Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Biała klacz postanowiła nie skorzystać z pomocy Xandera, najwidoczniej sądząc iż chce on jej dać jakieś narkotyki. No cóż, małe nieporozumienie, zdarza się. Ale powiedziała że nie chce więc nie będę jej zmuszał. Młodzik zaledwie na chwilę odwrócił głowę spuszczając White z oczu i uchybiając swojej zwyczajowej czujności. Najzwyczajniej w świecie przyglądał się hipnotycznemu tańcowi płomieni z ogniska. Stan ten trwał zaledwie ułamek chwili gdyż został przerwany przez klacz która jeszcze chwile temu siedziała obok.

Młodzik zdążył zaledwie poczuć jak klacz objęła go swoimi kopytkami. Ten nagły atak na jego przestrzeń osobistą natychmiast uaktywnił najprostszy mechanizm który często ratował życie, mechanizm walki lub ucieczki. Jako że zebra zazwyczaj unikała walki pierwszą reakcją była próba wyrwania się z uścisku. Xander zaczął wierzgać i próbował się odsunąć od klacz, ale pierścień wokół niego się zamkną. Z powodu tego nagłego impulsu jego umysł nie działał logicznie, skoro nie mógł uciec przestawił się na walkę. Na szczęście zapewne dla nich obu, w tym rozpędzonym pociągu bez żadnej kontroli coś pękło.

Pękło w samą porę i sprawiło że całe ciało młodzika było jak sparaliżowane, gdyż był on o włos od pociągnięcia spusty swojej naładowanej strzelby. Wszystkie myśli które jeszcze chwile temu pędziły jak szalone zniknęły. Zaczęło pojawiać się zakłopotanie i rosło w siłę w zastraszającym tempie. Młodzik czuł teraz dokładnie jak jego serce pędzi, bijąc jak szalone, pomimo tego że nie mógł widzieć swojej twarzy to wiedział że się czerwieni. Wydawało mu się wręcz że sierść na całej jego twarzy zmieniła kolor na czerwony.

Ha, czerwona zebra w czarne paski, ciekawe. Była to jedynie krótka i cicha myśl, która przepadła w umyśle Xandera. Do ogiera powoli zaczęło docierać ciepło bijące od klacz która go obejmował, przypomniał sobie ten jedyny moment kiedy czuł ciepło innego kucyka. Moment w którym czuwał przy Shadow zanim odeszła z tego świata. Wspomnienie to spotęgowane przez to co właśnie czuł, sprawiło że do jego oczu zaczęły napływać łzy, ale dodatkowo dodało mu to siły.

Pytanie które zadała White przełamało barierę. Młodzik nie mógł znieść więcej uczucia bliskości drugiego kucyka, uczucia które przypominało mu moment śmierci jego jedynej przyjaciółki. Położył oba przednie kopytka na piersi białej klacz i odepchną ją od siebie. Następnie wskazał na nią jednym z nich. Działał pod wpływem chwili zapominając o swoim umaszczeniu - Nie rób tego nigdy więcej! - Xander po każdym słowie robił przerwę by je podkreślić. Jego głos był ostry, lecz można było wyczuć przebijający się w nim smutek i żal.

Po tych słowach ogier jeszcze chwilę wpatrywał się w białą klacz z kopytkiem wyciągniętym w jej stronę. Potem schował kopytko z powrotem pod płaszcz, pochylił głowę ku ziemi, zamkną oczy i zaczął cicho płakać przeklinając się w myślach. Czuł się poniekąd winny za to co spotkało jego małą towarzyszkę.
Blue miała nadzieję, że choć trochę udało się jej podbudować samopoczucie Star. Miała nadzieje, że uda się jej powstrzymać ją przed osiąknięciem dna. Niestety, sądząc po jej wyrazie twarzy, nie udało się jej to.

- Nie... Ja to powinnam była pierwsza powiedzieć. Ty nie masz mnie za co przepraszać... - powiedziała Star z powrotem przytulając się do Blue. Jedyną rozsądną rzeczą jaka mogła on zrobić w tym momencie, to było odpowiedzenie na ten gest tym samym. Trzymając ja czuła ona napięcie w Star. Było czuć jak bardzo była ona spięta, jak walczyła o resztki swojej stabilności psychicznej i Blue chciała jej pomóc w tym.

- Tak mi przykro Blue... Ja... - zaczęła ona mówić ale nigdy tego nie skończyła.

Czy miała ona za co być zła na Star? Utrata sporej części ogona nie należała do najprzyjemniejszych rzeczy, ale nie zrobiła tego specjalnie. Każdemu zdarza się popełnić błędy mniejsze czy większe i Blue bardzo dobrze o tym wiedziała gdyż sama miała ich sporo na koncie. Więc podarowała Star coś, co sama chciała by kiedyś otrzymać od innych.

- Wybaczam ci... – wyszeptała do Star – wybaczam ci wszystko... Co się stało to się stało, i nic już tego nie zmieni. Pozostaje nam wyciągnąć z tego wnioski, ruszyć dalej.

Obejmując ją Blue zamknęła swoje oczy wsłuchując się w oddech drugiego kuca. Nie była w stanie zgadnąć o czym ona teraz myślała, ale wiedziała że nadal potrzebuję ona pomocy. Przyciskając ją bardziej do siebie, kontynuowała ona nadal przyciszonym głosem swój monolog.

- Kiedyś miałam „przyjaciela” który zawsze do mnie przychodził jak miałam gorszy dzień. Obejmował mnie on wtedy i opowiadał mi o przyszłości. O tym jak każdego z nas czeka lepsze czasy. Czasy bez przemocy i nienawiści. Czasy w których każdy będzie czuć się bezpiecznie. O tym że kiedyś nadejdzie dzień gdy słońce wyjrzy z poza chmur a na niebie pojawi się tęcza.

- I ja mu wierzę Star, wierzę w to że czeka nasz lepsza przyszłość. Dlatego musimy być twarde, żeby dotrwać do tego momentu. Musimy się zebrać w sobie i ruszyć na przód, nie zważając na wszystkie kłody jakie będą nam rzucać pod kopyta te jebane pustkowia. A jak już upadniemy, to nie możemy leżeć. Musimy wstać i ruszyć dalej gdyż tam czeka dla nas wszystkich lepsze życie.
[Obrazek: signature.php]
- Wybaczam ci... – ”Co?”– wybaczam ci wszystko... Co się stało to się stało, i nic już tego nie zmieni. Pozostaje nam wyciągnąć z tego wnioski, ruszyć dalej. – W tej chwili Jednoróżka mogła czuć jak niebieska klacz także ją obejmuje i przyciska mocniej do siebie.

Starweave nie była w stanie dokończyć zdania. I to nie szczególnie z powodu tego, jak by się to mogło z początku wydawać, iż było to dla niej boleśnie trudne. Prawdzie powiedziawszy, klacz z całą pewnością miała znacznie lżej na sercu, niż jakikolwiek inny statyczny mieszkaniec pustkowi. Jednak chodziło w tym wszystkim o coś zupełnie innego. Starweave była bardziej wzruszona samym ofiarowanym jej gestem, niż swoją przeszłością.

Star praktycznie nigdy wcześniej nie miała do dyspozycji kucyka, któremu mogła by się tak po prostu bezpiecznie wyżalić, lub przytulić się do niego tylko dlatego, że było jej źle. Stajnia nie była miejscem gdzie tego rodzaju kucyki by ją wtedy coś obchodziły. Na pustkowiach jednak, wszystko było inaczej.

Atramentowa klacz po chwili zaczęła się w końcu uspokajać, spokojnie wysłuchując opowiadania Blue. Nie było chyba niezwykłym, że Starweave skojarzyła sobie przedstawianą w jej opowieści sytuację z tą teraz bieżącą. Klacz zastanawiała się co to wszystko mogło znaczyć. „Czyżby uczeń został mistrzem? Czy to teraz ona jest tym, który przychodził do niej podnosząc ją na duchu? Pojawiła się tu tak po prostu bo wyczuła, że będziemy się nawzajem potrzebować?” Star nie mogła w to uwierzyć i dalej uparcie szukała powodu dla którego Blue tak po prostu się do niej przytuliła.

Jednoróżka już teraz w miarę spokojna, dalej wsłuchiwała się w przepiękne słowa niebieskiej klaczy.
To co formował teraz jej pyszczek, dla Star było czystą miksturą leczniczą wylewana prosto na jej serduszko. ”Wiec skoro ona jest tym, kto przychodził do niej by wesprzeć ją w trudnych chwilach, to kim ja zatem jestem?” Starweave cisnęło się na myśl jedno słowo. Nie można było go jednak zastosować. ”Mimo wszystko... A może? Może jednak ona chce abym mogła ją tak kiedyś nazwać? Czy to może być powodem jej dziwnego najścia?”

Atramentowa klacz miała w tej chwili wiele pytań. Jednak zostały one zepchnięte w głąb wraz z tym, jak skupiła się ona na ostatnich słowach Blue. – Oczywiście, że tak. – Powiedziała już nieco bardziej normalnym i zdecydowanym tonem. – Musimy być i będziemy silne. Bo gdzieś tam, pewnego dnia, nadejdzie dzień kiedy będzie mogło być już tylko lepiej. – Powiedziała odrywając się od drugiej klaczy i po raz kolejny spoglądając w jej niebieskie oczy.

- Dziękuje ci również, za to, że się tu pojawiłaś. – Powiedziała, ofiarowując klaczy lekki, lecz szczery uśmiech. - Ale dość już cierpienia. Mamy za sobą kolejny dzień pełen zmagań, który z całą pewnością nie należący do najłatwiejszych. Jestem nim zmęczona Blue i ty pewnie też. Wiec jeśli mogę ci w czymś jeszcze pomóc, jestem teraz do twojej dyspozycji, nie później. – Powiedziała tonem, spokojnym, normalnym, niczego nie sugerującym.
Atmosfera była luźna, alkoholu nie brakowało, było zajebiście. Takie momenty, właśnie wtedy, gdy był spokój, można było porozmawiać, czasem się pośmiać, Rain uwielbiała najbardziej. Zdawało się, że zgromadzone pod wozem kucyki słuchały się wzajemnie. Być może można było porównać aktualną sytuację z tym, jak bawiły się kucyki sprzed 200 lat.

Tuż po wywodzie Rain odezwała się Iron ze swoim zdaniem dotyczącym Stalowych Strażników i Zebr. Nie było przesadnie oryginalne, ciemnoniebieska podejrzewała, że wiele kucy myślało tak na pustkowiach. Zresztą sama się do nich zaliczała. Oczywiście wiedziała, że na Equestriańskim Pustkowiu wciąż żyli skrajni nacjonaliści, i to wcale nie było ich mało, ale... co z tego? O ile nie zaczną próbować przejąć jakiejś władzy na pustkowiach, nic nie grozi mniejszościom takim jak zebry czy gryfy.

Iron zaczęła coś mówić o jakiejś klaczy o imieniu Lilith. Rusty instruował klacze o działaniu jakiegoś specyfiku, o którym altyrerzystka nigdy w życiu nie słyszała. Być może kolejny narkotyk albo jakieś ziółko. Klacz nie zwracała na to zbytnio uwagi, ponieważ chwilę wcześniej z zaskoczeniem stwierdziła, że - pomimo wypicia co nieco - nie odczuwała większych skutków przyjęcia do siebie promili. Spodziewała się raczej czegoś dokładnie odwrotnego: w końcu nieczęsto można sobie zwyczajnie wypić, kiedy trzeba walczyć o życie.

Potem ogier gdzieś sobie poszedł, a sporej postury kucyk płci żeńskiej ledwo co to zauważył, nie wspominając już o celu takiej eskapady. Zorientowawszy się, że nikt nie odpowiedział na wezwanie i pytanie Iron Scale, odpowiedziała jej. - No dobra, jak będzie trzeba to pomogę... A co do tej całej Lilith? Nie kojarzę babki. A co? Powinnam?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Klacz była z siebie zadowolona. Nie tylko wymusiła na zamaskowanym ogierze dziwne emocje, ale i widocznie go zdołowała. Jego reakcja sama w sobie była dowodem, iż coś ukrywa. Nie tylko karcąco na nią nakrzyczał, ale i został złamany... no może nie do końca, ale jednak zrobiła postęp w swoim zadaniu, które sama sobie zadała. Jednakowoż coś przykuło jej uwagę. Zanim ów ogier zatracił się w sobie, i zaczął szlochać, to wskazał kopytkiem oraz resztą nogi na nią. Niby nic, ale... było ono inne, niż u kucyka. Było one... dwubarwne. To był dla niej strzał prosto w twarz. była już pewna kim jest Rusty.

- Teraz już wiem, co ukrywasz - mówiła do siebie w myślach. Zastanawiała się jednak nad kolejnym ruchem, który ma poczynić, aby przybliżyć się do jeszcze większej prawdy o tej... zebrze. Nie była pewna, czy on wiedział, iż zdradził się tym gestem. On serio dobrze ukrywał... to co ukrywał, skoro tak długo nikt się nie zorientował, ale w tym właśnie momencie opuścił gardę. Na trzeźwo nigdy by o takim planie nie pomyślała, a teraz rzec można, iż otworzyły jej się oczy na świat i inne kuce. Ucieszyła się z tego, iż nareszcie robi coś, na co nudna, tchórzliwa i spokojna White nigdy by się nie odważyła. I wierzcie lub nie, ale czuła się z tego dumna... naprawdę dumna.

Nagle klacz wpadła na kolejną fazę swojego pomysłu. Podeszła więc spokojnie do ogiera i delikatnie go pogłaskała po... nakryciu głowy. Następnie spróbowała jak najlepiej to rozegrać. Kluczem teraz były słowa i jej drobne gesty, którymi chciała dojść do sedna sprawy. Co jak co, ale kobiece wdzięki, to czasem broń najgroźniejsza i najskuteczniejsza.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała ciepłym głosikiem, i uśmiechnęła się lekko. - Cokolwiek ci się kiedyś przydarzyło, to już historia. U nas cię raczej to nie czeka, ale też nie możesz być słaby psychicznie. Nie jestem długo na pustkowiach, a moje zdrowie psychiczne pewnie spadło jak łeb na szyję, ale... nie poddałam się, i szłam dalej. I jak teraz pewnie widzisz... opłaciło mi się to. Tobie raczej też, ale to już zależy w dużej mierze od ciebie, czy będziesz chciał zostać tutaj - ciągnęła dalej. Tutaj na chwilę zamilkła, aby nabrać trochę powietrza, a następnie zaczęła kontynuować. - Ale wiesz... względem grupy trzeba być też szczery. Kucyki myślą wiele rzeczy, jeśli nie są doinformowane - powiedziała, naciskając na słowo "szczery".
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Jasna cholera, znowu? Już po raz drugi dzisiaj się rozkleiłem, najwidoczniej to nie jest mój dzień. Czy ja naprawdę jestem takim lalusiem, czy po prostu pustkowia chcą się pobawić i atakują moje najczulsze obszary? Może to te ostatnie nieprzespane noce tak mi się dały we znaki? Xander jeszcze chwilę prowadził swój korowód różnych myśli starając się przy okazji uspokoić swoje ciało i powstrzymać płacz. Przerwał jednak gdy poczuł że ktoś go głaszcze po głowie. Otworzył oczy i uniósł nieco głowę by zobaczyć kto to. Z początku wszystko co widział było rozmazane przez łzy, mrugną kilka razy gwałtownie i potrząsną lekko głową, by odzyskać ostrość widzenia.

Była to White, stała przy nim i go głaskała. Po chwili uśmiechnęła się do młodzika i zaczęła go pocieszać. Mówiła że powinien zapomnieć o tym co było, lecz to przeszłość się jego trzymała. To zdanie o tym że teraz nic podobnego się nie stanie, zazwyczaj było kłamstwem i działo się tak samo. Pomimo tego ogier zaczął się uspokajać i na powrót nieco trzeźwiej myśleć. Na koniec biała klacz wspomniała o tym że powinien być szczery wobec innych. Wtedy też ogier zaczął uświadamiać sobie jaki wielki błąd zrobił gdy wskazywał na klacz. Jestem pierdolonym idiotą pewnie mnie widziała. To chyba na prawdę nie jest mój dzień. Wyszła niedawno ze stajni, może nie jest taka jak reszta kucyków na pustkowiach, jeszcze. Mam nadzieję że nie pożałuje tej decyzji. Tylko od czego zacząć?

-Pewnie już się domyślasz, co? - Xander ciężko westchną wypowiadając te słowa. Niemal wszystko mówił jednolitym i nieco przybitym głosem. - Ja nie mam problemu z byciem szczerym, ja mam problem z zaufaniem. Przez to kim jestem dostałem bardzo cenną lekcję, że nawet najbliżsi, ci których znasz całe życie i myślisz że są twoją rodziną potrafią wbić ci nóż w plecy i parę razy nim pokręcić. Część z tych kucyków których spotkałem chciało mnie zabić tylko dla zasady, bo jestem tym kim jestem. Inni chcieli nie okraść bądź wykorzystać do czatnej roboty i załatwić dopiero potem. Ale skoro mam być szczery, dobra. Rusty to imię przykrywka, naprawdę nazywam się Xander.

- Twierdzisz że to co się stało, to się nie powtórzy i tutaj nie masz racji, nawet krzty. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie podawać się za przyjaciela, a tak naprawdę cie wykorzysta i na koniec będzie chciał się ciebie pozbyć by zachować cały łup dla siebie. Podobnie będzie z tymi którzy będą chcieli mnie zabić po prostu dlatego że mam paski na futrze. Ale walka o własne życie i zabijanie przy tym innych uważałem za coś naturalnego, albo ja albo oni. Tego już się nie boje, za to boję się czegoś innego.

- Boję się tego że kiedyś znajdę kogoś takiego jak Shadow, przyjaciela, osobę która będzie dla mnie całym światem... A pustkowia brutalnie mi tą osobę odbiorą, tylko dlatego że mam paski, tylko po to bym cierpiał. Shadow była małą klaczką która uratowała mi życie, ukrywając mnie przed stalowymi strażnikami. Też ich kiedyś spotkasz, wyglądają jak chodzące czołgi. Po tym jak Shadow mnie uratowała, staliśmy się dla siebie wszystkim, była dla mnie jak młodsza siostra której nigdy nie miałem.

Potem trafił się jednak kolejny SR. Zaczął do nas strzelać lecz pewnie bardziej do mnie. SteelRanger'a zabiłem, sam byłem ranny a Shadow... to były jej ostatnie chwile. Jedyne co mogłem zrobić to przytulić się do niej i być z nią do samego końca. Dlatego nie chcę byś się do mnie przytulała, by ktokolwiek to robił, to mi przypomina tamten moment. - Tutaj Xander zakończył swój monolog, po którym wziął jeszcze jeden głębszy oddech. Siedział teraz w ciszy wpatrując się w klacz i szukając na jej pyszczku chociaż drobnej oznaki współczucia by poczuć się nieco lepiej.
Obie klacze siedziały wciśnięte w siebie. Blue czuła jak Star powoli się uspokaja, odzyskuje panowanie na sobą. Był to dobry znak. Nic tak nie pomaga w walce z własnymi potworami jak obecność drugiego kuca który pomoże ci przez to przejść.

- Oczywiście, że tak. - w końcu odezwała się Star - Musimy być i będziemy silne. Bo gdzieś tam, pewnego dnia, nadejdzie dzień kiedy będzie mogło być już tylko lepiej. - po czym oderwała się od Blue i spojrzała się prosto w jej oczy. Na jej pysku gościł uśmiech.

Może i ten pysk nie należał do najładniejszych ale, ten uśmiech na nim w tym momencie, sprawił że wydawał się on Blue najpiękniejszą rzeczą na świecie. Sprawił on, że sam Blue się uśmiechnęła, udało się jej coś osiągnąć, poprawić humor innemu kucowi. Była tak zapatrzona w ten uśmiech, ze prawie przegapiła, że Star zaczęła coś do niej mówiła.

Wysłuchała ona co Star miała do powiedzenia, czekając aż ona z siebie wszystko wyrzuci. Z każdym słowem przez nią wypowiadanym, uśmiech na pysku Blue zdecydowanie się powiększał. Aż Star doszła do końca i stwierdzenia że jest do jej dyspozycji. Musiała się ona bardzo starać żeby w tym momencie nie parsknąć śmiechem albo nie rzucić do Star jakiejś dwu znacznej propozycji które nasuwał Blue jej dość mocno zboczony umysł.

- Nie ma problemu Star. - odpowiedziała w końcu Blue, po tym jak uspokoiła swoje kudłate myśli – Ja po prostu zrobiłam to, co powinien zrobić każdy inny kuc w mojej sytuacji. Pomogłam potrzebującemu.

- A co do twojej propozycji pomocy, to tak, jest coś w czym możesz mi pomóc. Chcę żebyś teraz się położyła i wypoczęła jak najlepiej. Jutro rano Sharpi zamierza zabrać tę karawanę w dalszą trasę i będzie potrzebować każdej pomocy jakiej może dostać. Chcę żebyś mu pomagała jak tylko możesz bo jutrzejszy dzień też może być dla nas wszystkich ciężki. Ale tym będziemy się jutro przejmować.

- A teraz, ja też bym chciała złapać jeszcze trochę snu. Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko dalszemu dzieleniu ze mną tego wozu.

<Karna brzoza za chu***ą odpiskę.>
[Obrazek: signature.php]
Nikt już teraz nie wie, kto kogo bardziej potrzebował i kto w końcu komu bardziej pomógł. Jednoróżka podarowała Blue swój uśmiech, a ta wpatrywała się w niego z takim entuzjazmem, że aż Starweave naszły pewne obawy. Dobrze wiedziała czym mogą się skończyć tego typu sytuacje. Z tego też powodu, położyła ona specyficzny nacisk na ostatnie swoje słowa. Mając nadzieję, że dzięki temu nic takiego nie uderzy do głowy niebieskiej klaczy.

Chyba jednak trochę jej to nie wyszło, bo z twarzy Blue, Star na te chwilę mogła odczytać tak wiele, że aż w najlepszym wypadku spodziewała się nagłego szturmu na jej strefę osobistą. Blue jednak szybko się opanowała i zaczęła w końcu mówić.

Nie ma problemu Star. Ja po prostu zrobiłam to, co powinien zrobić każdy inny kuc w mojej sytuacji. Pomogłam potrzebującemu. – ”O bogini, ja się tylko wzruszyłam, nie jest jeszcze ze mną chyba aż tak źle. Wydawało mi się...a z resztą. Pomyślała Star wesoło przewracając oczami, nie zamierzała się o to kłócić. Wyglądało na to, że Blue faktycznie została jej zesłana przez samą Celestię, a jej senny koszmar tylko częściowo wszystko zepsuł. Nie mniej jednak i tak było to dziwne.

Chwile potem, Blue zaczęła mówić na temat, jak Atramentowa może się jej jeszcze przydać. Mimo iż niebieska jednoróżka życzyła jej jak najlepiej, nie były to słowa jakie Star chciała by usłyszeć. A z tego co słyszała, ktoś już zdążył podjąć decyzje co do dalszych losów owej karawany. Klacz bardzo dobrze wiedziała, że wszelkie tego typu decyzje podejmowane bez jej obecności, nie są decyzjami dla niej korzystnymi. Dodatkowo wszystko wskazywało na to, że Blue była dobrze zafunflowana z brązowym ogierem. I jako jego wspólniczka, postawiła Starweave przed faktem dokonanym. ”Nie dobrze.”

Star zdawała sobie sprawę, że wspólny wróg i cel potrafi zjednoczyć niemal każde kucyki. Jednak już po zwycięstwie, efekt ten na pustkowiach utrzymywał się bardzo krótko. To była właśnie jedna z największych klątw dzisiejszej Equestrii. Atramentowa klacz wiedziała także iż prawdopodobnym było, że z pomocą cichych noży, jeszcze tej nocy może nastąpić rozstrzygnięcie wszelkich sporów, o towar wewnątrz skrzyń. Po chwili wróciła myślami do wcześniejszych słów Blue. ”Może to i jednak dobrze, może te kucyki faktycznie mają w sobie coś więcej.” Stwierdziła, jednocześnie przyznając, że na razie lepiej będzie się nie wychylać.

Starweave tak się zamyśliła, że prawie umknęły jej następne słowa drugiej klaczy na wozie. Ponownie ustanowiła ona na niej swoje rozproszone wcześniej spojrzenie. - Cała przyjemność po mojej stronie. – Powiedziała pewnie z szerokim uśmiechem.

Starweave powróciła do sowiej wyjściowej pozycji, w której znajdowała się przez cały czas pobytu wewnątrz kuli. Wylewitowała ona ze swoich juków, jeden z ofiarowanych jej egzemplarzy Guns & Bullets i otworzyła go na pierwszej stronie przed sobą. – Chyba nie będziesz mieć nic przeciwko, jak rzucę okiem na kilka magicznych sztuczek z użyciem kulek. – Powiedziała ledwie kończąc przed obfitym ziewnięciem, które w porę udało jej się zasłonić kopytem.
Rusty chyba naprawdę był załamany psychicznie, gdyż... same jego zachowanie na to wskazywało. Początkowo klacz chciała się dowiedzieć tylko prawdy, o tym tajemniczym kucu, który okazał się zebrą, ale... zrozumiała, że trochę za bardzo wymusiła na nim emocje, co spowodowało, iż opuścił gardę. Potem zaczął jeszcze opowiadać o życiu i trudnościach, przez jakie przejść. Potem jeszcze opowiedział mu o swojej towarzyszce, która została zabita przez Steel Rangersa. Zrobiło się jej jeszcze bardziej smuto... no i trochę niedobrze, ale spróbowała to ukryć.

Zebra teraz patrzyła się prosto na nią. Nie wiedziała jak ma zareagować, gdyż czuła się teraz... nieswojo. Fakt faktem... nie miała nic do Steel Rangersów, ale też nie mogła uznać, iż są dobrymi kucykami. Sporo na ich temat słyszała, a wszystko było różne, i pewnie niekoniecznie prawdziwe. Generalnie White była zbyt krótko na pustkowiach, aby mieć jakiekolwiek zdanie o tym, co się tutaj działo, dlatego też nie chciała też wspominać o owych "czołgach". Nie tylko ze względu na Rustiego, który ich nie cierpi, ale i na samą siebie.

- Wiesz... - zaczęła niepewnie. - Jestem na tych pustkowiach od około dwóch tygodni. Swoje życie zawdzięczam tylko i wyłącznie szczęściu. Pewnie to brutalnie miejsce zaszokuje mnie nie raz, ale póki co, to... nie wiem co jeszcze o tym sądzić. W życiu nie zabiłam żywego kucyka... chyba, że mogę zaliczyć do nich te całe... g... ghule? Chyba tak się nazywały. Ale z pewnością rozumiem twój ból. Wiem jak to jest stracić bliskie osoby. Ja zostałam... wydalona z mojej stajni, bo takie panowały tam reguły. Nie jestem nawet pewna, co się dzieje teraz z moimi rodzicami. Czy nadal żyją? Czy może tęsknią, ale wierzą w to, że już nie żyje? A może po prostu o mnie zapomnieli. Pewna tego nie jestem, ale... - przerwała, a następnie głośno odkaszlnęła i nabrała powietrza. - ... mam coś, co mi zawsze będzie przypominać o mojej rodzinie. Mój ociec pracował w ochronie, więc rozstał się z tym hełmem, w nadziei, że będzie mnie on chronił - powiedziała pokazując na kask, który leżał obok niej. - Ale jednak jest coś jeszcze, co mi przypomina o mojej rodzinie - po tych słowach zaczęła szukać czegoś w swoim PipBucku. Po chwili uśmiechnęła się, a z jej juków wylewitowała pluszową klacz o kolorze pomarańczowym. - Ta maskotka, to prezent od nich, gdy byłam jeszcze małą klaczką. Bardzo się do niej przywiązałam, i zawsze o nią dbałam. Była moją jedyną przyjaciółką. Zawsze potrafiła odgonić złe koszmary, gdy nie mogłam zasnąć - powiedziała łamiącym głosem. - Uwierz mi, że każdy kiedyś stracił w życiu coś ważnego. A to, czy jesteś zebrą, czy kucem, to dla mnie nie ma znaczenia. Fakt faktem... pamiętam propagandę, która ostrzegała nas przed wami, ale... nie wydajesz się być zły. Wręcz przeciwnie... to ty bardziej potrzebujesz pomocy przed kucykami, niż kucyki przed tobą - zakończyła, a następnie przytuliła się do maskotki i spojrzała z ciepłym uśmiechem na Rustiego.
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Xander uważnie wsłuchiwał się w to co mówiła biała klacz. Przysłuchiwał się rozterkom klacz, krążącym wokół jej rodziny i tym co się z nimi dzieje. Potem jej krótki monolog zszedł na rzeczy które zawsze będą jej przypominać o domu i rodzicach. Dla młodzika Podobnymi rzeczami był jego pistolet i kosmyk włosów przy wisiorku. Lecz kiedy patrzył na White i na to co dla niej znaczy uw hełm i pluszak, zaczął sobie uświadamiać że źle spoglądał na swoje pamiątki. Przypominały mu one o bólu i nienawiści jakich doświadczał a powinny być magazynami tych dobrych wspomnień, tych które nawet w najczarniejszej godzinie powinny wywołać uśmiech na pyszczku ogiera i dodać mu sił by dalej walczyć.

Chyba za bardzo się nad sobą użalam i rozpamiętuje to co niepotrzebne. Muszę wziąć się w kopytka i zmienić nieco swoje podejście. Na koniec swojej wypowiedzi biała klacz pocieszyła młodzika mówiąc iż każdy kiedyś stracił coś cennego oraz że nie jest taki jak opisywała propaganda. Dzięki temu zrobiło mu się nieco lżej na sercu i poczuł wewnątrz przyjemne ciepło. Gdy klacz skończyła mówić, przytuliła się do swojej pluszowej zabawki i uśmiechnęła do Xandera. Widok ten spotęgował to miłe ciepło gdyż był naprawdę rozczulający i mimowolnie wywołał uśmiech na jego pyszczku.

Młodzik przysuną się nieco bliżej do klacz, położył jej delikatnie kopytko na głowie i poczochrał po grzywie. - Dziękuje White. - Powiedział to spokojnym i ciepłym głosem. - Masz rację, nie tylko ja straciłem coś ważnego, ale najwidoczniej miałem do tego złe podejście. Może czas zamienić złe wspomnienia na te dobre i przestać tak to wszystko rozpamiętywać. - Ogier zbliżył głowę do White i powiedział cicho. - Możesz się przytulić, oczywiście jeśli nadal chcesz.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 135 gości