Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Może i przemowa Rusty'ego nie była zbyt przekonywująca, ale przynajmniej próbował. Po chwili zaczął się rozglądać, natomiast sama Rain kombinowała dalej, jak by załatwić sprawę, zapatrzona w dal. Potem ogier bąknął coś jeszcze o tym, że nikt ich nie zauważy... tonem "sam w to nie wierzę". A przynajmniej tak odebrała to ciemnoniebieska. W każdym razie nie załatwiło to sprawy.

A wtedy nastąpiło wybawienie: Popielata klacz zawołała do wspólnego picia! No kurwa nie wierzę. Takie rzeczy tylko w karawanie, pomyślał ciężkozbrojny kuc, mając na myśli jakże ciekawy zbieg okoliczności.

"Wygląda że nasz problem z trunkiem sam się rozwiązał, co?" Rzucił towarzysz. Ciemnoniebieska klacz tylko wyszczerzyła zęby w jego stronę. Mechaniczka podeszła do nich, ukazując zapas różnego rodzaju booza i innych, trujących kuczy organizm trunków. "Polecam siąść gdzieś z dala od naszej nowej towarzyszki..." oznajmiła nowo przybyła. Rainfall z zaciekawieniem popatrzyła w stronę, gdzie jeszcze kilka minut temu siedziała White. W tej chwili brzdękoliła coś na swojej gitarze. Dość nieskładnie, co skłoniło altyrerzystkę do przemyśleń. O ile wcześniej, niezależnie od tego czy się wsłuchiwała czy nie, słyszała raczej miłą dla ucha melodię, nawet ją pochwaliła w duchu, tak teraz zdawało się, jakby cała magia dźwięków tego instrumentu prysła jak mydlana bańka. Hmm. A może to nie kwestia instrumentu, tylko grajka? To by wyjaśniało, czemu mamy trzymać alko z dala od niej... pewnie sobie wypiła. Klacz była tak zajęta swoimi myślami, że ledwo zauważyła, jak "ta pani co narkotyki bierze" odchodzi w stronę specjalnie przygotowanego miejsca. - No, no. Widać, że ten kucyk jest przygotowany na każdą okazję - mruknęła do siebie, uśmiechając się półgębkiem, a następnie zaczęła iść w tamtą stronę. Zatrzymała się jednak na chwilę i obróciła do Rusty'ego. - Idziesz?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Zebra spokojnie patrzyła jak popielata klacz do nich podchodzi a następnie pokazuje swoje zapasy. No,no, całkiem ładny zapasik. Mam tylko nadzieję że nie będzie chciała się go pozbyć w jeden wieczór. - "Polecam siąść gdzieś z dala od naszej nowej towarzyszki, nie chcę jej lać bo nam się rozpije..." - powiedziała. Sądzę że to akurat byłby nasz najmniejszy problem. Po tych słowach popielata ruszyła z powrotem i weszła pod wóz. Rainfall zamruczała coś pod nosem i też ruszyła w tamtą stronę, po paru krokach jednak się zatrzymała i odwróciła do młodzika. - "Idziesz?"

- Tak,tak, już idę. - Odpowiedział Xander, wstał i poszedł za dwiema klaczami. Chwilę później był już obok wozu, rozejrzał się a następnie usiadł na płachcie która była tam rozłożona. Widzę że popielata zaplanował sobie to trochę wcześniej. Albo będę musiał się pilnować albo przygotować sobie ziółka. Chociaż, może przygotuje je sobie mimo wszystko. Ogier zdjął juk w którym miał rzeczy osobiste i zaczął go przeszukiwać w celu znalezienia odpowiedniego woreczka. W czasie kiedy grzebał w juku odwrócił się do popielatej klacz.

- Widzieliśmy się już, ale to chyba nie był najlepszy moment na zapoznawanie się, może teraz pójdzie nieco lepiej, jestem Rusty. - Kiedy skończył mówić jego kopytko wreszcie trafiło na odpowiedni woreczek, więc wyciągną go na wierzch wszystkich przedmiotów które tam posiadał. Założył juk z powrotem i czekał spokojnie na odpowiedź.
W końcu projekcja dobiegła końca, a świadomość klaczy na powrót zajęła jej pierwotne ciało.
A przynajmniej częściowo, bo umysł Starweave wciąż jeszcze przywoływał świeżo zapisane w pamięci obrazy i związane z nimi doznania. Przeglądanie czyjegoś wspomnienia nie było w żadnym stopniu chodź trochę takie, jak sobie to wyobrażała. Klacz była oczarowana i zarazem przerażona wszystkim tym, co znalazła w kryształowej strukturze.

Przede wszystkim widziała gołe czyste niebo, oraz jasno świecące na nim słońce. Jednoróżka przywoływała w myślach jego barwę. Dokładnie analizowała dziwne uczucie lekkiego ciepła, kiedy jego blask uderzył kucyka. Widziała Equestrie, skąpaną w tym blasku. Jej żywe rośliny, jej kucyki, jej elementy, jej horyzonty, a przede wszystkim, jej dawny czar. Wszystko to nawet jeśli skalane było tym co działo się do dokoła, wciąż było nie do porównania z tym, co oferował teraźniejszy zniszczony świat.

Najwspanialsze były kolory. Jej stajnia była wyposażona w specjalne najnowocześniejsze magiczne oświetlenia, dzięki któremu kucyki mogły czuć się w niej tak dobrze, jak na powierzchni. Tak przynajmniej jej powtarzano, ale to nie była prawda. Te kolory były bardziej żywe, bardziej intensywne, bardziej... naturalne? Starweave nie była pewna czemu tak pomyślała. Jednak wiedziała, że jakiekolwiek inne źródło światła, czy chociażby to, co ledwo przebija się przez grubą warstwę chmur, w żaden sposób nie mogło równać się z tym, co bezpośrednio bije z najpiękniejszego podarunku kucykom od jej ukochanej bogini.

Jako kolejny uderzył ją fakt, iż była wtedy ogierem. To nie było jakoś specjalnie istotne, jednak uczucie wtedy jej towarzyszące było tak dziwne, że myśli te same targnęły jej się na pierwszy plan.
Nie było to coś czym można by się chwalić. Jednak było w tym coś intrygującego. Coś co spłodziło w umyśle klaczy dość ciekawe pytania. Co prawda w stajni uczyła się anatomii obu płci, a do tego nudyzm był czymś naturalnym dla jej gatunku. Będąc już na samym początku oswajana z widokiem narządów rozrodczych, nie robiły one na niej większego wrażenia. A przynajmniej do czasu, kiedy nie myślała o tych miejscach w ten jeden konkretny sposób.

W każdym razie miała ona tysiące okazji aby się swobodnie napatrzeć. Lecz nigdy wcześniej nie miała okazji czuć. Zastanawiała się czy Sharp byłby skłonny odpowiedzieć na te parę wyjątkowych pytań. W końcu to medyk, jeśli poprowadziłaby rozmowę w odpowiedni sposób, istniała szansa, że odebrałby to jako chęć do edukowania się. Poza tym, sam kuc na razie wydawał jej się w porządku.

Następną godną podziwu rzeczą, stanowiła sama bitwa. Walka nie była elementem zainteresowań Starweave, a już na pewno nie jej mocną stroną. Jednak była czymś, czego pustkowia bezwzględnie wymagały od każdej jednostki. Ich dzisiejsza walka o karawanę w porównaniu z tym czego Star była światkiem wewnątrz kuli, przypominała bardziej zabawę źrebiątek w piaskownicy niż bitwę. To była najprawdziwsza w świecie orgia zniszczenia. Jedna wielka uczta samej śmierci, z kucykami w roli głównego dania.

Przypominając sobie o wszechobecnej śmierci, do jej głowy zawitały obrazy ostatnich chwil wspominania. Te obrazy były dla niej najbardziej szokujące. Starweave podczas projekcji mogła bardzo dokładnie czuć przykry smak i zapach. Był to bez wątpienia idealny temat, dla przyszłych nocnych koszmarów. Te ostatnie chwile wewnątrz wspomnienia sprawiły, że mimo całej wcześniejszej fabuły, która zrobiła na niej nie małe wrażenie, klacz zaczęła żałować jego odtworzenia. Nie była pewna czy zdołałaby ponownie je przejrzeć.

Starweave jeszcze przez jakąś chwilę rozmyślała nad tym wszystkim co spotkało ją w kuli. W końcu zdecydowała się opuścić wóz. Ostrożnie zawinęła kulę w szmatkę, po czym wsadziła ją do jednego ze swoich juków. Następnie udała się w stronę wyjścia z wozu i za pomocą jednego sprawnego susa, zaraz znalazła się poza nim. Pierwszą rzeczą na jaką zwróciła uwagę, był śmiech, a raczej bulgot czterech tarzających się w pustych butelkach po whisky, kucykach. Kucyki dziko miotając się i bulgocząc bryzgały rzygowinami na siebie, oraz wszystko w promieniu do dziesięciu metrów w ich pobliżu.

Nie, no co wy, jaja sobie robię Tongue Tak się oczywiście nie stało. Bo nim Starweave wydała rogu lub mięśniom jakiekolwiek komendy, jej uwagę przykuł mały... szczegół, a właściwie uczucie. To było trochę poniżej lewego ucha i odrobinę powyżej kości policzkowej. Coś na granicy łaskotania, a przyjemnego smyrania jej sierści. To było cykliczne, to było ciepłe, to był... oddech.

Dopiero teraz zmysły Jednoróżki powoli zaczęły się budzić i składać w jej mózgu swoje raporty. Nie wiadomo, czy przyczynom tego był fakt, iż był to pierwszy kontakt Starweave ze wspomnieniem, a to w dodatku tak długim i przepakowanym akcją. Być może powodem było to, że ciało klaczy zdążyło się już częściowo przyzwyczaić do obecności drugiego kucyka. Faktem jednak było, że do ciemnogranatowej docierało coraz więcej sygnałów. Kolejnymi były dźwięki pochodzące z wymiany gazowej, mającej swój finał i zarazem początek na tyle blisko jej ucha, że mogła to dokładnie słyszeć.

Kolejnym elementem na który klacz zwróciła uwagę, było już znacznie bardziej intensywne ciepło, pochodzące z miejsca, gdzie wciśnięte pod nią kopytko stykało się jej ciałem. Ale Star nie mogła dokładnie wiedzieć na czym rozkłada się cześć ciężaru jej ciała. Tak samo jak nie mogła wiedzieć czym jest przywierająca do jej boku, emanująca ciepłem masa. Do czasu.

Starweave nie pamiętała dokładnie kiedy opuściła wspomnienie i kiedy zaczęły się jej przemyślenia na jego temat. Nie była nawet pewna, czy całkowicie udało jej się na powrót „rozgościć” w swoim własnym ciele, ale to... to ja zresetowało. Niewielkie przekrzywienie karku, pozwoliło oku uchwycić niebieski pyszczek złotopupnej klaczy. Starweave bardzo powoli, jeszcze bardziej wykręciła swoją głowę i to tak, że aż coś chrupnęło. Pozwoliło to drugiemu oku udowodnić, że to pierwsze ją nie kłamie. Nic nie pomyślała, jej narząd myślowy przytłoczony taką informacją został tak uciśniony, że aż przestał na chwilę pracować. Jej mózg dosłownie się zwiesił, zamrażając klacz z najbardziej dziwnym spojrzeniem jakie ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Było ono tak groteskowe, a zarazem dzikie, że aż mało prawdopodobne aby najwybitniejsi komicy byliby w stanie je odtworzyć. O wyrazie pyszczka nie wspominając.

Trwało to jakieś kilkanaście sekund, w trakcie których mózg Starweave powoli odzyskiwał swoją funkcjonalność. Przede wszystkim zmodyfikowany został sposób, w jaki odbierana była większość napływających do niego sygnałów. Blue, a właściwie jej dotyk zaczął klacz „parzyć.” Jej oddech stał się teraz niezwykle gorący, a samej Starweave momentalnie zaczęło się robić ciepło na całym cielę. Czuła także jak jej serce diametralnie przyspiesza, oddech staje się niespokojny, a ona sama nic na to nie może poradzić. Każda następna sekunda dostarczała coraz więcej bodźców, coraz bardziej rozbudzając tym samym gruczoły w jej głowie.

Wewnątrz Starweave, nie minęła jeszcze burza emocji wywołana wspomnieniami z wnętrza kuli. Stanowiły one nie lada mieszankę, w której skład wchodziły prawie wszystkie emocje. Jej umysł ledwo co zdołał to przetrawić. A teraz do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ten dziwny incydent. Po jakimś czasie udało jej się oderwać wzrok od intruza i położyć swoją głowę na podłodze, dając tym samym odpoczynek dla jej zmęczonego karku. Potrzebne było parę minut, nim zdołała się ona uspokoić na tyle, by rozpatrzyć swoje położenie. Sztuczne wspomnienia i emocje zostały odsunięte na bok, a na pierwszy plan trafił obraz zaistniałej sytuacji.

Starweave udało się stwierdzić, że wciąż jest w tym samym wozie. Jej kula wspomnień jest tuż przed nią, tak jak ją zostawiła. Juki, płaszcz, oraz broń są na swoim miejscu, a natężenie światła wewnątrz wozu nie zmieniło się aż tak bardzo, co mogło sygnalizować iż nie nastał jeszcze zmrok. Ogólnie rzecz biorąc wszystko było w porządku, poza tym, że było jej dość ciepło i przyjemnie. Te dwa elementy chodź pozytywne, w ogóle tu nie pasowały.

Jednoróżka wciąż nie mogła uwierzyć własnym zmysłom. W jej bok wtulona była klacz, którą nawet w ostateczności nie odważyła by się klepnąć w zad. ”Luno przenajświętsza, za jakim twoim przyzwoleniem ta sytuacja ma w ogóle racje bytu.” Szukała powodów, pretekstów, woni alkoholu, a w końcu i nawet najmniejszych oznak zainteresowania jej osobą. Nic takiego nie było. Zastanawiała się nad motywem niebieskiej. Usiłowała znaleźć powód jej działań, jaki miała w tym cel i czym się kierował, bezskutecznie. To nie miało najmniejszego sensu. ”To nie ma prawa być pozbawione sensu. Luno ty chcesz mnie wykończyć.” Dla młodej jednoróżki to było ewidentnie za dużo. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Klacz która jeszcze jakiś czas temu o mało nie wyrwała jej kręgosłupa w przypływie furii, teraz tak po prostu sobie spała, czule w nią wtulona.

„Luno... Nie Luno... To są po prostu jakieś jaja i to kurwa takie wielkie, że nie ma w świecie chuja który by je udźwignął” Starweave miała naprawdę już dość na dzisiaj. Była w bardzo nietypowej sytuacji. Nie miała żadnego pojęcia dlaczego zaistniała, jak się w niej znalazła, i jak z niej wybrnąć. Nie wiedziała co mogłaby zrobić, lub co powinna zrobić. Na pustkowiach taka niekompetencja karana była bardzo surowo. Dobrze o tym wiedziała ale mimo wszystko, tym razem nie specjalnie się tym przejmowała.

Klacz w końcu po prostu się poddała, nie miała ochoty podejmować żadnych działań. Było jej przyjemnie, a po za tym bardzo interesowała ją reakcja jaśniejszej jednoróżki, oraz naturalną atmosfera którą stworzy. ”Czy ona będzie próbowała mnie w to wrobić? Czy może tu chodzi o coś większego, a to jest tylko jej zagrywka która miała uśpić moją czujność?” Starweave naprawdę nie wiedziała co o tym sądzić, ale logiczne było, że gdyby Blue faktycznie miała bardzo złe zamiary, nie przepuściłaby okazji stworzonej przez kryształową kule. Klacz przekrzywiła głowę, tak aby móc obserwować śpiącą Gear. Zastanawiała się czy powinna ją obudzić. Była naprawdę bardzo ciekawa co niebieska będzie jej miała do powiedzenia.

Ostatecznie musiała podjąć jakieś kroki i zdecydowała się na dość subtelne działanie. Rozświetlając swój róg, zaatakowała ona swoją magią ucho klaczy. Delikatne jego szturchanie miało być ty, co sprowadziło by Blue z powrotem do tego świata. Nie żeby klacz miała jakiś fetysz na punkcie uszu i nie było jej stać na co więcej. Po prostu jej obecne położenie, w dużym stopniu ograniczało jej zdolności motoryczne. A poza tym, nie chciała jej budzić zbyt agresywnie.
- Widzieliśmy się już, ale to chyba nie był najlepszy moment na zapoznawanie się, może teraz pójdzie nieco lepiej, jestem Rusty. - klacz zastrzygła uszami. "Rusty. Brawo Xander dobrze kombinujesz." - Iron Scale, wasz strzelec i mechanik... - klacz rzuciła okiem na Rain - ...sprzętu ciężkiego i nieco lżejszego.

Klacz odetchnęła i przywłaszczyła sobie Whiskey - Nie wiecie kto umie stąd uszyć flagę albo wyszyć naszywkę? - zdjęła swoją kurtkę i praktycznie nie odwracając się powiesiła ją na kole wozu po czym spowrotem usiadła popijając Whiskey - Przydało by mi się kilka nowych łat na kurtkę, trzeba poprawić szwy... co mogę zrobić sama no i z chęcią pozbędę się kilku rzeczy. - po ostatnich słowach rzuciła Rain mordercze spojrzenie: "Nie, nie o to mi chodzi" - Jakieś pomysły?

>Asdam, something for you.<
[Obrazek: cgnimLq.png]
Szare.

Ściany w tej stajni jak i w każdej innej były jednolicie szare, a jedyną rzeczą jaką było słychać, był nie przerwany odgłos lamp na korytarzu. Nie podobało się to Blue, która przemieszczała się powoli wzdłuż korytarza, lewitując obok swojej głowy przez cały czas rewolwer gotów do strzału. Korytarz wydawał się iść bez końca w jedna i drugą stronę, nie było widać w nim żadnych okien lub drzwi, żadnych rozwidleń, jednie prosta długa droga po której zmierzała ona cały czas przed siebie.

Wydawało się jej że korytarz nigdy się nie kończy a ona już idzie kilka dni. Lecz mimo to cały czas dążyła przed siebie. Po jakimś czasie w końcu dotarła do rozwidlenia. Stając na środku, spojrzała w głąb każdego z trzech możliwych do wyboru dróg, które wyglądy identycznie jak droga z której przyszła. Robiąc kilka kółek w miejscu w końcu zdecydowała się podążać tunelem po prawej.

Idąc przez jakiś czas tym korytarze Blue w końcu dotarła do kolejnego rozwidlenia... które wyglądało jakoś znajomo. Tym razem, wybierając drogę po lewej, klacz ruszyła dalej... by znów dojść do tego samego rozwidlenia. Ruszając galopem w ostatni z korytarzy, biegła ona przed siebie przez, jak się jej zdawało, godziny... by po raz kolejny trafić do tego samego miejsca.

- Nie, nie, nie, nie, nie... - zaczęła powtarzać Blue ruszając w ostatnie z dostępnych przejść, korytarz z którego przyszła. Biegnąc wzdłuż tunelu, szukała jakiejkolwiek możliwości wydostania się z tego miejsca, czegokolwiek co pozwoli jej się wyrwać z tego koszmaru. Lecz, i tym razem jej to się nie udało. Wbiegając na rozwidlenie, stanęła ona dokładnie na jego rozwidleniu i zaczęła robić kółka w miejscu dokładnie przyglądając się każdemu z korytarzy. Każdy identyczny, każdy prowadzący do tego samego miejsca, była tu uwięziona. Siadając na podłodze spuściła wzrok w dół wpatrując się w podłogę i zastanawiając się co dalej zrobić.

- Blue...

Blue podniosła głowę do góry a serce waliło jej jak młot. Chodź jej imię zostało wypowiedziane bardzo cicho, i jak się wydawało, z większej odległości, nie miała ona wątpliwości kto je wypowiedział. Był to głos kogoś za kogo kiedyś oddała by ona życie bez wahania, a jednak porzuciła ją dawno temu. Był to głos którego nie słyszała wiele lat, i który spowodował że bała się nawet ruszyć.

-Short? - wyszeptała klacz odwracając się powoli za siebie. Nie spodziewała się kompletnie tego co zobaczyła za sobą. Korytarza już tam nie było. Na jego miejscu za to były pojedyncze drzwi z napisem „Przedszkole” nad nimi. Podchodząc do nich powoli, sięgnęła ona magią do klamki i ostrożnie ją przekręciła. Otwierając drzwi, jej oczom ukazał się kolejny korytarz, ale tym razem nie był on pusty. Pod ścianą stała standardowa ławka jaką można spotkać w stajniach, a po podłodze walały się śmieci. Na końcu tego krótkie korytarza było widać kolejne drzwi.

Ruszając powoli w kierunku drzwi, Blue zwróciła uwagę na pewien szczegół który przeoczyła w tym korytarzu, na ścianach wisiały obrazy. Nie były to obrazy znanych artystów, nie przedstawiały pięknych widoków. Były to obrazki namalowane przez dzieci, przedstawiające ich ulubione zajęcia, zabawki, szczęśliwe rodziny. Od tego widoku futro na grzbiecie Blue stanęło dęba, i o dziwo do tego zaczęło ją swędzieć ucho. Dochodząc do następnych drzwi, które jak się już domyśliła, prowadziły do głównej sali przedszkola, otworzyła je i weszła do środka. Nic nie przygotowało jej na to co zastała wewnątrz.

Widok jaki pozostawia po sobie salwa z granatnika automatycznego nigdy nie należy do najprzyjemniejszych. Widok efektów działania granatnika automatycznego w sali pełnej dzieci zostawia za to po sobie nie tylko nie przyjemny widok, ale także uraz na psychice który będzie cię męczyć do końca życia. Wszędzie w pokoju walały się niewielkie kończyny, rozczłonkowane ciałka, głowy leżące bez reszty ich właścicieli. Wszystkie ściany były przemalowane na czerwono a narządy wewnętrzne po nich powoli spływały.

Lecz nie to było najstraszniejszym widokiem dla Blue. Ona była wpatrzona w jedno z ciał znajdujących się na środku sali. Mała dziewczynka o złotej grzywie i jasno zielonej sierści. Cutie marka nie dało się dostrzec gdyż tak samo jak i reszta jej ciała od pasa w dół, znajdował się on aktualnie gdzie indziej. Lecz mimo obrażeń, i jak by się zdawało śmiertelnej rany, otworzyła ona oczy zatrzymując swój wzrok na klaczy stojącej w drzwiach.

- Blue... gdybyś mnie nie opuściła... - powiedziała po czym znowu zamknęła oczy.

- Short... Nie... - wyszeptała klacz upuszczając swoją broń i ruszając galopem w kierunku pozostałości jej młodszej siostry. Niezależnie ile ona przebiegła, odległość między nią a jej siostrą w ogóle się nie zmniejszała, wręcz wydawał a się zwiększać. Nie powodowało to u Blue zaprzestania biegu, wręcz wyciągała ona z siebie resztki siły starając się dotrzeć do najważniejszego kuca w swoim życiu. Lecz on zdała się być coraz dalej, by po jakimś czasie w ogóle zacząć zanikać.

- SHORTI! NIE! - wykrzyczała Blue zanim pozostałości jej siostry całkiem zniknęły.




- SHORTI! NIE! - wykrzyczała Blue podrywając się do pozycji siedzącej z podłogi wozu nie zważając na Star leżącą obok. Łzy ściekały jej po policzkach, a ona sama siedziała wpatrzona w przestrzeń.

Ten koszmar był inny. Ta stajnia męczy ją w snach już od kilku lat. Takich widoków się nie zapomina. Za to, jej siostra była czymś nowym, jej tam nie było.

- Short... - wyszeptała klacz zamykając oczy i biorąc kilka głębokich oddechów starając się uspokoić swoje serce które w tym momencie biło trochę zbyt szybko. - Blue, weź się w garść. Ona jest bezpieczna... Jest bezpieczna... Nic jej nie grozi... - zaczęła sobie powtarzać siedząc z zamkniętymi oczami nie zaważając na to jak łzy ściekają jej po policzkach na podłogę wozu.
[Obrazek: signature.php]
- "Iron Scale, wasz strzelec i mechanik... sprzętu ciężkiego i nieco lżejszego." - Przedstawiła się popielata klacz. O, w więc to ona pracowała wcześniej nad działem Rain. Fajnie będzie pogadać z kimś o rusznikarstwie. Może akurat nie w tym momencie, ale później... kto wie? W czasie kiedy Iron zadawała pytanie odnośnie szycia i zdejmowała kurtkę, Xander nakrył swoim płaszczem jedno z piw leżących bliżej i podciągną je do siebie, tak aby nie było widać jego kopyt. Postawił je przed piersią, następnie jednym z ostrzy wyciągniętym z rękawa zaczął na wyczucie podważać kapsel.

Kapsel się ugiął a z butelki dało się słyszeć charakterystyczny syk. Potem kawałek metalu dał się łatwo ściągnąć z butelki. Młodzik schował kapsel do kieszeni a samo piwo ostrożnie wysuną z pod płaszcza tak by mógł je potem swobodnie chwycić. Wtedy także popielata skończyła swoje pytanie dotyczące kurtki. - "Jakieś pomysły?" - Zebra się chwile zastanowiła. - "Parę razy łatałem tylko ten mój płaszcz ale nic poza tym. Moim zdaniem powinnaś złapać jakiegoś medyka, oni powinni umieć szyć."

Młodzik odczekał chwilę po czym spojrzał na otwartą butelkę stojącą przed nim. Pochylił się nieco i chwycił szyjkę butelki. Kiedy już w miarę stabilnie trzymał ją w pyszczku, uniósł butelkę i wziął jeden głębszy łyk, po czym odstawił piwo na ziemię. Przeleciał szybko wzrokiem po twarzach towarzyszek. Cholera przecież kucyki tak nie piją, kurwa. Szybko muszę coś wymyślić i żeby to miał jeszcze jakiś sens - "Wiem że pewnie wyglądałem jak jakiś idiota... Ale jakoś wcześniej nie miałem zbyt wielu okazji by wypić z innymi." - Ta, chyba raczej żadnej - "A to jest po prostu mój sposób by się nie upić za bardzo. Kiedy jest mi już trudno utrzymać butelkę to przestaje pić." Oby mi tylko uwierzyły

Kiedy skończył mówić wziął jeszcze jeden niewielki łyczek piwa. Może gdy odciągnę je od tego tematu, to przejdzie nie zauważone. Dobra, o czym mogą gadać kucyki w takich sytuacjach - "Znacie może jakieś ciekawe plotki albo historie?"
Starweave leżała sobie spokojnie, kontynuując swoje działania na uchu. Jednak niebieska śniła wyjątkowo twardo i nic z tego nie wychodziło. Już miała ją szturchnąć, gdy nagle, na twarzy Blue zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki reakcji.

Przez ciało niebieskiego kucyka co jakiś czas przechodziły skurcze, albo raczej delikatne mimowolne ruchy mięśni. Zdawała się też mamrotać coś niezrozumiale i to tak chicho, że gdyby Star nie leżała tak bezpośrednio blisko niej, stwierdziłaby, że to po prostu tylko pyszczek jej chodzi przez sen. Wyglądało na to, że Blue faktycznie coś się śniło. Białowłosa przyglądała jej się z zaciekawieniem, gdy nagle leżąca przy niej klacz zarwała się, krzycząc coś na całe gardło. Star nie była by w stanie powtórzyć tego co wydobyło się z pyszczka Gear, bo po prostu nie zwróciła na to uwagi.

Atramentowa klacz zrobiła toczkę,
po czym podniosła przednią cześć ciała i zaczęła odpychać się przednimi nogami, energicznie wycofując się zadem do krawędzi wozu. Dopiero wtedy gdy Starweave odsunęła się od Blue na maksymalna dostępną jej odległość, zaczęła ona na powrót myśleć.

Niebieskiej udało się trochę rozleniwić Star w sowich ciepłych objęciach , znacznie usypiając przy tym czujność. Zwłaszcza, że jej umysł i tak był już znacząco tym wszystkim zawalony. Przez to też, napuściła jej ona nie małego stracha tak gwałtowną reakcją, na którą atramentowa w ogóle nie była przygotowana.

Przez chwilę Starweave naprawdę myślała, że Blue jest nieobliczalna. Zastygła ona w miejscu rozświetlając swój róg i dobywając tym samym SMG. Wyjęła je z kabury Uwolniła je ze swojego mocowania na tylnej nodze, ale nie wylewitowała go na zewnątrz. Zamiast tego maszynówka czekała w pogotowiu tuż pod jej brzuszkiem, który razem z bronią skutecznie był zasłonięty przez jej płaszcz.

Starweave nie śmiała nawet drgnąć. Z wymuszonym spokojem obserwowała drugą klacz na wozie. Nim zdążyła wprowadzić jakikolwiek plan działania w życie, z ust Blue wydobył się niewyraźny dźwięk. Atramentowa nie musiała czekać długo na następne, tym razem już znacznie bardziej wyraźne i zarazem zrozumiałe.

- Blue, weź się w garść. Ona jest bezpieczna... Jest bezpieczna... Nic jej nie grozi... – Ciche szepty popłynęły przez powietrze wnętrzu wozu. A zaraz po nich też i łzy. Starweave zajęło to chwilę, nim zdołała sobie to wszystko posklejać jako tako do kupy. ”Słyszałaś, ty też weź się w garść gruba klucho. To są pustkowia, a piknik pod rurami na poziomie technicznym.”

Białowłosa, była już wcześniej światkiem ataków koszmarów, sama też je czasami miewała. Był to chleb powszedni na pustkowiach i to do tego stopnia, że w Nowej Appleloosie zdołali wymierzyć tak zwaną sprawiedliwość, nieszczęśnikowi który wykrzyczał coś przez sen. ”No dalej, to jest twoja szansa,” rozbrzmiał głos w jej głowie. Minęła chwila nim klacz to sobie uświadomiła. Blue ewidentnie wymagała pocieszenia i najlepszym wyjściem było by ją teraz przytulić, tak aby było jej znacznie łatwiej wybaczyć wyrządzoną przez Star szkodę. Jeszcze lepiej było by zachować ostrożność. ”O rany, co za dzień,” pomyślała Star, wydając z siebie lekkie westchnienie.

Nie zamierzała się ona dłużej wpatrywać w płaczącego kucyka. Zamiast tego częściowo ustawiła się do Blue bokiem, tak aby wciąż lewitowany pod brzuchem SMG, nie był dla niej widoczny. Star nie miała złych zamiarów, a że nie mogła mieć żadnej pewności co do Blue, wolała już niczego na dzisiaj nie pozostawiać swojemu losowi.

Blue, wszystko w porządku? – Zadała jakże oryginalne, najgłupsze w świecie pytanie. ”Przecież widzę, że nie jest.” – Blue... Już dobrze, to był tylko zły sen. – Powiedziała, powoli zbliżając się do rozpłakanej klaczy. Zatrzymała się chwilę, wpatrując się w jej kapiące na podłogę wozu łzy. Miała już naprawdę dosyć tego wszystkiego na dzisiaj. Dosyć smutku, zapachu krwi, widoku trupów i zwęglonych ciał małych źrebaczków. Już na same te myśli zrobiło jej się bardzo przykro, a do tego jeszcze Blue tak strasznie płakała.

”No dobrze, niech już tak będzie. Niech na powrót będę ze sobą szczera i znów stanę się tylko kucykiem.” Zamocowała swoje SMG z powrotem na nodze. Po czym wygaszając róg, zagryzła dolną wargę przygotowując się na najtrudniejsze. W końcu powoli pokonała cały dzielący klacze dystans i... objęła ją, kładąc głowę na ramieniu, mocno przy tym ściskając.

- Już dobrze - wyszeptała - Jakoś to będzie... wszystko się kiedyś ułoży.
Sposób, w jaki Rusty brał do kopyt piwo, był dość groteskowy. Chwilę potem rzeczony osobnik stwierdził, że nie za często ma okazję do wypicia czegoś mocniejszego z innymi kucami. Całkiem możliwe... ale i tak wygląda to zajebiście, pomyślała Rain. Już chciała coś mu poradzić, ale szybko zmienił temat na plotki i historie. To automatycznie skłoniło młodą operatorkę sprzętu ciężkiego do przemyśleń. Znowu.

Próbowała sobie przypomnieć, o czym ostatnio się mówiło. W radiu zazwyczaj nie było nic ciekawego, zresztą wybór stacji nie był wielki; ot, nawoływanie Red Eye'a czy jak mu tam było do wstąpienia do wspólnoty i przedwojenne hity przeplatane komentarzami Dj Pon3'a na jego kanale. Coś tam wprawdzie przebąkiwał o wydarzeniach na pustkowiach, ale niestety nie zdarzyło się nic wielkiego, nic, co by zapamiętała; tak więc tematy związane z sytuacją na pustkowiach raczej odpadały. Plotkowanie na temat kucyków nie należało do jej nawyków, a co do ciekawostek... cóż, tu również nie była w stanie zbytnio się wykazać znajomością czegokolwiek. Właściwie to nie wiedziała wiele w ogóle. Fakt ten nieco ją uderzył, bo do tej pory w ogóle o nim nie myślała, ale zamaskowała to wręcz doskonale.

A przynajmniej tak jej się wydawało.

Zorientowawszy się, że Iron do tej pory się nie odezwała, postanowiła jednak przywołać pewną nurtującą ją od czasu do czasu kwestię: Co z pegazami?

- Ja mam pewien temat - powiedziała, uprzednio owinąwszy kopyto wokół piwa w ucisku i zębami odciągając kapsel, który chwilę potem schowała do juk. Sztukę otwierania kapsli zębami każdy kuc na pustkowiach powinien opanować do perfekcji, bo nie każdy miał szczęście znaleźć sobie otwieracz. Chwilę potem pociągnęła jeden spory łyk. Złocisty napój nieco ją uderzył swoim gorzkawym smakiem, jednocześnie ożywiając ją trochę. - Mianowicie co sądzicie o tych tam, na górze? - kopytem chciała wskazać w niebo, zapomniała jednak, że siedzą pod wozem, przez co kopyto walnęło delikatnie w "sufit". - ...znaczy się, w niebie. I absolutnie nie mówię tu o martwych kucyckach - dodała. - A prościej: Co myślicie o pegazach i ich tej całej... jak to tam... Enklawie? Osobiście myślę, że powinni już dawno zlecieć tu na dół i nam pomóc.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
To było za dużo, jak na już obciążoną tego dnia psychikę Blue. Czuła ona jak pustkowia powoli rozrywają ja kawałek po kawałku starając się ją zniszczyć, obedrzeć ją z resztek normalności. Starała się uspokoić, przywrócić siebie do spokoju, i jej to nie wychodziło. Czuła jak wiele emocji trzymanych przez za długi czas w zamknięciu próbuje się wydostać, jak jej umysł stara się oczyścić ze zbyt dużej ilości złych wspomnień. Czuła się jak tykająca bomba która zaraz wybuchnie, i co ją samą przerażało, nie wiedziała w którą stronę ten wybuch będzie skierowany i co gorsza, kto na tym ucierpi.

Wszystko to w pewnym momencie przestało mieć znaczenie, a umysł Blue opustoszał. Wszystko wokół niej w tym momencie przestało istnieć. A stało się to za sprawą drugiego kuca o którym ona całkiem zapomniała. Poczuła jak ona ją przytula, jak przyciska do siebie, czuła ciepło bijące od drugiego kucyka który próbował ją uspokoić.

- Już dobrze - usłyszała słowa szeptane przez Star - Jakoś to będzie... wszystko się kiedyś ułoży.

Te kilka słów wystarczyło, by przełamać tamę budowana przez Blue przez bardzo długi czas. Oplatając swoje kopyta wokół drugiej klaczy wtuliła się w nią jeszcze mocniej. Łzy po raz kolejny popłynęły jej z oczu a ona sama zaczęła szlochać w ramie drugiego kuca.

- Na Celestię - wymamrotała między kolejnymi atakami płaczu - Star, jak ja za nią bardzo tęsknie... jak ja bardzo tęsknię za moją małą Short...

Trwało to tak kilka minut, aż do momentu w którym Blue po prostu skończyły się łzy a ona sama ucichła. Jednak za nic nie chciała puścić drugiego kuca, uczucie bliskości z kimś innym dawało jej chociaż namiastkę poczucia bezpieczeństwa. I było to uczucie z którym nie chciała się teraz rozstawać.
[Obrazek: signature.php]
Starweave miała przeczucie, że postąpiła głupio. Nie mogła mieć pewności jak Blue zareaguje na jej akt. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że klacz ta może dosłownie wybuchnąć niczym bomba zegarowa i zrobić jej krzywdę w przypływie niekontrolowanej furii. Jednak mimo tego, że postąpiła pochopnie, Star czuła, że z całą pewnością postąpiła słusznie. A nawet jeśli się myliła, to przynajmniej postąpiła tak, jak radziło jej wciąż jeszcze za bardzo szczere jak na pustkowia, serce.

Na szczęście nie było żadnej furii. Zamiast tego niebieska jednoróżka, odwzajemniła jej gest i kompletnie się rozkleiła. Tak oto ich wzajemny przytulas trwał w najlepsze. Uczucie podniecenia płynące z obecności drugiej klaczy, zostało zepchnięte gdzieś w najczarniejsze głębiny. Star miała w tej chwili ograniczoną pojemność płuc, bo Blue ściskała jak dla niej trochę za mocno. W dodatku wypłakiwała się ona teraz prosto w nią, mocząc jej ramię. Jednak, żadna z tych rzeczy nie miała w tej chwili najmniejszego znaczenia.

Starweave zaczęła sobie przypominać pewien temat, często gnębiący ją podczas samotnych nocy. Zastanawiała się ona wtedy nad całym swoim życiem. Nad tym jak wyrwała się z ograniczeń stwarzanych przez jej stalowe więzienie. Ochoczo porzuciła jego bezpieczne objęcia, stajać się tym samym wolna od jego zasad. Ale nie stała się wolna całkowicie. Łańcuch w dalszym ciągu był mocno napięty. W monecie kiedy jej kopytko stanęło poza wielkimi pancernymi wrotami, nie minęło wiele czasu aż znalazł się kolejny właściciel jej wolności. Tym razem było nim pustkowie. Było ono bezwzględne i znacznie bardziej wymagające niż Stajnia. W dodatku cały czas smagające ją ze wszystkich stron ciernistym batem, utkanym z czystego strachu.

To były dopiero jej dwa lata. Miało być łatwo, i było. Mimo tego, że jednoróżka ledwo stawiła temu wszystkiemu czoła i tak miała łatwo. A mogło być gorzej, w dalszym ciągu może być. Star naturalnie zdawała sobie z tego sprawę. A ta świadomość tego ją przerażała. Bez wątpienia do tej pory miała najlepsze możliwe rozdania, ale długo jeszcze się to utrzyma?

Tak czy siak, jej życie się zmieniło. Tak jak tego chciała. Wrota Stajni zamknęły się za nią bezpowrotnie. Starweave będąc wtulona w rozpaczną Blue, zaczęła przywoływać ciepłe wspomnienia z jej dawnego domu. Co gorsza zaczęła za im tęsknić. Nigdy wcześniej by tego nie przyznała, ale jednak tam pod ziemią były kucyki z którymi się zżyła. Będąc pewna, że budząc się każdego dnia dostanie szanse aby je zobaczyć, nigdy nie patrzyła na to w ten sposób. Miała wtedy aż nadto ich towarzystwa. A teraz nie miała go wcale...

- Na Celestię – ”Dokładnie Blue...” pomyślała Star, a pojedyncza łza zdołała czmychnąć z pod jej powieki. W tej chwili na wozie siedziały dwa smutne, wtulone w siebie kucyki. Blue została, porwana razem z prądem rzeki, która powstała po przerwaniu jej tamy. Starweave walczyła by nie skończyć tak samo.

- Star, jak ja za nią bardzo tęsknie... jak ja bardzo tęsknię za moją małą Short... – Usłyszała jednoróżka, podwajając swoje starania nad utrzymaniem swojej własnej tamy. Sytuacja jaką stworzyła Blue, kula wspomnień i w końcu cały przeklęty dzisiejszy dzień sprawiła, że Star miała naprawdę duże trudności. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić, że musi być silna. ”Teraz liczy się Blue, to ona potrzebuje pomocy, nie ja.” Star zaczęła uspokajać umysł, przygotowując go do analizy tego co jej towarzyszka wcześniej powiedziała. Nie miała pojęcia kogo dokładnie Blue miała na myśli. Przyjaciółkę, córkę, siostrę, a może nawet swoją miłość i czy ona w ogóle wciąż żyję? Star nie mogła tego wiedzieć, co znacząco utrudniało jej sklejenie jakiegoś pocieszenia. W końcu jednak jej pyszczek się otworzył. W końcu kiedyś musiał,a wydobyte z niego dźwięki sprawiały wrażenie wypowiedzianych nosem. W jej głosie bez problemu można było wyczuć głęboki smutek.

- W książkach starego świata pisało, że przyjaźń i miłość mogą rozwiązać wszystkie problemy. A my tęsknimy za kimś tylko wtedy, kiedy go bardzo mocno kochamy. – W tym monecie atramentowa delikatnie oderwała klacz od siebie, po czym pochwyciła jej głowę w kopytka, powoli ustawiając ją na przeciwko swojego pyszczka. – Posłuchaj, ona by nie chciała abyś tak przez nią cierpiała. Musisz być silna, dla niej i przede wszystkim dla siebie. Musisz, być silna... my musimy Blue. – Powiedziała Star z drżącymi uszami, ledwo kończąc zdanie. Na jej twarzy gościł po prostu smutek, tylko smutek.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 85 gości