Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Starweave była zawiedziona reakcją jak i odpowiedzią jednorożca. Ogierowi w sumie już na niczym nie zależało, był przekonany, że po prostu przyjdzie mu niebawem umrzeć. W sumie Jednoróżka nie miała mu się co dziwić, kucyk autentycznie był w sytuacji bez wyjścia. Była na ich łasce i nie łasce, albo raczej łasce w niełasce, bo jedyne na co mógł obecnie liczyć, to jak najszybsza i bezbolesna śmierć. Star dobrze zdawała sobie sprawę, że nawet gdyby ona się zlitowała, pozostałe kucyki najprawdopodobniej nie były by już takie skore do tak olbrzymiego gestu, dla takiego zwyrodnialca.

Star podniosła się na wszystkie cztery nogi, po czym rozświetlając nieco jaśniej swój róg, rzuciła ogierowi pełne politowanie spojrzenie. – Wiesz, gdyby nasz szef wyszedł z tego cało, pewnie dawno byś już nie żył. Ba gdyby tu były inne kucyki, całe to przestawienie wyglądało by zupełnie inaczej, zapewniam cię. – Powiedziała dosyć poważnie, kładąc do połowy uszy. – Twoja sierść i skóra została by zdarta do gołych mięśni na żwirze i piachu. Każda większa kość została by złamana, a uszy i nie tylko, najprawdopodobniej wycięte do samej czaszki. – Star nie znała się zbytnio na torturach, ale czasami zdążało jej się słyszeć oszczerstwa swojego „kolegi” z pracy, który został oszukany przez innego kupca.

- Ty zostałeś opatrzony, wyleczony, ja jestem grzeczna i nikt cię nie krzywdzi. Naprawdę, ile kucyków jeszcze poza mną robi takie przesłuchania? – Star wiedziała, że aby przekonać tego jednoroga do prawdomówności, a właściwie do powiedzenia czegokolwiek, będzie musiała go ona przekonać iż wyjdzie z tego cało. To jednak nie wchodziło w grę, było zbyt trudne, wiązało się z przytulaniem i długim czasochłonnym pocieszaniem delikwenta. Jednoróżka nie była pewna czy ona faktycznie na to zasługiwał, a poza tym za bardzo śmierdział. Ale Starweave znalazła w swoim umyśle coś lepszego.

Klacz zdecydowała się dać mu coś zupełnie innego, nadzieję. Coś co zdeterminowało by go w pracowaniu swoim pyszczkiem, a jednocześnie nie było by stertą trudnych do przepchnięcia kłamstw.
Jednoróżka na chwile „wyłączyła światło” i aktywowała telekinezę którą przyciągnął poharatanego blisko siebie. Następnie nachyliła się ona nad głową ogiera i starając się ignorować alarmowe sygnały ze swojego nosa, przystawiła swój pyszczek do jego ucha. Z jego wnętrza wydobyły się szepty.

- Posłuchaj, to ja cię uratowałam i to ja będę odpowiedzialna za twoją egzekucję. Ja jestem dobrym kucykiem...”Cholera, ale ja mam o sobie wysokie mniemanie” ...jeśli powiesz mi prawdę, obiecuję, że wyceluję broń w niebo przed oddaniem strzału i pozwolę ci odejść wolno. – Star już miła się oddalić ale, przybliżyła pyszczek z powrotem do jego ucha. – Musisz mi zaufać. To jest twoja ostatnia szansa i naprawdę, nie masz wyboru. – Wyszeptała, po czym oddaliła głowę. Ponownie skąpała swoją jak i ogiera twarz w blasku światła magicznego rogu. Star zatopiła się swoim spojrzeniem w dwóch znajdujących się na przeciwko niej oczach. Kiwnęła ona swoją głową, utwierdzając ogiera w przekonaniu, aby uczynił jak prosiła.
Kucyk wpatrywał się w Starweave, słuchając uważnie. Łzy cały czas spływały z jego oczu, ale próbował się skupić i poradzić sobie z atakiem paniki, który uderzył go chwilkę wcześniej. Nie wychodziło mu to za dobrze, ale wciąż lepiej niż wcześniejsze próby.
Skończyło się na tym, że mniej-więcej zrozumiał, o co chodziło klaczy, oraz udało mu się uspokoić oddech, co zmniejszyło w jakimś stopniu ilość nieprzyjemnych zapachów w pomieszczeniu. Nie o wiele, nie nawet o tyle, by to było wyczuwalne, ale przynajmniej Starweave nie otrzymywała kolejnych dawek z taką częstotliwością. Oczywiście, w tej chwili już tego nie czuła, ale to zawsze coś... prawda?

Gdy klacz wspomniała o "puszczeniu wolno", tak wytrzeszczył oczy, że Sharp, siedzący z tyłu, a niewidoczny dla jeńca, miał uzasadnione obawy, że będzie musiał wspomniane oczy łapać i umieszczać z powrotem w oczodołach, gdy już wypadną. Na szczęście nic takiego się nie stało, a bandyta po chwili przyjął mniej grożący utratą wzroku wyraz twarzy.

Sam leżący zaś nie wiedział już, co ma myśleć. Z jednej strony niemożliwym było, żeby ot tak go puścili wolno, z drugiej zaś wyglądało na to, że klacz mówi szczerze. Jednorożec, starając się myśleć nieco spokojniej i sprawniej, doszedł do wniosku, że nawet gdy mu nie uwierzą, nie ma nic do stracenia, a jego słowa mogą uczynić coś dobrego. Chciał westchnąć, ale nie wyszło mu, gdy znowu zaczął płakać.
Skinął głową lekko.

- Nie wiem jak... jak za-zacząć - jednak mimo wszystko jakoś zaczął, cicho, jąkając się i drżącym głosem - zostaliśmy porwani, o-oni wy... użyli nas jako m-mięsa armatniego - jego głos co chwilę się załamywał, a sam on cały się trząsł, ale dalej mówił, choć z widocznym wysiłkiem. Wziął głęboki oddech, a potem drugi. Niewiele to dało, ale przestał się aż tak trząść. Nie miał zamiaru tak się załamać, ale nie mógł z tym nic zrobić.
- P-przepraszam, że strzelałem w ciebie... n-nie mieliśmy nawet mieć b-broni... czy k-toś jeszcze p-przeżył? - zapytał, ponownie tym samym, słabym, głosem. W jego ostatnich słowach słychać było rozpacz i ledwo słyszalną nutkę nadziei. Znikomej.



Pod włazem nie było widać wiele. Wątłe promienie światła jakimś cudem przebijające się przez barierę chmur ukazywały jedynie początek drabinki, zachowanej w całkiem dobrym stanie, oraz przejście, na tyle szerokie, żeby kucyk mógł bezproblemowo zejść w dół... albo i wejść na górę. Niestety, klacz nie mogła dostrzec jak głębokie jest przejście. Ze środka nie było nic słychać. Wyglądało na to, że bez jakiegoś źródła światła się nie obędzie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Blue siedziała jeszcze chwile dojadając swoje jabłko pochłaniając je w całości wraz z ogryzkiem żeby się nic nie zmarnowało. Powoli stając i otrzepując swój zad i pozostałości ogona z kurzu, z czego ta ostatnia część jej ciała sprawił że humor jej trochę się popsuł. Przerywając nieprzyjemny ciąg myśli zanim ten na dobra sprawę zdążył się rozwinąć do stanu w którym mógł by stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla już nadwyrężonego stanu psychicznego Blue powróciła do świata rzeczywistego. Odwracając głowę w kierunku Xandera wysłuchała ona jego prośby o zachowanie jego prawdziwej tożsamości w tajemnicy, co jej w ogóle w jego wypadku nie wydało się dziwne.

- Nie ma problemu Rusty. Ale wiedz że nic nie ma za darmo, utrzymam to w tajemnicy tak długo jak ty nie będziesz dzielił się moją historią z kim popadnie. - odpowiedziała Blue na pytanie zamaskowanego kuca po woli ruszając za nim dookoła obozu. Planowała zrobić z nim z 2 kółka i wrócić z powrotem do ogniska wrócić do swojej książki. Z rozmyślania na temat tego kiepskiego romansidła wyrwało ją kolejne pytanie Rustiego dotyczące tym razem White i jej historii.

- White tydzień temu wyszła ze swojej Stajni na pustkowia. Na dobrą sprawę można powiedzieć że tydzień temu urodziła się na nowo w piekle. Pustkowia jeszcze nie zdążyły się do niej dobrać i mam nadzieje uchronić ją przez jak najdłuższy czas przed tym. O jej historie musisz zapytać ją samą, ja nie za bardzo lubię obgadywać innych za ich plecami, no chyba że mi podpadną. - odpowiedziała Blue idąc cały czas zaraz obok Rustiego - A poza tym, jeszcze nie wiem co jej władowali do łba w tej stajni, więc uważaj przy niej na razie bo nie wiadomo jak na ciebie zareaguje.
[Obrazek: signature.php]
Ciemnogranatowej klaczy udało się już nie co oswoić z wszechobecnym smrodem. W pewnym monecie jej mózg, próbował nawet zidentyfikować owe zapachy i do czegoś je przyrównać. Na szczęście, jego właścicielka w porę przerwała te skomplikowane procesy biochemiczne, co diametralnie zwiększyło prawdopodobieństwa, że znajdujące się w jej brzuszku bombki cukrowe, jednak zostaną strawione. Fakt, że ów odór, nie był faktycznie aż tak strasznie drapieżny, a jednoróżka na szczęście nie była jakoś strasznie przejedzona, pozwolił klaczy skupić się na jej zadaniu. Dodatkowo stanęła ona, prostując wszystkie swoje kończyny, z racji tego, że nie było już potrzeby aby „jeniec wojenny” chuchał jej prosto w pyszczek.

- Star rozmyślała przez jakąś chwilę nad całą tą sytuacją, łącząc puzzle ze sobą. Jego odpowiedz trochę ją rozczarowała. ”Mięso armatnie? I to wszystko? Żadnego dodatkowego przeznaczenia?” Rozmyślała klacz. ”Z drugiej strony, to ma jakiś sens. Biegnij przed siebie, albo strzelą ci w plecy. Co on biedny miał niby innego zrobić? ” Star jeszcze przez chwilę przyglądała się jednorożcowi pod nią, dokładnie analizując jego słowa. Widziała łzy w jego oczach. ”Tak to by wiele wyjaśniało, chociaż, jednak nie. Skąd on do cholery miał gnata 9mm, i scyzoryk, i konserwy? Co to do cholery ma znaczyć? Jednak mimo wszystko jego reakcja jest taka prawdziwa...„ Starweave zdawała sobie sprawę, że ów kucyk faktycznie nie był bandytą, albo nie był tylko bandytą. Jednak postanowiła tymczasowo mu uwierzyć, zachowując ostrożność. Jej dociekliwość była jak najbardziej usprawiedliwiona. Z całą pewnością, nie przeżyła by bez niej na pustkowiach Equestrii.

- Tak przeżyło nas więcej, myślę, że damy sobie radę. – Powiedziała niepewnie, spoglądając raz na Sharpa, a to raz na Rainfall. Wróciła wzrokiem na śmierdziucha, już miała coś powiedzieć na temat tego, że ogier otworzył do niej ogień, ale zawahał się i ostatecznie postanowiła nic nie otwierać pyszczka w tej sprawie.
- Powiedziałeś że cię porwali, zatem kim jesteś i jak udało ci się ujść z życiem tak, aby wzięto cię żywcem? Twoi kole... oprawcy, nie sprawiali wrażenia chcących pozyskać więcej tego... mięsa armatniego. – Jednoróżka zrobiła którą klimatyczną pauzę, po czym przemówiła bardziej poważnym tonem.

- Wiesz o nich coś więcej? Czy uderzyła na nas cała grupa? Czy może jakaś większa lub mniejsza cześć tej wesołej gromadki wciąż gdzieś jest i nam zagraża? – Star, znacznie zwiększyła pobór mocy przez zaklęcie światła. Jej rozświetlony róg pozwalał teraz dostrzec każdy szczegół wnętrza wozu. Klacz miała nadzieję dokładniej przyjrzeć się sierści poranionego jednorożca i zobaczyć na niej blizny po torturach.
Oblicze jednorożca aż rozjaśniało, gdy Starweave wspomniała o tym, że inni przeżyli. Przez chwilę wyglądał, jakby na jego pyszczku miał się uformować faktyczny uśmiech.
Wyraz ten zniknął, gdy klacz ponownie zaczęła się dopytywać, ale i tak był o wiele bardziej pozytywny niż wcześniej. Wyglądało na to, że miał na coś nadzieję. Dużą. Gdy klacz skończyła mówić, jeniec zamknął oczy na kilka sekund, zbierając myśli, po czym zaczął się znowu trząść i otwarł oczy, mrugając gwałtownie. Ponownie oddychał szybko, lecz po krótkiej chwili udało mu się uspokoić coś, co było najwyraźniej atakiem traumatycznych wspomnień.

- J-jestem Hilo - zaczął mówić, gdy jakoś pokonał burzę w swojej głowie - porwałem f-fragment juków jednego z-z... n-nich... w-w-środku był pistolet... p-p-potem tylko biegłem i się schowałem. P-przepraszam, że do was strzelałem, m-myślałem, że j-jakoś ucieknę - mówił powoli i cicho, z wysiłkiem składając zdania, ale czyniąc co tylko mógł, żeby być grzecznym, współpracującym jeńcem. Potem Starweave zapytała się o szczegóły.
Kucyk wydawał się kurczyć pod pytającym wzrokiem klaczy.
- Napadli na na-naszą osadę... część t-tam z-została... J-jak długo byłem... - przełknął ślinę i spojrzał na Starweave. Nie trudno było się domyślić, o co pytał.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Xander szedł spokojnie i obserwował uważnie okolice, równocześnie słuchając słów Blue, idącej zaraz obok. Uważniej wysłuchał pobieżnych informacji na temat White. - A poza tym, jeszcze nie wiem co jej władowali do łba w tej stajni, więc uważaj przy niej na razie bo nie wiadomo jak na ciebie zareaguje.- Ogier zawsze traktował wszelkie przestrogi poważnie, gdyby nie to, miał by parę dodatkowych dziur w głowie. Tak samo zamierzał postąpić i w tym przypadku. - Dzięki. Będę miał to na uwadze.- Młodzik uciął krótko i zaczął powoli zagłębiać się w myślach. Jestem ciekaw dlaczego opuściła stajnie. Jedzenie, dom, przyjaciele i rodzina... bezpieczeństwo. Jak dla mnie to brzmi jak istny raj. Może była ciekawa... Trawa wydaje się być zieleńsza po drugiej stronie ogrodzenie. Chyba że... chyba że naprawdę podpadła reszcie i ci chcieli ją ukarać w jakiś okrutny sposób. Co może być gorszego od dostania kopa z raju i wylądowania na pysku w samym środku zapomnianego przez boginie piekła. Czyli są dwa wyjścia, albo była ciekawska i doznała traumy na powierzchni, albo udaje. Tak czy siak, może stanowić zagrożenie.

- Za chwile będzie mi brakować oczu by obserwować podejrzane kucyki w tej karawanie. - Ta a raczej wszystkich, tylko niektórych nieco uważniej. Zebra rzuciła nieco bez namysłu, lecz się tym zbytnio nie przejęła. Xander ponownie przekierował większą część swojego skupienia na zadanie, do którego milczkiem sam się zgłosił. Szedł dłuższą chwilę w absolutnej ciszy zarówno fizycznej jak i duchowej. Lecz ta cisza została zmącona przez drobny impuls. Staną on momentalnie w miejscu i wystawił przednie kopytko by zatrzymać swoją towarzyszkę. Odwrócił głowę do błękitnej i przystawił kopytko do swojej maski dając jej do zrozumienia by była teraz cicho. Następnie wskazał skinieniem coś pod kołem wozu.

Początkowo były tam tylko kamienie, lecz jeden był niezwykły, gdyż się co jakiś czas poruszał. Po lepszym przyjrzeniu się uw kamyk okazał się być brązowo-rudą myszą która szukała pod wozem czegoś do zjedzenia. Nie znajdując nic myszka skierowała się w stronę pustyni. Młodzik powoli odchylił płaszcz. Dwa szybkie ruchy kopyt posłały z pod rękawów dwa ostrza, prosto w niczego niespodziewającą się mysz. Pierwsze z nich trafiło tuż przed gryzonia przez co ten staną jak wryty. Drugie z ostrzy dosięgnęło swego celu przeszywając ją na wylot i przygwożdżając ją do ziemi.

Xander lekkim krokiem podszedł do swojej zdobyczy, zebrał ostrza i zabrał się do rozprawiania myszy. Jednym ruchem odciął głowę, następnie rozciął jej brzuch i wydłubał wnętrzności na ziemie. Po wstępnej obróbce grzebną w juku ze złomem by znaleźć w miarę szczelną puszkę, do której wrzucił ciało myszy. Schował puszkę i odwrócił się do Blue. - Przyzwyczajenie. - powiedział. - Potrafię je nawet nieźle przyrządzić. - Nie zwracając większej uwagi na reakcje niebieskiej klacz, zaczął iść dalej kontynuując patrol.

Mijając kolejny wóz do jego uszu doszły zniekształcone urywki rozmowy. Zwolnił krok i podszedł bliżej do ściany wozu, by w końcu stanąć tuż przy nim. Delikatnie zbliżył ucho do materiału okrywającego wóz i wytężył słuch. - ...część tej wesołej gromadki wciąż gdzieś jest i nam zagraża? - Po chwili młodzikowi udało się zidentyfikować kto wypowiedział ten urywek zdana. To chyba ta Star. Następne słowa były zbyt ciche, by były zrozumie. ogier pociągną kaptur lekko do tyłu odsłaniając jedno uchu. Zabieg ten nie pomógł wiele ale słowa stały się możliwe do rozszyfrowania. - Napadli na na-naszą osadę... część t-tam z-została... J-jak długo... - Co tam się odbywa? Machną kopytkiem na Blue by podeszła. odsuną się cicho od wozu i następnie spytał się jej szeptem - Masz pojęcie co tam jest grane?
Reakcja jednorożca była tak gwałtowana, że aż ciemnogranatowa klacz, początkowo się przestraszyła. Chwile po tym, naprawdę zrobiło jej się żal poharatanego ogiera. W tej chwili naprawdę chciała by dotrzymać swojego słowa. A nawet miała nadzieję zaoferować biedakowi coś więcej niż tylko wolność. W świetle swojego rogu, Star widziała blizny, a nawet całkowite braki sierści w pewnych miejscach. Widok ten nie pozostawiał wiele do myślenia.

” Więc napadli na osadę, a sądząc po jego bliznach i poziomie smrodu, było to tak dawno temu, że do tego czasu pewnie większość osadników została już zabita, ogiery zaszczute, a klacze rozepchane. Szlag, dlaczego ja jestem taką pesymistką w tej kwestii? Może to naturalne na pustkowiach? Star położyła uszy, zamykając oczy i spuszczając pyszczek w dół. ”Biedne kucyki. Nic im już nie pomoże, a finał tego najpewniej będzie taki, że ten tutaj zostanie jedynym ocalałym ze swojej osady.”

Klacz powoli otworzyła powieki, z wielkim bólem spoglądając na swojego rozmówcę. - Od jakiś sześciu godzin. Jest już popołudnie tego samego dnia, który przyniósł śmierć tak wielu kucykom. - Zrobiła krótką pauzę, nieco zmniejszając poziom mocy zaklęcia światła. Jednoróżka nigdy by tego otwarcie nie przyznała, ale maiła już dość czarowania na dzisiaj. Rozganianie mroku swoją magią nie było jakimś specjalnym wysiłkiem, ale jednak bitwa, sprzątanie zwłok, zabawa ze skrzynkami i w końcu stres pochodzący z całego dnia, odcisnęły na jej rogu swoje piętno. Klacz nie była w stanie jednoznacznie nazwać uczucia które towarzyszyło jej przeciążeniu magicznemu. Nie było ono na te chwilę nieprzyjemne i tak wyraźne jak zazwyczaj. Jednak Star już dobrze wiedziała, że tego dnia będzie spać wyjątkowo słodko, jak małe źrebie, o ile będzie taka możliwość.

- Wiesz czego chcieli bandyci? Potrafił byś wskazać położenie swojej osady. ”Dobrze było by to wiedzieć by przypadkiem nie władować się w jeszcze większe łajno. „ Starweave przez jakiś czas już nic nie mówiła, gdy nagle uderzyła ja złota myśl.

- Hilo, a czy przypadkiem to nie twoja osada spodziewała się naszej karawany i zaopatrzenia? – Zapytała szybko z nieukrywaną ciekawością, nim ogier zdążył zareagować na jej wcześniejsze pytanie.
Klacz popatrzyła w ziejący z ziemi otwór i powiedziała sama do siebie: - No to git. - rozglądnęła się po okolicy i znalazła trochę drewna, wybrała to co będzie dobre na pochodnię a z reszty postanowiła rozpalić ogniska, wyciągnęła skrawek jednej z szmatek do czyszczenia broni, polała ją jakimś wysokoprocentowym, żrącym oparami oczy alkoholem, łyknęła sobie jeden łyk i schowała butelkę do torby, z magazynka karabinu wyciągnęła jeden nabój który ostrożnie rozdzieliła na pocisk i łuskę oraz proch.

Po dłuższej chwili poradziła sobie z mocowaniem szmatki do kawałka drewna, wysypała proch i wyciągnęła zapalniczkę. Popatrzyła na swoje dzieło - Spektakularne... - po tym słowie przyłożyła zapalniczkę do skleconego prowizorycznego lontu po czym szybko zwiała wraz z zapalniczką na bezpieczną odległość. Gdy doszło do reakcji i pochodnia zapaliła się klacz podeszła z nią do włazu i zrzuciła ją na dół, zrzuciła tam też drewienka po czym popatrzyła na dół i wślizgnęła się z butelką alko oraz pistoletem do włazu.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Hilo pokiwał głową, gdy Starweave odpowiedziała, mówiąc o sześciu godzinach. Obraz sytuacji jakoś mu się w głowie składał. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że Starweave go okłamała, nawet jeżeli nie było to zamierzone, w kwestii tego, kto przeżył bitwę.
Gdy klacz spytała się o lokalizację osady i motywy bandytów, uszy ogiera, po raz pierwszy od jego przebudzenia się, podniosły się. Powoli, jakby niepewnie, ale jednak.
- Chyba część chciała nas sprzedać do niewolnictwa, a inni... - przełknął ślinę i spojrzał na wyjście z wozu - zabić... c-chyba się o to pokłócili, a potem część wzięła młodsze o-ogiery z o-sady i... przyszli t-tu.

Podczas tej wypowiedzi ogier ze stanu promieniowania wręcz nadzieją wrócił do stanu poprzedniego, jakby sobie zdał z czegoś sprawę, bądź o czymś przypomniał. Pewnym było, że uznał, że jest wysokie prawdopodobieństwo wyjścia z tego, a może i uratowania jego osady.
Wtedy Starweave zadał kolejne pytanie. Spojrzał jej w oczy, zdezorientowany i zaskoczony.

- Nie wiem... J-ja tylko meble składam... - powiedział, wkładając widoczny wysiłek w kontrolowanie swojego głosu. Wziął głębszy oddech, jakby zbierał siły i zadał jedno pytanie, na które odpowiedź mogła zaważyć o jego dalszym życiu - p-pomożecie nam? T-tam są dzieci... moja młodsza s-siostra... - tego co miał powiedzieć dalej, nie powiedział. Z dość prostego powodu; zaczął bowiem ponownie szlochać cicho. Zacisnął powieki i odwrócił głowę od klaczy, kładąc uszy po sobie. Wyglądało, jakby próbował walczyć, ale przegrywał z niedawnymi wspomnieniami.



Iron niewiele zobaczyła, zrzucając prowizoryczną pochodnię na dół. Ot, fragment metalowej podłogi i sporo kurzu.
Gdy zlazła na dół, widok nie poprawił się jakoś specjalnie. Przed nią był krótki, podziemny korytarz, wiodący lekko w dół. Po lewej stronie korytarza leżało kilka sporych kawałków złomu, przypominających nieco szyny kolejowe, które, nawet po apokalipsie, można było zobaczyć tu i tam. W niektórych miejscach pustkowi cały czas jeździły po nich pociągi.

Po prawej stronie, na końcu korytarza, Iron mogła dostrzec zarys drzwi, jednakże słabo widoczny ze względu na ograniczone możliwości jej źródła światła.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
P-pomożecie nam? T-tam są dzieci... moja młodsza s-siostra... – usłyszała Starweave, po czym obserwowała jak leżący naprzeciw niej jednorożec, powoli się załamuje. Jego słowa były wyjątkowo bolesne. W pełni rozumiał ona teraz jego ból oraz smutek. Jednoróżka położyła swoje uszy i stała tak przez parę chwil. Poczęła rozmyślać o jego wcześniejszych słowach. ”Czybym miała racje? Bardzo prawdopodobnym jest, że ta karawana była przeznaczona dla tamtej właśnie osady. A nawet jeśli nie, to możliwe że miała tam mieć chwilowy postój. To jest to, ktoś się musiał nas spodziewać, inaczej te pierdolce nie wzięły by ze sobą mięsa armatniego.

Starweave zaobserwowała kolejne objawy skrajnej rozpaczy. Ten kucyk nie tylko okazał się normalną czującą istotą, ale także miał dobre serce. W obecnej sytuacji, będąc w jego sierści, Starweave martwiła by się i wyłącznie o siebie. A może to dla tego, że jeszcze do tej pory, nie pozyskała w sowim życiu nic bezcennego? Jednoróżka na te myśl spochmurniała jeszcze bardziej. Jednak najbardziej dołującą dla niej rzeczą, nie był nie tyle dramat młodego ogiera, a brak możliwości udzielenia mu odpowiedzi. Nie mogła mu powiedzieć „tak”, ale nie była też w stanie otwarcie przyznać prawdy. Co gorsza nie wiedziała, co w ogóle mogła by mu powiedzieć. To była dosyć przygnębiająca sytuacja, przez którą zrobiło jej się jeszcze bardziej żal młodego jednorożca. Starweave może nawet była by skłonna go przytulić, gdyby tylko tak nie śmierdział.

- Ja... – zaczęła. Na pyszczek klaczy cisnęło się tylko jedno słowo, „jak?”, lecz nie mogła go wypowiedzieć. Perspektywa gnębienia źrebiąt dla własnej kosmicznej hecy, była dla niej nie do zniesienia. ”Ale co ja mogę zrobić? Co ja mam zrobić?” Kłóciła się z myślami, opadając na zad. Z każdą chwilą, gdy coraz intensywniej o tym myślała, coraz bardziej zbierało jej się na płacz. Mimo tego nie rozkleiła się. Inne myśli zapobiegły temu, które na czele rozsądku, wtargnęły do jej głowy. ”To wciąż może być podstęp, próba wciągnięcia nas w pułapkę, oraz zaimponowania swoim kompanom. Mógłby spokojnie powiedzieć, że dostarczył nas na srebrnym talerzu i tym „wyjść spod kibla.” – Klacz zastanawiał się jeszcze przez chwilę, druga wersja wydała się dosyć mało prawdopodobna, ale i tak nie miało to większego znaczenia. Starweave spojrzała na brązowego jednorożca i sekundę potem na wciąż lewitowana przez niego broń. Dała mu wymowny znak, aby ja schował, po czym zwróciła się bezpośrednio do niego.

- Świadek jest wasz panie Sharp – powiedziała beznamiętnym głosem.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości