28-10-2013, 14:30
W sumie to nie, ale to też fajnie
Generalnie mi chodzi o ciekawe/śmieszne wydarzenia z samych sesji/przygód
Może dam przykład
A więc na wstępie powiem, iż drużyna moich graczy (a w zasadzie luźno powiązana ze sobą grupa kucy wszelakich) składa się z:
3 kucy ze stajni, których pojęcie o Pustkowiach jest w zasadzie żadne (1 klacz, ziemniak, hydraulik/ninja, 1 ogier, ziemniak, magazynier/tank i 1 ogier, jednorożec, technik/MEW-spec).
młodego rodzeństwa pegazów urodzonych na pustkowiu (1 klacz sniper/psychopatka i 1 ogier medyk/haker).
doświadczonego ogiera jednorożca piromana/scavengera
doświadczonej (głównie przez życie) acz młodej klaczy jednorożca prawie-raidera (also moja NPC)
i oni się nie lubią za bardzo
ok, więc ta cudowna grupa się postanowiła w pewnym momencie rozdzielić, long story short, stajenni we trójkę błądzą po lesie (a przez las mam tu na myśli spalone pnie sterczące z ziemi) i trafiają na przyjaźnie wyglądający obóz z 14 kucami. Cztery kuce uzbrojone po zęby, 10 stłoczonych w odgrodzonym miejscu z dziwnymi obrożami na szyi. Oczywiście kuce ze stajni, które wylazły ledwo 4 dni wcześniej postanawiają się grzecznie przedstawić i pogadać przy ognisku.
Po rychłej zdradzie ich gospodarzy oraz długiej i wyczerpującej walce handlarze niewolników zostali obezwładnieni (nadal byli na etapie zabijanie jest złe). straty własne to jeden nieprzytomny jednorożec, jedna klacz z 3 ranami ciętymi jeden kilkukrotnie postrzelony magazynier (który ma wytrzymałość na 10, wiec nic mu to w zasadzie nie zrobiło)
następnie nastąpiła najbardziej matrixowa scena z sesji jak do tej pory:
szef slaverów złapał pilota od obroży i chciał negocjować swoje uwolnienie (poście nas, albo wszystkich wysadzę w powietrze.)
bo bardzo nieudanych negocjacjach (critical fail negocjującego) wszelka chęć do życia opuściła ów szefa slaverów i po prostu wpuścił detonator z magicznego uchwytu. zanim jednak spust zdążył odskoczyć i zdetonować obroże klacz/ninja przebiegła tych kilka metrów, rzuciła się i złapała detonator w zęby.
Generalnie mi chodzi o ciekawe/śmieszne wydarzenia z samych sesji/przygód
Może dam przykład
A więc na wstępie powiem, iż drużyna moich graczy (a w zasadzie luźno powiązana ze sobą grupa kucy wszelakich) składa się z:
3 kucy ze stajni, których pojęcie o Pustkowiach jest w zasadzie żadne (1 klacz, ziemniak, hydraulik/ninja, 1 ogier, ziemniak, magazynier/tank i 1 ogier, jednorożec, technik/MEW-spec).
młodego rodzeństwa pegazów urodzonych na pustkowiu (1 klacz sniper/psychopatka i 1 ogier medyk/haker).
doświadczonego ogiera jednorożca piromana/scavengera
doświadczonej (głównie przez życie) acz młodej klaczy jednorożca prawie-raidera (also moja NPC)
i oni się nie lubią za bardzo
ok, więc ta cudowna grupa się postanowiła w pewnym momencie rozdzielić, long story short, stajenni we trójkę błądzą po lesie (a przez las mam tu na myśli spalone pnie sterczące z ziemi) i trafiają na przyjaźnie wyglądający obóz z 14 kucami. Cztery kuce uzbrojone po zęby, 10 stłoczonych w odgrodzonym miejscu z dziwnymi obrożami na szyi. Oczywiście kuce ze stajni, które wylazły ledwo 4 dni wcześniej postanawiają się grzecznie przedstawić i pogadać przy ognisku.
Po rychłej zdradzie ich gospodarzy oraz długiej i wyczerpującej walce handlarze niewolników zostali obezwładnieni (nadal byli na etapie zabijanie jest złe). straty własne to jeden nieprzytomny jednorożec, jedna klacz z 3 ranami ciętymi jeden kilkukrotnie postrzelony magazynier (który ma wytrzymałość na 10, wiec nic mu to w zasadzie nie zrobiło)
następnie nastąpiła najbardziej matrixowa scena z sesji jak do tej pory:
szef slaverów złapał pilota od obroży i chciał negocjować swoje uwolnienie (poście nas, albo wszystkich wysadzę w powietrze.)
bo bardzo nieudanych negocjacjach (critical fail negocjującego) wszelka chęć do życia opuściła ów szefa slaverów i po prostu wpuścił detonator z magicznego uchwytu. zanim jednak spust zdążył odskoczyć i zdetonować obroże klacz/ninja przebiegła tych kilka metrów, rzuciła się i złapała detonator w zęby.