Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Blue musiała mocno się starać żeby nie odpowiedzieć na złość Star tym samym. Taki wybuch mógłby ją dużo kosztować, nigdy nie była pewna czy w takim wypadku nie powie czegoś, czego by potem żałowała. Nie lubiła ona tracić kontroli nad sobą, zwykle była spokojna i starała się unikać sprzeczek, ale ten temat był jej zbyt bliski. W tym momencie naprawdę walczyła ze sobą żeby nie powiedzieć Star wszystkiego, pokazać jej całą prawdę o sobie. Podnosząc głowę do góry spojrzała się na Star która się w nią wpatrywała. Widać było, że ta rozmowa też na nią nie najlepiej wpłynęła i że ona też ma problemy z zachowaniem spokoju. Chyba najwyższy czas zakończyć tą rozmowę.

- Ty nie musisz mi nic udowadniać. - odezwała się w końcu Blue - Ja nigdy nie twierdziłam, że umiejętność współpracy zdobywa się w jednym miejscu, nigdy nie powiedziałam, że się mylisz. Ja po prostu mówię, że na pustkowiach istnieje wiele rodzajów współpracy, że są miejsca i sytuacje w których powstaje ona szybciej niż w innych. Nie będę też próbowała bronić RedEye'a. Jak już powiedziałaś, do puki nie zapytamy kogoś kto tam był, nie będziemy nic wiedzieć na temat tego jak tam jest. Wszystko co teraz mamy to legendy i nasze własne domysły. Ale pamiętaj że nic nie jest czarno-białe. Nawet w takim piekle można znaleźć dobro.

- Ja po prostu twierdzę, że w tym momencie potrzebujemy czegoś więcej niż zwykłej współpracy w celu osiągnięcia korzyści. - odrywając po raz pierwszy w czasie swojej wypowiedzi wzrok od Star spojrzała się ona na znajdującą się obok nich White – Wśród nas są kuce które wymagają czegoś więcej niż tylko pomocy w dotarciu do celu. Każdy w tej karawanie skrywa jakiś sekret, boją się oni otworzyć przed innymi. Każdy patrzy na każdego zastanawiając się kto mu pierwszy wbije nóż w plecy. To nie są dobre warunki do współpracy, one wręcz zwiastują nadchodzącą katastrofę i jeżeli sobie nie zaufamy, nie stawimy temu wszystkiemu czoła razem i wszystkich nas to pociągnie na dno.
[Obrazek: signature.php]
< Trzeba napisać post, bo to już jest jubileuszowa 69 strona! >

White przez cały ten czas siedziała przy ognisku. Odkąd tylko usiadła, to cały czas myślała o tym, co zdarzyło się jakiś już czas temu. Niby czuła się źle, ale i stosunkowo dobrze. Mogła przynajmniej... wyładować wszystko, co gnieździła w sobie przez ostatnie kilka godzin. Znowu czuła, jakby ten jeden cholerny dzień trwał w nieskończoność. To uczucie jej cały czas nie opuszczało. Chciałaby by dwóch rzeczy. Mianowicie tego, aby nastał już dzień kolejny, gdyż to się będzie łączyć z prawdopodobnym wytrzeźwieniem. Aczkolwiek będzie musiała się też przespać, co na aktualny moment odpadało. Jakoś nie miała ochoty spać w jednym z wozów... i to jeszcze pijana, no i prawdopodobnie bez ochrony.

Zazwyczaj to, co mówiły klacze ją nie interesowało i po prostu starała się ów wypowiedzi ignorować, aczkolwiek czasem się wsłuchiwała, gdy mowa była o Flillydelphy oraz RedEye'u. Co jak co, ale z nudą trzeba sobie jakoś radzić, a niekiedy padała całkiem interesujące "kąski", w które biała klacz wsłuchiwała się z ukrywaną radością, której były znikome ilości. White miała swój pseudo kodeks, który i tak dzisiaj złamała już wielokrotnie. Obiecywała głównie sobie, że będzie miła dla każdego, nie będzie się odurzać żadnymi środkami. Generalnie wiele słyszała o alkoholu, ale dopiero dzisiaj zobaczyła, jakie to jest zło wcielone. Mówiła sobie, że będzie abstynentką pod każdym względem, lecz nie udało jej się. Nie warto jednak porzucać tego punktu w swoim kodeksie, gdyż go właśnie będzie przestrzegała najściślej.

White po kolejnych rozmyśleniach zaczęła się nudzić. Fakt faktem słuchanie o Fillydelphy było trochę ciekawe, to i tak chciała coś zrobić. Po chwili stwierdziła, iż warto by zagrać coś na swoim instrumencie, ale jednak buzię będzie trzymać na kłódkę. Była niemalże pewna, iż alkohol nie wpłynie zbyt dobrze na jej głos, który mógł ulec zniekształceniu. White bała się tego, gdyż nie chciała tracić swego, jak sama twierdziła jedynego atutu. Wyjęła więc instrument z Juków, a następnie zaczęła na nim cicho brzdąkać melodię, do wymyślonych niedawno słów. Plusem było to, iż miała je zapisane. Przynajmniej ich nie zapomni.

< No bo Marek i Savader tak "prosili" ;v >
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Starweave po raz kolejny wysłuchiwała Blue, która to wreszcie chociaż po części przyznała jej rację. A przynajmniej tak to odebrała białowłosa, zadowolona z faktu iż nie będzie potrzeby dłużej drążyć niewygodnego tematu. ”Dokładnie. Najpierw wytrzaśnij skądś kucyka, który tam faktycznie był i dopiero wtedy sobie poważnie porozmawiamy.” Niebieskawa także znacząco sprostowała swoje wcześniejsze wypowiedzi, podkreślając, iż miała na myśli różne formy współpracy. Formy które jak się wyraziła, różnią się od siebie i inaczej rozwijają w zależności od warunków. Dało to trochę do myślenia właścicielce ciemnogranatowej sierści.

Blue znacząco rozwinęła te myśli kontynuując swoją wypowiedz. Na Starweave szczególne wrażenie wywarło jej podsumowanie, na temat tego jak każdy w tej karawanie może być jednocześnie pierwszym, który wbije drugiemu nóż w grzbiet. Była to rzecz o którą martwiła się ona już od jakiegoś czasu. ”Blue miała racje, każdy kucyk który był teraz skory podać swoje kopytko, równocześnie mógł być tym, który tylko czeka na dogodną okazję.„ Pomyślała Star podążając za wzrokiem niebieskiej.

Ale mimo tego wszyscy jakoś podchodzili do tego z dystansem i nikt jakoś specjalnie nie palił się do jakichkolwiek sporów o podział ładunku. Ciemnogranatową zastanawiało dlaczego tak się dzieje. ” Ciekawe jak wyglądała by sytuacja, gdyby nasz szef zmarł podczas snu i cała reszta karawany została by sama z tym faktem.” Po dalszych konkluzjach doszła do wniosku, że to właśnie dzięki atakowi bandytów, wszyscy ocaleli jako tako trzymają się razem. I wcale nie wykluczone, że mogło by być o wiele gorzej, gdyby zginął jedynie sam szef. ”Być może kucyki faktycznie mają jakieś wewnętrzne instynkty, które pozwalają im się z łatwością jednoczyć w trudnym czasie. Ciekawe tylko dlaczego to nie działa na dalszą metę? Białowłosa jednoróżka spuściła wzrok z White, która mimo swojego stanu dalej próbowała zagrać coś na swojej dziwnej miniaturowej gitarze. Star nie poświęciła temu większej uwagi, wpatrując się we własne szurające po ziemi kopytko.

- Uuuch... Masz rację, kucyki łączą się w bólu. Wspólny trud nas jednoczy, pomaga nam działać razem. Lecz czy to zawsze musi tak wyglądać? Masz jakiś pomysł Blue, jak zmusić nas do tej współpracy, jak możemy sobie zaufać bez ówczesnego wystawiania na takie okropności? – Powiedziała smutnie Starweave, spoglądając na drugą klacz pytająco.
Czy Blue miała jakieś pomysły? Aż czasem za dużo, ale żaden z nich raczej by się tu nie przydał. Prawie całe doświadczenie w budowaniu zaufania i współpracy jakie posiadała, wyniosła ze sobą z Fillydelphi a tam panowały trochę inne warunki i raczej w tej sytuacji by się to nie sprawdziło. Co prawda, znała także podstawy budowania takiej współpracy na pustkowiach, ale nie za bardzo jej to wychodziło. Lecz, z drugiej strony, w aktualnej sytuacji nie potrzeba doktoratu z współpracy by się zorientować jakie są ich szanse na cokolwiek.

- Niestety, obawiam się, że nie damy rady tego to osiągnąć, przynajmniej nie w pełni. Jest kilka możliwości które mogą nam pomóc osiągnąć jako taką współprace tu. Ale mają on w większość jedną wadę. Normalnie żeby do czegoś takiego doprowadzić w takiej grupie potrzeba by kilku dni, wspólnego celu i chociaż trochę chęci ze strony kucy których to ma dotyczyć. Wymagają one czasu, a my tego teraz nie mamy.

Odrywając wzrok od Star, zaczęła odpięła ona swoje torby i położyła je przed sobą. Otwierając je zaczęła je ręcznie przeszukiwać ignorując całkiem zaklęcie segregujące swojego PipBucka. Powoli przeszukując swoje torby, powróciła ona do swojej wypowiedzi.

- Tu potrzeba by każdy z każdym usiadł chodź na chwilę, żeby ze sobą chwile porozmawiali, coś o sobie się dowiedzieli, żeby spędzili ze sobą trochę więcej czasu. - tu zrobiła chwilę przerwy, wyciągając z torby grzebień, odstawiła ją na bok po czym spojrzała znowu na Star - Na dobrą sprawę, my już jakiś czas ze sobą przebywamy, rozmawialiśmy, razem płakałyśmy, więc pozwól że ci zadam pytanie. Jak dużo się o mnie dowiedziałaś przez ten czas, ile o mnie wiesz i czy będziesz w stanie mi zaufać po tych kilku rozmowach?

Opuszczając głowę w dół, dała Star trochę czasu na przemyślenie tego co powiedziała a sama zaczęła powoli przesuwać grzebień przez swoją grzywę. To zajęcie ją uspokajało, dawało jej możliwość zebrania myśli w spójna całość. Wiedziała że jej w tym momencie coś umyka, że zapomniała o czymś ważnym. Denerwowało ją to, Blue nie lubiła jak czegoś nie wie. W pewnym momencie jej grzebień się zatrzymał a ona się rozejrzała po obozie. Już wiedziała czego jej brakuje i wcale jej to nie poprawiło humoru. Nie podnosząc głowy do góry, odezwała się przyciszonym głosem do Star.

- Sharp długo nie wraca. Ile może trwać sprowadzenie jednego kuca do obozu? Zaczynam się martwić, że coś mu się stało.
[Obrazek: signature.php]
Klacz odprowadziła sanitariusza wzrokiem, była pewna że jej reputacja w tym momencie przewróciła się do grobu i zaczęła przyspieszony rozkład. Już trzecim okiem widziała przyszłość: Zostanie wyśmiana i opierniczona przez 2/3 obozu a potem wszyscy zerwą z nią jakiekolwiek kontakty.
Teoretycznie nic nowego bo według jej religii wyjebianizmu reputacja nie była teraz tak ważna jak dawniej kiedy to na słowa "Iron Scale jest tutaj!" wszyscy albo uciekali albo chowali się gdzie popadnie.

Z resztą i co z tego że zostanie uznana za totalną idiotkę? Przecież nic już nie zepsuje i tak złej reputacji klaczy. Tymczasem zastrzygła uszami i zabrała się do przeszukania gablot. O ile większość jej znalezisk stanowiły zwykle śmieci i złom z którego coś można było przy odrobinie kreatywności poskładać, to teraz była to miła odmiana... zniszczona przez upływ czasu i dziurę w ścianie.
Przegrzebki półek były prawie stale komentowane pod nosem i postronny obserwator dostałby zapewne cholery wysłuchując tego szeptu.

Po jakimś czasie półki i ich cokolwiek warta zawartość skończyły się i psycholka rozglądnęła się po pomieszczeniu szukając czegokolwiek do czego można by się przyczepić ale nie znalazła pożądanego obiektu więc znów zaczęła oscylować wkoło możliwości wydarcia się z tego przeklętego miejsca.

Najbardziej zastanawiała inżynierkę dziura w ściance i to co było widać za nią, jeśli była to otwarta jaskinia z umożliwioną cyrkulacją powietrza to mogło to oznaczać że jest jakieś alternatywne wyjście. Iron przygryzła dolną wargę i pomyślała chwilę czym można by sprawdzić jej przypuszczenie, po chwili do głowy wpadła jej niezawodna, metalowa zapalniczka.
Dla wygody ściągnęła juki i z pomocą zaawansowanych sztuczek akrobatycznych wyłuskała z kieszeni kurtki srebrną zapalniczkę, tą samą która pomogła jej rozpalić pochodnię.

Wprawdzie lubiła ją to jednak jedyne co mogło doprowadzić do choroby psychicznej to fakt że ta prosta i niepozorna rzecz została wykreowana chyba tylko dla jednorożców. Tak wiec oto Iron po kilku irytujących upuszczeniach zapalniczki wreszcie ją odpaliła i przesunęła po półce w stronę dziury bacznie obserwując płomień.

Karne złomowanie mojego Buicka za chujową odpiskę
[Obrazek: cgnimLq.png]
Faktycznie, Iron nie znalazła w pomieszczeniu nic ciekawego, oprócz paru ocalałych sztuk zabawek dla dorosłych, nie będących jednak godnych miana nawet cienia kolekcji, która tu się mieściła dawniej.

Po chwili męczenia się z zapalniczką, udało jej się ją odpalić i, trzymając w kopytach, przysunąć do otworu w ścianie. Otwór był za mały żeby przecisnąć tamtędy nawet źrebię, ale nie zraziło to klaczy. Zbliżyła zapalniczkę celem sprawdzenia cyrkulacji powietrza. Kilka krótkich chwil uważnej obserwacji ujawniło, że takowej cyrkulacji nie było. Płomień, prócz drgań wywołanych ruchami kopyt, pozostawał stabilny.



White, mimo swojego stanu, podjęła próbę grania na swoim ukochanym instrumencie. Podczas gdy ona dobrze się czuła w tej chwili korzystając z możliwości tworzenia muzyki, cała reszta obozu słyszała niewyraźne pobrzdąkiwanie ze śladowymi ilościami melodii równym śladowym ilościom orzechów arachidowych.

<Odpiska kijowa, wiem. Lepszej na razie nie będzie.>
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Starweave siedziała nieopodal ogniska w prowizorycznym obozie, utworzonym z resztek ocalałych uczestników karawany. Na pustkowiach byłą już praktycznie noc. Ciemność ogarnęła wszystko znacznie pogarszając widoczność kucyków, a jako że klacz siedziała dość blisko dużego źródła światła, jej pole widzenie zostało ograniczone do minimum. Oczy Jednoróżki w dalszym ciągu przyzwyczajone były do znacznie większego natężenia światłą, pozostawiając wozy, barykady i wszystko dalej za nimi w bardzo słabym kontraście.

Blue oznajmiła jej iż nie widzi na razie jakiegokolwiek sposobu na zapewnienie współpracy w owej karawanie. Jak sama powiedziała największym problemem był przede wszystkim czas, który niezbędny był do rozwinięcia się w grupie tego typu rzeczy. Następnie zasugerowała ona, że wszyscy powinni najpierw się lepiej poznać. ”Zawsze to jakiś początek,” pomyślała klacz. Być może mała sesja towarzyska w kółeczku przy ognisku, mogła by poprawić relacje między ocalałymi. Z pewnością było by tak, gdyby Starweave na koniec opowiedziała wszystkim bajkę na dobranoc, jakie to piękne, okrągłe i karbowane będą miały brzegi kapsle, które każdy z nich otrzyma po dotarciu do celu. Jednoróżka dobrze wiedziała, że kucyki na pustkowiach bardzo lubiły takie bajki.

Niestety tak jak powiedziała Blue, nie było na to czasu. A według samej Star dodatkowo i chęci ze strony kucyków. Coś nie pasowało w tym wszystkim ciemnogranatowej jednoróżce. Bo nic się w zasadzie nie działo. ”Właśnie, niby nic się nie dzieje, ale też nic nie zwiastuje tego aby jakikolwiek kucyk tutaj, rokował nadzieje na udaną wyprawę. Wszyscy trzymają się jakoś na uboczu i nikt z nikim nie chce mieć nic wspólnego.„ Zastanawiała się Star wodząc wzrokiem po piasku. ”Tylko Blue jedyna jako tako udaje, że mnie lubi.” Pomyślała klacz spoglądając w fioletowe oczy, kiedy to ich właścicielka zaczęła mówić dalej. Musiała się nie co wysilić aby się głupio nie uśmiechnąć na tę myśl.

Blue zadała bardzo ciekawe pytanie, które nie tylko popchnęło atramentową do dalszych refleksji nad sobą samą, ale i zmusiło do jednej z najtrudniejszych rzeczy. Samooceny. Starweave miała dokonać samooceny swojego poziomu zaufania. Spuściła ona wzrok z Blue, wpatrując się w ognisko i zastanawiając się nad odpowiedzią. Gdyby w tym monecie jednoróżka miała coś do picia pod rogiem, z wielką chęcią zwilżyła by sobie tym gardło. Miała ona ochotę napić się jakiegoś smakowego napoju, najlepiej Sparkle Coli. Na myśl o słodkościach jej brzuszek zaburczał, przypominając, że klacz praktycznie cały dzień dzisiaj, nic prawie nie jadła.

Starweave miała już coś powiedzieć, ale nim zdążyła poruszyć pyszczkiem, Blue dodała kolejne zdanie do swojej wypowiedzi, wyrażając troskę o swojego kompana. Atramentowa w tym monecie spojrzała na nią, a niemal od razu kolejny godny uwagi element wpadł jej w oczy, jak na złość tym samym opóźniając jej wypowiedź. Był to grzebień. ”Przydałby mi się taki grzebień.” Pomyślała klacz, wracając do wpatrywania się w ognisko.

– Praktycznie w dalszym nic o tobie nie wiem. – Powiedziała postanawiając zachować na razie w tajemnicy wszelkie konkluzje na temat niebieskawej. Nagle przypomniała sobie o butelce wody. Kantem oka spojrzała na nią, zabierając ją jej pierwotnej właścicielce przy pomocy zaklęcia lewitacji. – I nie, nie ufam ci. – Rzuciła płasko. – A przynajmniej wiem, że nie powinnam. – Powiedziała biorąc łyczek z buteleczki, ponownie spoglądając na niebieską klacz. – Ale pokazałaś mi naprawdę wiele jak na jeden dzień Blue. Pokazałaś mi, że jesteś dobrym kucykiem. Że jesteś gotowa wspierać nie tylko mnie, ale też każdego innego tu potrzebującego wsparcia. – Powiedziała ponownie spoglądając w tańczone płomienie. - I dlatego mimo wszystko wierze, że nie chcesz mnie skrzywdzić. A jeżeli jednak się mylę i tylko mnie zwodzisz, to z całą pewnością już przegrałam. – Powiedziała uśmiechając się do niej, po czym wzięła kolejnego łyka z buteleczki, następnie zakręcając ją i odstawiając na swoje miejsce.

- Podsumowując. Z pewnością możesz liczyć na znacznie więcej ode mnie, niż innych tu ci nieznanych kucyków. Ale to w każdej chwili gwałtownie może się zmienić, na lepsze czy gorsze to już od ciebie zależy. Nie oczekuj też ode mnie niczego wielkiego i nie myśl, że dam ci się wciągnąć w każdy szalony plan. - Pomiedziował Star mając nadzieje, że druga jednoróżka doceni jej szczerość. - Poza tym na razie będziesz się musiała obejść i wyłącznie swoim pluszaczkiem, bo mnie już tak łatwo nie wyciągniesz. – Dodała po chwili żartobliwie, machając kopytkiem i szeroko się uśmiechając. Szybko po tym przystawiła ów kopytko do swojego pyszczka, po czym żucia ona zaniepokojone spojrzenie dokoła, które ostatecznie zatrzymało się na White. Miała głęboką nadzieję, że słowa te przeleciały obok uszu pijanej klaczy.

Starweave odkaszlnęła lekko w kopytko wracając do Blue. - Co do naszych zaginionych to faktycznie nie brzmi to zbyt dobrze. Ilu ich poszło? – Zapytała retorycznie. – Trzech? Iron, Sharp i... Rainfall jeśli dobrze mówię, obsługa miniguna. Niedobrze... – Powiedziała Star pocierając nosa nogą. – Bardzo niedobrze.
Coraz bardziej nie podoba mi się to miejsce, stwierdziła Rain z niesmakiem. Im dłużej siedziała tutaj w oczekiwaniu na kucyki z włazu, tym bardziej nieswojo się czuła i tym bardziej chciała wracać do obozu. A jeśli oni już poszli, akurat wtedy kiedy ja odeszłam kawałek... albo nigdy stamtąd nie wyjdą... Boginie tylko wiedzą, co się z nimi stało. A że Boginie nie raczyły ostatnio ingerować w sprawy kucyków, cała trójka była w dupie.

I naprawdę... jeśli czegoś teraz Rainfall brakowało, to tylko jakiejś maszkary wyskakującej znikąd. Albo naskakującego na nią łowcy niewolników. Scenariuszy można było wymyślić dziesiątki, każdy kolejny coraz to gorszy. Dobra, jebać to. Jeśli nie wyjdą w ciągu kolejnych kilku chwil, idę do obozowiska. Może zdejmą mi siodło bojowe albo coś i sama tam zejdę.

Dopiero po krótkiej chwili dotarło do niej, jak głupi był to pomysł. Bez siodła była praktycznie bezbronna, a nie miała pojęcia, co się działo z dwójką kucy na dole. Nie uśmiechało jej się czekać dalej, oj nie - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że była tu sama. Obozowisko daleko, wątpliwe by ktokolwiek ją usłyszał w razie ataku - nie wliczając potworka. - No i co mam niby zrobić w takiej sytacji, mechaniczko? - powiedziała retorycznie, sama do siebie, klacz z minigunem. - Nie spodziewałaś się, że faktycznie coś ci się stanie tam na dole, prawda? I jeszcze masz tam kompana. Przynajmniej jest was dwoje, niezależnie czy żyjecie, czy umieracie... - zakończyła głupio, wpatrując się w ciemność wokół niej. - Ehh, kurwa mać... - zaklęła pod nosem, spuszczając głowę. - Kilka minut. Tyle wam daję czasu. Potem radźcie sobie sami. - mruknęła jeszcze, jakby w nadziei, że jakimś cudem przekaz dotrze do tych zamkniętych na dole. Oczywiście, było to niemożliwe.

Naprawdę jej się to nie podobało... perspektywa zostania tu choć chwilkę dłużej jako potencjalny cel dla jakiejś maszkary. Powinna była już dawno olać sprawę. Ale nie, zabrania jej poczucie obowiązku. Kiedyś stracisz głowę i nie tylko, Rain...

<Karna odpiska za chujowego kutasa.>
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Grzebień powoli przesuwał się przez grzywę Blue, gdy w tym samym momencie jej umysł był całkiem gdzie indziej. Zastanawiało ją co się dzieje z Sharpem. Czy już wracają, czy coś poszło nie tak jak potrzeba i… Kręcąc głową zepchnęła te myśli w głąb umysłu, tam gdzie było ich miejsce. Nie były jej w tym momencie potrzebne takie zmartwienia. Otwierając oczy podniosła wzrok na Star, która od jakiegoś czasu siedziała cicho. Może i trwało to długo, ale zdążyła ona uchwycić Star obserwującą jej grzebień, zanim tamta odwróciła wzrok do ogniska.

Po chwili wpatrywania się w ogień, zaczęła ona w końcu mówić. W trakcie tej wypowiedzi potwierdziły się podejrzenia Blue. Tak samo jak ona nie miała bladego pojęcia o Star, tak samo tamta też nic o niej nie wiedziała. Blue nie zdziwiło, że druga klacz jej nie ufa. Ale pocieszający był fakt, że może ona liczyć od niej na więcej niż inni. A komentarz o pluszakach i wciąganiu jej w „różne rzeczy” sprawił tylko, że tak samo jak na pysku Star, także i na jej zagościł uśmiech ,a w głowie zaczęły się kłębić złe pomysły.

Wstając z ziemi, Blue ruszyła powoli w kierunku Star, powolutku wymijając klacz. Gdy była już za jej plecami, podeszła ona do niej od tyłu i się tam za nią usadowiła. Przysuwając się do niej bliżej położyła ona swoją głowę na jej ramieniu.

- Nie mam pojęcia o czym ty Star do mnie mówisz? - odezwała się w końcu Blue – W co ja mogę cię chcieć wciągnąć? I co mój pluszak ma do tego? - odsuwając się na niewielką odległość, przysunęła ona swój grzebień do grzywy drugiej klaczy i powoli zaczęła go przez nią przesuwać starając się ostrożnie rozprostować włosy drugiej klaczy.

- Na dobrą sprawę, podoba mi się, że ktoś o mnie myśli w ten sposób. Ale niestety Star, od jakiegoś czasu drzwi mojej stajni, nie otwierają się w tę stronę. Może jak byś się pojawiła, w moim życiu trochę wcześniej, może wtedy coś z tego było. To nie jest nic osobistego, ale nie tego w tym momencie szukam.

- A co do braku zaufania do mnie. Masz kompletną rację, nie ufając mi. Ja też jeszcze nie jestem gotowa ci zaufać, ale myślę, że idziemy w dobrym kierunku by zbudować coś pięknego. A jeśli chodzi o to, czy mogę cię zwodzić i czy chcę cię skrzywdzić. Ty jeszcze mnie nie znasz, więc powiem ci to tylko raz. Jeśli kiedykolwiek cię zabiję, nie będziesz spała, nie zrobię tego stojąc za twoimi plecami. Będziesz stała na wprost mnie, i będziesz uzbrojona.

- Ale nie wybiegajmy tak bardzo w przyszłość. Jak na razie nie zrobiłaś nic, przez co mogła bym cię uważać za zagrożenie, miejmy nadzieję, że tak zostanie. I tak jak sama powiedziałaś, i ja będę w stanie ci pomóc chętniej niż innym, no chyba, że Sharp będzie o coś pytać, jego prośby mają priorytet. - powiedziała z uśmiechem Blue nie przerywając swojej pracy nad grzywą drugiej klaczy.
[Obrazek: signature.php]
Reakcja Blue niemal w pełni pokrywała się z przewidywaniami Starweave. Cóż, przynajmniej na początku. Niebieska jednoróżka odwzajemniła jej uśmiech, a przede wszystkim w żaden sposób nie uraziła się na jej głupi żart, co było zdecydowanie najważniejsze. Star spuściła z niej wzrok z niecierpliwością wyczekując jej dalszej reakcji. Chciała ona usłyszeć od Blue zdanie na temat tego, co myślała ona o przedstawionym jej poziomie zaufania. I Choć nie powiedziała jej tego wprost, miała nadzieje, że tamta także pochwali się swoim stanowiskiem w tej sprawie. Tak, że i atramentowa mogła by wiedzieć na czym stoi i na ile będzie mogła na nią liczyć. Tym czasem Blue zrobiła coś zupełnie nieprzewidywalnego.

Starweave zarejestrowała to, że druga jednoróżka wstaje i powoli zaczyna ja okrążać. Przez chwilę myślała, że klacz po prostu ją minęła i ruszyła dalej przed siebie z jakiegoś powodu. Star już chciała się odwrócić by zobaczyć jaki to powód, ale niebieska jednoróżka zatrzymała się zaraz za nią. W końcu podeszłą do niej bliżej i ostatecznie usiadła tuż za jej plecami. Starweave mogła się w takiej chwili spodziewać dosłownie wszystkiego. Lekkie uczucie strachu i ciepłą uderzyło klacz, która została porwana w szponach niepewności. Blue wydawała się jak do tej pory w porządku. Ale atramentowa nie wykluczała sytuacji, w której będzie musiała wysłuchać teraz jej monologu z bronią przy głowie, i którą na koniec ładnie pokiwa, że na wszystko się zgadza. ”No to chyba koniec z uprzejmościami.” Pomyślała.

Była jakaś cześć ciemnogranatowej klaczy. Cześć zdecydowanie niedawno wykreowana przez pustkowia, która mimo wszystko chciała by takiego obrotu wydarzeń. Blue była dla niej miła, zdecydowanie za miła, a Starweave wiedziała by w końcu na czym stoi swoimi kopytami i czego tamta od niej chce. Ale Blue... zrobiła coś innego. Coś przez co jeszcze niedawno zaniepokojonej jednoróżce zrobiło się jeszcze cieplej i to bynajmniej już z zupełnie innego powodu. Blue przywarła do niej, kładąc głowę na jej ramieniu, tak że wypowiedziane przez nią słowa popłynęły prosto do ucha Starweave.

- Nie mam pojęcia o czym ty Star do mnie mówisz? – ”O tak z pewnością...” Odparła jej w myślach rozbawiona. – W co ja mogę cię chcieć wciągnąć? I co mój pluszak ma do tego? – Kontynuowała Blue. Starweave mimo usilnych prób powstrzymania się strzeliła gigantycznego banana na pyszczku, poprzedzonego nie małym obrazem zdziwienia wymalowanym na całej jej twarzy. W dużej mierze zaszokowało ją to w jaki sposób Blue zinterpretowała jej wcześniejsze słowa, a może w jaki sposób chciała je zinterpretować. Zaczęło się od niewinnego żartu, od obaw że mógł być nie na miejscu, a teraz klacz martwiła się tylko o to aby tamta nie widział jej pyszczka z przodu. Blue w końcu po jakiejś chwili odsunęła się od niej i zaczęła ją czesać. Chcąc nie chcąc było to już zdecydowanie za dużo dla Star, której myśli pogalopowały w pewien konkretny sposób. Siedziała nieruchomo, a jedyne co mogła jeszcze do tego zrobić, to zamknąć oczy oddając się chwili i pozwolić swoim myślom swobodnie galopować przez jej głowę. Tak eż zrobiła.

Zaczęła ona myśleć o drugiej klaczy w sposób, który nie myślała o nikim już od bardzo długiego czasu. W jej głowie pojawiły się wszystkie informację na temat niebieskiej w postaci rozwalonej układanki. Nie było tego dużo, nie sądziła nawet, że uda jej się coś z tego poskładać do kupy. Ale jednak wystarczająco wiele aby zapchać już i tak dosyć mocno przeładowany móżdżek kaczy. Stety bądź niestety, Blue nie dała jej zbyt dużo czasu na przemyślenia. W dalszym ciągu czesząc ją, zaczęła ona mówić dalej słowa, dzięki którym Starweave już nie miała żadnych wątpliwości, co do tego co się właściwie działo. Tak sprawiły tylko pierwsze słowa Blue, bo z późniejszymi Star już miała nie mały problem.

Blue byłą technikiem, o czym atramentowa bardzo dobrze przekonała się jakiś znaczny czas temu w Appleloosie. Wiedziała ona, że przed tamtą praktycznie żaden sprzęt nie ma tajemnic. Ale Star nie przypuszczała, że ona sama mogła być cyborgiem. Jeżeli faktycznie tak było i ciemnogranatowa miała gdzieś na grzbiecie kostkę z bezpiecznikami, to z całą pewnością Blue się do niej dobrała. Wszystkie myśli i emocje które jeszcze przed chwilą kręciły się wokół białowłosej, momentalnie się zatrzymały. Starweave poczuła małe ukłucie. Poczuła się tak jakby ktoś jej z tej kostki wyrwał wszystko co tam było. A tym kimś co to zrobił była Blue. Jednak niemal natychmiast jej umysł ożył ponownie, całą mocą skupiając się teraz na analizowaniu tylko tych najświeższych informacji, otrzymanych od niebieskiej klaczy.

Po chwili niebieska zaczęła mówić dalej, a Star miała wrażenie, że tamta skopiowała jej myśli. Blue powiedziała dokładnie to, co ona sama chciała jej wcześniej powiedzieć. Za cała pewnością zgadzała się też z tym, że obie idą w dobrym kierunku. Choć słowa te wydawały jej się teraz jakoś takie puste. Dalsza cześć wypowiedzi Blue, dołożyła jeszcze więcej lodu do ognia, nieubłaganie budując surową atmosferę. Niebieska jednoróżka dość jasno się wyraziła na temat tego, czego się może po niej spodziewać Star. Przynajmniej o tyle dobrze, że byłą to cześć wypowiedzi z której interpretacją Starweave nie miała już problemów.

Następna i zarazem ostateczna cześć wypowiedzi, pozwoliła atramentowej poznać swój własny status zaufania u niebieskawej. Nie zdziwiło to klaczy, tak jak powiedziała Blue nie zrobiła ona jej nic złego. ”No może tylko ten ogon.” „Cholerna szkatułka”, pomyślała szybko rozpędzając niechciane myśli. Dodatkowo zdanie o Sharpie utwierdziło ją w przekonaniu, że ta para będzie dosyć mocno ze sobą współpracować i dobrze się ze sobą do tej pory zżyli. Poziom zaufania który prawdopodobnie Starweave nigdy nie osiągnie u Blue, albo po prostu nie dostanie dość czasu by to zrobić. Tak czy inaczej Star wiedziała, że nie łatwo jej będzie ich ze sobą poróżnić jeśli będzie taka potrzeba. Poza tym i w tej części wypowiedzi, Star nie natrafiła na nic z czym mogła by mieć problemy z przetrawianiem. Tak wiec jej umysł szybko powrócił do rozmyślań nad wcześniejszymi rzeczami.

Starweave wróciła myślami do tego co przedtem powiedziała jej Blue. Słowa niebieskiej klaczy nie dały się jednoznacznie zinterpretować. Star nie mogła wiedzieć co było winą takiej postawy ze strony tamtej. ”Samotność? Zemsta? Chęć ucieczki? Jestem za brzydka!?” Mogła tylko zgadywać czego w tej chwili szukała Blue. Tym bardziej nie mogła wiedzieć czy to może ulec zmianie. A sama Starweave... Ponownie czułą się zagubiona i może trochę... rozczarowana? Z drugiej strony nic się takiego nie stało i na dobrą sprawę wcale nie wykluczone, że Star mogła się jeszcze nie raz przejechać na swojej opinii o niebieskiej klaczy. Mimo iż nic prawie o niej nie wiedziała, to jednak już teraz musiała przyznać, że Blue była wyjątkowa. Żaden inny kucyk jej tak ciepło nie potraktował w tak krótkim czasie, przy tak krótkiej znajomości. Nawet taki który chciał za wszelką cenę wykiwać Star, nie miał nawet przez tydzień połowy tego sukcesu, który już odniosła Blue. Niebieska klacz była taka delikatna w swoich działaniach, taka prosta, a zarazem intensywnie wyrazista. Wydawało by się, że mogła by sprawić wspaniały prezent każdemu kucykowi samym uśmiechem. Starweave myślała o tym wszystkim jeszcze przez jakąś dłuższą chwilę, pozwalając się w spokoju czesać. Obie klaczy trwały tak w ciszy i spokoju, który zakłócało jedynie trzaskanie palącego się drewna i pierdzenie dochodzące z pobliskiego instrumentu. ”Romantycznie jak ja pierdole... Po prostu lepszego momentu nie mogła sobie znaleźć.”

Po chwili zerkania na White, Starweave puściał uszy, wpatrując się w ziemie na której trącała przednią nogą mały kamyczek. Następnie już tylko wydała z siebie zmęczone westchnienie. – Kończysz sprawy nim te zdążą się jeszcze rozpocząć, co? – Powiedziała w końcu Star tonem w miarę równym i normalnym, przywracając uszy do pozycji wyjściowej. – Miałam rację. - Starweave odwróciła się w stronę Blue patrząc jej głęboko w oczy. Musiała przyznać, że to zaczęło robić się coraz trudniejsze. – Rzeczywiście nie chcesz mnie skrzywdzić. – Powiedziała uśmiechając się ciepło do drugiej klaczy. – Zapamiętam sobie to co mi powiedziałaś pierwszy i ostatni raz. Ja też nie zamierzam kopać ci po cichu dołka pod kopytami. Nie prędko i chętnie będę też wchodzić ci w drogę. – Powiedziała, a jej uśmiech zmniejszył się o połowę, lecz wciąż coś go podtrzymywało.

- A teraz jeśli wybaczysz muszę poszukać sobie czegoś do jedzenia. – Klacz już zaczęła się podnosić, lecz zatrzymała się na chwile z wzrokiem zastygłym na gruncie. Ponownie spojrzała na Blue tym razem już bez uśmiechu. – Dziękuję ci. To naprawdę więcej niż jakikolwiek inny kucyk mógłby się odważyć. – Skończyła wychylać pyszczek do przodu i całując Blue w policzek. – Szybko po tym dała jej ostatnie spojrzenie, po czym zerwała się na równe nogi, odchodząc w stronę wschodniego wozu.

Klacz jak powiedziała tak zrobiła, a gdy już dotarła na miejsce szybkim susem znalazła się wewnątrz wozu. Wewnątrz przywitał ją mrok, prawie całkowicie pusty wóz i kilka skrzynek pod jedną z jego ścian. Starweave poczuła ulgę. Wydała z siebie kolejne tym razem już lekkie westchnienie, po czym ruszyła przed siebie do jednej ze skrzynek. Nagle poczuła jak przez przypadek trąciła kopytem coś leżącego na ziemi. Rozświetliła swój róg spoglądając na ów przedmiot, który chwile potem znalazł się w polu telekinetycznym.

Był to WingBoner, magazyn o dość specyficznej treści. – Tak Luno, masz rację. To wszystko na co mogę liczyć. - Starweave spojrzała na okładkę formując grymas na twarzy, po czym uniosła pyszczek wysoko do góry jakby do kogoś kto ją tam obserwował. – Zaiście naprawdę bardzo śmieszne. – Powiedziała tonem lekko ściszonym, patrząc bezcelowo w górną cześć nakrycia wozu. Następnie lewitując przez cały czas czasopismo, podeszłą bliżej skrzynek lepiej je oświetlając. Nie było ich zbyt wiele, a Starweave nie chciała rozmontowywać już i tak ubogiej, prozodycznej osłony od której może zależeć życie jakiegoś kucyka. ”Może powinnam spróbować na innym z wozów. Może na tym samym gdzie Iron znalazła wtedy coś fajnego.” Star przywołała w myślach wspomnienia z chwil rozstawiania obozu i szybko połapała się który to był wóz. Przy okazji przypomniała sobie także, że na jeszcze innym coś zostawiła. – Moja kula.





Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości