Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
- Wyplącz się z niej i wstawaj, mamy trochę rzeczy do omówienia.

Nie było co się tu sprzeczać. Wiedziała, że musi odbyć z nim tą rozmowę, wyjaśnić sobie nawzajem kilka rzeczy. I wysłuchać kolejnych argumentów za tym, że to co planuje, to istne samobójstwo.

-Przepraszam Star, wiem, że jest ci wygodnie, ale muszę wstawać. - wyszeptała do drugiej klaczy po czym powoli zaczęła się wyplątywać z nóg drugiej tak żeby przypadkiem jej nie obudzić, a przy okazji, zwracając szczególną uwagę na to żeby zabrać swojego pluszaka który był uwięziony w potrzasku między nimi. Po chwili stała na równych nogach rozglądając się za swoimi torbami.

Gdy już je zlokalizowała, podeszła do nich i zarzuciła je sobie na plecy. Wiedziała, że musi w tym momencie na jej twarzy być widać, że nie obyło się bez łez w czasie snu, a jej fryzura musi przypominać gniazdo jakiegoś bardzo niezdarnego ptaka. Chowając swojego pluszaka do torby, wyciągnęła ona z niej grzebień, w miarę czysty kawałek szmaty i butelkę z wodą po czym ruszyła w kierunku wyjścia z wozu. Dochodząc na brzegu wyjścia z wozu, usadowiła się w tamtym miejscu wygodnie i zaczęła powolnym ruchem rozczesywać swoją grzywę.

- A więc Sharpi. - zaczęła mówić do przyjaciela znajdującego się za nią, jednocześnie utrzymując głos na w miarę niskim poziomie żeby nie przeszkadzać w spaniu znajdującej się też na tym wozie Star – Powiedz mi, jak bardzo zły jest ten plan, jak bardzo zginę jak tam pójdę i dlaczego nie mamy innego wyjścia.
[Obrazek: signature.php]
Mimo najlepszych intencji cybernetycznej klaczy, Starweave nie dostała szansy zagarnięcia wszystkich klejnotów tylko dla i wyłącznie dla siebie. Nagły brak zewnętrznego źródła ciepła, szturchanie, szmery i w końcu cicha rozmowa obu kucyków, doprowadziły do tego, że Star się jednak przebudziła. Nie tak od razu rzecz jasna. Minęło trochę czasu, zanim jednoróżka zorientowała się, że Blue od niej uciekła. Jeszcze trochę więcej zanim wypełni połapała się w sytuacji.

Klacz była rozkojarzona i wciąż ospała. Przede wszystkim jej sen prysnął jak bańska mydlana, urywając się nie wiadomo kiedy. Zostały po nim jedynie krótkie fragmenty, z których i tak Starweave nic a nic nie rozumiała, a które najpewniej niedługo zostaną przez nią zapomniane. Kiedy tak leżała, próbując pozbierać je do kupy i odpowiedzieć sobie na kilka głupich pytań, odnośnie tego co właśnie wyśniła. Jakoś tak dziwnie, powoli zaczęły przebijać się do niej dźwięki toczącej się wewnątrz wozu rozmowy.

Starweave przez cały ten czas miała zamknięte oczy. Wciąż niby spała, nie budząc praktycznie żadnych podejrzeń. Niemal natychmiast rozpoznała głos Blue. Mówiła ona tonem spokojnym oraz ściszonym, co oznaczało iż starała się uszanować jej zmęczenie. Nawet jeżeli zawiodła, było to wciąż bardzo miłe dla jej wrażliwego słuchu, który na tę chwilę przyzwyczaił się do znacznej ciszy.

Star zdołała wypełni zarejestrować jedynie ostatnie zdanie niebieskiej klaczy. Wszystko wskazywało teraz na to, że prawdopodobnie zapozna się ona teraz z częścią jakiegoś jej chytrego planu. Była jedynie ciekawa kim był ten drugi kucyk, który dostąpił tego zaszczytu wcześniej. Nie śmiałą drgnąć powieką aby to sprawdzić, przede wszystkim dlatego, że jej się zwyczajnie nie chciało i miała w planach niedługo ponownie zapaść w błogi sen.
Barykada okazała się jedynie stertą podrdzewiałego metalu. Nie znajdując tam nic ciekawego, klacz otwarła drzwi blokowane przez tę właśnie stertę metalu.

Za drzwiami panowała ciemność. Światło padające zza klaczy pozwalało dojrzeć co było tuż obok przejścia, ale niewiele więcej. A tuż obok przejścia były szkielety, które niemalże wysypały się na nic nie spodziewającego się kucyka przy otwieraniu drzwi, najwyraźniej trzymających je w miejscu od setek lat. Mimo upływu lat, można było wywnioskować, co te kucyki robiły w momencie śmierci: dobijały się do drzwi.

Koło jednego ze szkieletów, szkieletu jednorożca, leżał rewolwer kalibru 32. Typowy model kupowany przez cywili do obrony własnej, ze względu na cenę oraz prostotę użycia i konwersacji. Po leżeniu na podłożu przez dość długi okres czasu, rewolwer był dość mocno zardzewiały, a po drewnianych elementach pozostało tylko wspomnienie.

Spojrzenie nad ten grób masowy, w którym leżały szczątki co najmniej 10 kucyków, ujawniło, że dalej ciągnął się krótki tunel, pozbawiony oświetlenia. Ledwo widoczne gruzowisko oznaczało, że dalsza eksploracja w tym kierunku nie była konieczna.

W tym momencie klacz dojrzała jakiś ruch w ciemności. Ruch szybko zaczął być lepiej widoczny, gdy korytarz rozświetlił się słabym, zielonym światłem, dochodzącym spod paru kamieni. W końcu świecący kształt wygrzebał się z gruzowiska.
Uszy Iron przeszył charakterystyczny ryk wkurzonego ghula.
A gdy świecący ghul wstał w całej swej okazałości, można było łatwo zauważyć, że w jakimś cudem zachowanej kieszeni resztek jego ubrania tkwiła czerwona karta magnetyczna.

I wtedy nieumarły kucyk zaczął szarżować w kierunku klaczy.



Wrzask wkurzonego ghula był też słyszalny dla Rainfall, siedzącej spokojnie przy wejściu i zajętej śmiertelnie ważnym liczeniem tych niewielu kamieni i kikutów drzew, które pozostawały cały czas w jej zasięgu wzroku.



Sharp podszedł też do krawędzi wozu i zatrzymał się przy swojej przyjaciółce. Wysłuchał, co Blue miała mu do powiedzenia. Nie myliła się, ale nie miała też racji kompletnej.
- Ten plan jest naprawdę dziurawy. Wiem, że wielokrotnie sobie radziłaś sama, ale... - zatrzymał na chwilę, spoglądając na kucyka leżącego za nimi. Pokręcił lekko głową dla samego siebie i odwrócił się z powrotem ku Blue, która zajęta była czesaniem swojej grzywy.
Cóż, każdy ma jakieś zajęcie, które go uspokaja w krytycznych momentach... albo po prostu stwierdziła, że nie może pójść na śmiertelnie niebezpieczną misję zwiadowczą ze złą fryzurą.

- Za bardzo ryzykujesz, idąc tam sama. Jeżeli coś ci się stanie, nawet nie będziemy o tym wiedzieć - kontynuował medyk, wiedząc, że i tak jej nie przekona. Ale może uda się jednak nie wysyłać jej samej.
Sharp zacisnął szczęki. Blue była jedynym kucem, na którym mu w tej grupie zależało. I coś go powstrzymywało przed posyłaniem jej samej. Gdyby nie to, że ta banda brahmina z zagrody by nie wyprowadziła bez przywódcy, sam bym z nią poszedł, do cholery, pomyślał zirytowany ogier.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Blue siedziała, słuchając co jej przyjaciel ma do powiedzenia i nie przerywając ani na chwile swojej pracy nad swoją grzywą. Było słychać w jego głosie, że nie podoba mu się ten plan, i nie był w tym jedyny. Kontynuowała ona jeszcze przez chwilę po tym jak Sharp skończył mówić, pracę nad swoimi włosami zastanawiając się co dalej zrobić.

- Sharp, mi też się to nie podoba że idę tam sama. Ale powiedz mi, jaki mam wybór? - w końcu się odezwała, nadal utrzymując głos na niskim poziomie - Co my tu mamy, ćpunkę której nie powierzyła bym cegły do pilnowania, nową która w tym momencie, pewnie ora mordą pole pod buraki do okola obozu, oraz chodzący czołg z którym nie ma mowy o cichej i szybkiej akcji. Jedynym normalnym kucem jest tu chyba tylko Star, a nie wiem czy ma ona doświadczenie do wykonania tego zadania, a poza tym, nie zostawię cię tu bez kogoś normalnego do pomocy, więc ona też odpada.

Odkładając na bok swój grzebień, sięgnęła ona bo ścierkę i butelkę z wodą. Moczącą ścierkę w wodzie, zaczęła powoli czyścić swoją twarz z pozostałości po wcześniejszych wydarzeniach i czuła, że nie za dobrze jej to wychodzi. Po minucie męczenia się i nie za dobrych wynikach, jej irytacja osiągnęła szczyt, a ścierka, przeleciała przez wóz, by w końcu uderzyć o ścianę. Opierając głowę o ścianę, odezwała się ona znowu, szeptem do przyjaciela.

- Sharpi, dlaczego my tego nie olejemy? Nie zabierzemy najbardziej wartościowych rzeczy i udamy się w kompletnie przeciwnym kierunku, aby je gdzieś potem opchnąć. Dlaczego my to w ogóle robimy?
[Obrazek: signature.php]
Klacz pomału i z spokojem podziwiała kości i poziom rdzy na tym co kiedyś było niezawodnym rewolwerem kalibru 32.
Iron nie przeraziły szkielety ani mrok pomieszczenia, miała zrobić pierwsze kroki w mrok gdy dostrzegła zielone światło.
- Ja pierdolę kurwa jebana mać nie... - Klacz lekko cofnęła się gdy ghul wydał swój okrzyk bojowy na co ona odpowiedziała - Dalej skurwielu! Zatańczmy w imieniu pokazania kto tu ma bardziej zjebany łeb! - Szybko acz dokładnie wymierzyła i wystrzeliła kilka trójpociskowych serii prosto w łeb napastnika po czym cholernie szybko wycofała się za drzwi i dotarła na koniec korytarza z bronią gotową do strzału.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Iron trochę pokrzyczała i otworzyła ogień. Niestety, jej krzyczenie dało ghulowi czas na przygotowanie się do czegoś. Ghul wstał i, zanim kucyk zdążył zareagować, eksplodował silnym, zielonym światłem. Klacz nie miała możliwości pomiaru, ale w tamtej chwili przeszła przez nią silna fala promieniowania.

Gdy po oślepiającym wybuchu powrócił jej wzrok, zaczęła strzelać. Na tej odległości ciężko byłoby spudłować ogniem pojedynczym, ale serie nie miały już takiej celności. Raz po raz któryś pocisk rykoszetował od gruzu czy metalowych ścian pomieszczenia. Nie zmieniało to jednak trajektorii większości pozostałych, które trafiły w przeciwnika. Jednakowoż legendarna wręcz wytrzymałość tych świecących ghuli ponownie dała o sobie znać; nieumarły bowiem dalej przygotowywał się do szarży.

Klacz wycofała się na z góry upatrzoną pozycję, czyli, używając bardziej ludzkiego słownictwa, odwróciła się ogonem do przeciwnika i zwiała na koniec korytarza, gdzie ponownie wycelowała. Akurat w momencie, w którym ghul pojawił się w drzwiach. Kolejna seria zmieniła mu głowę w wyjątkowo nieapetycznie wyglądający gulasz. Świecący upadł na bok, co pozostawiało Iron z wyraźnie lżejszym magazynkiem broni, kupą śmierdzących szczątków ghula... i kartą magnetyczną.



Medyk wysłuchał kolejnej przemowy Blue, powtarzającej te same argumenty. Nie żeby było wiele więcej do powiedzenia w tej sprawie. Obie strony miały rację, obie strony o tym wiedziały, żadnej się to nie podobało.
Spojrzał w przestrzeń, gdy Blue wymieniała kolejnych członków ekipy. Miała rację... z jednym wyjątkiem.
- Mamy Rusty'ego - powiedział pozbawionym emocji głosem ogier, specjalnie używając fałszywego imienia zebry. Nie wiedział, jakie nastawienie do innych ras będzie mieć Starweave, a ostatnim, czego potrzebował, był poważny rozłam w drużynie.

I wtedy Blue zadała bardzo ważne pytanie. Po co oni to wszystko robili?
Czemu nie oleją całej zgrai, nie porwą tego co cenne i nie uciekną z powrotem tam skąd karawana wyjechała? Mogliby to zrobić, pewnie by im się udało. Zarobiliby całkiem sporo i zapomnieli o kucykach pozostawionych najpewniej na śmierć. Sharp pokręcił lekko głową. Nie mógł tego zrobić. Część jego umysłu po prostu by tego nie zaakceptowała. Ale jak to niby ma powiedzieć głośno? Wziął głębszy oddech i spojrzał na przyjaciółkę.

- Masz rację. Prawdopodobnie powinniśmy ich olać i uciec w nocy. Ale... nie możemy ich tak zostawić. Widziałaś tę zgraję? Połowa z wychodka nie skorzysta bez pisemnej instrukcji, a druga wyrżnie się nawzajem o świecidełka - przerwał na chwilę celem podkreślenia tego, co powiedział - Nie mógłbym tak zostawić karawany. To, że dbamy o innych, nawet gdy jest to tak idiotyczny ruch... myślę, że jest to jedna z rzeczy odróżniających nas od nich - dodał, wskazując rogiem poza obóz, z grubsza w kierunku sterty trupów bandytów... a przynajmniej miał taką nadzieję.

Potem do niego dotarło co powiedział. O Celestio, zaraz uzna mnie za idealistycznego idiotę, stwierdził ogier. Coś mu nie pozwalało pozostawić innych w takiej sytuacji. Nie wiedział konkretnie co, może odpowiadało za to jego wychowanie się w karawanie, może coś innego... wiedział za to, że nie miał żadnych konkretnych argumentów.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Klacz niemo patrzyła się w zabitego ghula, głośno oddychała i miała ochotę dopakować kilka naboi ale stwierdziła że lepiej tego nie robić bo się mogą potem przydać. Zanim zniknęły jej plamy przed oczami pomalutku ruszyła w stronę trupa, wprawnym ruchem wyciągnęła kartę i szybko acz dokładnie przeszukała pomieszczenie z którego wypadł stwór skupiając się na wszelkich miejscach w których mogło coś leżeć. Ostatecznie powróciła do hallu, wkopnęła ciało ghula za drzwi i zatrzasnęła je.

Potem zadowolona z siebie lekko machając ogonem ruszyła w stronę drzwi z czytnikiem cichutko śpiewając:
- Bringin' you a love that's true, Get ready, get ready
Stop makin' love to you, Get ready, get ready.
Get ready, cause here I come...

W końcu dotarła do czytnika i z wdziękiem przesunęła kartę przezeń, zabrała ją i cofnęła się parę kroków w tył wciąż machając lekko ogonem. Wpatrzyła się w wrota i rzuciła: - Streść się trochę, bracie. - Była zniecierpliwiona i chciała szybko zobaczyć co znajduje się za drzwiami, zabrać to i spierniczać zanim stanie się coś głupiego albo mogącego ją zabić. W głowie poukładała sobie też plan na najbliższą noc który można nazwać w dwóch słowach Wingboner Magazine.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Blue siedziała z głową opartą o bok wozu słuchając Sharpa. Z każdym jego słowem, powoli na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Przy pewnym komentarzu na temat wychodka, też prawie nie wybuchła śmiechem. Odrywając głowę od ściany, przechyliła się w drugą stronę aż jej bok dotkną Sharpa a jej głowa spoczęła na jego ramieniu.

- I za to cię Sharpi lubię. - powiedziała z uśmiechem na twarzy wtulona w przyjaciela – Nie zależnie jak zła byłą by sytuacja, nie ważne jak wielki łatwy zysk jest do zdobycia. Ty zawsze wybierzesz właściwą opcję. Dokładnie tak jak się po tobie spodziewałam.

- A poza tym, mówisz że Rusty może mi się przydać? Nie myślałam o nim. Podobno „kuce” jego pokroju, posiadają ciekawe umiejętności które mogły by mi się przydać. Będę musiała z nim pogadać na ten temat. - tu zrobiła małą przerwę nad czymś się zastanawiając - Chodź, z drugiej strony, to będzie kolejny zad do pilnowania przeze mnie. No nic, z decyzją poczekam aż usłyszę jego opinie na ten temat.

- Wiesz co, może pójdę nawet go teraz poszukam, a potem cię jeszcze złapie przed wyruszeniem i powiem co i jak.

- Teraz pozwolisz, że pójdę i się rozejrzę za naszym zamaskowanym przyjacielem. - powiedziała Blue stając na równe nogi, przeciągając się i przygotowując się do opuszczenia wozu – A, i jeszcze jedno. - powiedziała zatrzymując się i odwracając do Sharpiego – Dzięki za przywrócenie mojej wiary, w istnienie porządnych kucy na tych pustkowiach. - po czym szybko ucałowała go w policzek i opuściła wóz, zanim ten zdążył na cokolwiek zareagować. Poruszając się truchtem w kierunku ogniska, cała jej twarz byłą czerwona a przez myśli przechodził jej tylko jedno, Czemu ja to kurwa zrobiłam?
[Obrazek: signature.php]
Xander cicho siedział, niemo wpatrując się w ognisko. Pozwolił by jego umysł całkowicie się oczyścił, był jakby nieobecny duchem. Jego ciało natomiast nie niepokojone żadnymi myślami dokładnie rejestrowało najdrobniejsze bodźce z otoczenia. Delikatne ruchy pary unoszącej się z ponad kawy, dźwięk i dotyk delikatnej wieczornej bryzy oraz piękne przedstawieni jakim było ognisko płonące przed nim.

Stan ten zmącił ruch. Byli to dwaj najemnicy którzy podeszli do Sharpa. Wrócił do własnego ciała i przyglądał się ich krótkiej rozmowie, nie zakrzątał sobie jednak tym specjalnie głowy. Gdy tamta dwójka odeszła, młodzik wrócił do swojego naparu. Wypił jego resztkę duszkiem zanim ten zbytnio się ochłodził. Powoli jego myśli zaczęły wypełniać niegdyś pustą przestrzeń jego umysłu a wraz z nimi obawy dotyczące misji z Blue.

W prawdzie mógłbym zostać tutaj ale po co? Aby White po pijaku mnie wydała? Nadal jest tu pięć kucyków które o mnie nie wiedzą... kto wie co by się stało... Natomiast misja... Będę musiał się podkraść i nie dać się zobaczyć. To jeszcze dam rade zrobić, ale potem co? Zwiad pewnie nie skończy się wyłącznie na kręceniu się dookoła tej osady... Zawsze coś może pójść nie tak.

Och nie pierdol tak... Umiesz się skutecznie chować i skradać... Czy kiedykolwiek ktoś do ciebie podszedł od tyłu? Nie! Ty do innych podchodziłeś. Weź się w kopyta. Zrób wreszcie coś pożytecznego a może się to opłaci. Zaproponowali ci udział, więc sądzą że się nadajesz. Musisz zaufać Blue a wszystko się ułoży i pamiętaj, że musisz być stanowczy.

Ponownie zaufać kucykowi... Zaufać Blue i Sharpowi. Mam to dziwne przeczucie, że jednak mógłbym to zrobić... czuję, że oni jednak są inni od tych który dane mi było spotkać wcześniej. Dobra, pierdole. Raz zebrze śmierć... pomogę.


Jego rozterki myślowe przerwał dźwięk kroków w jego kierunku. Odwrócił więc głowę by ujrzeć niebieską klacz i jej zarumienioną twarz. Widok ten nieco go zdziwił, ale na krótko. - Tak czułem że prędzej czy później się pojawisz. Pewnie chcesz przedyskutować pewną sprawę co? Może usiądziesz? - Mówił spokojnym, melancholicznym głosem.

Xander poczekał chwilę aż klacz się zbliży. - Myślałem trochę nad tym... i nadal mam trochę obaw co do tego wszystkiego. Chyba najbardziej boję się tego, że będę musiał niemal powierzyć swoje życie w twoje kopytka, bo najpewniej masz większe doświadczenie w takich wypadach. Ale jednak chce podjąć to ryzyko i jeśli nie będziesz miała nic przeciwko pójdę jako twoje wsparcie.
Bo dość trafnym i jakże interesującym podsumowaniu kucyków pozostałych przy życiu w karawanie... ”Ale zaraz, co ona miała na myśli mówiąc o tym, że White ora pyskiem... pole buraków?” Nie mając zbyt wiele czasu na zastanawianie się, klacz słuchała ich dalej, lecz co na razie nie dane jej było dowiedzieć się żadnych szczegółów na temat szaleńczego planu Blue. Ale zamiast tego ta w końcu zadała bardzo istotne i dość konkretne pytanie.

„No właśnie dlaczego” powtórzyła w myślach Star. Sama by pewnie tak zrobiła, gdyby tylko znała te tereny, miała lepsze doświadczenie, dobry sprzęt, prowiant, oraz kogoś do pomocy kto ją nie porzuci pierwszej nocy. No i może jeszcze frytki do tego. A że każdy z tych warunków Starweave spełniała bardzo słabo albo wcale, o samotnych wędrówkach nie było mowy. Poza tym pozostawała jeszcze jedna kwestia: chciwość.

Wszystkie kucyki miały by zdecydowanie większą szanse na przetrwanie, gdyby tylko wybrały z zapasów karawany to co najlepsze i ruszyli z tym przez pustkowia, porzucając całą resztę za sobą. Ale nie... bo mimo tak wszechobecnego burdelu, każdy miał jakieś plany co do tego, jak można by było spożytkować tutejszą walutę. Starweave dobrze wiedziała, że to między innymi przez tą właśnie chciwość, wszystkie kucyki tkwiły teraz w tym gównie aż po uszy.

Klacz słuchała dalej rozmowy pomiędzy Sharpem, a jej niedawną przytulaśką. ”O boginie... Sharp!? Ten medyk!? Czy on nas przyłapał? „ Myśli te dopiero teraz uderzyły Star. Nie żeby było to coś nadzwyczaj niegodziwego, ale jednoróżka czuła, że z jakiegoś powodu tak być nie powinno. Albo po prostu było jej głupio?

Sharp bardzo ładnie wybrnął, z jak się okazało, testu przygotowanego przez niebieską klacz. Sprawdzała go, a on ten sprawdzian najwyraźniej zdał śpiewająco, bo Blue zdawała się być bardziej niż zadowolona jego odpowiedzią. A i sama Starweave także poczuła się trochę lepiej, co zostało potwierdzone przez lekki uśmiech na jej pyszczku. Chodź ten pojawił się tam głównie z powodu specyficznego poczucia humoru starszego ogiera. Mimo iż nie była zwolenniczką aż tak głębokiego optymizmu, to jednak naprawdę chciała by szczęśliwie dotrzeć, z cała tą resztą karawany do celu. A dwa obecne tu kucyki rokowały na to spore nadzieje.

Potem kucyki mówiły coś na temat jakiegoś „Rustiego.” A z tego co atramentowa wywnioskowała za pośrednictwem późniejszych zdań Blue, wychodziło na to, że to właśnie tak nazywał się tamten zamaskowany osobnik. Przez następne kilka chwil, Starweave doszukiwała się co też zamierza zrobić Blue i dlaczego jej zadanie było takie niebezpieczne. Jeszcze ciekawsza rzeczą byłą sama rozmowa i dosyć mocno wyczuwalna troska w głosie jednorożca. Oboje prowadzili ją tak jak starzy dobrzy znajomi. To po raz kolejny dało Starweave do myślenia ”No tak, oni się znają więc są dal siebie mili. A co jeżeli są tacy tylko wobec siebie i nie mają oporów w wykorzystywaniu innych kuców?”

Starweave zdała sobie po chwili sprawę, że po tym co wcześniej doświadczyła, było to bardzo mało prawdopodobne i głupie z jej strony. Starała się być ostrożna i zachować dystans jak najdłużej. Jednak mimo wszystko, twarda lodowa skorupa stopniowo pękała, a z pod jej spodu powoli wyrzynało się zaufanie. ”Te kucyki naprawdę mają w sobie coś dobrego, coś... ze Stajni.”

Star zastanawiała się jeszcze co mogło być takiego szczególnego w zamaskowanym osobniku, a właściwie w jego, jak to się Blue wyraziła „kucykach jego pokroju”. ”Ach, no tak ghul, niewrażliwy na promieniowanie. Czy to oznacza, że Blue zamierza udać się do jakiejś mocno napromieniowanej strefy?” Kiedy tak nad tym rozmyślała, znajdując coraz to dziwniejsze odpowiedzi na swoje pytania, jej uwagę przykuły ostatnie słowa Blue, po jak już jej się wydawało zakończonej wcześniej rozmowie.

- A, i jeszcze jedno. – Rzuciła Blue krótkie poprzedzające jej podziękowania zdanie. Po czym Starweave usłyszała cichy, charakterystyczny i dobrze znany jej uszom dźwięk. Klacz zdążyła się już do tego momentu całkiem dobrze rozbudzić i niemal natychmiast zareagowała zaraz po opuszczeniu wozu przez Blue. Okręciła się lekko, znacznie przekręcając głowę i rzucając ogierowi ciekawe spojrzenie. Musiała to zrobić, po prostu nie mogła się powstrzymać, a chałą upewnić się co właśnie słyszała. Wyraz twarzy ogiera dostarczył jej wszystkich odpowiedzi.

Atramentowa w żadnym wypadku nie żałowała mu tego całusa. Ba! Może nawet będąc na miejscu Blue, sama była by skora na taki gest. Gdyż brązowy jednorożec, swoją postawą wypełni sobie na niego zasłużył. Widząc reakcje Sharpa, Starweave przyłożyła kopytko do pyszczka i zaczęła cicho chichotać, przez cały czas bezczelnie wpatrując się w ogiera.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 139 gości