Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii 2.0
Starweave od razu mimowolnie położyły się uszy, wielka rura od strzelby na adrenalinie czy nie, robiła wrażenie. Zwłaszcza gdy znajdowała się ona kilkanaście centymetrów od jej głowy. Ostre jak skalpel słowa ogiera również zrobiły swoje. Star cofnęła się o krok do tyłu. Nie myślała już o tym by zrobić coś głupiego. Ale nie wygasiła ona jeszcze swojej magii na wypadek, gdyby trzeba było rzucić inne zaklęcie. Myślała o przywołaniu swojej bańki. Ale strzelba medyka maiła dużą moc i idealny dystans do celu. 

- Zdrajca. – Wysyczała. – To siebie samego powinieneś przed nim bronić. – W tym momencie zebra po raz kolejny zabrała głos, opowiadając jakim to był dobrym towarzyszem podróży przez cały ten czas. Starała się skupić swoją uwagę na Sharpie i jego broni. Ale maska hokejowa, która wysunęła się zza rogu, skutecznie odwróciła jej uwagę. I wtedy klacz to poczuła. Jej magia zniknęła, w głowie się zakręciło, a żarcie z wioski naprawdę było chujowe. Nim doszła do siebie, w czaszkę wiercił jej się kolejny ładunek magiczny. 

Ocknęła się kilka sekund później. Fala doznań była tak krótka i tak intensywna, że nawet nie wiedziała, iż straciła przytomność. W ogóle nie wiedziała co się stało. Leżała na podłodze, czuła jej zimno, ale nie mogła się poruszyć. Przez krótką chwilę lodowaty strach ścisnął ją za gardło. Strach, że ona nie żyje. Czy to jest już koniec? Tak wyglądał koniec? Widziała Sharpa na podłodze i Blue leżącą koło niego. Czy ta zebra strzeliła mu w plecy? Co tu się do cholery wydarzyło. Wydawało jej się, że obraz powoli robi się coraz czarniejszy, tak jak w tych głupich opowiadaniach z książek. Leżała tak przez kilka chwil, lamentując nad swoim losem. Czuła łzy na swoim policzku, wraz z tym jak cicho mamrotała modlitwę do księżniczki Luny. Nic jednak więcej się z nią nie działo. Patrzyła na Sharpa widząc wszystko ostro i wyraźnie. Za to cały czas nie mogła się ruszyć ani też przywołać swojej magii. 

Po chwili czasu dotarło do niej że musi być pod wpływem jakiegoś uroku, który najprawdopodobniej rzucała na nią zebra. Jakiejś parszywej magii, która powoli wysysa z niej życie i ciepło. A może to była tylko lodowata podłoga schronu. Musi się pozbierać, musi uciec. Starała się poruszyć za wszelką cenę, ale nie przynosiło to absolutnie żadnego efektu, jedynie ból w czole przybierał na silę. Postanowiła spróbować czegoś innego. Starała się przywołać swoją magię, lecz nie tak jak zawsze to robiła. Tylko odrobinę, niewielką ilość, za to skupiając się najlepiej jak potrafiła, wytężając wszystkie swe siły. Niewielka ilość energii magicznej pod dużym naporem, mogła zadziałać jak szpikulec do lodu, przełamując barierę i torując jej drogę do choć częściowego odzyskania kontroli nad jej rogiem. Wtedy być może mogła by pomyśleć nad jakimś zaklęciem rozpraszającym. A potem teleportować się stąd w jasną cholerę. O ile tylko starczy jej na to sił, a głowa jej nie eksploduje. Kolejny strumień łez popłynął z jej oczu, gdy ta walczyła zawzięcie. Nie mogła tu umrzeć. Nie teraz, nie w ten sposób.

Odpowiedz
W ciągu następnych parę sekund wydarzyło się, wydawałoby się, więcej niż przez ostatnie pół godziny. Ciemnoniebieska klacz zauważyła tylko błysk, a potem jeszcze większy błysk, i nagle z trójki stojących, gotowych do dobrania się sobie do gardeł kucyków zostało... zero. Rain nie mogła uwierzyć w to, czego właśnie była świadkiem. Starweave częściowo zniknęła gdzieś za biurkiem z pola widzenia klaczy ziemnej, tracąc przytomność; Sharp zawył z bólu jakby właśnie został dźgnięty prosto w oko, a Blue jak gdyby nigdy nic przestało obchodzić wszystko wokół, w tym zagrażający im robot, i poszła sprawdzić, czy Sharp jeszcze oddycha. To pozostawiało ją samą przeciwko wkurwionemu robotowi, który postanowił uwolnić się ze swojego tymczasowego więzienia. I chuj. Oni mi już raczej nie pomogą, pomyślała sobie, kręcąc głową i wreszcie obracając się z powrotem w stronę zdemolowanych już częściowo drzwi.

-Te, zebra! Jak jesteś z nami i masz spluwę, to pomóż mi zajebać tego robota! - krzyknęła tylko zanim nie sięgnęła swoim pyszczkiem po rewolwer, w którym w tej chwili powinno być pięć nabojów. Klacz ziemna liczyła na to, że nie będzie potrzeby wystrzelenia ich wszystkich... i na to, że jednak Star nie miała racji i faktycznie nie trzeba było obawiać się sztyletu w grzbiet.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz
- Rainfall – Próbował krzyczeć. Ostatnia nadzieja w ciemnoniebieskiej klaczy, pomyślała Star kiedy usłyszała swoją towarzyszkę. Iskierka nadziei zapaliła się w jej oku.

„-Te, zebra! Jak jesteś z nami i masz spluwę, to pomóż mi zajebać tego robota! –„

„O kurwa. Celesto i Luno pieprzące się nawzajem. Jeśli ona ma mózg to chyba nosi go przy sobie w jukach.”

Odpowiedz
Kilka sekund po tym jak Xander skończył mówić, Meksykański pat w który wpadła grupa się rozwiązał. W mgnieniu oka zebra usłyszała krzyk oraz dźwięk worka ziemniaków uderzającego o ziemię. Powoli wysunął głowę zza rogu by sprawdzić co się stało. Gdy jednak zobaczył co się stało, to szczęka mu opadła i w niedowierzaniu wyszedł całkiem z szatni. - O kurwa... - Wymamrotał tylko pod nosem patrząc na Star leżącą bez ruchu, Sharpa w agonii i siedzącą przy nim Blue. Z jego szoku wyrwały go dopiero słowa Rain wołającej go do pomocy z rozwścieczonym robotem. W głowie rozpoczęła się walka, pomóc czy spierdalać. Gdyby to były obce kuce to by je popierdolił, ale te tutaj już odrobinę znał i zarówno Sharp jak i Blue starali się trzymać jego stronę.

Warkną tylko sam do siebie i podskoczył do Rain, przyjmują postawę bojową i celując w to samo miejsce co ona. - Jasne, jestem. - Odpowiedział i na szybko odwrócił głowę do niebieskiego jednorożca siedzącego na podłodze. - Blue, zabierz Sharpa i Star do tamtej szatni. - Skinął głową w kierunku pokoju w którym był. - Tam będziecie bezpieczniejsi. Są tam też pancerne wrota które chyba potrzebują pipbucka czy jakkolwiek to ustrojstwo się zwie. Może uda ci się utorować nam drogę ucieczki. - Wrócił głową na swój poprzedni cel mając tylko nadzieję że cokolwiek z jego słów dotarło do jednorożca.
Odpowiedz
Sharp poczuł ciepłe objęcie Blue wokół siebie, co było niewielką pomocą gdy przez jego ciało przechodziły całe fale bólu, promieniujące z jego rogu. Jednorożec zacisnął zęby i spojrzał się na Blue. Pierwsze, ostre uderzenie bólu, jak dźgnięcie lodowatym nożem, powoli ustępowało miejsca tępemu, pulsującemu bólowi, jakby ktoś walił młotem prosto w róg w tempie pulsu medyka. Mimo fal agonii, wiedział, że wypalenie magiczne, choć cholernie bolesne, nie było zagrożeniem życia. Machnął kopytem w kierunku pozostałej dwójki, próbując powiedzieć Blue, żeby pomogła reszcie. Próbował też użyć do tego słów, ale zamiast czegokolwiek zrozumiałego, z jego gardła wydobył się tylko kolejny jęk bólu.
Drżącym kopytem spróbował sięgnąć do swoich juków, szukając torby medycznej i znajdującej się w środku porcji Med-X. Kopyta jednorożca bez magii nie stanowiły do tego dobrych narzędzi, ból szarpiący jego ciałem też nie był w tym pomocny, ale strzykawka na pewno pozwoliłaby mu przynajmniej stracić, kurwa mać, przytomność...

Próby Star spełzły na niczym. Zamiast krzyku z jej gardła wydobył się bliżej niezidentyfikowany głos, przypominający co najwyżej dziecięce próby porozumiewania się przed nauką mówienia.

Kucyk i zebra ramię w ramię stanęły wspólnie naprzeciw zagrożenia stworzonego przez przedwojenną Equestrię. Ironia powstałej sytuacji nie miała jednak dla robota znaczenia. Przebił się on bez większego trudu przez drewniane drzwi, rozbijając je w drobne drzazgi, po czym skierował swoje kroki prosto na czekającą dwójkę. Niewielkie działko wysunęło się z jego grzbietu do połowy z okrutnym zgrzytem metalu o metal. Wgniecenie, które zafundowała mu Rain musiało zablokować jakiś mechanizm, ale nie przeszkodziło to w wysunięciu broni wystarczająco wysoko aby maszyna mogła jej użyć.

Gdy tylko robot wyszedł zza szaf na akta, wzrok jego skierował się prosto na Xandera, a czerwona lampka z boku głowy zamrugała groźnie.

- Zagrożenie wykryto. - robot zaczął obracać się powoli, kierując lufę w kierunku grupy.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Xander wyszczerzył zęby widząc metalowego kucyk-robota. - Pierdolona kupa złomu... - Warknął. Teraz już było za późno na inny plan. Musiał działać zanim robót otworzy ogień w ich stronę. Tym razem nie zawahał się pociągnąć za spust. Pierwszy nabój to była, breneka. Wycelował ową ołowianą kulę w korpusu maszyny, licząc że może uszkodzi jakieś mechanizmy, albo źródło zasilania. Następny w kolejce był gruby śrut. Ten nabój wycelował w głowę protrktrona, z nadzieją że uszkodzi jego wizjer, czy też inny sensor jaki ma. Kolejna breneka poszła w tors robota. A na koniec został mu ostatni nabój ze śrutem. Ten wycelował w działko na plecach bota, chcąc ją uszkodzić.
Odpowiedz
Ciemnoniebieska była nawet zaskoczona widząc, jak ktoś mimo wszystko zebra podchodzi do niej i przygotowuje się do walki. Pomijając już fakt, że wcale wcale nie musiała jej pomagać, to w dodatku tak bezpośrednio stanęła w obliczu zagrożenia, gotowa się bronić zamiast chować po kątach... niemal od razu nabrała do niej więcej respektu. W końcu ktoś, kto nie panikuje!

Obecność młodzika dodała Rain nieco otuchy. Celując w stronę szafek usłyszała tylko, jak drewniane drzwi do toalety rozwalają się na drzazgi, a robot przebija się przez ich pozostałości. Kątem oka najemniczka zerknęła na rannych, nieprzytomnych kompanów obok, patrząc czy aby na pewno nie umierają, ale chwilę potem skupiła wzrok na maszynie, która właśnie wyszła zza rogu. Robot ledwo zdążył wypowiedzieć swoją kwestię gdy klacz pociągnęła za spust, posyłając pocisk w stronę jego wgniecionego korpusu. Rain była dumna z tego wgniecenia, ale nie było czasu się na nim skupić - rewolwer Sharpa wydał z siebie kolejne, niemal ogłuszające huki. Rain strzelała raz za razem, wystrzeliwując cztery naboje. Przy odrobinie szczęścia protektokucyk nie zdąży nawet drasnąć jej nowego sojusznika.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz
Blue była odcięta od świata. Jedyne co teraz się liczyło to Sharp którego trzymała w objęciu. Obserwując go myślał go usilnie myślała jak mu pomóc, jak złagodzić mu ból. Dopiero po chwili zauważyła że ogier próbował coś zrobić. Podążając wzrokiem za jego kopytem, jej wzrok padł na jego juki.

Otwierając torbę ogiera za pomocą magii Blue zaczęła przewalać jej zawartość. Nie była pewna czego szuka, ale Sharp bardzo coś chciał z nich wyciągnąć. Po zbyt długiej jak dla niej chwili z torby wyfrunęła strzykawka z Med-X trzymana za pomocą telekinezy przez Blue. Blue dobrze widziała co było w tej strzykawce i jakie będzie miało to działanie na przyjaciela w aktualnym stanie.
Patrząc się Sharpowi prosto w oczy Blue cicho się do niego odezwała.

- Trzymaj się Sharpi. Nigdzie się od ciebie nie ruszam. – po czym wbiła strzykawkę w ogiera i wstrzyknęła mu jej całą zawartość. Przytulając go mocniej do siebie nawet nie poczuła jak po jej własnych polikach zaczynają spływać łzy.
[Obrazek: signature.php]
Odpowiedz
Fala ulgi rozeszła się po ciele medyka, zderzając się z falą bólu. Jednorożec zamknął oczy, kładąc głowę na podłodze i wzdychając ciężko.

Med-X było paskudztwem. Każdy medyk to wiedział. Zapewniało sztuczne poczucie ulgi, bezpieczeństwa, i było bardziej uzależniające niż większość narkotyków. Było w rzeczy samej narkotykiem. Ale w takich sytuacjach było też niezastąpione. Jeżeli dobrze pójdzie, to zanim efekt się wyczerpie, ból powinien trochę zmaleć…

W tym momencie ból w jego głowie eksplodował na nowo, gdy w ciasnym schronie po raz kolejny rozległ się huk wystrzałów. Tym razem, na jednym huku nie poprzestało, gdy Rain i Xander wyładowali wszystko co mieli w robota. Sharp zakrył uszy kopytami. W jego głowie przelotnie pojawiła się myśl, że nawet trochę współczuł Star, która pewnie wszystko dalej słyszała jeżeli tak jak myślał, nie rzucił zaklęcia z pełną mocą, a nie mogła się w żaden sposób obronić.

Protektron nie był robotem liniowym. Sprzęt, choć zmodyfikowany i uzbrojony dla potrzeb militarnych, został zaprojektowany przede wszystkim z myślą o zastosowaniach cywilnych. Dlatego też, konstruktorzy, w całej swej wiedzy i mądrości, nie przewidzieli odporności na ostrzał w projekcie. Wojskowi specjaliści, którzy zdecydowali się w tego typu schronie umieścić ten egzemplarz, byli tego świadomi, dlatego też modyfikacje objęły dodatkowy pancerz z przodu obudowy.

Nie zaszły jednak wystarczająco daleko, aby objąć redundancję systemów czy chociażby przesunięcie krytycznych systemów. W wersji cywilnej, znajdowały się one z przodu, aby uprościć dostęp serwisowy do nich bez wyjmowania robota ze stacji dokującej.

Pierwsza breneka, dobrze wycelowana ze strzelby Xandera, trafiła robota prosto w środek “klatki piersiowej”. Pancerz zrobił co mógł, ale nie mógł powstrzymać ciężkiego kawałka ołowiu. Pocisk wdarł się do wnętrza puszki, rozszarpując obwody, płytki, lampy i przewody jak papier. Nie wystarczyło to jednak do całkowitej dezaktywacji jednostki. W tym pomogły za to kolejne pociski. Rewolwer, kaliber .357, choć bardziej kompaktowy i nie tak silny jak strzelba, też nie był zabawką.

Adrenalina i brak przyzwyczajenia do strzelania z broni z pyszczka zrobiły jednak swoje. Pierwszy pocisk przebił korpus, jednak nie uszkodził wiele, drugi zaś poszedł prosto w nogę robota, przebijając ją na wylot i doprowadzając do przyklęknięcia maszyny. To, co wydawało się dobrym uszkodzeniem, doprowadziło do wycelowania działka robota prosto w pyszczek Xandera… akurat w momencie, kiedy ciężki śrut uderzył w łeb robota.

Głowa, siłą rzeczy, nie miała miejsca na pancerz. Była ona zestawem czujników i sygnalizatorów, mieściła także głośniki i mikrofony pozwalające na funkcjonowanie interfejsu głosowego. W projekcie cywilnym nie przewidziano zapasowych czujników w innych częściach ciała. Śrut ze strzelby rozdarł zdecydowaną większość z nich na kawałki, pozbawiając robota wzroku, słuchu, i mowy.

Nie pozbawił go jednak EFSa. Silnik działka zaczął przesuwać się w stronę dwójki gdy lufa plunęłą ogniem, posyłając pierwszy pocisk w ścianę za nimi. Za pierwszym pociskiem poszedł drugi. Robot najwyraźniej zdecydował się pokryć całe pomieszczenie ogniem. Tylko kolejne trafienia z rewolweru Rain, które doprowadziły do kolejnych zmian w pozycji i uszkodzeń maszyny, cudem ocaliły Blue przed nowym zestawem markowych ran postrzałowych.

Po takim ostrzale, grzmot kolejnej breneki z Zebrzej strzelby był już formalnością. Robot, którego przód przypominał teraz bardziej metalowe confetti, runął z hukiem na podłogę. Pomieszczenie pełne było dymu, zarówno od wystrzałów, jak i dymiących elementów maszyny, która jeszcze przed chwilą była dla zebranych śmiertelnym zagrożeniem. Zapach prochu zmieszał się ze smrodem palonej elektroniki.

Sharp zamrugał, zdejmując uszy z kopyt i, jak przez mgłę, próbując dojrzeć Blue. Zmusił się do podniesienia łba i spojrzenia na nią. Ból zanikał, ale wraz z nim odpływał cały świat. Gdy tylko upewnił się, że niebieskiej nic nie jest, jego łeb łagodnie, ale szybko opadł z powrotem na podłogę.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Odpowiedz
Wybuchy z rewolwera Rain oraz strzelby nieznajomej jeszcze zebry połączyły się w kakofonię ogłuszających dźwięków. Bronie palne posyłały śmiertelne pociski w metalowy korpus robota, który z każdym przyjętym ładunkiem kinetycznym wyglądał coraz gorzej, ale zdawał się być jednakowo zdeterminowany w swoim zadaniu zrobienia z kucyków (i zebry) sitek. Rainfall dzwoniło w uszach od natłoku wybuchów, co głównie było powodem tego, że cała strzelanina odbywała się w zamkniętym pomieszczeniu bez jakiegokolwiek wygłuszania; wszak była przyzwyczajona do o wiele głośniejszego ryku działka obrotowego, używanego jednak głównie w przestrzeniach otwartych. O wiele bardziej odczuwała odrzut broni: nawet z jej posturą brak przyzwyczajenia w używaniu rewolwerów sprawił, że zęby jej dzwoniły, a szczęka zaczęła trochę boleć od kurczowego trzymania mocnego mimo wszystko Magnuma. Brakowało jej tu mechanizmu odrzutu, który nosiłby nie tylko jej głowę, ale całe ciało.

Ostatecznie jednak klaczy ziemnej oraz zebrze udało się pokonać ich wroga. Przez chwilę od jego ostatecznego upadku Rain celowała jeszcze w jego martwy korpus, dysząc; serce dudniło jej w piersi gdy jeden z pocisków robota zdawał się przelecieć centymetry od jej głowy, i nie przestało uderzać nawet teraz, kiedy był on martwy; dopiero kilka sekund później, gdy było jasne że metalowy przeciwnik naprawdę jest już tylko kupą złomu, rainfall pozwoliła sobie na poluzowanie ucisku na rewolwerze.

W tym momencie adrenalina zaczęła nieco opadać. Jej oddech nieco się uspokoił gdy ta spojrzała na młodzika by upewnić się, czy nic mu nie jest; ten sam manewr wykonała potem jeszcze raz, oglądając leżące na ziemi kucyki. Żaden z nich nie zdawał się być ranny na pierwszy rzut oka. U samej klaczy za to odezwał się raniony o wiele wcześniej bok, któremu zdecydowanie nie spodobało się bryknięcie w korpus robota jeszcze w łazience. Rana pulsowała lekkim, tępym bólem, karząc ją za tak bezmyślne działanie, ale poza tym zdawało się, że sytuacja była w normie. Ostatecznie najemniczka pozwoliła sobie na schowanie rewolwera do kabury i obróciła się do reszty całym swoim ciałem.

- Wszyscy cali? - spytała. Jej głos lekko drżał od emocji, ale poza tym stan klaczy zdawał się być w normie.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości