Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii 2.0
Ogier wypowiedział się w sposób który zaskoczyło ciemnogranatową klacz. Była na niego zła. I mimo tego co teraz powiedział, wciąż była na niego zła. Tyle że już nieco inaczej. Przede wszystkim ogier zachował spokój i opanowanie. Star liczyła na to, że dzięki swojej teorii uda się go trochę rozdrażnić. Mimo iż nie pragnęła ona na siłę go denerwować, to potrzebowała jakiegoś punktu, słabości. Elementu zaczepnego dla dyskusji. Czegoś co ujawniło by prawdziwą naturę Sharpa i to jak reaguje w tego typu sytuacjach.

Tym czasem medyk zachował spokój i okazało się, że żadnej dyskusji nie będzie. Nie dosyć, że udało mu się odbić wszystkie postawione mu zarzuty, to jeszcze do tego postawił przed klaczą swoje fakty i miał rację. Star była tak zła, że aż mogła by nadąć policzki i zacząć na niego buczeć. Zamiast tego wpatrywała się przez chwilę w ogiera, który to z nieznanych jej powodów obchodził się z nią jak z jajkiem. Był to kolejne jego zwycięstwo i plus na koncie klaczy. Czego ciemnogranatowa za nic w świecie by teraz nie przyznała.

Sharp miał rację. A ona nie mogła nic z tym zrobić. Dodatkowo przekonała się, że więź pomiędzy Blue a Sharpem musi być dużo mocniejsza niż sądziła. Już teraz nie miała wątpliwości, że ta dwójka mogła by razem podbijać całe pustkowie. Kolejny powód do zazdrości, oraz tego by być zła. Ach ta Starweave...

Klacz rzuciła spojrzeniem za ogiera, po czym przygotowała się na to, co miało nieuchronnie nadejść. – W porządku. To jest twoja najlepsza przyjaciółka i miałeś prawo... – Zaczęła spuszczając nieznacznie uszy z powrotem spoglądając na medyka i kontynuując przy tym powoli. – Ale mimo wszystko my też mamy prawo wiedzieć. A także się o tą wiedzę dopominać. Musisz zrozumieć. Zapewnienie własnego bezpieczeństwa jest podstawą tego, aby móc udzielać go innym. My... – Zacięła się spuszczając wzrok i szukając argumentów. – Ja... boje się Sharp. – Wydusiła wreszcie chwilowo spoglądając mu w oczy. W jej własnych zaś zaczął wzbierać smutek, skutecznie wypierając złość. - Nie pomyślałam o tym w ten sposób. Ale rozumiesz chyba, że nie mogłam tego tak zostawić. – Sharp gdyby tylko mógł, na własne oczy widział by ulatujące z niej emocje. Dopiero teraz Starweave głęboko w nie spojrzała.

- Przepraszam.

Odpowiedz
- Niewolnik! Do szeregu i odpowiadaj! - krzyknęła strażniczka, nie ruszając się ani na krok bliżej.
- J... ja - zająknęła się siedząca wciąż w rogu pomieszczenia klacz.

W pomieszczeniu rozległ się wystrzał, ogłuszając na chwilę obecne kucyki i powodując u April nieprzyjemny pisk w uchu. Po wystrzale rozległ się krzyk bólu. Krzyczał na pewno ogier.

Leżący jednorożec usłyszał i poczuł też kopyta uderzające o podłogę, gdy dzierżąca broń strażniczka weszła do środka, obchodząc trupa z pewnej odległości i docierając do rogu, w którym powinna być para zbieraczy.

- A teraz powiedzcie mi, do cholery, kto z was zabił mojego Torcha?! - wrzasnęła tak, że, nawet po wystrzale słyszanym mniej niż minutę wcześniej, uszy od tego bolały.



Maksim ewakuował się czym prędzej z wioski, pozostawiając więźniów. Według starszego ogiera, jakiekolwiek próby pomocy czy nawet zwiadu nie miały teraz szans powodzenia. Ruszył więc na wzgórze, próbując ukryć się przed wzrokiem snajpera. Na całe szczęście, okopany na dachu przedwojennego gmachu kuc wydawał się bardziej zajęty czym innym, pozwalając Maksimowi wejść na wzgórze niezauważonym, choć nie było to dla osłabionego kucyka łatwe zadanie. Szczyt wzgórza pokryty był plątaniną metalu której nikt nie kwapił się sprzątnąć, czyniąc z tego obszaru dobrą kryjówkę, ale i zdradziecką pułapkę.



- Czasem... czasem buduję rzeczy ze złomu, który nam zostaje po sortowaniu... - klacz przerwała i westchnęła ciężko, zbierając się przez chwilę na zadanie pytania.
- Czemu mi pomogłaś, Blue? - widać było, że nie wiedziała, jak do tego pytania podejść i odważyła się na najbardziej bezpośredni sposób z braku innych opcji.



Iron przy przeszukiwaniu konserw nie odnalazła ani jednej o smaku kremu sianowego.



Medyk słuchał klaczy. Przynajmniej raz miał pewność, że mówiła ona szczerze. Nie wiedział przez co musiała przejść handlarka wcześniej, żeby jej myśli od razu kroczyły takimi a nie innymi ścieżkami. Współczuł jej trochę, ale każdy na Pustkowiach niósł własny bagaż emocji i wspomnień, z którymi często nie potrafił sobie poradzić.

Kucyki czasami myślały, że medyk-jednorożec musi też być świetnym psychologiem. Nie mogło się to bardziej mijać z prawdą, ale i tak Sharp musiał czasem wysłuchiwać opowieści swoich pacjentów, którzy to często nie mieli nikogo innego do rozmowy prócz jednorożca któremu zapłacili za leczenie. Było to męczące, zwłaszcza przy dużej ilości pacjentów... ale takie przypadki zdarzały się rzadko, a ogier płacił swym własnym zdrowiem za niemożność zdobycia się na odrzucenie ich. Wysłuchiwał ich, każdego.

Widział emocje Star, których nawet nie starała się teraz ukryć. Uszy starszego kucyka powędrowały lekko w dół. Powoli wyciągnął prawe kopytko, kładąc je powoli na ramieniu klaczy. Spojrzał jej w oczy. Złość była jej sposobem radzenia sobie ze strachem. Każdy miał inne.

- Każdy się boi, Star - zaczął. Wiedział, że klacz mogła widzieć emocje w jego oczach. Nigdy nie umiał ich dobrze ukryć, dlatego unikał patrzenia kucykom prosto w oczy gdy było to konieczne - Przeprosiny przyjęte. I odwzajemnione. Masz rację, nie mam prawa trzymać informacji z dala od was... po prostu, gdyby... - zatrzymał się i spojrzał na chwilę w ziemię, po chwili wracając wzrokiem do drugiego jednorożca, zebrawszy myśli - Musimy działać. Spotkamy się ze zwiadem za kilka godzin, oby coś wiedzieli - zakończył, próbując się uśmiechnąć pocieszająco i jakoś zaprezentować, że mimo strachu jest pewny siebie i optymistyczny. Jak łatwo się było domyślić, nie wyszło to jednorożcowi zbyt dobrze.

Wracaj szybciej, Blue, pomyślał. Bez niebieskiej klaczy ta karawana nie miała szansy przetrwać tego dnia...
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Blue kontynuowała marsz przed siebie w ciszy zastanawiając się nad niezwykle trafnym pytaniem klaczki. Dlaczego ona jej pomogła? Czym ona się różniła od kucy w klatkach na placu? Blue miała problem z odpowiedzią na to pytanie samej sobie, co dopiero klaczce obok niej. Wzrok jakim ona patrzyła na nią przez te okienko, wzrok który ona z skądś znała.

- Powiedzmy Light, że przypominasz mi kogoś kogo znałam dawno temu, i kto był w podobnej sytuacji do ciebie. - powiedziała Blue do trójnogiej cały czas wpatrując się w przestrzeń by po chwili się do niej obrócić i kontynuować swoją wypowiedź już z uśmiechem na pysku - A poza tym, jak zobaczyłam taką słodką buźkę w takim paskudnym miejscu nie mogłam tego tak zostawić. Po prostu nie mogłam wytrzymać, że coś tak ładnego marnowało się w takim paskudnym miejscu.
[Obrazek: signature.php]
Odpowiedz
April wyczekała aż klaczka przejdzie obok niej. Huk wystrzału nieco ją przestraszył, ale tytanicznym wysiłkiem udało jej się utrzymać fasadę... Gdy zaś Wiedziała że klacz przeszła obok, otwarła jedno oko, to które było po stronie zwróconej do ziemi i obserwowała gdzie stoi klacz. Skoro normalnie mówiła i strzelała, to znaczy, że jest jednorożcem.

Obejrzała i spróbowała potwierdzić, czy to na pewno jednóróżka.

Spowiła magią zapalniczkę i wyczekała momentu gdy krzyknęła imię zmarłęgo kucyka i wraziłą jej tę zapalniczkę przez usta tak głeboko w gardło jak tylko się dało, i rzuciła się na nią.

Jeżeli klacz była jednoróżka i trzymała pistolet w magii, uważała na tenże pistolet, by znaleźć się poza jego zasiegiem celowania. Spróbowałaby też uderzyć kopytkiem w jej róg by zakłócić jej magię.

Jeżeli klacz nie miała w uścisku pistoletu, to tuż po tym gdy wraziła jej zapalniczkę, spróbowała odebrać jej magią pistolet i uciec z nim na bezpieczna odległość.

Jeżeli klaczka miałaby w uścisku pistolet a zauważyłaby próbę z zapalniczką, to April natychmiast spróbowałaby uderzyć w jej róg (jeżeli go ma) kopytem by rozproszyć jej czar telekinetyczny.

Jeżeli jednak nic z tych rzeczy by się jej nie udało, odskoczyłaby w bok a telekinezą chlusnęłaby krwią z ziemi w oczy klaczki.
Odpowiedz
Rainfall zerknęła na dosłownie przewracającą się White. - No nie wiem... wczoraj wypiła całkiem sporo... - zaczęła, ale nawet to nie mogłoby usprawiedliwić młodej mieszkanki stajni. Ja jebie, ona udaje czy naprawdę ma taki słaby łeb? Zakwestionowała Rain, wzdychając krótko i biorąc oprócz jedzenia również jakieś naczynie z wodą. Podeszła potem do mizernej kupki ubrań i ciała, jaką była w tej chwili cierpiąca na kaca White, i z kolejnym krótkim westchnieniem położyła wodę obok delikwentki. - Masz. Tylko nie wylej przy pierwszym lepszym skurczu albo nie strąć... - mruknęła dość głośno, jakimś cudem trzymając za pomocą jednej przedniej kończyny trzy konserwy. Jedną postanowiła położyć nieco dalej na wozie. - Jak będziesz grzeczna i jako-tako ogarnieta, to możesz sięgnąć po jedzenie - dodała na koniec, tym razem już bezpośrednio udając się na trzech kopytach do najemników, których meldunek przekazywała jeszcze kilkanaście minut wcześniej.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz
Starweave po raz kolejny się przekonała, że idąc ze Sharpem na udry niewiele zdoła wskórać. Między innymi z tego też tytuł zdecydowała się na tak zwaną „chwilę słabości Starweave.” Przez co zwróciła się ona do medyka w sposób, w jaki doświadczyć mógł u niej mało który inny kucyk. A już na pewno nie żaden kupiec. Jak się okazało, po raz kolejny także było to dla niej opłacalne. Sharp zachował się spokojnie, do tego również okazując jej krztę emocji. Czuła ulgę z powodu kopytka na jej ramieniu i odwzajemnienia przeprosin. ”Cholera, ten facet jest naprawdę w porządku. I jak ja mam się na niego denerwować?”

- Tak. Racja. – Powiedziała klacz, komentując jego ostatnie słowa. – Oni na pewno wrócą zmęczeni. I zdecydowanie lepiej będzie, jeżeli odpoczną sobie już na jadących wozach. – Rzekła stanowczo odgarniając sobie grzywkę na bok. – Ruszaj Sharp. A ja w tym czasie dopilnuję, aby nie zastali tu takiego burdelu jak wcześniej. – Uśmiechnęła się lekko po swoim ostatnim zdaniu, jeszcze przez chwilę wpatrując się w oczy medyka. Jej obawy co do niego nie wygasły tak zupełnie całkowicie. Star dobrze wiedziała, że to nie był ostatni raz i Sharpowi z pewnością przyjdzie się z nią jeszcze pomęczyć. Ale takie były zasady Pustkowi, z których jednoróżka tak łatwo zrezygnować nie mogła.

- Dzięki Sharp. – Rzuciła na koniec, wracając myślami do ostatnich chwil i tego co trzeba było zrobić.

Odpowiedz
April rzuciła się na strażniczkę. Klacz ściskała w telekinezie pistolet, wyglądający na kaliber 9mm. Nie była to może ciężka broń, ale potrafiła narobić bałaganu, zwłaszcza na bliski dystans.

Niestety, kopyto martwego ogiera spoczywające wciąż na leżącej klaczy spowolniło jej ruchy, utrudniając atak. Dało to strażniczce czas na zauważenie szarżującej April i odruchowe cofnięcie się o krok. Jednorożec nie zastanawiał się długo, nie było nad czym.
Pistolet huknął ponownie w niewielkim pokoju. Pocisk przeszedł przez ogon April, nie czyniąc jej większej krzywdy. Zanim strażniczka zdołała wystrzelić drugi raz, klacz dopadła do niej, próbując wcisnąć jej jakiś przedmiot w gardło.

Zapalniczka co prawda nie odpaliła, ale wpadła do pyszczka klaczy, zaskakując ją. Zakrztusiła się ona, dając więźniarce czas na uderzenie jej w róg. Zanim jednak April zdążyła to zrobić, broń wypaliła ponownie, tym razem przeszywając jej prawą tylną nogę na wylot. Ból był potężny, ale zdołała dokończyć ruch, uderzając strażniczkę w róg. Ta krzyknęła z bólu, ale ustawienie jej głowy spowodowało, że zapalniczka wypadła jej z pyszczka.

Pistolet upadł na podłogę nieopodal.



Light wysłuchała Blue bez żadnych komentarzy. Emocje widoczne na jej pyszczku wędrowały od zamyślenia po zaskoczenie, po drodze zahaczając o kilka innych.

- Ja? Ładna? - zapytała się tylko z niedowierzaniem niebieskiej klaczy. Light spojrzała do tyłu, na miejsce z którego powinna wyrastać czwarta noga - Ty to co innego, ale ja... - dodała cichym głosem.



Sharp skinął głową ku Star. Jeżeli chcieli mieć szanse, musieli współpracować. Współpraca wymagała zaufania, a o to było ciężko na Pustkowiach. Był zadowolony z faktu, że klacz wydawała się przekonana co do jego intencji... albo po prostu zdecydowała się na razie z nim współpracować. Niezależnie od tego co było prawdą, póki co była po jego stronie... a przynajmniej tak myślał. Wiedzieć na pewno nie mógł, nie w przypadku tej klaczy.

- Nie, Star, to ja dziękuję tobie - odpowiedział. Było to szczere. Potrzebował kogoś, żeby go pilnował i odpędzał od co głupszych pomysłów. Nie znał się na dowodzeniu całą karawaną w pojedynkę. Czuł się pewnie w opiece nad rannymi czy chorymi kucykami, wiedział co zrobić gdy broń nie działała, potrafił rozdzielić obowiązki w swoim przedziale jurysdykcji... ale dowodzić samemu całą formacją? Ogier nie wiedział z której strony się do tego zabrać. Jeżeli boginie pozwolą, może uda im się to dociągnąć do końca, mimo wszystko.

- Zadbaj, żeby się nie pozabijali. Powinienem wrócić szybko. Jeżeli za godzinę mnie nie będzie, ruszajcie wzdłuż szlaku na północ - dokończył medyk, uśmiechając się lekko na pożegnanie. Czuł pewną ulgę, uciekając przynajmniej na chwilę z tego przeklętego obozu i mogąc zostawić problemy z nim związane za sobą. Z drugiej strony nie mógł być pewien, czy obóz w ogóle będzie jeszcze tu stać gdy wróci.

Pożegnał się z klaczą, wziął ze sobą potrzebny ekwipunek, w tym wyposażenie Rusty'ego i ruszył na spotkanie zwiadowcom...



Medyk wyruszył, pozostawiając obóz i kucyki w nim samym sobie. Nie napotkały one żadnych przeszkód w dalszym przygotowywaniu karawany do wyruszenia, nawet jeżeli była to praca raczej nudna. Godzina minęła szybko, a karawana była gotowa do podróży. Po ustaleniu szyku w jakim miały ustawić się wozy na czas podróży, obóz wreszcie się ruszył, pozostawiając okropieństwa nie tak dawnej bitwy za sobą.



Mimo tego, że Blue została z tyłu, a okolica zrobiła się już całkowicie jasna, zebra maszerowała dalej. Wciąż nieprzytomny kucyk ciążył młodemu ogierowi na grzbiecie. Blue musiała go mocno uderzyć, choć zdarzało mu się od czasu do czasu coś mamrotać, za każdym razem strasząc zebrę. Wraz z czasem zdarzało się to coraz częściej, raz czy dwa ogier też się poruszył.

Po nocy marszu i skradania się oraz spędzeniu poranku na niesieniu wcale nie tak lekkiego kucyka na grzbiecie Xander był wyczerpany, ale nie zatrzymywał się. Postój ot tu, pośrodku niczego, byłby po prostu samobójstwem.

Słońce wzeszło już chwilę temu, a padnięty ogier wciąż maszerował. W pewnej chwili zauważył ruch w oddali. Jego zmęczone oczy dopiero po chwili zidentyfikowały, że był to kucyk. Do tego znany mu kucyk. Patrzył bowiem na szybko zbliżającego się w jego stronę medyka karawany, Sharpa.

- Rusty? Żyjesz? - usłyszał, gdy jednorożec zbliżył się na odległość umożliwiającą komunikację bez podnoszenia głosu.



Notka: karawana znajduje się w tej chwili w drodze. Kucyki nią podróżujące mogą ze sobą rozmawiać i robić inne rzeczy. Iron i Rainfall ciągną ostatni wóz, wyraźnie lżejszy od reszty, choć nie dało się wszystkich skrzyń przeładować na pozostałe trzy wozy. Hilo jak i para najemników idą póki co na własnych kopytach obok wozów.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Starweave siedziała na pierwszym wozie jadącym w rzędzie. Za pomocą sowiej magii szukała ona jakiejkolwiek aktywności różnych form życia. Działo się tak niemal za każdym razem, kiedy mijali po drodze jakieś ruiny lub mniejsze zabudowy. Na szczęście nie było tego zbyt wiele. A na tę chwilę nie zapowiadało się, że będą znowu coś takiego mijać.

Klacz siedziała na zadzie rozmyślając o pewnej kwestii. Rozpatrywała możliwość zmiany kursu, lub najlepiej całkowitego ominięcia wspominanej osady. Osada jak wiedziała od Hilo została zajęta przez bandytów. Rozsądek klaczy podpowiadał, że najlepszą opcją było by się trzymać stamtąd z daleka. Zwłaszcza, że ani jej się śniło brać udział w kolejnej walce.

Starweave miała ze sobą niezłą ilość towaru i to nie byle jakiego. Teraz już wiedziała, że w skrzynkach jedzie nie tylko żywność i stare jak świat konserwy. Po raz kolejny Sharp nie wydzielił całej prawdy. I po raz kolejny klacz była z tego powodu na niego zła. Zdawała sobie także sprawę, iż obierając inny kurs, prawdopodobnie pozbyła by się dwóch największych konkurentów do jej kapsli. A kapsli na pewno było by z tego wszystkiego sporo.

Klacz myślała o tej ilości, co znacznie przyćmiewało jej kuczą naturę, którą wyniosła ze stajni. Cały czas obijało jej się w głowie, jak absurdalnie głupi był pomysł ładowania się do tamtej osady. I to razem z tym całym towarem. ”Dostaną same ładne młodziutkie klacze do ruchania, a towar rozgrabią i rozpieprzą.” Nakręcała się z minuty na minutę, jednocześnie sumując listę strat i zysków. Zmiana kursu nie była by aż taka trudna. Zwłaszcza, że po drodze musi być jeszcze nie jedno jakieś rozwidlenie.

Star jednak pamiętała to jacy okazali się być dla niej Sharp i Blue. I właściwie tylko to powstrzymywało ją od wprowadzenia swojego niecnego planu w życie. Ceniła to sobie. Wiedziała że nie zasługiwali na to. Wiedziała też, że niewiele było na pustkowiach kucyków tacy jak oni. Spędzili już w tym piekle paręnaście ładnych lat. A mimo tego wydawali się bardziej kucykowi od ciemnogranatowej. Z drugiej jednak strony mogli się tylko wydawać, co było by doskonałą przykrywką. Tę opcję Star także rozpatrywała, nastawiając się coraz bardziej pesymistycznie. Lecz mimo wszystko na razie trzymała się planu.

- Boginie... Miejcie wy mnie głupią w opiece. Co ja do cholery robię? – Powiedziała sama do siebie, spuszczając głowę i kręcąc nią przy tym lekko. Wyskoczyła z jadącego wozu z zamiarem przespacerowania się. – Doskonała robota. - Rzuciła do mijanego Brahmina, nie będąc pewna na którą głowę powinna się w tym czasie patrzeć. Szła dalej pod prąd, szybko kierując się ku ostatniego wozu.

Odpowiedz
Krzyknęła z bólu... Oj to było niefajne... Bardzo niefajne. Zacisnęła zęby mocno i bała się, że tak mocno, że zaraz je sobie połamie. W głowie kołatało jej się od bólu co wcale nie pomagało jej się skupić... Ale...

Napastniczka krztusiła się przed nią... TERAZ!

Sprawdzone sposoby zazwyczaj wydają sie najlepszym rozwiazaniem. Rzuciła się na wrogą klacz swoim rogiem celując w jej oko. Jeżeli jej by się udało, kopyto okręci wokół jej szyi a drugim będzie się starała ściskać jej róg, by przeciwniczka nie mogła znowu czarować. Jeżeli zaś ustawienie wrogiej klaczki nie byłoby dostateczne do wbicia rogu w jej oko, wbije go w jej klatkę piersiową.

Jeżeli zaś nie uda jej się wbić w nią rogu, po prostu uderzy ją tak, by zatoczyła się pod niewolników.
Odpowiedz
Xander maszerował już długi czas dźwigając nieprzytomnego ogiera na grzbiecie. Wzdrygał się zawsze gdy tamten coś mruczała, a kiedy się poruszył, młodzik był gotowy chwycić za broń. Czuł jak dopada go powoli zmęczenie. Chociaż nie była to pierwsza nieprzespana noc w jego życiu, to ten mały wypad i stres z nim związany dały mu w zad. Szedł jednak dalej. Kiedy w jego polu widzenia pojawił się jakiś kucyk, przygotowała się na najgorsze, chwytając spust siodła w zęby. Dopiero po chwili rozpoznał że uw kucykiem był Sharp.

Była to nieznaczna ulga po której zebra wypluła spust. Moment później usłyszał od jednorożca dwa proste pytania. Podszedł bliżej ogiera mówiąc. - "Tak, tak, żyje. Chociaż przez tego wałacha..." - Wskazał na kucyka na plecach. - "to mi kręgosłup się zaraz w pół złamie." - Gdy Xander doszedł do brązowego jednorożca zatrzymał się. - "Tak w ogóle to, to jest chyba dla ciebie. Blue kazała mi go taszczyć od razu do was. Jeden z bandziorów, albo jak to określiła niebieska, "źródło informacji"." - Młodzik zastanowił się jeszcze przez chwile patrząc na ogiera, a potem za siebie.

-"Czekamy jeszcze na Blue, prawda? W sumie nie powinienem pytać, przecież to twoja przyjaciółka. Wolę chyba nie wracać do waszego obozu sam, a zwłaszcza z nim na plecach, wyglądało by to dosyć podejrzanie. A ja wole sobie oszczędzić nieprzyjemnych sytuacji... Jeśli czekamy to mógłbyś mi ściągnąć ten ładunek z grzbietu? On nie należy do najlżejszych."
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 153 gości