Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
- Oczywiście bracie że tu jest terminal... - klacz popędziła przez pokój i gdyby nie to że zatrzymała się przed drzwiami garderoby zapewne przebiła by się przez nie. Jednak stanęła przed nimi i otwarła je po czym spokojniejszym krokiem dotarła do terminalu - ...Jest tu a ja nie jestem pewna co wpisać. Zaufamy mojemu instynktowi.
Klacz chwilę wpatrywała się w ekran po czym po chwili powiedziała: - Spróbuj się dowiedzieć coś dokładniej o tym miejscu i jego mieszkańcach, uważaj na swój tyłek. Ja muszę pomyśleć. Skup się na wszystkim co będzie istotne jasne? WSZYSTKO! - westchnęła i zaczęła rozglądać się po garderobie. Uprzedzając zwykle padające w takim momencie pytanie powiedziała - A to dlatego że masz to - wskazała róg Sharpa - Jesteś jednorożcem i "widzisz" więcej. Ja spróbuję coś wykombinować bracie. - Wróciła do terminalu i zaczęła lekko machać ogonem.

"Jeśli zakładała bym do terminalu hasło to dałabym sobie własne imię... albo... jakąś nazwę, coś co mi się dobrze kojarzy albo coś czego nie zapomnę... kurwa mać!" Jej ogonek zaczął wachlować powietrze z nieco większym rozmachem, klacz na oślep wpisała słowo "La Branco". Przy odrobinie szczęścia będzie się zgadzało...
[Obrazek: cgnimLq.png]
Pijana klacz jeszcze trochę leżała, zanim postanowiła wstać. Rozmyślała nad wszystkim, co się dotychczas wydarzyło, w ciągu tego jednego dnia, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Cóż... pewnie to kolejna przyczyna "upojenia" alkoholem, którego w przyszłości prawdopodobnie będzie już unikać. Dostała swoją nauczkę, lecz gorsze było dopiero przed nią.

White powoli podnosiła się, co ostatecznie skończyło się pozycją siedzącą. Trochę ją to zmieszała, ale i zadowoliło, iż udało się jej wstać... no prawie. Chwilę siedziała, zanim postanowiła uczynić kolejny krok i przejść z pozycji siedzącą na stojącą. Niestety nie skończyło się to dobrze. Ponownie straciła równowagę i nieudolnie się przewróciła. Niby to nic, ale jednak coś było nie tak, bowiem upadła na Starweave, toteż jej się "poszczęściło." Była niemalże pewna, że atramentowa klacz, gdy tylko dojdzie do siebie, to ukatrupi White na miejscu. Na domiar złego kolejna "kolejka" alkoholu postanowiła wydostać się na wolność... znowu w stronę Starweave.

Nagle poczuła, że jest jej znowu słabo, lecz teraz było tylko jeszcze gorzej. Zdenerwowana atramentowa klacz soczyście "rzuciła mięsem", a następnie chwyciła białą w pole telekinetyczne. " Żegnaj świecie, było miło ", zdążyła pomyśleć, nim Starweave cokolwiek zrobiła. Śmierć jednak nie nadeszła. Zamiast tego podsunęło się pod nią wiadro. " Jednak żyje... ale szczęście", pomyślała klacz.

- Star... ja przepraszam - powiedziała cicho, kładąc po sobie uszy. Odkaszlnęła raz czy dwa, a następnie kontynuowała. - Nie chciałam cię... no wiesz. Był to przypadek, a one zdarzają się często... prawda? - wymusiła uśmiech. Miała chodź nikłą nadzieję, iż klacz jej wybaczy, a nie przerobi na podpałkę do ognia.
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]
Blue obserwowała jak Star stara się przetrawić to co właśnie usłyszała od niej. Miała nadzieje, że jej wypowiedź chodź trochę pomoże tamtej. Nie liczyła na to, że jej wypowiedź radykalnie zmieni jej życie, wystarczyło żeby tamta wyszła z dołka w którym się teraz znajduję, i już to będzie duży sukces.

Po chwili przemyśleń, Star w końcu się odezwała, przyznając jej racje. Że w końcu trzeba kiedyś komuś zaufać i otworzyć na innych. Blue przyglądała się jej przez chwilę po jej wypowiedzi zagubiona gdzieś w swoich myślach. Właśnie powiedziała, na dobrą sprawę obcemu kucowi, że powinna znaleźć sobie przyjaciół, gdy sama ma może dwóch przyjaciół i boi się otworzyć przed innymi. Gdyby tylko, ona sama potrafiła skorzystać z tej rady. Może Star miała rację, może najwyższa pora zmienić podejście do innych.

Nawiązując kontakt wzrokowy z drugą klaczą, Blue się uśmiechnęła delikatnie do niej i już miała coś powiedzieć, gdy na Star wpadł kuc z wiadrem zamiast głowy. Nie miała ona nawet szansy zareagować, zanim White zwróciła całą zawartość swojego żołądka na nieszczęsnego kuca pod sobą.

Blue siedziała z otwartym pyskiem obserwując scenę rozgrywającą się przed nią. Star wykrzykiwała się na White, o dziwo utrzymując ją w tym samym momencie za pomocą telekinezy z głową w wiadrze a przy okazji samemu próbując się mniej więcej doczyścić. Po chwili męczenia się z tym spojrzała się na Blue robiąc przy tym taką minę że o mało jej serce na pół nie pękło.

Podnosząc się do góry, zabrała ona z ziemi szmatę i wrzuciła ułożone na niej części lasera do torby a sam materiał otrzepując z piachu. Powoli podeszła do Star zabierając przy okazji butelkę wody którą zostawiła White. Uśmiechając się do niej i mocząc szmatę którą trzymała usiadła przy drugiej i zaczęła jej pomagać się doczyścić wysłuchując przy okazji przepraszania ze strony trzeciej klaczy.
[Obrazek: signature.php]
Kurz z pyszczka Starweave nie chciał zejść, opierając się jej kopytku. Ale poważniejszy problem prezentowały innego rodzaju zabrudzenia na jej płaszczu, jukach oraz fragmencie nogi. Czym zajęła się Blue, próbując zmyć cokolwiek wodą. Plamy zachowywały się przewidywalnie, bo opornie.

W tym czasie White, przytrzymywana w pionie przez telekinezę, miała innego rodzaju problem: świat na około niej tańczył, a ona nie mogła za nic usłyszeć, do jakiego rytmu.



Medyk poczuł ulgę, gdy klacz potwierdziła, że faktycznie jest tu terminal.
Ruszył za nią do drugiego pomieszczenia, które musiało być swego rodzaju garderobą. Zaskoczyło go to nieco po zauważeniu szaf gdzie indziej, ale...
Stanął jak wryty w drzwiach do garderoby. Zawartość była cokolwiek niespodziewana.

Ogier przesuwał wzrokiem po licznych "zabawkach" dość konkretnego przeznaczenia. Musiał być jakiś problem z wydostaniem ich, inaczej Iron już by zgarnęła chociaż część: nie chodziło nawet o używanie, podobne sprzęty tak dobrze zachowane warte były ładną sumkę na Pustkowiach.
Klacz nie mogła o tym nie wiedzieć. Ba, Sharp sam by zgarnął wszystkie. Skoro ona tego nie zrobiła, musiał być powód. Czyli to szkło mogło nie być szkłem. Medyk zarzucił ten tok myślowy i spojrzał, co robi jego przymusowa towarzyszka w tym podziemiu.

Ona aktualnie była zajęta wydawaniem mu poleceń. Jasne... jakby bycie jednorożcem automatycznie powodowało, że wszystko zauważam, pomyślał kucyk, nie mówiąc jednak tego głośno: chciałby jeszcze trochę pożyć. Ale faktem było, że na scavengowaniu ruin się nie znał, o czym doskonale wiedział. Jak i o tym, że prawdopodobnie przegapiłby wiele szczegółów, gdyby miał zacząć tutaj czegoś szukać. Nie znał zaklęć skanujących, a eksplorację ruin znał w większości tylko z opowieści.

Iron wpisała coś do terminala. Chyba próbowała odgadnąć hasło...
Coś zamrugało na PipBucku Sharpa. Spojrzał na ekran komputerka.
Widać na nim było małe logo Stable-Tec i napis "Błąd: 9/8 znaków."
- Iron, to ustrojstwo twierdzi, że wpisałaś o jeden znak za dużo - powiedział medyk, wskazując głową na ekran swojego PipBucka, wciąż podniesiony wraz z jego nogą do poziomu umożliwiającego komfortowe odczytanie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Klacz wpisała hasło i już miała zniszczyć terminal z powodu niepowodzenia jednak... - Iron, to ustrojstwo twierdzi, że wpisałaś o jeden znak za dużo - klacz zatrzymała się z destruktywnym pomysłem i popatrzyła na istne Full HD na 4,5-calowym ekranie Sharpa. Zobaczyła napis i stwierdziła że jeśli nie da się z spacją to da się bez. Powtórzyła swój skomplikowany manewr wpisywania tego samego hasła tyle że tym razem nie wstawiła spacji.
Sztuka ta była o tyle trudna że klawisze na kopyta były jak dla Iron trochę za małe, próbowała pisać kopytami ale wychodziły jej głupoty więc wkurzyła się i wyciągnęła nóż. Takowym zaczęła wystukiwać literki ale było to strasznie, przerażająco nieporęczne.

Popatrzyła podirytowana na klawiaturę i na Sharpa - Proszę cię nie komentuj, odwróć się i wyjdź na chwilę - zebrała się w sobie po czym zdesperowana uderzyła w klawiaturę głową. Popatrzyła na ekran i zobaczyła tam mniej więcej: AsfSGFaGdgva. stwierdziła że będzie musiała sporo popracować nad pisaniem. Tak więc zdezorientowana pomalutku zaczęła wstukiwać hasło nosem, było to zajęcie nudne i czasochłonne ale miała wynik: "LaBranco".
Znów odsunęła się od terminalu obserwując efekt swojego działania i... wciąż machając ogonem.

- Jak znam życie znów coś spierdzielę... Jesteś gotowy w razie potrzeby na honorową eutanazję ja-ty? Zrobimy tak, jak coś to na 3 strzelamy do siebie celując w głowę. Chyba że powinnam być niepoprawną optymistką i wszystko będzie dobrze bracie. - Zerknęła na niego i dopiero teraz uświadomiła sobie że powinna trzymać ogon w bezruchu. Tak na wszelki wypadek.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Xanderowi po chwili mocowania się z pociskiem by wyciągnąć go z łuski, wreszcie się udało. Wysypał więc zawartość na kartkę papieru, lecz okazało się że był tam tylko zwykły proch. Przegarną czarny proszek raz i drugi kopytkiem po czym zdmuchną drobinki które się do niego przykleiły. Proch jak proch... żadna mecyja. Nie mam pojęcia co za bałwan nawalił tu go aż tyle... Przecież przy takim upchnięciu mógłby nie odpalić... albo eksplodować. No, ale w każdym razie... to był po prostu zwykły nabój. Możliwe że to była jakaś pamiątka albo coś... Wcześniej był wart może z kapsel albo dwa a teraz to zwykły złom. Mógłbym go złożyć z powrotem ale nie mam do tego narzędzi.

Młodzik uniósł resztki naboju znajdujące się na kartce i strzepnął je w ciemność, kartkę dokładnie oczyścił z resztek prochu i włożył ją z powrotem do szkicownika a szkicownik do juku. Już miał wstać i ruszyć ponownie an patrol gdy usłyszał krzyk z wnętrza obozu. Zebra odwróciła szybko głowę by dowiedzieć się co się stało. Jego oczom ukazał się obrazek nieco pobrudzonej Star, która trzymał w swoim polu magicznym White. Wstał i podszedł nieco bliżej zatrzymując się w przejściu i opierając lekko o barykadę ze skrzyń. Miał mieszane uczucia, Z jednej strony cieszył się że to nie jemu się przytrafiło coś złego, a z drugiej było mu szkoda i White i Star.

Młody ogier nie miał zamiaru ingerować, ba, nie chciał się tam nawet zbliżać. Wolał stać z boku i obserwować jak to wszystko się dalej potoczy.
Star nie była może jakoś straszliwie rozzłoszczona, a raczej poirytowana całą zaistniałą sytuacją. Po prawdzie nie była też jakimś przesadnym czyściochem. Zdarzyło jej się już wcześniej nie raz pobrudzić czymś, co śmierdziało zdecydowanie gorzej niż wymiociny. Jednak klacz zazwyczaj utrzymywała jak na pustkowia, wysokie standardy i szybko doprowadzała się do swojego najbardziej umiłowanego stanu, gdy tylko było to możliwe. Szarawej trochę udało się nadepnąć na ogon Starweave, ale już pierwsze jej słowa znacznie załagodziły sytuację.

- Star... ja przepraszam - powiedziała cicho, kładąc po sobie uszy. Odkaszlnęła raz czy dwa, a następnie kontynuowała. - Nie chciałam cię... no wiesz. Był to przypadek, a one zdarzają się często... prawda? - wymusiła uśmiech. – ”Za często White. Zdecydowanie za często.” Pomyślała Star, choć wszystko to jak najbardziej mieściło się w „granicach normy” Pustkowi. Poirytowane spojrzenie miało być wszystkim na co mogła liczyć White. Jednak ciemnogranatowa zważywszy na to z kim miała odczynienia, postanowiła okazać trochę serca, stawiając uszy z powrotem do pozycji wyjściowej.

- No dobrze już dobrze. Przecież wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie. – Powiedziana Star, poprzedzając swoje zdanie przygnębionym westchnięciem. – Będziesz jeszcze wymiotować? Powiedz śmiało nie musisz się wstydzi... – Uwaga atramentowej klaczy przeniosła się na poczynania Blue. Star zdała sobie sprawę, że tamta chciała pomóc i już wcześniej zaczęła ją czyścić, na co Star z początku nie zareagowała w żaden sposób. Jednak dopiero teraz miała ona okazję lepiej przyjrzeć się temu, co dokładnie robiła niebieska klacz.

- Blue nie tak. – półkrzykiem oznajmiła Star. – Nie tak, bo tak tylko mi to wcierasz coraz głębiej tą szmatką. Daj mi wodę, szybko, zanim zaschnie. – Skończyła mówić, skupiając się na lewitowanej przez Blue butelce z wodą. Otoczyła ją swoją magią, próbując delikatnie ją lewitować i tym samym przejąć butelkę. Nie chciała tego zrobić w sposób siłowy, a jedynie umożliwić sobie natychmiastowe przechwycenie obiektu, kiedy tylko magia niebieskiego jednorożca zostawi go w spokoju.

Niestety koncentracja Starweave niekiedy pozostawiała wiele do życzenia, a w sytuacjach takich jak ta, tylko dodatkowo się pogarszała. Starweave skupiając się na butelce, poczuła znaczący spadek wysiłku magicznego. Uczucie nieco podobne do strącenie ciężkiego tobołu z grzbietu. Skutkowało to tym, że White która wcześniej była częściowo unieruchomiona w polu telekinetycznym, teraz była całkowicie wolna.
Sharp poczekał, aż klacz odczytała wiadomość i z powrotem opuścił kopyto. Stanie na 3 kopytach może i było możliwe, ale na pewno nie wygodne. Ba, ogier widział i kucyki, które potrafiły stać na dwóch. Co zawsze uważał za dziwny wybryk ewolucyjny. Sam preferował pozostawanie na wszystkich czterech, kiedy tylko było to możliwe. Nie po to był jednorożcem, żeby musieć machać kopytami na prawo i lewo.

Próbował nie komentować dość komicznie wyglądających prób Iron w kwestii wpisywania hasła. Mógł teoretycznie zaproponować pomoc: jego telekineza pozwoliłaby na wpisanie tego szybciej i bezproblemowo. Ale wolał nie ryzykować obrażenia dumy kucyka ziemnego. Zwłaszcza, że ten konkretny już wyglądał, jakby miał ochotę go zastrzelić. Próbował więc jej nieudolne próby pozostawiać bez dźwiękowego komentarza, co mu jakoś szło. Inaczej sprawy wyglądały z wyrazem pyszczka. Zwłaszcza, gdy klacz wyciągnęła nóż i, łapiąc go w zęby, próbowała naciskać guziki ostrzem. To wyglądało wręcz komicznie.

W ignorowaniu jej wysiłków nie pomagało też to, że wciąż machała ogonem. Wręcz ostentacyjnie, wydawałoby się momentami. Ogier wciąż próbował ją ignorować, jednakowoż uwarunkowania genetyczne, a także zawartość pomieszczenia sprawiały, że nie za bardzo było na czym innym się skupić, poza terminalem. I możliwością śmierci głodowej w tych podziemiach, o czym medyk wolał raczej na razie nie myśleć.

Jego ignorowanie jej okazało się zbawienne, gdy bez zapowiedzi odwróciła się i zaczęła coś gadać o eutanazji. Sharp spojrzał na nią, z lekkim zaskoczeniem. Klacz podejmowała nieco radykalne środki, jak na jego gust.
Gdy tylko odwróciła się, przestając machać ogonem, kucyk cofnął się powoli do głównego pomieszczenia. I tak nie miał jak jej pomóc z terminalem, a może faktycznie miał szanse zauważyć coś, co zostało wcześniej przeoczone.



Iron wpisała hasło. Przez chwilę terminal milczał, by wyświetlić w końcu napis "Hasło zaakceptowane". Oczom kucyka ukazał się potem standardowy interfejs terminalu. Oprócz wszechobecnego loga La Branco w prawym górnym rogu ekranu.
Terminal wyświetlał aktualnie prostą listę plików i opcji:
> Wiadomość powitalna
> Aktywuj systemy Schronu
> Utwórz nową notatkę
> Dziennik 1
> Dziennik 2
> Dziennik 3
Pierwsza pozycja, jak i ostatnie trzy, były plikami tekstowymi.



Gdy tylko telekineza Star przestała wpływać na White, klacz zachwiała się wyraźnie. Świat zaczął tańczyć szybciej i jakby bardziej, aż w końcu było to dla biednego kucyka zbyt wiele i przewrócił się ponownie. Tym razem jednak zamiast miękkiej Starweave, bok White uderzył w twarde i bardzo gorące coś, które to coś okazało się jednym z większych fragmentów drewna w ognisku. Szczęściem w nieszczęściu w tej sytuacji było to, że bok klaczy nie trafił bezpośrednio w płomienie, a "jedynie" w cholernie gorący kawał drewna.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Klacz po wpisaniu hasła chwilę patrzyła na ekran, nic się nie działo. Miała ochotę w desperacji skopać z półobrotu terminal i poszlachtować Sharpa by się troszkę zrelaksować. Jednak ekran zapobiegł destruktywnym zamiarom wyświetlając napis "Hasło zaakceptowane". Iron pogrążyła się w ekstazie zwycięstwa miała ochotę odsunąć majestatycznym ruchem medyka i opuścić garderobę. Potem zapewne położyła by się w kącie i z wyrazem medium na twarzy leżała tam tak.

Chwilę potem ekran zmienił się i pokazało się kilka opcji oraz oczogwałtne logo "La Branco". Pomalutku zaczęła nienawidzić tego logo i prawie wszystkiego co z nim związane oprócz robotów. Uśmiechnęła się na myśl o robocie w korytarzu. "Z tego DA się coś zbudować" pomyślała i jeszcze bardziej się wyszczerzyła, klacz pobieżnie przeglądnęła wszelkie opcje i na tą chwile skupiła się na dziennikach. Chciała je przestudiować więc odwróciła się i z najbardziej czarującym uśmiechem oraz najmilszym głosem jaki mogła zrobić powiedziała - Czy mógłbyś wyjść? Prosz... - klacz patrzyła w pustkę, stała chwilę osłupiała po czym wzruszyła ramionami i odczekała chwilkę. Gdy odwróciła się do terminala wybrała opcję "Wiadomość powitalna" a potem "Dziennik 1"
[Obrazek: cgnimLq.png]
White znowu zaczął tańczyć świat przed oczyma, lecz starała się... powstrzymać zwrot resztek, które ma jeszcze w swoim niemalże pustym żołądku. Na szczęście w porę klacz zwolniła swoje zaklęcie, co dało poczucie ulgi białej klaczy... aczkolwiek nie na długo. White pod wpływem "kręciołków" znowu się przewróciła, a było to... szczerze gorsze, niż wylądowanie na miękkiej klaczy. Tym razem upadła zadem na gorący kawałek drewna. Ból podziałał momentalnie jak kubeł zimnej wody, który został wylany prosto w twarz. Klacz cudem powstrzymała się od rzucania mięsem na cały głos. Reakcja na to była chyba oczywista... momentalnie odskoczyła od gorącego kawałku drewna. W tym właśnie momencie uświadomiła sobie, że chyba wykrzyczenie się na cały regulator, to będzie dobry pomysł na... odstresowanie.

CHOLERA JASNA! - wydarła się, a następnie zaczęła się rozglądać za czymś, co mogłoby pomóc... ochłodzić jej biedny zadek. - Mam już tego wszystkiego po cholerę... - dodała znacznie ciszej, aczkolwiek dalej głosem pełnym nerwów. - Nic do nie jest tak, jak chciałabym. Od samego początku tego cholernego dnia mam tylko same problemy. No zaraz mnie chyba krew zaleje... - próbowała się odstresować.
[Obrazek: QJUCOAG.jpg]




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości