Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii 2.0
- W Masce? – Zamyśliła się przez chwilę, nie trwało to długo aż w jej pamięci odnalazł się, budzący brak zaufania, cały czas całkowicie zamaskowany ogier. – Ohhh… już niemal o nim zapomniałam. – Przytknęła kopytko do pyszczka, próbując zasłonić swój uśmiech.
 
- Nie, nie widziałam go od momentu rozpoczęcia ataku. Być może, by jeszcze lepiej wtopić się w otoczenie, zdjął z siebie całe to swoje przebranie? Nahaha, w takim bądź razie, teraz już nikt go nie odnajdzie. – Jednorożcowi zrobiło się przez moment wesoło. Procenty grzały ją w uszy, choć wcale nie wypiła dużo. Gdy w międzyczasie lepiej przyjrzała się brązowemu ogierowi, na którego teraz patrzyła, powoli ogarnęły ją przygnębiające myśl. Ciało ogiera było brudne od zaschniętej krwi, zdradzało oznaki bólu i wyczerpania, a w dodatku śmierdziało medykamentami.
 
Klacz zwiesiła głowę spoglądając do swojego kubeczka. Wewnątrz została tylko resztka, która przy lekkim zamieszaniu wprawiała w ruch grudy pyłu na jego dnie. Z grymasem lewitowała kubek nad ognisko, dając do ognia niewielką ilość paliwa.
 
Skarp, Blue. – Podniosłą wzrok patrząc po obu kucykach. – Wracając do twojego wcześniejszego pytania Sharp. – Wskazała kopytkiem na budynek obrad. - Nie wydaje mi się by obrady dzisiaj się skończyły. Ani też, nie wydaje mi się by miało to jakieś znaczenie, gdyby miała się mylić. Kuce z wioski mogą być nam wdzięczne. Z całą pewnością dodatkowa ilość kopyt, która świetnie potrafi o siebie zadbać, będzie niezwykle cennym nabytkiem dla tej osady. Lecz gdy tylko zorientują się, że część z nas zechce odejść, całą ta wdzięczność szybko się ulotni.
 
- Wyy…? Zamierzacie z tą odejść, prawda?

Odpowiedz
Blue stała obok Sharpa i Star słuchając ich rozmowy, nie miała za bardzo co dodać to się nie wtrącała. Zamiast tego zaczął wygrzebywać z torby swój kubek zachęcona wizją czegoś ciepłego do zjedzenia. Nie był on w najlepszym stanie wizualnie, było widać na nim osad z kilku ostatnich herbat. Dopiero ostatnie pytanie klaczy oberwało jej myśli od jaj kubka i jedzonka którym planowała go napełnić.

- W końcu prawdopodobnie tak. - odpowiedziała Blue - Mam już trochę dość pustkowi jak na razie. Trzeba chyba wracać do domu, odpocząć trochę od tego wszystkiego. - powiedziała zerkając na Sharpa.
[Obrazek: signature.php]
Odpowiedz
Starweave była zaskoczona. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Jej oczy powędrowały na pipbucka Blue. Spojrzała na urządzenie a potem na właścicielkę. Zamknęła usta, kierując wzrok na medyka, czekając co powie ogier.

Odpowiedz
Sharp spojrzał się po obu klaczach, przetwarzając słowa Blue powoli w swojej głowie. Zmęczony umysł medyka miał problemy ze skupieniem się na konkretach, ale nawet ślepy nie przegapiłby spojrzenia Blue.

- Z powrotem będzie problem - odpowiedział cicho, głuchym głosem, mówiąc niby do siebie, niby do pozostałych. Tutaj akurat jego doświadczenie w podróżach z karawanami miało duże znaczenie. - Droga nie jest bezpieczna.
Medyk nie musiał tłumaczyć więcej. Przecież z jakiegoś powodu wszyscy dołączyli się do karawany, zamiast iść samemu, jak na bardziej bezpiecznych szlakach. Sam nie wiedział wiele o tych regionach, dlatego był w tej karawanie... to, i parę innych powodów.

Czy wszyscy oprócz niego nie poszli sami tylko dlatego, że wypada, nikt nie zastanowił się nad powodami? Ogier pokręcił nosem i usiadł na ziemi, chwytając kubek z ciepłą zupą w kopyta niczym kucyk ziemny. Jego róg miał wystarczająco pracy jak na ten dzień. Miał dość, był zbyt zmęczony na tym podobne rozmowy. A świadomość tego, że kucyki z którymi tu był nie mają pojęcia o prowadzeniu karawany przez wrogi teren nie pomagało. Nie, nie mogli zawrócić, nie kiedy było ich tak niewiele. Jedynym rozwiązaniem było kierować się na Trottingham... kurwa. A może na Detrot? Tylko czy tam był jakikolwiek szlak...
Biorąc kolejny łyk z kubka, medyk spojrzał się w ciemność, jakby wypatrując czegoś. Nie patrzył się w żaden konkretny punkt, po prostu wydawał się pogrążony w myślach.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Xander był zadowolony z tego jak sobie poradził ze swoimi ranami. "no do rana powinno się zagoić." pomyślał. Gdy łatał swój prowizoryczny płaszcz to usłyszał czyjś głos wypytujący o kucyka w masce. Młodzik spojrzał tylko podejrzliwym okiem przez dziurę w ścianie próbując rozeznać się w sytuacji. "Zdecydowanie za dużo tu kucyków..." Dodał w myślach rozglądając się.

Jeśli okolica była "czysta" od niepożądanych i wścibskich kucyków to zebra kontynuował swój mały po bitewny rytuał przeliczając pozostałą ilość amunicji.
Odpowiedz
Pomimo wsłuchiwania się w rozmowę dziejącą się obok, Rainfall nie mogła nie zauważyć pijanego kuca, który ewidentnie postawił sobie za cel przekonać ją, że najlepiej tańczy się po pijanemu. Nie rozpoznała go, co oznaczało, że prawdopodobnie był mieszkańcem wioski. Młoda klacz zwróciła głowę do ogiera; na widok ledwo stojącego na czterech kopytach ogiera na jej pyszczku zawidniał uśmiech, którego nie była w stanie ukryć. Rain odwróciła się do ogiera przodem, gdy dała o sobie znać jej rana postrzałowa; nie był to wielki ból, ale z pewnością nie ułatwiłby jej przyjemności z tańcowania.

"Zastanawia mnie, jak udaje ci się stać na czterech kopytach bez przewrócenia się," odparła z chichotem. "I chociaż chciałabym z tobą zatańczyć choćby po to żeby zobaczyć jak ci się to udaje, to niestety wolę nie przeciążać swojego boku. Chcę być gotowa do walki tak szybko jak tylko możliwe." Ostatecznie klacz ziemna posłała mu przepraszające spojrzenie. Wyglądało na to, że tym razem podpity kuc nie będzie miał szansy się wykazać.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz
Sharp jak zwykle miał rację. rzadko się zadrżało by jej nie miał. Podróż dalej nie będzie łatwa, ale...

- Myślę że nie będzie tak źle. - powiedziała Blue do pozostałej dwójki przy niej stojących - Prawdopodobnie każdy kto podróżował z naszą karawaną też będzie chciał dotrzeć do celu a nie osiedlić się tutaj. A jako że też już nie mamy karawany, to i w czasie podróży będziemy mniejszym celem co znacznie ułatwi dostanie się do celu.

- Wiecie co. - Powiedziała w końcu klacz zerkając na swój pusty kubek - Pójdę poszukam czegoś do jedzenia i się może zbierzemy z resztą naszych przyjaciół z karawany i ustalimy co dalej. Sami to sobie tylko możemy tu zgadywać. - Ruszając powoli w kierunku miejsca w którym według Sharpa ma być jedzenie Blue zrobiła ledwo jeden krok nim się zatrzymała - A, i dobrze by było się zorientować gdzie jest nasz kolega w masce, nie widziałam go od jakiegoś czasu a dobrze by by było wiedzieć co on myśli na temat tego co dalej zrobimy
[Obrazek: signature.php]
Odpowiedz
Xander zabrał się za liczenie amunicji. Nie było tego wiele, ale powinno wystarczyć na najbliższy czas. Nikt z kucyków nie zdawał się zainteresowany samotną szopą na uboczu, wszyscy świętowali, jedli i pili. Młody pasiasty ogier miał tyle czasu ile tylko sobie wymarzył na podjęcie decyzji co dalej.

***

Ogier uśmiechnął się rozbrajająco i czknął, zataczając się przy tym lekko. Wyciągnął kopyto i ukłonił się swoją przednią połową, prawie się przy tym przewracając na bok.
“Paniii się nie maaartwiii…. *hic*” Wstając, machnął kopytkiem na kolegę, który do tej pory musiał stać w ciemności. Odwracając się z wyszczerzoną mordką, kucyk wybełkotał tylko.
“My poniesiemy!” I bez słowa, wraz z drugim przystąpili do działania, podchodząc bliżej Rain.

***

Sharp przekrzywił lekko głowę, spoglądając na Blue. Nie będzie tak źle? Może bez karawany nie stanowili celu, ale drogi wciąż były niebezpieczne, a nie mieli map mniejszych szlaków ani okolicznych ruin, żeby podróżować poza drogami. Jak udowodniły wydarzenia ostatnich dni, okolica roiła się od bandytów. Może i nie widzieli żadnych mutantów, ale bandyci sami w sobie stanowili nieraz nawet większe zagrożenie niż kilka radscorpionów… Medyk skinął głową na Blue, spoglądając za nią przez chwilę gdy znikała w ciemności otaczającej niewielkie ognisko, wkrótce stając się tylko małą kropką na magicznym interfejsie PipBucka. “Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego ustrojstwa, stwierdził w myślach jednoróg.

Siadając na ziemi, Sharp potarł kopytkiem o obolały róg. Na łatanie kogokolwiek w ciągu kilku najbliższych chwil nie było szans. W zasadzie… czemu by się nie napić? Popił więcej pożywnej zupy, czując jak kolejny łyk gorącego niezidentyfikowanego obiektu jadalnego rozgrzewa jego żołądek. Spojrzał na Starweave.

- To gdzie dają ten alkohol? Skoro nie skończą obrad, to można chociaż się napić.

***

Po krótkim spacerze, Blue dotarła do miejsca, w którym zbierała się większość święta. Ktoś grał na jakimś instrumencie, nawet dość równo, paliły się ogniska, a kucyki częściowo tańczyły, a częściowo zataczały się. Wiodąc się zapachem, klacz szybko znalazła jadłodajnię, z krótką kolejką kucyków. Niewielka, blaszana chatka z kominem sypiącym siwym dymem posiadała wielkie otwierane okno przez które widać było ladę, wielki gar, zapewne pełen tak “reklamowanej” przez Sharpa potrawy, oraz dwa kuce krzątające się wewnątrz. Obok chatki stało kilka stolików, a przy każdym stało kilka kuców, popijając zarówno zupę, jak i najwyraźniej rzeczy nieco mocniejsze.  

Widząc uzbrojoną klacz w charakterystycznym sweterku, ogier wydający posiłki - zaskakująco pulchny jak na pustkowia, szary jednorożec w fartuchu kuchennym, tylko machnął kopytem na kolejkę.
- Wyzwolicielka w kolejce stać nie będzie, zapraszam! - Podsumował, zapraszając klacz bliżej. Róg kucharza rozświetlił się lekko gdy jedna z metalowych misek podfrunęła do niego, unoszona magią. Dość donośny głos oraz zauważalny gest miał jednak dość poważny efekt uboczny.

Przynajmniej kilkoro kucyków wokół zaprzestało rozmów i zamiast tego wpatrywało się w Blue z różnymi emocjami. Większość wydawała się dalej bawić w spokoju, ale to tych kilka przyciągało najwięcej uwagi.

Na niektórych pyszczkach widoczna była wdzięczność, na innych irytacja, zwłaszcza u tych w kolejce, a na jeszcze innych zakłopotanie czy nawet strach, rozświetlane przez tańcujące płomienie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Sytuacja z zabawnej dość szybko przemieniła się w, zdaniem nieco podpitej klaczy, dość niebezpieczną. Oto dwoje kuców, najebanych w trzy zady, z niewiadomymi intencjami podchodziło do niej. Rainfall instynktownie zaczęła się odsuwać do tyłu, a na jej pyszczku pojawił się grymas nieufności. Jej umysł pracował na pełnych obrotach podczas analizy tej sytuacji. "Nie zbliżać się, bo odejdziecie z połamanymi kopytami," odparła z warknięciem, starając się cofać tak, żeby dwójka ogierów nie była w stanie jej oskrzydlić. W każdej chwili kuc ziemny był gotów odskoczyć na bok i użyć swoich kopyt. "Nie zamierzam z wami tańczyć. Koniec tematu."
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz
Trochę czasu minęło zanim Xander skończył liczyć swoją amunicję. Był zadowolony z wyniku nawet pomimo tego że brał udział w walce o wioskę. Potem jeszcze krótką chwilę spędził na uzupełnianiu pustych lub nadpoczętych magazynków. Zajęło mu to może parę minut a gdy skończył załadował pełne magazynki do swojego pistoletu i strzelby. - Lepiej być bezpiecznym niż żałować...- Powiedział sam do siebie. Młodzik nie miał już nic do roboty. i teraz tylko się zastanawiał co dalej. Najchętniej to by się stąd wyniósł jak najszybciej jak tylko mógł. Gdy ta myśl przechodziła mu przez głowę to zebra popatrzył w stronę palącego się ogniska przy którym bawiły się kucyki. Zgrzytnął zębami, ale sądził że powinien powiedzieć Sharpowi co zamierza.

Xander spiął mięśnie, wstał i wyszedł ze swojego ukrycia, ponownie całkowicie ubrany w swoją maskę i płaszcz. Ruszył w stronę ogniska szukając brązowego jednorożca. Kiedy go w końcu znalazł, podszedł bliżej, stając nieco z boku. - Nie wiem jak wy ale ja nie mam zamiaru tu zostawać. Za dużo tu kucyków jak na mój gust. - Powiedział wprost, swoim zwyczajowym płaskim tonem głosu. Nie bawił się w szepty, mówił z głośnością typowej rozmowy. Nie obchodziło go czy ktoś go może usłyszeć, a już na pewno nie obchodziło go co kto mógł o tym pomyśleć. - Najpewniej poczekam aż większość kucyków uśnie albo pospija się do nieprzytomności i wtedy ruszę z powrotem na pustkowia. Mówiąc szczerzę to tam czuję się bezpieczniej niż tutaj. - Powiedział kiwając głową w stronę otwartej przestrzeni zalanej teraz przez mrok nocy. Czekał już tylko na odpowiedź, wciąż trzymając się w stanie gotowości na wszystko.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 9 gości