rzucił ogier z uśmiechem na twarzy. White również się uśmiechnęła, a następnie skinęła głową, w celu zrozumienia słów ogiera. Odzywać się nie chciała, gdyż cały czas próbowała przypomnieć sobie piosenkę, którą kiedyś wymyślił jej ojciec. Melodię jak zawsze znała, aczkolwiek ze słowami było gorzej. Chodziło głównie o ostatnie kilka wersów, które zawsze sprawiały jej problemy, z zapamiętaniem, gdyż piosenek znała dość sporo.

Blue zaczęła coś mówić do tego ogiera, lecz White nie interesowało nic innego, poza przypomnieniem sobie słów piosenki. Dlatego też ignorowała słowa niebieskiej klaczy, która opowiadała o niej.

Nagle jednak odezwał się ogier. Mówił on do Staple, wyrywając ją z zamyśleń. Nieszczęśliwym jednak trafem białogrzywa klacz nie wsłuchała się dokładnie w monolog Sharpa, więc była zmieszana, i nie wiedziała co odpowiedzieć. Zrobiła pierwsze, co jej przyszło do głowy. Mianowicie pokiwała głową, a następnie szybko odpowiedziała "Tak, masz rację." Następnie się uśmiechnęła, i miała nadzieję, iż nie palnęła jakiejś głupoty.
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Sharp czekał na jakąkolwiek odpowiedź ze strony White. Cały czas popijał herbatę, nie zwracając na to żadnej uwagi. Napój był świetny jak zawsze. Nigdy nie mógł go dorwać nigdzie, po za zapasami Blue. Wielokrotnie zastanawiał się, skąd ona bierze coś tak rzadkiego w niemalże przemysłowych ilościach. Wniosek był zawsze jeden i ten sam: musiała herbatę wyczarowywać z powietrza. Nie było to aż tak nieprawdopodobne, istniały zaklęcia tworzące rzeczy z czystego powietrza, jednak nigdy nie były one trwałe, a same zaklęcia nie należały do łatwych.

Usłyszał lakoniczne potwierdzenie jego słów przez kucyka ze Stajni. Liczył na coś więcej, ale, cóż: najwyraźniej nie chciała z nim rozmawiać. Nie miał jej tego za złe. Nie był pewien, czy chce prowadzić konwersację z kucykiem w takiej sytuacji. Jedno złe słowo i mogłaby całość się źle skończyć.

Jednorożec wziął kolejny łyk herbaty ze swojego starego, blaszanego kubka. Ten kubek więcej z nim przeszedł niż niejeden kucyk. W zasadzie... tak jak większość moich rzeczy, pomyślał medyk. Uderzyła go ta myśl, jak to na Pustkowiach trwalsze i bardziej zaufane są zwykłe przedmioty materialne niż inni przedstawiciele własnego gatunku. Westchnął cicho, wpatrując się wciąż w ten nieszczęsny kubek, który go skłonił do takich rozmyślań.

Spojrzał w dal przez jedną z przerw w barykadzie. Południe minęło już jakiś czas temu. Nie było sensu wyruszać teraz, zaraz, jeżeli nie mieli zamiaru maszerować w nocy. Nie wiedział jak inni, ale on na pewno takiego zamiaru nie miał. Lepiej by było przespać noc tutaj, co z kolei powodowało konieczność wystawienia wart... ale tak będzie w zasadzie wszędzie. Rano wyruszą. Sharp miał nadzieję, że znajdzie kogoś do ciągnięcia pierwszego wozu. Pozostałe brahminy wyglądały na w pełni zdrowe. O ile można tak powiedzieć o kimkolwiek na Pustkowiach.

Były to zadziwiające stworzenia. Po odpięciu od uprzęży, znalazły sobie jakimś cudem jedzenie i przebywały w pobliżu. Kucyki zazwyczaj traktowały je jak zwierzęta. Co ciekawe, posiadały zdolność mowy, ale niewiele więcej. Sharpowi przypomniały się pewne mądre słowa, które usłyszał gdzieś, ale nie był pewien gdzie: "Umiejętność mówienia nie czyni inteligentnym". I to właśnie przedstawiały brahminy. Porozmawiać się z nimi nie dało o niczym, najwyżej wymienić kilka słów. Miały proste umysły, bliżej im było do zwierząt niż kucyków. Z tym, że były bardziej zaradne i więcej rzeczy rozumiały niż przeciętne zwierze. Może to była kwestia dwóch głów.

Sharp niemalże podskoczył, zaskoczony nagłym dotykiem kopyta z boku. Wyrwany natychmiast ze swojego zamyślenia, spojrzał w kierunku intruza. A tymże właśnie intruzem okazała się klacz jednorożca; Starweave, jak sobie przypomniał. Otworzył szerzej oczy z zaskoczenia, a w jego głowie telepało się pytanie, czego ona może niby od niego chcieć. Nie wyglądała na spanikowaną, więc nic poważnego się nie stało. Tyle dobrze, pomyślał medyk, spoglądając na kucyka, który przerwał mu bezcelowe wpatrywanie się w przestrzeń i rozmyślanie.


- Chciała bym cię poprosić, kiedy tylko będziesz miał chwilę. Nie musisz się speszyć, to może poczekać - Ciekawe o co jej chodzi... znowu, pomyślał jednorożec, przypominając sobie, jak, w zasadzie przez "sugestię" tego właśnie kuca, wybrał się w poszukiwaniu niezwykle zaawansowanego i profesjonalnego sprzętu wymaganego do rozpalenia ogniska i nie spalenia przy tym całego obozu, czyli patyków i kamieni. Wycofał się myślami z tamtych chwil i wrócił do teraźniejszości.

- A można wiedzieć, o co chodzi? - zapytał się bezpośrednio, biorąc kolejny łyk herbaty i przekrzywiając lekko głowę pytająco.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 81 gości