Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Młodzik wsłuchiwał się z uwagą w słowa Blue. Jednorożec otwierał się chcąc by zebra zrobiła to samo. Jednak jej słowa o tym że także wie jak to jest ukrywać się przed innymi wcale go nie pocieszały. Dobrze powiedziałaś Blue, nie masz o tym pojęcia... Podczas gdy klacz jednorożca opowiadała o znajdowaniu przyjaźni na pustkowiach, Xander poczuł lekkie ukłucie urazy. W jego mniemaniu klacz potraktowała go tak jak gdyby nigdy nie próbował szukać przyjaźni. Kiedy niebieska klacz skończył mówić, w głowie młodzika kłębiło się kilka myśli. Czy ona naprawdę chce mi pomóc... Ale dlaczego, jaki może mieć w tym cel? Aż tak martwi się o swoje życie i powodzenie tego całego zwiadu, czy może jest coś jeszcze? Na to pytanie jeszcze przyjdzie pora.

- Blue... masz racje. Nie wiesz jak to jest... Nie widzisz tego wszystkiego tak jak ja. Samotność tylko z początku była dla mnie przymusem, ale po kolejnych nie udanych próbach kontaktów z kucykami, zaakceptowałem ją. Samotność była... jest, dla mnie jak przyjaciółka do której zawsze będę mógł wrócić gdy mi się nie uda po raz kolejny. Ty jesteś kucykiem i ciężej będzie ci to zrozumieć, do ciebie nikt nie strzela gdy tylko cię zobaczy. Ty do ukrycia masz tylko jakiś sekret, ja natomiast muszę ukrywać całego siebie. Jeśli uważasz że wymagało to ode mnie ciężkiej pracy i wyrzeczeń,to nie, nie wymagało. Kiedy wiesz że każdy kucyk którego spotkasz będzie chciał cie zabić prędzej czy później, po prostu unikasz spotkań, ale w końcu nie możesz wytrzymać i musisz się do kogoś odezwać. Dlatego ten płaszcz i maska. Są jak moja druga skóra, której używam właśnie do tych spotkań.

- Jeśli chodzi o szukanie przyjaźni... Mówisz tak jakbym nigdy nie próbował... Próbowałem i zawsze obrywałem. Cierpiały na tym tylko moje zaufanie i nadzieje. Przestałem jednak już szukać... po tym jak straciłem Shadow. Nawet jeśli ty straciłaś kogoś bliskiego i tak nie możesz wiedzieć przez co przechodziłem. Wyobraź sobie że ci których miałaś za rodzinę zwrócili się przeciw tobie i chcieli cie zabić. Lądujesz samotnie na pustkowiach. Nie mogąc się do nikogo zbliżyć by nie zginąć. Będąc zaszczuta gorzej niż pies. Walcząc o każdy kolejny dzień. I nagle pojawia się to malutkie światełko. Ta jedna osoba która jest wyjątkiem od wszystkiego co wcześniej widziałaś. Tym była dla mnie Shadow kiedy ją poznałem. Staliśmy się dla siebie wszystkim i byliśmy gotowi oddać za siebie nawzajem życie. Ona była dla mnie jak młodsza siostra Blue, jak młodsza siostra. Kochałem ją... - Głos młodzika już od jakiejś chwili się łamał aż w końcu doszedł do punktu kulminacyjnego i się na chwilę urwał.

- Shadow zginęła prze zemnie... Gdybym nie był zebrą tamten Steel Ranger nie strzeliłby w naszą stronę. To była moja wina. Dlatego nie szukam przyjaciół. Wole znosić ból niszczonych nadziei niż po raz kolejny przechodzić przez takie samo piekło co po stracie Shadow. - Nastał długa chwila ciszy w której Xander próbował się uspokoić i opanować swój głos. Wreszcie zebrał się na tyle by znowu móc coś spokojnie powiedzieć. - Blue... powiedz mi... Dlaczego? Dlaczego chcesz mi pomóc? Tak bardzo martwisz się o życie swoje i Sharpa, że pomagasz mi bym nie nawalił przy zwiadzie? Czy może jest w tym coś jeszcze? Blue, proszę... Gdyby chodziło wyłącznie o powodzenie twojego wypadu, to byś mi kazała zostać. Czemu chcesz pomagać komuś takiemu jak ja?
Iron siedziała na dupie, czekając na konstruktywną krytykę ze strony Sharpa. Wiedziała iż będzie on trochę niezadowolony. Spodziewała się, że medyk zbeszta ją odrobinę i następnie grzecznie wlezie do wody. Dając tym samym możliwość patrzenia popielatej, jak papra się on w starej, zakiśniętej, sztucznie wytworzonej sadzawce. Ten jednak trochę ją zaskoczył.

- Po drugie, chyba zapominasz, czym jest łańcuch dowodzenia. Przypomnę ci: to łańcuch, który wezmę i będę nim bił póki nie zrozumiesz, kto tu kurwa dowodzi. Tak więc do roboty i napraw co spierdoliłaś, bo gdyby nie ty i twoja głupota, to w ogóle nie musielibyśmy tu być. –

Iron ze spokojem wysłuchała jego „Po pierwsze” intensywnie wpatrując się w taflę wody. Było nawet w tym trochę racji z czego musiała ona zdawać sobie sprawę. ”No ale czy to moja kurwa wina, że się nie zmieściła?” Pomyślała z irytacją. ”Poza tym nikt nie kazał ci tu przyleźć. Co do cholery nie było innych ochotników?” Myśl ta nieco ją uderzyła. Podobnie zresztą jak słynne „Po drugie” będące wstępem do drugiej, wypowiedzianej przez jasnobrązowego ogiera kwestii. Słysząc o łańcuchu Iron zachichotała lekko, odrzucając przy tym głowę do tyłu i wydając na koniec ciężkie, pełne irytacji westchnienie.

Od razu gdy tylko medyk przestał mówić, ta gwałtownie zerwała się na równe nogi, podchodząc do niego blisko, bardzo blisko. Iron stanęła na wprost Sharpa patrząc mu prosto w oczy. Jej pyszczek był zaledwie parę centymetrów on jego własnego, tak, że ogier mógł czuć jej oddech na swoim nosie. Popielate dosłownie przewiercała go swoim spojrzeniem, a z samej jej twarzy nie dało się wyczytać zupełnie nic. Nie zdradzały ją nawet uszy, które przez cały ten czas ani odrobinę nie drgnęły. Stałą tak jak sopel lodu, będąc dla Sharpa jedną wielką niewiadomą.



”Takie gówno i jeszcze mi miało czelność dwie spinki zabrać.” Pomyślała klacz od razu zabierając się za usunięcie pokrywy. Mimo utraty spinek podeszła do tego entuzjastycznie. Lecz gdy tylko oświetliła ona wnętrze skrzynki, jej pyszczek przybrał bolesny wyraz, a ona sama odwróciła głowę aby nie patrzeć co jest w środku. Innymi słowy zachowała się tak, jakby zobaczyła wewnątrz skrzynki jakieś stare rozkładające się zwłoki.

- No i gówno. Oczywiście, że gówno musi być. – Fuknęła niezadowolona pod nosem, chwytając skrzynkę w pole telekinetyczne i kierując się z nią z powrotem do wnętrza obozu. Dopiero w połowie drogi wpadła ona na pomysł, aby nie wysilać się aż tak mocno. Położyła skrzynkę na swoim grzbiecie, samą telekinezą dbając tylko oto, aby się nie przechyliła na jedną ze stron. Ze względu na to, że była jednoróżką, ciężko było powiedzieć czy było to dla niej lepsze rozwiązanie.

Klacz do dreptała w końcu do ogniska, kładąc skrzynkę na ziemi w pewnej bezpiecznej odległości. Przez cały ten czas byłą tam oczywiście pijana White, która w dalszym ciągu próbowała grać na swojej lutni. Powoli zaczynało to już Star nieco irytować. Nie zważając na brudno białą klacz, skierowała się ona w kierunku wozu medycznego z zamiarem zajrzenia do środka. ”Ciekawe czy tamta bida jeszcze tam jest, czy może już się wymknął cichaczem. A może czegoś potrzebuję? Ktoś powinien się tym zainteresować.” Pomyślała Starweave wsadzając głowę do wnętrza wozu.
Starweave wsadziła głowę w dziurę, zaglądając do wnętrza wozu "medycznego". W środku nie zmieniło się wiele. Smród wciąż był obecny, jednak nie w aż tak wielkim stężeniu, jak wcześniej. Jeniec spał spokojnie na wozie, widać wyczerpany wydarzeniami dnia. Nic nie zapowiadało, żeby miał się teraz zbudzić, wręcz przeciwnie.



Ogier patrzył na Iron z kamiennym wyrazem twarzy. Niewiele go dzieliło od zaskoczonego podskoczenia, gdy klacz zerwała się na równe nogi i rozpoczęła krótki marsz w jego kierunku.

Sharp widział już śmierć. Wielokrotnie. Nie raz też patrzył jej w oczy. Każdy normalny kucyk się takich spotkań boi. Po którymś razie jednak, takiemu kucykowi udaje się ten strach pokonać. Nie wyeliminować, on tam zawsze jest. Jednak za którymś razem trzeba się nauczyć patrzeć śmierci prosto w oczy, zamiast kulić się w rogu. Trzeba umieć jej też powiedzieć stanowcze "nie", gdy nie zgadza się z jej stanowiskiem wobec przewidywanego czasu zgonu danej osoby.

Medyk wielokrotnie taki przewidywany czas zgonu przesuwał. Czy to ratując życia medycyną, czy też samemu wychodząc z śmiertelnego zagrożenia. Te doświadczenia pozwoliły mu teraz stać w miejscu i nie poruszać ani jednym mięśniem pyszczka, gdy nieprzewidywalna, szalona i prawdopodobnie agresywna klacz maszerowała w jego kierunku, przekraczając bez wahania granicę jego przestrzeni osobistej.

Wpatrywał się jej prosto w oczy. Najgorsza była niepewność. Nie wiedział, co klacz zamierzała zrobić. Czy zamierza zaatakować, czy może po prostu go nastraszyć? Owszem, gdyby chciała dokonać agresji tu i teraz, to EFS by mu to powiedział, a kreska wciąż pozostawała w niezmiennym kolorze.
Nie wiedział więc nawet, czy nadszedł czas ponownego zaprzeczenia śmierci, czy też takie spotkanie zostało przełożone na późniejszy termin nieokreślony.

Myśl o EFSie przypomniała mu o reszcie funkcji PipBucka. W tym o SATS, który powinien dać mu nieocenioną przewagę w razie starcia z szalonym kucykiem. Nie wiedział tylko, czy można go używać wraz z zaklęciami. Nie pozwalając, by rozważania o poziomie geniuszu inżynierów Stable-Tecu zaprzątały mu głowę, zaczął się przygotowywać mentalnie do rzucenia zaklęcia obezwładniającego. Dystans był za bliski, by zdążył wyjąć broń. Wiedział jak je rzucić, potrafił je rzucić szybko. Jego róg się nie świecił.
Owszem, to wszystko to były tylko przygotowania "na wszelki wypadek"... ale już dawno nauczył się, żeby przygotowywać się na najgorszy scenariusz.

- Co ty próbujesz osiągnąć? - zapytał się powoli, patrząc w oczy Iron, powoli i wyraźnie wypowiadając każde słowo.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
- Ja – Zaczęła wreszcie po dłuższej chwili. – Nigdy nie przyjmowałam żądnych rozkazów. – Powiedziała ozięble. – Żaden z kucyków który mnie kiedykolwiek znał, nigdy nie odważył się ich wydać. Żaden nigdy by tego nie zrobił. ...A ty – Rzuciła po krótkiej przerwie. – Sam wpakowałeś się w to w czym teraz tu ze mną siedzisz. Nie jesteś przywódcą. Nie masz do niego nawet predyspozycji. Inaczej został byś z zadem przy towarze, co najwyżej posyłając tu innego kucyka. – Skończyła, dalej wpatrując się w niego tak jak przedtem, lecz teraz już nie tak groźnie.

- Ale doceniam to, że tu po mnie przyszedłeś. – Powiedziała już nieco cieplej, podnosząc powoli lewe kopytko by pogłaskać nim ogiera. <Sharp może je odtrącić, co nie będzie miało większego wpływu na dalszy przebieg akcji.> - Żaden z kucyków które znałam nigdy by tego nie zrobił. – Powiedziała, robiąc parę kroków w wstecz i spuszczając przy tym wzrok na podłogę. Następnie spojrzała ona na taflę wody, zdejmując po chwili z siebie juki i odkładając je na bok pod suchą ścianę.

- Nie za bardzo wiem czego mam tutaj szukać. – Powiedziała klacz powoli zanurzając przednie nogi w wodzie, by zorientować się w sytuacji. – Masz jakiś pomysł, czy może chciałbyś jakiś garnek? – Rzekła normalnie, bez ukrytych w głosie niewidzialnych igieł.
Czemu ona to robiła. Blue sama wiele razy się nad tym zastanawiała. To już nie był pierwszy raz gdy próbowała ona kogoś namówić żeby się przed nią otworzył. Żeby się nie odwracał od innych i nie przestawał szukać szczęścia. Może nie lubiła patrzeć jak inni cierpią i chciała im pomóc, a może to był jej sposób na odpokutowanie za całe zło które wyrządziła w przeszłości. Sama nie była pewna, nie była psychologiem i chyba nawet najlepszy nie był by się w stanie zdiagnozować. Ale te pytanie mogło poczekać, teraz ważniejsza była rozmowa z Xanderem i pomoc jemu. Nawet jak nie uda się jej go przekonać, to może chociaż nakieruje go ona na odpowiedni kierunek.

- Nie, nie robię tego tylko z powodu naszej misji. Ja wierzę, że każdy ma prawo do szczęścia i przyjaźni, nie zależnie od tego kim jest czy co zrobił. Również ty. Widziałam jak samotność i brak kogoś do kogo możesz się odezwać niszczy umysł nawet najsilniejszych. Nie lubię tego, nie lubię patrzeć jak ktoś się zamyka w sobie, jak cierpi i nie ma mu kto pomóc. Nikt na tych jebanych pustkowiach nie powinien być sam, nie zależnie od tego kim jest i czy ma paski czy nie. I jeżeli mam szansę to zmienić, podejmę się tej próby. Po prostu, bym sobie nie wybaczyła jeżeli bym chodź nie spróbowała.

- Mówisz że to co spotkało Shadow, to twoja wina. Więc pozwól, że ci coś powiem. To NA PEWNO nie była twoja wina. Nie mogłeś tego przewidzieć, nikt tego nie mógł przewidzieć. Byłeś po prostu w złym miejscu w złym czasie i pustkowia wykorzystały to przeciwko tobie. A z drugiej strony, stalowi mają to do siebie że często strzelają do każdego kogo spotkają, nie zależnie kim jesteś i którą grupę reprezentujesz. Oni już są takim chujami, i ja wiem to z doświadczenia.

- Twierdzisz że twoja samotność to twój wybór. Dla mnie to wygląda jak byś się poddał, jak byś porzucił wszelkie nadzieje na szczęśliwe życie. Ale jak chcesz, nie będę cię męczyć, zostawię cie samego sobie żeby cię przypadkiem nie narazić na kolejne nieszczęścia. Ale zastanów się nad jedną rzeczą. Czy Shadow chciała by żebyś tak żył? Czy chciała by żebyś do końca życia samotnie chował się w cieniu? - po tych słowach Blue odwróciła się od Xandera i ruszyła wolnym krokiem w kierunku środka obozu mając nadzieje że jej słowa chodź trochę wpłyną na zebrę.
[Obrazek: signature.php]
Ogier był cokolwiek zaskoczony przez działania klaczy. Wzdrygnął się lekko, gdy kopyto klaczy go dotknęło, ale nie odtrącił go. Spodziewał się co najmniej kłótni, a prawdopodobnie konieczności użycia siły. Jak widać, Iron była jeszcze bardziej nieprzewidywalna niż zakładał. Ale wychodziło na to, że potrafi słuchać poleceń... co otwierało o kilka możliwości co do ich przyszłej współpracy więcej, niż wcześniej zakładał.

Kucyk rozluźnił się dopiero gdy Iron odsunęła się od niego, z oczywistych powodów stwierdzając, że nie ma sensu być w gotowości do rzucenia zaklęcia cały czas.

Przekrzywił lekko głowę w niemej reakcji na komentarz o tym, jak to nie nadaje się na dowódcę. Owszem, może nie był genialnym strategiem ani handlarzem, ale na pewno przewyższał doświadczeniem i predyspozycjami wszystkich pozostałych. Nie czuł się pewnie w takiej roli i najchętniej ograniczyłby się do łatania nadprogramowych dziur w ciałach innych, ale powątpiewał, czy ktokolwiek w karawanie, a zwłaszcza Iron, byłby lepszy w roli przywódcy.

A stwierdzenie, że przywódca ma siedzieć na zadzie w bezpiecznym miejscu i tylko wydawać rozkazy innym może i by było prawdziwe... gdyby to była przedwojenna armia, a cała grupa miała dostatecznie dużo kucyków i środków, żeby coś takiego mogło zajść. Na Pustkowiach przywódca musiał sam się wziąć do roboty, żeby wszystko mogło działać. A zazwyczaj i tak nie działało. Ktoś mówiący tak jak Iron teraz najwyraźniej nie miał o tym pojęcia, co tym bardziej upewniało ogiera w przekonaniu, że jest jedynym, który może przejąć dowodzenie i nie pozabijać ich wszystkich jakąś głupią decyzją.

Pozostawił komentarz klaczy bez odpowiedzi. Nie było sensu o tym dyskutować: póki co najważniejsze było, że słuchała rozkazów. I jeżeli taki stan się utrzyma do czasu dotarcia do najbliższego bezpiecznego punktu, w którym zajdzie opcja spieniężenia towaru i rozwiązania karawany, to równie dobrze mogła sobie myśleć, że medyk jest idiotą nie nadającym się na dowódcę. Gdyby go takie rzeczy obchodziły, zginąłby w jakiejś walce o władzę lata temu.

Obserwował bez słowa działania klaczy, zdejmującej juki i wchodzącej do wody. Z zamyślenia wyrwały go słowa Iron, pytającej się o cel poszukiwań w mętnej, nie pachnącej za miło, wodzie.
- Poradzę sobie bez nowych garnków - zaczął - Szukasz czegokolwiek co mogłoby naprowadzić nas na wyjście stąd. Mam niejasne podejrzenia, że gdzieś tutaj jest ta tablica z kodami. - rozważał dodanie na koniec elementów swoich przemyśleń, ale nie było po co.

Klacze gdzieś ukryły tablicę. Zed pewnie nie zaglądał do kuchni często. A nawet jeśli, to nie znał jej dobrze. A sam przedmiot gdzieś musiał być, nie wyparował przecież.

- Szukaj tam, ja przeszukam jeszcze raz resztę - rzucił do częściowo zanurzonej klaczy. Jak powiedział, tak zrobił. Zajął się powolnym przeszukiwaniem głównego pomieszczenia kompleksu. Wątpił, żeby cokolwiek ukryły w łazience, więc skupił się na tej jednej komorze.

Po długich minutach bezowocnych poszukiwań, Iron zaczęła trafiać na fanty w wodzie. Jak można było się spodziewać, obecnych było sporo garnków, ale i konserwy czy mniej wytrzymałe opakowania jedzenia, w różnym stopniu zniszczone. Lepiej było nie myśleć o tym, jak wygląda teraz zawartość tych kompletnie rozwalonych, prawdopodobnie leżąca sobie wygodnie na dnie od nie wiadomo jak wielu lat.

Ogier również nie odpoczywał. Niestety przeszukiwanie niezatopionych obszarów okazywało się jeszcze mniej owocne. Nie mógł znaleźć kompletnie nic. Sfrustrowany medyk wrócił do sypialni, by ponowić poszukiwania tam. Bez skutku.

Sytuacja trwała tak jeszcze przez jakiś czas. Kucyki szukały, odpoczywały krótko, po czym wracały do szukania: wiedząc, że nic innego im nie pozostało. Póki Iron nie znalazła czegoś, co mogło się okazać przydatne. I takie też było. Po wyciągnięciu na "suchy ląd", zidentyfikowała to jako tablicę, na której zachowało się w stanie umożliwiającym odczytanie kilka napisów. Większość składała się na wcześniej wpisane kody, ale pozostawał jeden, którego wcześniej nie widziała.

Zgarnęła swoje wcześniejsze znaleziska: dwie kompletnie szczelne konserwy z przedwojennym jedzeniem i puszka piwa, założyła juki i ruszyła ku panelu kodowemu. Po drodze "zgarnęła" ze sobą Sharpa, który właśnie wkładał do własnej torby swoje znalezisko: butelkę czerwonego wina. Na razie nie miał czasu dokładnie odczytać etykiety, ale znalezisko było niczego sobie.

Dwa kucyki razem ruszyły do panelu, w końcu wpisując znaleziony kod.
Gdy tylko skończyli wpisywać ostatni ciąg liczb: 0451, zaczął wyć alarm. Po chwili grozy z bronią w gotowości okazało się, ponownie, że systemy obrony schronu, nawet jeżeli istniały i były niebezpieczne, pozostawały niegroźne. W końcu, po niezbyt przyjemnym czasie w podziemiach, oba kuce przekroczyły granicę pancernych wrót i od razu wyszły na zewnątrz przez właz, jakby ze strachu, że i on się zamknie.

Sharp spojrzał w górę, w ciemność zapory i przebłyskujące tu i tam w przerwach w tejże gwiazdy. Ten ponury zazwyczaj widok w tym akurat momencie był dla niego wielką ulgą.
Zamknął oczy i wziął głęboki oddech pustynnego powietrza.

Dopiero wtedy zauważył Rainfall, stojąca nieopodal włazu.
- Wszystko w porządku tu na górze? - zapytał się klaczy. W intencji miał, aby brzmiało to luźnie i żartobliwie, ale nie do końca udało mu się pozbyć z głosu napięcia, które jeszcze kilkanaście minut wcześniej było wręcz namacalne tam, na dole.

<Odpiska ustalana z Savą, musieliśmy w końcu wyjść z tego cholernego schronu>
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Chłód przeniknął przez futro klaczy, dając o sobie znać w dość nieprzyjemny sposób. Bezruch nie polepszał sytuacji i Rainfall co chwilę się trzęsła. - Zostawanie tu było najgorszym pomysłem, jaki mógł mi przyjść do głowy... - powiedziała sama do siebie, sfrustrowana do granic możliwości. Dobra, czas minął, spierdalam stąd. I dokładnie w momencie, kiedy podnosiła lewą przednią nogę, usłyszała coś z głębi włazu.

Za wcześnie jednak było na ulgę. Równie dobrze mógł to być jakiś stwór... choć wątpliwość ta szybko została rozwiana w miarę, jak zauważyła kucykowy kontur ogiera, który wszedł tam w poszukiwaniu Iron. Dopiero w tej chwili westchnienie wydobyło się z jej ust, rozlewając po jej drżącym ciele ulgę. Jednocześnie czuła wobec niego złość. Wiedziała, że nie powinna, ale mimo wszystko była na nich oboje zła. Za to, że kazali jej czekać.

- Wszystko w porządku tu, na górze? - spytał, próbując brzmieć niefrasobliwie, Sharp. Jednak nawet taka klacz, jak Rain, była w stanie wyczuć tę nutkę napięcia w jego głosie. Widocznie tam, na dole, musiało przydarzyć się coś niemiłego. Odgłos zamykanych wrót, który słychać było aż tutaj, napiętość... wszystko wskazywało na to, że nie było u nich zbyt wesoło.

- Mam tylko nadzieję, że mieliście doskonały powód, by zostawać tam tak długo - odparła niemalże z warknięciem, dając upust swojej małej złości na nich oboje. W międzyczasie, tuż za ogierem, wyszła też sama pomysłodawczyni jakże mądrej wyprawy. Zwłaszcza w nocy. - Tutaj nic się, na szczęście, nie działo. Dobrze, że nic wam się nie stało - dodała po chwili, już o wiele spokojniejszym tonem. - Chodźmy już stąd, bo zimno jak cholera - rzuciła jeszcze, ale zamiast udać się w stronę obozowiska, zwróciła się w stronę Iron.

- Musimy pogadać. Teraz, - stwierdziła ciszej, co wciąż było jednak doskonale słyszalne. Szykował się mały opierdol. Głównie za pozostawienie samej Rainfall najgorszej roboty.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Iron wyszła zaraz za Sharpem, a na zewnątrz od razu przywiały ją przestrzeń, świeże powietrze, oraz Potworek razem ze swoją właścicielką. Rainfall wyglądała jej na zdenerwowaną. Sama Iron też nie byłą w lepszym stanie. Popielatą dobijał fakt, że w jakiś sposób ukorzyła się przed obecnym tu ogierem. Nawet jeśli zrobiła to z własnej woli w ramach wdzięczność, to i tak było to dla niej rażące. Właściwie im więcej o tym myślała, tym większy gniew przepełniał każdy centymetr jej karku.

”Ja pierdole całą kąpiel poszła w cuk. Fakt faktem powinnam się powstrzymać. A przynajmniej do czasu aż odbiorę swoje kapsle za tą przeklętą karawanę i jej ładunek." Pomyślała spoglądając na Sharpa. ”Zasrany jednorożec. Niby chciał pomóc, ale też kutas nie wyszedł z lżejszymi jukami. Przysięgam, że jak jeszcze raz zacznie się mądrzyć to go zapierdole.” Obiecywała sobie w myślach popielata, coraz bardziej zapominając o tym co tak naprawdę najbardziej liczyło się na te chwile. ”W ogóle jak on mógł się tam wpierdolić. Jak to w ogóle możliwe, że miał czelność... Rozmyślała dalej, a jej niechęć i użeranie coraz bardziej widoczne stawało się na jej pyszczku. Który to przechodząc w różne formy grymasów, niekiedy poruszał się tak, jakby klacz chciała owe myśli wypowiedzieć na głos.

Na szczęście paranoja ta została przerwana przez samą Rainfall, która to podeszłą do Iron ściągając na siebie całą jej uwagę. - Musimy pogadać. Teraz. – Powiedziała Rain na co Iron odrzekła jej dość płasko, odwracając się wcześniej w stronę obozu i rozpoczynając zdecydowany marsz w jego kierunku.

- Nie ma o czym.



Światło bijące z rogu Starweave, od razu ujawniło to co skrywało się w ciemnościach panujących wewnątrz wozu. Klacz spotkała się z jedną z kilku przewidywanych przez siebie wersji wydarzeń, tą najbardziej prawdopodobną. Tak więc nie była jakoś specjalnie zaskoczona tym co tam zobaczyła. Hilo słodko sobie po prostu spał w najlepsze. A atramentowa stwierdziła, że w takim przypadku nie ma większego sensu go ruszać. Za czym przemawiał także pokaźny poziom zasmrodzenia, który na ów zajmowanym przez niego wozie był niestety obecny.

Starweave wycofała swoją głowę, ruszając z powrotem w kierunku ogniska. Na miejscu zajrzała do otworzonej wcześniej przez siebie skrzynki, po czym wywaliła z niej puste, podziurawione przez pociski plastikowe butelki. Kiedy w skrzynce zrobiło się trochę więcej luzu, ostatecznie pochłonęło ją przeszukiwanie konserw w poszukiwaniu tego konkretnego, najbardziej odpowiadającego jej smaku.

<Proszę o pełny opis całego asortymentu konserw, na jaki składa się wyposażenie otworzonej przez Starweave skrzynki. (Każdy smak i rodzaj) Dziękuje za współpracę. Tongue >
Reakcja praktycznie nie zaskoczyła ciemnoniebieskiej. Jedynym wyrazem jej pyszczka był rosnący grymas wkurwienia. Mogła się tego spodziewać... odpowiedzi wymijającej.

- A żebyś wiedziała, że jest - kontynuowała, idąc tuż za nią i zerkając od czasu do czasu na obóz. Czekała ją jeszcze warta... Nie no, zajebiście... - Z jakiegoś powodu pomyślałam, że wiesz co robisz podczas tej wyprawy. Zastanawia mnie, co mnie skłoniło do tych przemyśleń - stwierdziła, zrównując jej poziom. - Dałaś mi najbardziej chujową robotę, jaką mogłam sobie wymarzyć. Naprawdę, nie dało się wymyślić czegoś lepszego? Choćby ściągnięcia mi siodła, żebym poszła na dół z gołymi kopytami albo jakimś gównianym pistoletem, który na pewno gdzieś masz w tych swoich klamotach? - zaryzykowała, choć wiedziała, że praktycznie nie ma szans na to, że Iron faktycznie miała jakiś zapasowy pistolet. - Nie wiem, co powiedział ci Sharp tam, na dole, ale ja ci powiem tak: To był najgłupszy pomysł, jaki słyszałam podczas jazdy tą karawaną. Cholera, chyba zbliżasz się do mojego poziomu - powiedziała niby żartem, niby serio. - Wiesz, że mamy następną wartę, prawda? Chciałam się przespać z moim małym przyjacielem obok, ale nie, bo po co... - jej 'reprymenda' zmieniała się powoli w czyste narzekanie. - Mogłam sobie, psia jego mać, zostać w obozie i mieć w dupie tę wyprawę...

Opierdol przerodził się w krótkie narzekanie. Rain nie pozwoliła Iron Scale choć na chwilę zdobyć głosu, dopóki nie zaczęła biadolić nad swoim jakże marnym i nieszczęsnym losem stania przez długi czas nad jebanym włazem. Gniew właściwie uszedł z niej, pozostawiając pustkę z odrobiną żalu do całego świata.

<Seriously though, jedna z najchujowszych moich odpisek w tej sesji.>
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
W obozie wiele się nie działo. White nadal siedziała przy ognisku starając się w nie nie wpaść, Star obok niej, przegrzebywała jakąś skrzynkę. Sądząc po ilości butelek i konserw wokół niej, musiała to byś jedna ze skrzyń z karawany. A co do reszty, jeżeli wierzyć wskazaniom EFSa, Hilo i pozostała przy życiu dwójka najemników nie ruszyła się ani na krok a Xander cały czas był tam gdzie go zostawiła.

Otwierając okno z mapą na PipBucku, Blue zaczęła przewijać powoli przez listę dostępnych lokacji i znaczników. Niewiele użytkowników pipbucków to wie, ale jeżeli się posiada czyjś znacznik, można go namierzyć z dość dużą dokładnością. Zatrzymując się na pozycji pod nazwą “Sharpi”, wyświetliła pozycję swojego przyjaciela na mapie. Znajdował się aktualnie pośrodku niczego, a dokładniej był na terenie którego Blue jeszcze nie odwiedziła i nie miała mapy tamtej okolicy. Wpatrując się w znacznik pośrodku niczego, zastanawiała się ona co dalej. Musiała bardzo ze sobą walczyć, by nie ruszyć mu na pomoc w tym momencie. Sharp już wiele lat radził sobie dobrze na pustkowiach, ale jak na wyprawę po jednego kuca, jakoś za długo to trwało. Zamykając mapę, stwierdziła ona, że da mu jeszcze pół godziny po czym ruszy na pomoc mu i przy okazji obije mordę każdemu kto był odpowiedzialny za takie spóźnienie.

Podchodząc powoli do ogniska, starała się nie zwrócić uwagi żadnego kuca na siebie. Zatrzymując się w pewnej odległości, obserwowała ona jak Star po kolei sprawdza każdą konserwę w poszukiwaniu jakiejś konkretnej. Blue nie mogła wiedzieć o jaki smak jej chodzi, ale za to wiedziała że ma coś czemu się nikt nie oprze.

Otwierając okno ekwipunku, zaczęła ona przeszukiwać zawartość swojej torby. Zatrzymując się na pewnej pozycji, wyciągnęła ona powoli jeden przedmiot a potem za pomocą lewitacji przesunęła go nad Star. Ostrożnie manewrując przedmiotem nad niczego nie spodziewającą się klaczą, starała się ona wycelować od góry w jej kopyta, tak żeby tamta przy okazji nie zorientowała się, co się nad nią dzieje. Gdy Blue była zadowolona z pozycji jaką obrał jej przedmiot, przestała ona podtrzymywać go za pomocą telekinezy. Jak to zwykle w przyrodzie bywa, nic nie może wisieć samotnie w powietrzu, więc gdy tylko grawitacja się zorientowała co się dzieje, chwyciła ona biedne jabłko i pociągnęła w je w dół w prost w kopyta Star.

Blue nie czekała na efekty. Odwracając się od ogniska, ruszyła ona w kierunku jednego z wozów, ale zamiast do niego wejść, podeszła ona do niego z boku zatrzymując się przy kole. Zdejmując z siebie torby, usiadła ona na ziemi opierając się o koło z pyskiem zwróconym w kierunku ogniska. Otwierając torbę, wyciągnęła ona z niej książkę którą wcześniej czytała, otwierając ja w miejscu w którym skończyła. Może i przy wozie w takiej odległości od ogniska, było dość ciemno, ale nie sprawiało to problemu dla Blue. Ona miała bardzo dobry wzrok. Włączając noktowizor, wróciła ona do czytania. Wiedział, że nikt się nie zorientuje, dopóki nie spojrzy się komuś prosto w oczy, w tym momencie będzie już widać że jej oczy się świecą. Wystarczyło że nie będzie się na nikogo patrzeć.
[Obrazek: signature.php]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 84 gości