Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
#51
Jednorożec już miał coś odpowiedzieć, gdy usłyszał wcale nie aż tak odległy wybuch i odruchowo zwrócił wzrok w tamtą stronę. Powód dla eksplozji o takiej sile, w takiej odległości, w dokładnie tamtym kierunku, był dość oczywisty.
Spojrzał na Blue.
- Najwyraźniej przeceniliśmy jego inteligencję... - skomentował, wskazując głową w kierunku z którego dobiegła eksplozja - co zaś do twojego pytania... cóż, raczej standard, wszystko się spieprzyło, jak to zwykle. Długa historia, zanudziłbym cię bardziej, niż ta podróż - odpowiedział, z lekkim uśmiechem, pozbawionym jednak radości.
Miał przez chwilę ochotę opowiedzieć Blue pełną wersję, ale opamiętał się. Nie miałoby to zbyt wielkiego sensu. Co by niby powiedział? Wszystko? Idiotyzm. Pustkowia dokopywały każdemu. To, że on relatywnie często miewał szczęście i nigdy nie wylądował bez niczego na środku pustyni, nic nie znaczyło. Nie, nie ma zamiaru opowiadać jak skończony dureń o wszystkim znajomej ledwo spotkanej po sporej przerwie w znajomości. Może później.

Po niedawnych wydarzeniach nie miał co z sobą zrobić, więc ruszył z karawanami. Może i jednak powinien o tym wspomnieć? Aktualnie i tak nic nie można było z tym zrobić. Może w przyszłości znajdzie nowe miejsce zamieszkania...
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
#52
Blue przez dłuższą chwile wpatrywała się w horyzont w kierunku z którego dobiegł wybuch.

- Kurwa... nie chciałam go zabić. Może i był denerwujący ale... kurwa... - Powiedziała powoli odwracając wzrok i wznawiając marsz.

- Czasem mam dość tych pustkowi, zrobią one wszystko żeby Ci tylko dokopać. Od chujowej pogody po kretynów którzy nie wiedzą jak odwiązać supeł. A najgorsze w tym wszystkim jest to że herbata mi się skończyła.

- No dobra ale dość o pustkowiach, nie lubię tego tematu. Za często się przy nim rozklejam. - Powiedziała i odwróciła wzrok w kierunku towarzysza.

- Sharpi, opowiedz mi coś fajnego. Na pewno miałeś jakieś ciekawe przygody w czasie gdy się nie widzieliśmy.
[Obrazek: signature.php]
#53
Rain z zaskoczeniem spojrzała za siebie, słysząc, że coś właśnie wybuchło. Już chciała się przygotowywać do walki, gdy przypomniała sobie, co takiego się stało zaledwie kilka minut temu. - Idiota... - mruknęła do siebie, a potem zaklęła cicho. Mógł zaczekać albo choćby użyć swojej magii, ale nie, bo po co... Teraz pewnie będzie zamieszanie w karawanie, szum, pytania...

Zawsze to lepsze niż dzień pełen nudy. Nuda to najgorsze, co może kuca spotkać. Może oprócz śmierci.

Ciemnoniebieska klacz szła obok dwójki, nie odzywając się ani słowem. Po części była ciekawa, co takiego mają do powiedzenia. Przeważała jednak zwykła nuda, która by ją spotkała, gdyby szła sama. Więc słuchała uważnie, jednocześnie patrząc od czasu do czasu do tyłu, gdzie przed chwilą życie stracił jeden z najemników, który okazał się zbyt krnąbrny i głupi, żeby zaradzić coś wobec uwięzienia za pomocą granatów, drutu i taśmy.

Ach, życie.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
#54
- Kurwa... nie chciałam go zabić. Może i był denerwujący ale... kurwa... - usłyszał.
Sharp, jesteś skończonym idiotą.
Miał określone sposoby na radzenie sobie ze śmiercią. Nie mówił o niej, przechodził szybko do innego tematu. Po latach pracy jako medyk uznawał ją za coś normalnego. Nie raz, nie dwa zdarzało mu się pociągnąć za spust samemu. Czy to naprawdę aż tak znieczula na fakt, że właśnie zginął kucyk, który zawinił jedynie tym, że był prymitywny? Owszem, był też chamski, ale to nie powód do zabijania go. Za co obwiniała się Blue. Z tym, że to tamten najemnik był na tyle głupi...
- Blue... nie ty go zabiłaś, tylko jego głupota - powiedział cicho, nie mając w głowie żadnej lepszej odpowiedzi.
Niby powinien wiedzieć, co w takich sytuacjach mówić. Wielokrotnie miał styczność z podobnymi sytuacjami, czasem nawet z pełnoprawnym zespołem stresu pourazowego... ale za każdym razem było inaczej. Dodatkowo, to nie był jakiś obcy kucyk po przejściach, który przypadkiem znalazł się w jego pobliżu. To była jego dobra znajoma, która właśnie doprowadziła do śmierci niewinnej osoby, nawet jeżeli nie miała takiego zamiaru.

Przytaknął na komentarz o pustkowiach, idąc koło drugiego jednorożca. Zawsze próbowały dokopać. Ledwo wydostawało się z jednego zagrożenia, zaraz pojawiało się drugie. W końcu każdy z nimi przegrywał. Czy to fizycznie, czy to psychicznie.

"Sharpi"? Zamrugał gwałtownie.
Minęło trochę czasu od kiedy ostatnio ktokolwiek tak go nazwał. Dokładniej, coś koło dwóch lat. Jak widać, Blue pozostała sobą. Ale ciekawe przygody? Czy ona myśli, że ja prowadzę kółko dyskusyjne w Tenpony? - zapytał się sam siebie, po czym wyrzucił tą myśl z głowy. Owszem, jego podróże w ciągu ostatnich lat bywały urozmaicone... jednakże rzadko w jakkolwiek pozytywny sposób. Zazwyczaj ktoś ginął.

- Sama wiesz jak wyglądają te "przygody" w tym świecie. W moim fachu rzadko się zdarza coś śmiesznego. Nie mam o czym opowiedzieć... Albo i mam. - przypomniał sobie pewną sytuację. Nie była może za ciekawa, ale przynajmniej nikt nie zginął, tak dla odmiany. Nie przyszło mu do głowy nic lepszego, więc zaczął opowiadać.

- Około rok temu jechałem z karawaną, mniejszą niż ta. A raczej nie tyle karawaną, co grupą scavengerów chcącą dotrzeć do Manehattanu. Nie wiem po co im to było, ale zabrałem się z nimi na część trasy. Zboczyliśmy z trasy po usłyszeniu w radiu informacji o wzmożonej aktywności bandytów na tej ustalonej... trasie, znaczy się. Weszliśmy do jakichś ruin. Protestowałem, ale oni twierdzili, że mogą znaleźć coś wartościowego, więc się zatrzymują tu - westchnął, kontynuując - odkryli jakieś drzwi pancerne. Nie wyglądały na zamknięte od czasów przedwojennych, na pewno nie była to robota Stable-Tec, ale były pancerne i zablokowane. To wystarczyło dla nich. Któryś podłożył ładunki wybuchowe i wysadził całość, zanim zdążyłem zrobić cokolwiek. Za drzwiami odkryliśmy całą plątaninę tuneli. Zostałbym na zewnątrz, ale nie miałem zamiaru sam stać jak kołek w pobliżu terytorium bandytów. W każdym razie, wewnątrz nie było żadnego sprzętu, za to były dziwne hałasy. Stukania, ruch w cieniach, bo oczywiście oświetlenia tam nie było... standardowy repertuar z opowieści scavengerów, można by powiedzieć - uśmiechnął się lekko, mając zamiar dokończyć opowieść - byliśmy przerażeni. Parę godzin tam łaziliśmy, z bronią gotową do strzału. Tak, zgubiliśmy się, bo żaden idiota nie znakował zakrętów. A potem ich zobaczyliśmy. Para ghuli, najwyraźniej tam mieszkająca, jeszcze bardziej przerażona niż my. Myśleli, że wysłano za nimi najemników. Nie jestem pewien za co, nie dopytywałem... Zaprowadzili nas do wyjścia i zatrzasnęli te cholerne drzwi, które wybuch tylko otworzył.
Może i nie jest to ciekawe teraz, ale uwierz, gdybyś tam była, to byś się śmiała z tego jeszcze długo potem - dokończył. Nic lepszego nie miał, może przynajmniej udało mu się odciągnąć myśli rozmówczyni od niedawnej śmierci pewnego najemnika.
Zastanawiał się, czy Blue w ogóle uwierzy, że to się naprawdę zdarzyło... scavengerzy byli zbyt przerażeni i zaskoczeni, żeby pomyśleć o zabiciu ghuli dla zysku. Na całe szczęście.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
#55
O ile pierwsza część wypowiedzi nie sprawiała żadnych zarzutów to już końcówka była słabym sloganem łatwym do wyczucia na odległość, nie była wykwalifikowanym zabijaką, była raczej nieumiejętnym podrzutem, ale jakby nie patrzyć była jednorożcem który w 50% znał się jako tako na magi. Dłuższą chwilę namyślała się nad swoją towarzyszką nie zwracając uwagi na to co się za nimi działo.

- No cóż, popracuj nad ostatnią formułką i powinno być dobrze. No ale nieważne.

Przystanęła na chwilę, zarepetowała karabin a potem nadgoniła zwłokę
Pomyślała że jeśli jej towarzyszka jest na tyle ułożona to mogła by przespać sobie całą noc, ale z drugiej strony słyszała sporo o klaczach wielbiących klacze. Nie zamierzała posądzać swojej towarzyszki ale nigdy nic nie wiadomo.

- Mam do ciebie dość... osobiste pytanie.
Żeby się nie okazało że jechałam przez dwa dni w jednym wozie z lesbijką...
- Czy lubisz... inne klacze?, nie żeby coś, ja tak tylko pytam.



^ ^
~ Wizio
[Obrazek: cgnimLq.png]
#56
Iron milczała przez dłuższy czas. Starweave zastanawiała się, czy odrobinę nie przesadziła. Rozważania te zostały przerwane przez eksplozję, gdzieś z tyłu karawany. Już miała rzucić klasycznym pytaniem „Słyszałaś? Co to było?”, lecz powstrzymała się, gdyż druga klacz nawet nie zwróciła na to uwagi. Nie chodziło tu o pietra, były to po prostu dodatkowe środki ostrożności. Poza tym, nie chciała żeby klacz się na niej poznała. Stety bądź niestety, było na to za późno, o czym przekonała się kiedy popielata klacz przerwała ciszę.

Jednak to ostatnie słowa Iron wprawiły ją w zakłopotanie. Nie podobał jej się sposób w jaki je wypowiadała, nie była też pewna do czego klacz zmierzała. Obrzuciła ją dokładnym spojrzeniem. Iron nie była jakimś szczególnie gorącym towarem, ale ta cholerna podróż strasznie jej się dłużyła. Poza tym minęło już sporo czasu od kiedy… Fala obrazów zalała jej głowę.

Szybko jednak odgoniła zbereźne myśli, nie mogła sobie na to pozwolić, nie w takiej sytuacji. - Wybacz, ale jestem zaskoczona że oto pytasz. Czyż nie wydaje ci się że ciasny, pozostający non stop w ruchu wóz, nie jest zbyt idealnym miejscem na tego typu rzeczy? Nie wspominając już o cieniutkim materiale, którym jest przykryty oraz obecność innych kucyków.

Starweave wypowiedziała te słowa bez emocji.
#57
- Ja tylko pytałam o twoją pieprzoną orientację, nie nie będę się z tobą pierdolić, nie zamierzam wprost.

Szybka dedukcja, albo ona zadała źle pytanie albo to Starweave była jakoś nieułożona. Jedno było pewne - Nocy nie prześpi. Najprostszym rozwiązaniem było zasadzenie sobie kwas a potem polecieć na tripa. Będzie wprawdzie groźnym agresorem ale przynajmniej sobie odpocznie.

Albo Eter, nie ma nic gorszego od klaczy na jeździe eterowej, wygląda jak skrzyżowanie pijaka z wcieleniem kobiecości, mózg wie że robi głupoty ale nie panuje nad nimi. Nie raz widziała jak Eter wpływa na zwyczajną psychikę, z perspektywy obserwatora wygląda to zabawnie jednak nie jest to zbyt kolorowe dla upojonego. Po chwili odrzuciła tą myśl, Eter jest zbyt cenny żeby marnować go byle kiedy.

Nie, nie zażyje niczego, to będzie długa i nudna noc. Iron postanowiła spróbować pogadać z innymi, nie znała ich - oni nie znali jej. Prosta linia, nie zamierzała się ućpać a potem mieć zgon przez 4 godziny. "Kolejny Pojeb w królestwie pojebów" - święta racja, sama Iron nie wiedziała dlaczego nagle tak pomyślała ale słowa te były jak proroctwo. Kim była?, no właśnie była kolejnym pojebem który siedział w całym takim królestwie o nazwie pustynia.

- Dobra, zapomnij Star. Idę zobaczyć co z resztą.

Po tych słowach zwolniła i dołączyła do idącej z tyłu grupy. Mimo wielu słów cisnących się na język nie miała odwagi zacząć, poprawiła tylko kurtkę której kołnierz znów zaczął odsłaniać bliznę.
[Obrazek: cgnimLq.png]
#58
Rainfall słuchała. Nic lepszego nie przychodziło jej do głowy, niż tylko iść obok, słuchać i siedzieć cicho. Słuchała średnio ciekawej opowieści o szabrownikach i ghulach, a jednocześnie zastanawiała się, czemu wciąż nie było żadnej reakcji na wybuch ze strony reszty karawany. Głusi byli czy co? A może zwyczajnie nie interesowali się tym, co zdarzyło się kilkadziesiąt metrów od nich...

Nie, to nie miało sensu. Może to ona nie była na tyle bystra, żeby dojrzeć jakikolwiek powód takiego zachowania.

No i znowu nuda.

Po chwili podniesiona argumentacja dwóch person z przodu urwała się, a klacz o czereśniowej grzywie odłączyła się od drugiej, idąc w ich stronę. Rain pomyślała, że to dobra okazja, żeby skończyć słuchać i zacząć mówić.

Tak też zrobiła.

Gdy ta już przybyła, widać było, że coś jej broni się odezwać. Zapewne nieśmiałość albo coś. Kij go wie. Zawsze lepiej zacząć rozmowę, niż przez całą podróż iść w milczeniu.

-Widzę, że odbyłyście nie do końca spokojną pogawędkę - zagadnęła. - Można wiedzieć, co było takie drażliwe, że wszyscy słyszeli wasze podniesione głosy?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
#59
Jak dotąd podróż przebiegała spokojnie - pomarańczowy kuc kłusował obok ostatniego wozu karawany, nie zwracając uwagi na niewyraźne głosy idącej z przodu reszty kuców, uważnie obserwując teren dookoła. Teraz jednak zapadł zmierzch - doświadczenie podpowiadało, że nierozsądnie jest zostawać z tyłu w pojedynkę. Do tego jeszcze ktoś najwyraźniej uznał, że zabawne będzie, jeśli wysadzi w powietrze jednego z kuców podlegających bezpośrednio szefowi wyprawy.

Carrot Slice przyspieszył kroku. W takiej sytuacji lepiej mieć pozostałe kuce w zasięgu wzroku i słuchu, na wypadek, gdyby znowu spróbowały zrobić coś równie głupiego. Będą mieli szczęście, jeśli odgłos eksplozji ściągnie jedynie wszystkich bandytów z okolicy. Nie sposób było też przewidzieć, jak ich pracodawca zareaguje na śmierć jednego ze swoich cyngli.

Przesuwając się naprzód, Slice przeszedł na drugą stronę kolumny, podchodząc od tyłu do pozostałych na odległość kilkunastu kroków, wystarczająco blisko, żeby widzieć w mroku ich sylwetki i słyszeć wyraźnie ich głosy, ale (jak miał nadzieję) wystarczająco daleko, żeby nie brać udziału w rozmowie.
[Obrazek: 2_1346772844.png]

» (U) (Z) 10:00 - Kingofhills@ -- PW do Poulsen: >Co się stało >Bez spoilerów #JustPoulsenThings
#60
- Może ty jeszcze ankietę przeprowadzisz w całej karawanie? - Starweave wypowiedziała te słowa cicho, gdy druga klacz była już poza ich zasięgiem. Przeglądała wspomnienia z dzisiejszej rozmowy, próbując ustalić w którym momencie jej nieuwagi, Iron mogła sobie coś zapodać. Czy taki moment w ogóle istniał? Nie, chyba nie. Jeszcze tylko brakowało, aby jej kompanka spierdoliła się podczas nocnej zmiany.

„Aaa… chuj z nią, teraz to już nie mój problem.”

Noc, noc była następstwem zmroku. Był to czas kiedy życie większości istot zamierało, wszędzie wokół panowała cisza i spokój, chłodne przyjemne powietrze łaskotało sierść, a na niebie można było zobaczyć najpiękniejsze kreacje Księżycowej Bogini. Noc na pustkowiach nie miała do zaoferowania żadnej z tych rzeczy. Różniła się od tej z baśniowych opisów, z jakimi przyszło klaczy się spotkać w starych przedwojennych księgach dla małych źrebaków. Starweave spacerowała przez beznamiętną otchłań. Czuła smród braminów, do którego do tej pory nie udało jej się przyzwyczaić. A także ciężar swoich juków które na powrót musiała dźwigać, bo jakiś dupek z osobistych strażników szefa, najwyraźniej próbował się do nich dobrać. Ogółem nie zapowiadała się ciekawa noc, poza jednym szczegółem.

Jednoróżka była znowu sama, tak jak powinno być. Lecz po raz pierwszy było jakoś inaczej, coś nie dawało jej spokoju. To nie była taka samotność jak w jej sanktuarium w Stajni, gdzie była absolutnie pewna, że nic a nic nie może się wydarzyć. Była świadoma, że takiego poczucia bezpieczeństwa już prawdopodobnie nigdy nie doświadczy. Zdarzyło jej się już wcześniej nocować samej gdzieś na pustkowiach, podczas swoich podroży i to nie jeden raz. Wtedy to zawsze wyszukiwała sobie jakąś kryjówkę, najczęściej gdzieś w jakiejś zrujnowanej zabudowie. Skanowała dokładnie obszar w poszukiwaniu zagrożenia i dopiero na koniec układała się do snu. Tyle tylko że teraz o śnie i kryjówce nie było mowy. Dodatkowo dręczył ją fakt, iż wszystko idzie jakoś zbyt łatwo. Klacz stwierdziła że skoro wynajęto aż tyle kucyków do ochrony takiego małego gówna, to znaczy że na pewno spodziewano się natarcia. „Cisza przed burzą” Pomyślała.

Starweave zaczęła rozpaczliwie rozglądać się za jakimś towarzystwem. W zasięgu jej wzroku były tylko dwie grupy. Jedna całkowicie pochłonięta rozmową. W drugiej była Iron. „Kurwa mać..” W oddali, kawałek za nimi w cieniu wozu, dostrzegła jeszcze jednego kucyka. Samotnie dreptającego w cieniu wozu, pomarańczowego ogiera o brązowej grzywie. Nie wyglądał na takiego, który potrzebował by towarzystwa, jednak zdecydowała się spróbować i już po chwili znalazła się obok niego.

- Cześć, znajdzie się tu dla mnie trochę cienia?




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości